W czwartek odwiedziłem warszawskie Targi Książki Historycznej. Od kilku lat odbywają się one w Arkadach Kubickiego obok Zamku Królewskiego. Warto odwiedzić.Chcę opisać wrażenia ze spotkania z jednym z autorów. Powodowany ciekawością zaszedłem na spotkanie z niejakim Wiesławem Romanowskim, który usiłował reklamować swoją nową książkę o prowokacyjnym tytule: „Bandera – ikona Putina”.
Tego Romanowskiego kojarzyłem już z wcześniejszych publikacji, których sensem, według mnie, jest próba relatywizacji zbrodniczej roli OUN-UPA, a przede wszystkim samego Bandery. Przedstawianie go jako kogoś nieznaczącego, może zagubionego, na kogo nie warto zwracać uwagi, a należy przede wszystkim popierać Ukrainę. Tę ostatnią jego publikację odbieram jako prymitywną wręcz próbę powiązania Bandery z Putinem, co dla każdego, cokolwiek zorientowanego, jest po prostu odwracaniem kota ogonem.
Absolutnie nie polecam tego rodzaju niewyszukanej propagandy. na spotkaniu o tej książce prawie nie mówiono, a dyskutowano o rozwoju stosunków polsko-ukraińskich w ostatnim czasie. Na może 20 obecnych osób, dużo było Ukraińców, w tym także dwie osoby z ich ambasady.
Rozpoczął Romanowski zadając pytanie o sens uchwały sejmowej o ludobójstwie na Wołyniu. Według niego „spętała” ona nogi polskiej dyplomacji, która nie jest teraz w stanie działać na Ukrainie. Jakie cele zrealizowano za pomocą tej uchwały? Wśród zabierających głos z polskiej strony, był m.in. redaktor Ryszka z „Rzeczpospolitej”, padła przytomna odpowiedź – a jakie cele zrealizowano do tej pory, przez 25 lat unikania tematu Wołynia? Nie udało się zdemontować tej bomby, i mleko się rozlało, co widać po masie książek o tematyce wołyńskiej na targach. Stronie ukraińskiej bardzo to było nie w smak a i ślepym wyznawcom bezwarunkowego pojednania także wyraźnie to przeszkadza. Zwracano także uwagę, chyba pan Reszka, że relacje polsko-ukraińskie przebiegają po sinusoidzie, od egzaltacji poparcia (podczas Majdanów) do Wołynia.
Głos zabrał też ukraiński dziennikarz i publicysta ze Lwowa Andrij Pawłyszyn, który przedstawiał swój pogląd na sprawy polsko-ukraińskie jako maksymalnie otwarty i liberalny.
Czyli należałoby oczekiwać, że będzie to opinia bardzo wyważona i pojednawcza. A co on mówił? Otóż stwierdził, że uchwała sejmu zniszczyła 30 lat „konsensusu historycznego”, że dla Ukraińców to Dmowski i Piłsudski są gorsi od Bandery i Szuchewycza. Część Sali zaczęła się śmiać usłyszawszy takie absurdy. Wspomniał też o Zakerzoniu, jako ziemiach ukraińskich No i na koniec był uprzejmy ocenić obecne działania polskie, czyli uchwałę o ludobójstwie, i film Wołyń, jako uwaga ….. element polskiej wojny hybrydowej przeciwko Ukrainie. Jeśli takie jest podejście ultra liberalnego ukraińskiego działacza, to wręcz strach poznać stanowisko przeciętnego Ukraińca.
Widać, że ten dotychczasowy dialog, oparty na paradygmacie Giedroycia, jest sztuczny i on do niczego nie prowadzi, zaś przez stronę ukraińską jest słusznie interpretowany jako polska kapitulacja i gotowość do zaakceptowania wszelkich ukraińskich pretensji.
Dowiedziałem się także jak wygląda obecne podejście Dudy do sprawy tego dialogu. Otóż w kręgu pałacu prezydenckiego lansuje się tzw. wariant kurylski, czyli wyłączenie z rozmów polsko-ukraińskich kwestii wołyńskiej. Nazwa, kurylski, pochodzi od pewnej formuły rozmów japońsko-rosyjskich z wyłączeniem sprawy spornych Wysp Kurylskich. Zastosowanie takiej formuły do kwestii polsko-ukraińskich wydaje się całkowicie chybione, bo to tak jakby kwestię Holokaustu próbować usunąć ze stosunków niemiecko-żydowskich. To przecież całkowity absurd. A i wariant kurylski w relacjach rosyjsko-japńskich także się nie sprawdził i okazało się, że bez ruszenia sprawy tych wysp, żadnego istotnego postępu nie osiągnięto.
Tak samo jak lawirowanie przez Lecha Kaczyńskiego w sprawie Wołynia nic nie dało, a tylko sprawę pogorszyło, gdyż brak jego zdecydowanego stanowiska wobec Juszczenki spowodowało, że ten ostatni nadał tytuły bohatera Ukrainy dla Bandery i Szuchewycza. Ponoć w tej sprawie Lech Kaczyński został przez Juszczenkę oszukany, który obiecywał, że sprawa nie będzie ruszana. Polityk nie może się powoływać na to, że został w jakiejś sprawie oszukany. Jeśli został oszukany, to nie nadaje się na polityka.
Jeden z uczestników zwrócił uwagę, że nie ma żadnych badań socjologicznych wśród Ukraińców przebywających, czy osiedlających się w Polsce. Że zupełnie nie wiadomo, kim są ci ludzie, co oni myślą. Na to była reakcja, ze strony ukraińskiej, że takie badania to może być wstęp do polonizacji tych ludzi.
No i jeszcze ten ogólny płacz, że sprawa Wołynia może się negatywnie odbić na przebywających obecnie w Polsce Ukraińcach, że źle się stało, zaś Romanowski wprost przyrównał uchwałę sejmową w sprawie ludobójstwa, do rzucenia butelką o stół, co zostawiło tylko jakiś niesmak. Tak straszne było według niego zachowanie polskiego Sejmu.
I pomyśleć, że ten człowiek jeszcze niedawno służył w polskiej dyplomacji, był konsulem w Grodnie, czy wicedyrektorem Instytutu Polskiego w Mińsku. Jak widać sprawa ambasadora Piekły, nie jest jednostkowa i ma o wiele szerszy kontekst.
A na koniec ktoś przytomnie stwierdził, że tę całą obecną przyjaźń polsko-ukraińską warunkuje jedynie nienawiść do strony trzeciej, czyli do Rosji. Słabe to spoiwo, bo jak przypomniano, gdy na polsko-ukraińskim spotkaniu we Lwowie chciano wypić za jakaś wspólną sprawę, to nie można było, za nic, takiej znaleźć. Romanowski podrzucił, chyba żartem, że można było wypić za Banderę. I tak to się przedstawiają obecne perspektywy pojednania polsko-ukraińskiego, a raczej całkowity ich brak.
Stanisław Lewicki