Jesteśmy w przeddzień Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej. Taka jest oficjalna nazwa tego święta ustanowionego po wielu latach starań, które wreszcie przebiły się przez mur podłości i marnych politycznych kalkulacji. Ci, którzy usiłowali, i może dalej usiłują, całą sprawę wyciszyć nie znają oczywistej prawdy, że każde świadome tego rodzaju przemilczenie w historii jest niemoralne i będzie skutkowało w przyszłości tylko wyolbrzymieniem całej sprawy. Tym samym finalny efekt ich machinacji będzie przeciwny do zamierzonego i zamiast ostatecznego pojednania obu narodów będzie faktycznie przyczyną wiecznej zadry we wzajemnych relacjach.
Nie chodzi tu zresztą wyłącznie o prawdę historyczną, ale także o elementarne człowieczeństwo. Jest bolesnym faktem, że szczątki ofiar tego ludobójstwa nadal leżą niepochowanie w dołach śmierci na Ukrainie. Tymczasem władze ukraińskie, tak jakoby rzekomo przyjazne Polsce i wdzięczne za pomoc okazywaną ich narodowi w obecnym wojennym nieszczęściu, nadal nie wydały zgody na wznowienie ekshumacji i pochówków ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach. A przecież pochowanie swoich jest elementarnym obowiązkiem dla człowieka. Tak było od czasów starożytnych, od samego zarania cywilizacji. Już w starożytnej Grecji istniał obowiązek dla obywateli miast, polis, by pogrzebać swoich. Do dziś ten archetyp, o którym dowiadujemy się z dramatu Antygona, jest żywy. Czy zatem, jeśli władze Ukrainy zakazują Polakom spełnienia tego obowiązku Antygony, to można wierzyć w ich zapewnienia o przyjaznym do nas nastawieniu?
Niestety, cześć ukraińskich elit zbudowała sobie kompletnie fałszywe przeświadczenie o szczególnych zasługach Bandery i jego zwolenników dla powstania ukraińskiej państwowości. Nie można zbudować niczego trwałego i godnego szacunku na zbrodni ludobójstwa. Próby czynienia tego będą tylko prowadzić do ciągłych problemów w relacjach wzajemnych i do wykorzystywania tego przez wrogów.
I tak stało się całkiem niedawno, kiedy to ambasador Ukrainy w Niemczech publicznie, w niemieckich mediach, bronił Bandery, nie tylko usiłując zaprzeczać jego związkom z masowymi mordami na Polakach, ale jeszcze relatywizując ich znaczenie i usiłując wyolbrzymiać pewne przypadki polskich akcji odwetowych.
Niektórzy na Ukrainie usiłują argumentować, że Bandera nie miał związku z mordami, gdyż podczas Rzezi Wołyńskiej był przetrzymywany przez Niemców w obozie odosobnienia. Nie jest to poważny argument. Wina Bandery polega na tym, że to właśnie on tworzył organizację OUN-B, która zaplanowała i przeprowadziła masowe mordy. W tym sensie jest tu pewne podobieństwo do Rudolfa Hessa, który przecież uciekł do Anglii, zanim Niemcy zaczęły realizować ludobójstwo na masową skalę. Uznano go jednak, w procesie norymberskim, za zbrodniarza, gdyż przez udział w kierownictwie III Rzeszy, był odpowiedzialny za powstanie tej machiny zbrodni.Co ciekawe, obecnie w Niemczech istnieje znacznie grono neonazistów uznających Hessa za niewinnego, wprost za męczennika. Kultywują oni rocznice śmierci Rudolfa Hessa, co jeszcze bardziej czyni ich podobnymi do zwolenników Bandery na Ukrainie.
Tego wszystkiego zdają się nie rozumieć zwolennicy kultu Bandery na Ukrainie. Nie są to jednak tylko jakieś marginalne środowiska, a znajdują się wśród nich także najwyżsi urzędnicy samorządowi i państwowi. W Polsce, ale także w Niemczech i Izraelu, słowa ambasadora Melnyka wywołały skandal. Trzeba też trzeba pamiętać, że jeszcze niedawno temu, na czele ukraińskiego IPN stał Wołodymyr Wjatrowycz, który z szerzenia kultu Bandery uczynił najważniejszą misję. Nie jest on już dziś szefem UIPN, ale pozostaje deputowanym Werchownej Rady i nie ustaje w heroizacji Bandery, OUN i UPA. Jest nawet nazywany na Ukrainie „głównym banderowcem”.
Wielu na Ukrainie powtarza jego twierdzenia. Niedawno, przy okazji wizyty prezydenta Dudy w Kijowie, chwalił się na FB, że obecnie aż 74 proc. Ukraińców ma pozytywny stosunek do Bandery, a 81 proc. uznaje UPA za bojowników o niezależność. To wyjaśnia dlaczego obecny prezydent Zełenski także nie odcina się zdecydowanie od banderyzmu. Wobec tak wielkiej popularności kultu tej postaci, polityczna kalkulacja podpowiada mu, żeby tego nie robić. Musimy sobie z tego zdawać sprawę i pamiętać, że banderowcy uznawali Polskę, za jednego ze swoich wrogów; przez wiele lat za głównego wroga. Patrząc na sprawę w tym kontekście można podejrzewać, że i obecnie chodzi im nie tyle o współdziałanie z Polską, ile o wykorzystanie polskiego potencjału dla własnych celów. Należy o tym wszystkim pamiętać, gdy pewne środowiska w Polsce wyciągnęły jakąś propozycję budowania konfederacji, czyli wspólnego państwa, Polski z Ukrainą. Gdyby nie ten długi cień Bandery, pewnie byłaby ona rozpatrywana bardziej na poważnie. A tak, to rzecz raczej nie do pomyślenia.
Stanisław Lewicki
Tak się kończą zoologiczny antykomunizm i zoologiczna rusofobia.
Raczej napisałbym o chronicznej niezdolności do holistycznego spojrzenia bo nie tylko w rusofobii zjawisko to się objawia.