„Newsweek” nr 10
„Dwóch gejów w Polsce” – wywiad z Robertem Biedroniem. Pytanie: „Myśleliście kiedyś o tym by mieć dziecko?”
Odpowiedź: ”Tak, siedem czy osiem lat temu. Mieliśmy nawet propozycję od znajomej, która chciał nam urodzić dziecko. Ale szybko nam przeszło. Koncentrujemy się na pracy. (….) Zaczynam dzień o 5.50, wracam o 20. Krzysiek podobnie. W przeciwieństwie do par heteroseksualnych nie jesteśmy ograniczeni czasem, sami możemy decydować, kiedy będzie dobry moment na rodzicielstwo.”
No tak, są ludzie którzy wierzą że homoseksualiści nie tylko mogą mieć dzieci, ale mogą je mieć kiedy tylko zechcą i mają w tej kwestii przewagę nad parami heteroseksualnymi. Są także ludzie, którzy nie podzielają takich opinii. Myślę, że tylko jedni maja rację i w dłuższej perspektywie właśnie oni wygrają.
„Podatkowa krucjata” – „W 2007 r. luka w VAT – czyli różnica między dochodami z tego podatku, które powinny trafić do budżetu, a tymi, jakie faktycznie tam trafiały – wynosiła 0,7 proc. PKB. Jednak najnowszy raport firmy doradczej PwC [z października 2015 r.] szacuje lukę już na 2,6 proc. PKB, czyli jakieś 45 mld zł. To oznacza, ze każdy pracujący jest pośrednio okradany na 3 tys. (…) W 2016 roku fiskus zarobił na podatku VAT 126 miliardów złotych, ledwie 2,6 proc. więcej niż rok wcześniej. Ale już w styczniu wpływy z tego podatku – liczone rok do roku – podskoczyły aż o 25 procent.”
No patrzcie Państwo, jaki ten Lis nieuważny, przepuścić taka informację kompromitującą rządy PO. Okres 2007-2015 to czasy ich władzy. Czyli to oni dopuścili do tak wielkiego wzrostu masowych oszustw na podatku VAT. Suma tych strat za okres ośmiu lat ich rządów musi być bliska astronomicznej kwocie 300 mld zł.
I co? Jakieś konsekwencje chyba powinny zostać wyciągnięte. Czy będzie jak zwykle?
A swoją drogą to już nie pierwszy tekst w Newsweeku otwarcie krytykujący czasy rządów PO. Pewnie wkrótce Lis złoży Prezesowi meldunek o „wykonaniu zadania”.
„Wprost” nr 9
„Niedyskrecje parlamentarne” – „Podkomisja smoleńska, mimo że pracuje od roku, nie dokonała żadnych nowych spektakularnych ustaleń. Mocno niepokoi to szefa MON Antoniego Macierewicza. Prezes PiS podobno oczekuje od niego rezultatów prac podkomisji, wyborcy szefa MON też, a Macierewicz jedyne co ma do zaprezentowania to garść ustaleń np. ani gen. Andrzej Błasik, ani nikt inny nie wywierał presji na załogę TU-154, z pokładu prezydenckiego samolotu tuż przed katastrofą dwie osoby zadzwoniły do swoich bliskich, a w tle rozmów było słychać krzyki. Co z tego wynika? Niestety dla teorii o zamachu – niewiele”
Ostatnio przekazano jakieś próbki do zbadania na obecność śladów materiałów wybuchowych, angielskiej firmie FEL, która ma je wykonać jako komercyjną usługę. To już chyba ostania nadzieja pana Antoniego, że otrzyma to na czym mu zależy.
„wSieci” nr 9
„Przegląd tygodnia Mazurka & Zalewskiego” – odważni, ciągle zaczepiają Pana Prezesa i jego ludzi: „Panowie to zostali w Londynie, tu są sami towarzysze – tym pięknym, komunistycznym hasłem skomentujemy retoryczne popisy Kaczora. I naprawdę nie pytajcie, co poeta miał na myśli.
My wiemy, że miano „Rzecznika Tysiąclecia” jest zajęte (jak tam misie, ktoś jeszcze pamięta przez kogo?), ale to było w ubiegłym millenium. W tym, a ledwie się ono zaczęło, pozycja pani Beaty de domo Cieluch, po mężu Mazurek, wydaje się niezagrożona. Ostatnio rzeczniczka klubu PiS postanowiła zakpić z Platformy i rzekła, że „prezes Kaczyński zaorał opozycję”. I tu znów mazurek jest niezagrożona, jej nikt nie zaorze. Orze się wszak glebę, a nie kompletny, pusty ugór”.
Kompletnie się nie zgadzam. Według mnie są dwa pomysły na skutecznego rzecznika. Jedna to taka, że ma on być miły, układny i rozładowujący konflikty; a ta druga, że ma on zachowywać się prowokująco, budzić nienawiść i w ten sposób, niczym Winkielried, kierować nienawiść oponentów na siebie, osłaniając tym samym rząd. Taki był Urban. I ta druga koncepcja jest lepsza, i taka, w zamyśle zapewne, ma być pani Beata. Jest tylko jeden problem, rzecznik według pierwszego tak samo jak i drugiego pomysłu, aby być skutecznym musi być inteligentny.
„Hochsztaplerzy” – uwagi Jana Rokity wokół spektaklu „Klątwa”: „Pozostaje wielkim paradoksem fakt, że rozległy patronat współczesnego państwa na kulturą doprowadził do tego, że wiele publicznych instytucji kultury zostało opanowanych przez hochsztaplerkę. To znaczy przez nieźle zorganizowaną grupę interesu, która dysponując – z racji rozgłosu – sporymi wpływami, domaga się od państwa tylko dwóch rzeczy: zwiększającego się strumienia publicznych pieniędzy (bo obowiązkiem rządu jest wspierać „ambitną kulturę”) oraz pełnej swobody produkowania coraz bardziej skandalizujących widowisk ( bo chodzi przecież o „wolność twórczą”). Jest znakiem czasu to, że pozbawieni wielkiego zaufania społecznego politycy najczęściej z oportunizmu ulegają tym żądaniom.”
Tym razem trudno się nie zgodzić z Rokitą. A lekarstwem na to jest po prostu, jak to dawniej mówiono, ujęcie wiktu dla lewactwa, które zawładnęło prawem kaduka i rozpiera się bezczelnie we wszystkich prawie instytucjach z obszaru kultury.
„Do Rzeczy” nr 9
„Polską rządzą dwa PZPR-y” – wywiad Macieja Pieczyńskiego z Pawłem Kukizem. Na pytanie: „Pod jakim warunkiem zgodziłby się pan na współrządzenie z partią Kaczyńskiego?” – odpowiedź – „Po pierwsze nie można zakładać, że z pewnością ponownie wejdziemy do Sejmu. Wystarczy bowiem, żeby PiS podniósł próg frekwencyjny czy wprowadził ordynację mieszaną aby prawdopodobieństwo kolejnej dla nas kadencji było znikome. Jednak, jeśli doszłoby do sytuacji konieczności współrządzenia z PiS, to warunkiem byłyby w pierwszej kolejności zmiany ustrojowe. Nie ministerstwa i synekury, a zmiana prawa. PiS musiałby wprowadzić obligatoryjne dla władz referenda krajowe, obniżyć próg frekwencyjny maksymalnie do 30 proc ” i dalej „PiS to środowisko wewnętrznie bardzo podzielone na różne grupy interesu. Siłą rzeczy trzeba rozmawiać z Kaczyńskim, bo tylko on trzyma ich wszystkich w ryzach”
Ogólnie odnoszę wrażenie, że Kukiz pomimo emocjonalnego reagowania bardzo realistycznie działa w polityce i jego plany mocno trzymają się ziemi. Jego ostatnie przeprosiny skierowane do PSL pokazują, że nie wyklucza stworzenia szerszej platformy wyborczej, która mogłaby się przebić przez pojawiające się tu i ówdzie plany PiS podniesienia progu wyborczego aż do 10 proc.
I jeszcze wypowiedź na temat miejsca stowarzyszenia „Endecja”: „to jest tylko jeden z nurtów w naszym ruchu obok wolnościowców, związkowców, rolników i wojowników. A czy będzie kuźnią elit? To już zależy od Endecji. Szanuję młodzież endecką, nie szanuje natomiast bandziorków, którzy na bejsbolach noszą symbol Polski Walczącej i bija każdego, kto ma inną karnację lub przekonania. Wierzę, że endecy pomogą w odzyskaniu państwa obywatelskiego dla Polaków. Zgodnie ze słowami Romana Dmowskiego: „Jesteśmy różni, pochodzimy z różnych stron Polski, mamy różne zainteresowania, ale łączy nas jeden cel: cel ten to ojczyzna, dla której chcemy żyć i pracować”
Paweł Kukiz cytuje Romana Dmowskiego. To już sukces.
„Zielony zamęt” – dywagacje Łukasza Warzechy na modny ostatnio temat wycinki drzew: „ Wcześniej na wycięcie drzew, poza tymi, które nie osiągnęły wieku 10 lat, musieliśmy otrzymywać zgodę urzędnika. A ta była w istocie uznaniowa. Z kolei za wycinkę bez zezwolenia – choćby drzewo było chore, wyschnięte albo zagrażało domowi – groziły drakońskie kary, wyliczane sztywno na podstawie algorytmu (….) ci, co nie chcieli robić sobie problemów, ścinali drzewa mniej niż 10-letnie, co sprawiało, że żadne z rosnących na ich terenie drzew nie dorastało znacznego wieku (…) W 2015 r. małżeństwo spod Szczytna wycięło na swojej działce krzewy, za co urząd gminy nałożył na nich karę w wysokości 370 tys. zł. Na podstawie jednego donosu. W tym samym województwie w 2013 r. rolnik za wycięcie jednej topoli został obciążony karą w wysokości 101 tys. zł. W Łodzi za ścięcie jednego buka na własnej działce nałożono na jej właściciela karę w wysokości 150 tys. zł. W 2014 r. głośna stała się historia niepełnosprawnego umysłowo mężczyzny w Wielkopolski, który kilka lat wcześniej wyciął samowolnie jarzębinę rosnąca w gospodarstwie jego matki, Staruszka od tego czasu spłacała karę, wynoszącą ponad 9 tys. zł.”
Jedno tylko pytanie. Chcielibyście państwo, by te kary i nieograniczona władza urzędników, w tym względzie, wróciły?
„Latający Holender” – Piotr Wołczyk pisze o znanym „przyjacielu” polski, czyli Fransie Timmermansie, który nie ustaje obecnie w atakach na polski rząd. Ponoć w domu jego dziadka kwaterowali żołnierze generała Maczka, gdy wyzwolili Holandię, a „jeden z nich – z zawodu krawiec – sprezentował sześcioletniemu ojcu przyszłego wiceszefa KE skrojony na jego miarę polski mundur”. Ojciec opowiadał o tych polskich żołnierzach synowi, a ten tak zaczął zabiegać o uhonorowanie pamięci polskich żołnierzy, że skończyło się to przyznaniem jakichś odznaczeń przez ichnią królową Beatrix w roku 2006.
Wzruszony tym zdarzeniem prezydent Lech Kaczyński przyznał, z kolei, w tym samym roku, Timmermansowi Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej.
Poprawił Bronisław Komorowski przyznając mu Krzyż Wielkiego Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
Jak widać i Lech Kaczyński i Komorowski w tych samych ludziach upatrywali przyjaciół Polski.
No ale, jak mamy takich przyjaciół, to już wrogowie są nam niepotrzebni.
„Przegląd” nr 9
„Bandyta na pomnikach” – okazuje się, że z pomnikiem Józefa Kurasia „Ognia” w Zakopanem jest pewien problem i może on zostać usunięty na podstawie ….. ustawy o zakazie propagowania komunizmu. Albowiem, ”do przewodniczącego Rady Miasta Zakopanego Grzegorza Jóźkiewicza wpłynął formalny wniosek o usunięcie pomnika „Ognia” podpisany przez siedmioro członków rodzin żołnierzy Armii Krajowej i organizacji Wolność i Niezawisłość. Argumentowali oni właśnie, że w końcu stycznia 1945 r. Kuraś przez Gorce przyprowadził Sowietów do Nowego Targu, a następnie od NKWD dostał polecenie utworzenia struktur MO oraz UB i przez kilka tygodni pełnił funkcję szefa PUBP. Był też działaczem PPR. Zanim wrócił do lasu, przyczynił się do wytropienia i aresztowania co najmniej pięciu byłych partyzantów AK, z których kilku zostało wywiezionych na Syberię.”
Wobec takich zarzutów została wysłana prośba o opinię do oddziału IPN w Krakowie. I tu sprawa jest niejasna, albowiem jeden z pracowników IPN, dr. Maciej Korkuć zaświadczył, że Kuraś komunistą nie był, a tymczasem prokurator Marcin Nowotny, z tegoż oddziału IPN, prowadzi w tej sprawie śledztwo i mówi: ”Jest podejrzenie, że Józef Kuraś, będąc funkcjonariuszem państwa komunistycznego wraz z innymi podległymi mu pracownikami MO i UB pomagał organom sowieckim w deportowaniu żołnierzy AK za granice Polski”.
I co z tym zrobić?
„Gazeta Polska” nr 9
„Misja” – wstępniak Tomasza Sakiewicz w nowym i znowu odnowionym numerze Gazety Polskiej. Chyba pan Tomasz czytał moje uwagi sprzed tygodnia, gdzie narzekałem, że z okazji święta GP nie wymienił Piotra Wierzbickiego jako pierwszego redaktora GP i teraz się poprawił, i napisał: „ namówiłem go do powołania nowego pisma „Gazeta Polska”. Stałem się w ten sposób jednym z trzech pierwszych założycieli.”
No! I sprawa jasna, pan Tomek był od samego początku i będzie do samego końca.
A ten Wierzbicki to ostatnio napisał w „Do Rzeczy” taki tekst „Być Izraelem Europy”, że niby Polska powinna się stać tym Izraelem. To ja mam tylko jedną skromną prośbę. Żeby, jak już to wszystko, z tą zamianą Polski na Izrael, będzie przyklepane, zwolnić mężczyzn w wieku powyżej 50 lat od obowiązku obrzezania. J
„Litewska Operacja” – Dorota Kania, słynna badaczka latających żab, które ostatnio zmutowały do postaci resortowych dzieci, snuje wywody, że Lech Kaczyński mógł zostać celowo zwabiony by odwiedzić Litwę w dniu 8 kwietnia 2010 r. Ten termin wizyty uniemożliwił mu udanie się do Smoleńska pociągiem jak ponoć zamierzał. „Ostatecznie zdecydował się na lot samolotem, bo wcześniej musiał polecieć do Wilna na spotkanie z panią prezydent Litwy”.
Dalej pani Dorota rozpisuje się o tym, kto tam był wtedy ambasadorem Polski w Wilnie i kto jest dzisiaj i że dzisiejszy ambasador należał w czasach PRL do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej i PZPR. No nie wiem, jakie to może mieć znaczenie dla wyjaśnienia okoliczności katastrofy, która była siedem lat temu? Nie widzę związku, choć jestem już nieźle obeznany ze sposobem myślenia publicystów GP. Widać, że zwolennicy teorii zamachu grzęzną i nie mają dobrych pomysłów. Ta kupa śmiechu z książką Rotha i inne podobne wpadki.
No to idę im w sukurs i jeden dobry i rozwojowy ślad podrzucam. Ja bym poszedł w tej sprawie innym tropem o wiele bardziej obiecującym. Gdzie studiowała ta prezydent Litwy, na spotkanie z którą Lech Kaczyński „musiał polecieć do Wilna”? Na Leningradzkim Uniwersytecie. A kto studiował jeszcze na tym uniwersytecie? Władimir Putin!
A teraz najważniejsze! Z kim spotkała się prezydent Litwy, Grybauskaite, dokładnie na dwa miesiące przed Smoleńskiem, w dniu 10 lutego 2010 roku? Z Władimirem Putinem. Wszystko to są tylko przypadki? Nie sądzę!
„Majdan – trzy lata po” – Ryszard Czarnecki, którego to ongiś już nazwałem akuszerem historii, palnął kolejny tekst, w którym jeszcze bardziej uzasadnia takie miano. Najpierw powtarza, co czyni chyba przy każdej okazji: „między końcem listopada a drugą połową lutego 2014 r. byłem na Majdanie sześciokrotnie”.
Znaczy, nie szło łatwo, ale pan Ryszard jeździł do skutku.
Opisuje także, jak to z Adamem Lipińskim znalazł się tam w bardzo niebezpiecznej sytuacji, miedzy dwom walczącymi na Majdanie stronami. A Jarosław Kaczyński instruował („obserwować, ale nie brać udziału bezpośredniego”, „nie ponosić strat własnych”).
I kto pierwszy pękł i poddał tyły? No nie nasz bohaterski Ryszard, a Adam Lipiński. „W tym momencie usłyszałem od kolegi z PiS dwa słowa, w tym jedno żołnierskie: sp***my!”. Zalecenie wykonałem równie błyskawicznie jak jego autor. A dziś Kijów … Nic nie zostało z tamtej atmosfery.”
Jak tak czytam opowieści Ryszarda o jego bohaterskich czynach, to przypomina mi się postać Papkina lub barona Munchausena.
A co do atmosfery, to nie ma chyba potrzeby popadać w nostalgię, bo i w Polsce jest bardzo wiele miejsc gdzie pan Ryszard może łatwo usłyszeć słowo sp***aj. Wystarczy że pójdzie na jakąś manifestację KOD-u i okolic.
A tak w ogóle to GP staje się, dla mnie, coraz bardziej pismem satyrycznym. Na przedostatniej stronie jest felieton Michała Rachonia, tak, tego co to kiedyś chodził po Sopocie przebrany za penisa. Tytuł felietonu utrzymany też w takiej seksualnej tonacji: „Rosja gwałci w Internecie”. A na stronie, wkomponowane w tekst, jest duże zdjęcie …. Misiewicza. Padłem ze śmiechu i nic już więcej nie byłem w stanie przeczytać, no bo już tylko ogląd tej strony wystarczająco jasno wskazuje kogo to gwałci Rosja w tym internecie.
Stanisław Lewicki