Lewicki: Czy należy się bać globalnego ocieplenia?

 

Wczoraj, w wielu miastach, zostało  na godzinę wyłączone podświetlenie zabytków i urzędów, co odbyło się w ramach tzw. „Godziny dla Ziemi”, co ma służyć uświadamianiu zagrożenia globalnym ociepleniem.
Pewni, zaangażowani w walkę z klimatem, politycy wydają się być całkowicie oddani tej idei i nie przebierają w środkach  jak prezydent Warszawy Trzaskowski, który w publicznych wystąpieniach alarmuje, że „planeta się pali”.
Nie należy się zatem dziwić, że jacyś młodzi aktywiści, a jeszcze bardziej aktywistki, które uwierzyły jego słowom, miotają się nie za bardzo wiedząc jak tę planetę gasić, i końcu przychodzi im do głowy, by oblać farbą pomnik warszawskiej Syrenki. Czy to akurat ugasi tę „płonącą  planetę”? Wątpliwe!

Spróbujmy spojrzeć na rzecz całą zachowując jakąś dozę rozsądku. Według raportów, generowanych przez organizacje działające w obszarze klimatu, wzrost temperatury od roku 1880, czyli początku rozwoju przemysłu, wynosić ma dotychczas  1 stopień Celsjusza, zaś to wielkie zagrożenie, werbalizowane przez Trzaskowskiego słowami „planeta się pali”, ma polegać na tym, że ten wzrost temperatury może, przy obecnych trendach, osiągnąć do 2050 roku, 2 stopnie Celsjusza, zaś poziom wód oceanów ma się, w tym czasie,  podnieść o ok. 30 cm.
Wystąpić też mają inne konsekwencje, którymi straszy się ludzi, próbując ich skłonić do wielkich poświęceń mających rzekomo odwrócić to zagrożenie.

Trudno wprost ocenić, czy te wszystkie przewidywane zmiany są w pełni realne i niosą jakieś faktyczne zagrożenie, a jeszcze bardziej pod znakiem zapytania stoi to, czy akurat wymuszane na nas poświęcenia, szczególnie w obniżaniu poziomu życia, mogą je odwrócić.
Nie jesteśmy jednak całkowicie skazani na to co nam suflują różni klimatyczni szamani, gdyż okazuje się ze zjawiskami globalnego ocieplenia, podobnie jak z okresami ochłodzenia, wręcz zlodowacenia, mieliśmy wielokrotnie do czynienia w dziejach Ziemi.
Ostatnie gwałtowne ocieplenie miało miejsce kilkanaście tysięcy lat temu. Tak opisuje to historyk i archeolog, profesor Ian Morris w książce „Why The West Rules – For Now”- wydanej także po polsku w roku 2015: „W ciągu dwóch lub trzech wieków około 17 tysięcy lat p.n.e. poziom morza wzrósł o dwanaście metrów, kiedy stopniały lodowce, które pokrywały północną Amerykę, Europę i Azję (…) w niektórych okresach poziom wód wzrastał o piętnaście centymetrów dziennie”.
Widzimy, że zmiany którymi dziś nas się straszy, że mogą zajść w ciągu przyszłych dziesięcioleci (30 cm zwiększenia poziomu oceanów w ciągu 30 lat), wtedy zajmowały tylko dwa dni.

Jeśli zaś chodzi o tempo wzrostu temperatury, która od roku 1880, czyli przez 140 lat, wzrosła o 1 stopień Celsjusza, to we wspomnianych czasach prehistorycznych, jak pisze profesor Morris, ona wprost galopowała: „w ciągu jednego pokolenia temperatura ziemskiego globu rosła o mniej więcej 5⁰C”.
Widzimy zatem, że tamto ocieplenie, z którym już mieliśmy do czynienia, było, pod względem szybkości postępowania, jak i skali, wielokrotnie większe od tego czym nas dziś straszą ci różni klimatyczni i polityczni kaznodzieje.

I cóż się wtedy, kilkanaście tysięcy lat temu, strasznego stało?
Populacja reniferów, która istniała nawet na obszarze dzisiejszej Hiszpanii, cofnęła się na północ, zaś te tereny, gdzie przedtem żyły te renifery, zamieszali ludzie, którzy mogli zająć się rolnictwem, a nie zbieractwem, przez co populacja ludzi mogła wielokrotnie wzrosnąć. Czy to było coś złego, jakaś katastrofa?

Niedawno znalazłem też informację, która potwierdza to błyskawiczne postępowanie ocieplenia w czasach prehistorycznych.
Otóż, w lutym tego roku, uczeni z wielu niemieckich uniwersytetów, opublikowali w naukowym piśmie „Proceedings of the National Academy of Sciences” wyniki badań, gdzie opisują odkrycie na dnie Morza Bałtyckiego (21 metrów pod powierzchnią wody), w Zatoce Meklemburskiej, długiego muru kamiennego, zbudowanego 11 tysięcy lat temu przez pierwotnych myśliwych, który najpewniej służył im podczas polowań na renifery, do odcinania dróg ucieczki zwierzynie.
Widzimy zatem, że od tamtych czasów, kiedy w Meklemburgii żyły renifery, poziom wody, na wskutek wzrostu temperatury i topnienia lodu, podniósł się w Bałtyku, aż o 21 metrów (to jest 70 razy więcej niż jakiś marne 30 cm, czym się nas dziś straszy) i nie spowodowało to jakiejś katastrofy, a wprost przeciwnie, ten obszar stał się bardziej przyjazny dla ludzi, choć sam  Bałtyk wydaje się jeszcze zbyt  zimny i sam wolę cieplejsze Morze Śródziemne.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 28 Average: 4.4]
Facebook

14 thoughts on “Lewicki: Czy należy się bać globalnego ocieplenia?”

  1. Moim zdaniem to nie globalne ocieplenie jest problem ludzkości, tylko wyczerpanie się surowców nieodnawialnych na planecie. Celem powinna być likwidacja spalania kopalin w celach energetycznych. Widać jedynym sposobem na osiągnięcie tego celu w warunkach demokratycznych jest straszenie ludzi rzekomym efektem cieplarnianym powstającym na skutek emisji CO2.

    1. Czyli „nie spalajmy kopalin, aby ich nam nie zabrakło”? Jeśli przestaniemy je spalać, to tak jakby JUŻ ich zabrakło — skoro niby są, ale spalać ich nie będzie wolno.
      A tak nawiasem mówiąc: „Dubitacjusz” ostatnio zaskakująco odsłania swoje „woke” oblicze.

  2. Kiedy byłem młodym młodszym niż obecnie człowiekiem, to pozwalałem sobie na zabawy z farbą – zanim stało się to modne. Byłem prekursorem. Dziś chwalę prezydenta Władimira Władimirowicza Putina. Jednak po przeczytaniu tego artykułu widzę, należy również chwalić klimat. Dlatego apeluję do serc naszych rodaków: chwała Putinowi i klimatowi!!!

  3. Rozumiem, że globciepowcy zwracają uwagę na coś innego – ten skok średniej temperatury o 1’C, powoduje zwiększenie się ekstremów pogodowych. Mamy niby tylko trochę cieplej(niezauważalnie), ale amplituda wahań krótkookresowych narasta. Z jednej strony nie ma już tych legendarnych, komunistycznych zim z temperaturą <-30'C, z drugiej – dochodzi do wielomiesięcznych okresów suszy, jak chociażby w 2023 r. Rów melioracyjny w niedalekim sąsiedztwie domostwa mojego wuja wysechł już w połowie czerwca, zaś woda pojawiła się dopiero w listopadzie.

  4. Podawane fakty nie mają żadnego znaczenia wobec siły pieniądza i mediów. Kluczem do zrozumienia tego co się dzieje są przepływy finansowe. Globalistyczne elity zapewniają finansowanie badań nad ociepleniem klimatu i rozkręcają kampanię medialną. Pytanie po co to robią?
    Po pierwsze, system gospodarczy Zachodu upada i trzeba jakoś uzasadnić powrót do najczarniejszych czasów kiedy panowała bieda. Ludzie mają się zgodzić na destrukcję poziomu życia dla ratowania planety. Na forum UE oficjalnie mówi się o polityce zerowego wzrostu gospodarczego. W rzeczywistości będzie gorzej, ponieważ brak dostępu do taniej energii elektrycznej spotęguje katastrofę gospodarczą.
    Po drugie, nowy system gospodarczy ma doprowadzić do zgromadzenia większości bogactwa w rękach nielicznych międzynarodowych korporacji. W ten sposób urzeczywistni się teza Marksistów o niekończącej się koncentracji kapitału w ramach współczesnego kapitalizmu

    1. Niemniej, zerowy wzrost nie oznacza biedy, tylko brak kolejnych przyrostów PKB per capita. Będzie jak w Japonii, która praktycznie dobiła do szklanego sufitu i nie widać nadziei na dalszy wzrost zamożności narodu. Dzieci będą żyły na tym samym poziomie, co ich rodzice. Nie będzie mowy o lawinowym wzroście bogactwa, gdzie każde kolejne pokolenie jest 2x bogatsze od poprzedniego. To już nie wróci.

      1. „Zero growth” nadal oznacza poważną konsumpcję, zamrożoną na obecnym poziomie, czyli dalsze zużywanie zasobów.

  5. Cóż, już dawno temu zauważono, że „gdy ludzie przestaną wierzyć w Boga, to zaczną wierzyć w najrozmaitsze brednie” — i oto mamy okazję widzieć to na własne oczy.

  6. Panie autorze>klasycznie się Pan ośmiesza z tego prostego powodu, że tzw. globalne ocieplenie-climate change jest oficjalną polityką USA a więc UN-EU etc, etc a tym samym oczywiście ukropolin
    i jeżeli się ktoś pyta o co chodzi>oczywiście chodzi o forsę.

  7. „W kolejnych dekadach XXI w., jeżeli nie nastąpi szybka redukcja emisji gazów cieplarnianych, spodziewane ocieplenie planety osiągnie poziom wyższy niż panujący w jakimkolwiek momencie holocenu, a także poprzedniego interglacjału i większości plejstocenu” w: Thomas Westerhold. An astronomically dated record of Earth’s climate and its predictability over the last 66 million years. „Science”. Tom 369, nr 6509, s. 1383–1387. to daje do myślenia.
    Wykres: Rekonstrukcja zmian temperatury globalnej w kenozoiku, plejstocenie, holocenie i okresie historycznym, oraz przykładowe scenariusze przyszłego globalnego ocieplenia w Wikipedii pokazuje, że po 2100 r nastąpi gwałtowny wzrost temperatury przypominający te z kenozoiku. To też daje do myślenia.
    O globalnym ociepleniu spowodowanym przez człowieka mówią naukowcy z największych uniwersytetów europejskich, polskiego PANu i komisji naukowców z IPCC – to też argument.
    Intuicyjne, a często życzeniowe wyobrażenie o czymkolwiek o czym powinna się wypowiadać nauka chyba naprawdę nie ma sensu. Choć, to przecież portal konserwatystów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *