Patrząc na obecny stan relacji między państwami Unii i to co mówią ich przywódcy o samej Unii, jak też wnosząc z niepewnych perspektyw, można oczekiwać pogłębienia kryzysu, który i tak już poważnie dotknął Unię, jej instytucje i elity. Media obszernie relacjonowały wypowiedzi ważnych polityków, którzy nie zostawiają suchej nitki na działaniach unijnych instytucji. Takie podejście będzie się nasilać, gdyż w miarę jak sytuacja gospodarcza i społeczna będzie się pogarszać najłatwiejszym wyjściem będzie zwalać winę na Unię, która nam przeszkadza w działaniu i nic nie daje. Można było usłyszeć bardzo krytyczne oceny kierowane w stronę unijnych instytucji, co przedtem się nie zdarzało, lub pozwalali sobie na coś takiego politycy będący powszechnie uważani za outsiderów.
Teraz takie uwagi czynią osoby z pierwszego rzędu europejskich politycznych elit. I tak, szef jednej z głównych włoskich partii, oraz były wicepremier i minister, Matteo Salvini, tak się niedawno wyraził o UE: „To nie Unia, ale nora żmij i szakali”. I dodał jeszcze: „Albo Unia Europejska się zmieni, albo nie ma sensu, by dalej istniała”. Prezydent Francji Emmanuel Macron, z kolei, tak ocenił Brukselę: „ Ci ludzie nie ochronią cię w kryzysie ani w walce z jego następstwami, nie mają wobec ciebie solidarności … Potrzebujemy transferów finansowych i solidarności, choćby tylko po to, by Europa trwała”. Podobnie, o więcej bezwzględnej solidarności finansowej, woła premier Hiszpanii Pedro Sanchez, który straszy jeszcze, że bez tego unia „znajdzie się w niebezpieczeństwie”.
O co im chodziło? Rzecz w tym, że przywódcy i politycy z mocno zadłużonych państw południa Europy, chcą emisji koronawirusowych euroobligacji, które byłyby gwarantowane przez Unię jako całość, czyli, w praktyce, przez te kraje, które posiadają jeszcze finansowe rezerwy. Należą do nich Niemcy, Holandia i państwa skandynawskie. Ale na to zgody nie było, bo przecież te kraje nie po to ograniczały swoje wydatki by teraz gwarantować wydatki państw, które tego nie czyniły i ich dług państwowy jest na poziomie ponad 100 proc. PKB. Dotyczy to wszystkich państw południa Europy i jeszcze Francji oraz Belgii. Ich postulaty można określić jako żądanie kolektywizacji długów i jednocześnie rozkułaczenia tych bogatszych i bardziej zapobiegliwych państw. Nic dziwnego, że do takiego przejęcia odpowiedzialności za długi innych krajów one się nie palą.
Czym to może grozić? Cały ten proces może przypominać rozpad ZSRR. Tam także, na początku, zaczęło się od deklaracji niepodległości ze strony państw bałtyckich, ale zaraz potem rozpoczęły się targi o to, kto ile daje do federalnego budżetu. Zaczęto blokować wpłaty do wspólnej kasy, a republika rosyjska, która to słusznie uważała, że ponosi główny ciężar utrzymania wspólnego państwa i dalej nie chce już tego czynić, ogłosiła suwerenność. I to była główna przyczyna tego, że ZSRR się rozpadł, pomimo, że większość obywateli była za dalszym jego istnieniem, a mieszkańcy biedniejszych republik położonych z Azji Środkowej mieli świadomość, że gospodarczo bardzo stracą na rozpadzie państwa związkowego. Zresztą nikt się nie przejmował ich zdaniem. Decyzję podjęli przywódcy trzech republik, które należały do założycieli Związku Radzieckiego w roku 1922.
Można sobie wyobrazić, że podobnie może być i w przypadku Unii Europejskiej. Do jej założycieli zalicza się sześć państw. Są to Belgia, Holandia, Francja, Niemcy, Włochy oraz Luksemburg. W takim, lub nawet mniejszym składzie, ich przedstawiciele mogą przyjąć porozumienie o likwidacji obecnej Unii Europejskiej i zastąpieniu jej jakimś innym, bardziej luźnym, związkiem państw, pozostawiając jednocześnie innym państwom członkowskim, możliwość przyłączenie się do takiego porozumienia. Historia się nie skończyła i wszystko jest możliwe, a dziś jest to jeszcze bardziej możliwe, niż to było kilka miesięcy temu. Czy ktoś wtedy wyobrażał sobie, że praktycznie wszystkie granice wewnątrz Unii zostaną przywrócone?
Okazało się, że kanclerz Merkel chyba na poważnie przestraszyła się możliwości realizacji podobnego scenariusza rozpadu Unii i postanowiła zgodzić się na kompromis w sprawie emisji Euroobligacji przez Komisję Europejską, co jest też pierwszym krokiem w kierunku kolektywizacji długów. Jakie będą tego skutki i jak głębokie i dalekosiężne będą konsekwencje tego działania, tego dziś nikt nie jest w stanie ocenić. A nade wszystko, trudno jest dziś stwierdzić, czy to pozwoli Unii zawrócić z drogi do Białowieży.
Stanisław Lewicki
za: FB
Click to rate this post!
[Total: 12 Average: 4.9]
Facebook