Postać biskupa krakowskiego Stanisława, w polskich naukach historycznych i społecznych, stosowana jest jako postać niemalże archetypiczna. Zwolennicy teorii Konecznego widzą w losach konfliktu biskupa z królem dowód na łacińskość Polski, gdzie to władza świecka ograniczona jest przez odseparowaną władzę duchową. Niejako Stanisław stał się wschodnio-katolickim odpowiednikiem Tomasza Becketa, który też został zabity w wyniku konfliktu z królem. O ile jednak sprawa angielskiego świętego jest dobrze rozpoznana, opisana i praktycznie jednoznaczna, tak sprawa z polskim świętym już taka nie jest – ma pełno białych plam. Z drugiej strony mamy między innymi zwolenników Wojciechowskiego, dla których biskup krakowski jest uosobieniem zdradzieckości i antynarodowości katolickiego duchowieństwa. Nie chciałbym tutaj zajmować się sprawą, czy Stanisław słusznie czy niesłusznie został świętym a jedynie zaprezentować te białe plamy i zachęcić Polaków do wstrzemięźliwości w ocenie tej postaci.
Zanim zajmiemy się polskim podwórkiem, rzućmy okiem na główny problem ideowy ówczesnej katolickiej Europy, bez którego ciężko wejść na problem z polskim biskupem. Jest to oczywiście Spór o Inwestyturę. Spór ten bezpośrednio dotyczył tego, kto ma prawo do mianowania biskupów. W praktyce spór ten dotyczył kto jest przywódcą chrześcijaństwa – papież czy cesarz rzymski. W średniowieczu problem ten powracał parokrotnie a apogeum miało miejsce w czasie pontyfikatu papieża Grzegorza VII. Ambitny patriarcha zachodu, który rozpoznał szereg problemów dotykających zachodnie chrześcijaństwo, rozpoczął przeprowadzanie serii reform. Wprawdzie większość z nich przeszła z generalnym poparciem, to do niemałej części z nich wytworzyła się opozycja, koncentrująca się w około postaci cesarza Henryka III, powołując antypapieża Klemensa III. Stosując terminologię Konecznego – Grzegorz i jego zwolennicy przynależeli do cywilizacji łacińskiej a Henryk, Klemens i jego zwolennicy po stronie cywilizacji bizantyjskiej.
W konflikcie tym władca Polski Bolesław przyznał rację papieżowi. Po stronie antygregoriańskiej stanęło prawdopodobnie większość nadwiślańskiej elity politycznej (z Sieciechem na czele) i prawdopodobnie duchownej. Ponieważ Władysław prowadził aktywną politykę wewnętrzną i zewnętrzną, znacząco zmieniając proporcje i struktury mocy w kraju i regionie, opozycja procesarska w kraju wzmacniała się. I wprawdzie sumarycznie cesarz przegrał, to jednak kolejne wakaty w Polsce zajmowane były przez dawnych antygrzegorzów (z Władysławem Hermanem i Sieciechem na czele). Ród Adwańców, jeden z czołowych w czasach Bolesława, stracił pozycję i wpływy a odbudował je dopiero w czasach Krzywoustego. Warto tutaj dodać, że od czasów Zjazdu w Gnieźnie (A.D. 1000) władcy polscy posiadali prawo do mianowania biskupów i de facto utracone zostały one dopiero w ok. XIII wieku. Można powiedzieć, że Bolesław starał się jednak nie mianować hierarchów wg klucza BMW, ale po prostu tych co proponowali poprzednicy (tak też i Stanisław stał się biskupem). W końcu pogaństwo oraz wiarołomstwo (które rozrosły się po upadku Mieszka III) zostało wyrugowane z kraju nadwiślanego właśnie za czasów trzeciego króla.
Mało kto o tym wspomina, ale z korespondencji między papieżem a Bolesławem mamy jeden list. Z tego listu mamy dwie oceny Rzymu nt. sytuacji kościoła w Polsce – jest zbyt niezależny oraz jest za mało biskupstw. Moim zdaniem stoi to w sprzeczności z teorią konecznyańską, albowiem autor Dyktatów Papieskich, wielki i prawdziwy reformator kościoła, wystawia ocenę która (wg ich klucza) pasowałaby do przedstawicieli bizantynizmu. Z jednej strony przecież redukcja niezależności duchowieństwa stanowi jeden z kluczowych różnic między łacińskością a bizantynizmem; z drugiej strony większa ilość biskupstw oznacza iż te są mniejsze terytorialne, mniej zasobne, mniej bogate a przez to i słabsze. Jest to pomijane, ale sytuacja polskiego kościoła po upadku monarchii pierwszych Piastów, reakcji pogańskiej i interwencji zbrojnych sąsiadów, była zła. Działania Kazimierza Odnowiciela nie odrestaurowały w pełni struktur kościelnych do pozycji poprawnych. Między innymi brak prawdziwego, jednego zwierzchnika na dane terytorium (w końcu Grzegorz korespondował o sprawie kościoła z księciem, a nie z metropolitą gnieźnieńskim, który albo był tylko papierowy, albo nie miał żadnego autorytetu). W tej reorganizacji i odbudowie najwięcej tracił biskup krakowski – zawieruchy z poprzednich dekad najmniej zniszczyły diecezję krakowską a i ona zachowała ciągłość. Odbudowa arcybiskupstwa, metropolii, zagęszczenie sieci diecezjalnej osłabiało pozycję Krakowa. Ale poprzednik Stanisława wspierał te zmiany, tymczasem o postawie jego samego ciężko powiedzieć. Ówczesne tendencje były takie, że biskupi negatywnie odnosili się do redukcji wielkości ich regionów. Zatem prawdopodobnym było to, że święty miał materialną a nie moralną motywację do bycia w opozycji antykrólewskiej.
W końcu zawiązać się miał większy spisek, który został wykryty przez władcę. Jednakże spośród wszystkich spiskowców jedynie jedna osoba została ukarana – biskup krakowski Stanisław. Zastanawiające jest to, że nikt inny ważny nie został ukarany (a przynajmniej nic o tym nie wiemy). O ile w przypadku Tomasza Becketa można jasno powiedzieć, iż król Anglii uważał krytykującego go biskupa za niewdzięcznika (to on przyjaciela, clercka z pochodzenia, wyniósł na wysokie stanowisko kościelne) i problem był tam mocno personalny, o tyle w Polsce tego nie było. Przyszły biskup otrzymał swoje stanowisko nie przez nepotyzm czy kumoterstwo, ale dzięki rzetelnej pracy pod jego poprzednikiem i zwolennikiem Bolesława – Lamberta III. Nie można jednoznacznie powiedzieć, czy był papistą czy nie. Na pewno jednak wspierał monarchę w rozbudowie i napraw struktur kościelnych w kraju (między innymi poprzez wspieranie opactw benedyktyńskich). Inna wersja mówi, że duchowny nie był spiskowcem, ale upominał króla o zbyt brutalne karanie spiskowców. Przeciwko temu jednak stoi fakt, że nie jest znany żaden inny możny który miałby zostać ukarany (z wypraw karane miały być ponoć niewierne żony feudałów i żołnierzy). Ówcześnie jednym z najcięższych zbrodni było królobójstwo wraz z jego planowaniem, zatem lista winnych i ukaranych nie powinna być jednoosobowa. Sam Gall Anonim używa terminu „vindicare”, które oznacza zemstę w znaczeniu potocznym. To by mogło wyjaśniać dlaczego tylko duchowny został ukarany – nie tyle był spiskowcem, zdrajcą czy buntownikiem ile naruszył honor, godność osobistą, rodzinną lub inną które mogłoby sprowokować monarchę do mszczenia się. Z drugiej strony dla szalonych i despotycznych władców zwykły sceptycyzm czy krytyka może być potraktowane jako utratę twarzy i godności.
O śmierci świętego mamy naprawdę dwie wersje – jedna mówi o wyroku śmierci i egzekucji druga mówi o zaszlachtowaniu duchownego bez wyroku. Istnieje też teza o śmierci Stanisława w czasie bitwy wojsk królewskich z buntownikami wspartymi siłami niemieckimi i czeskimi, ale nie należy traktować jej poważnie – brak dowodów na starcie zbrojne wewnątrz kraju przed śmiercią świętego. Wraz z czasem ta druga wersja robi się coraz bardziej krwawa i bezbożna (wpierw miał być zamordowany pod kościołem a potem w środku mszy świętej). Warto tutaj zaznaczyć, że wcześniejszy przekaz (Galla Anonima) była mocno wyważona – to, co zwyczajowo tłumaczy się jako „zdradę”, to jest „traditor” który jest terminem wieloznacznym i mniej rygorystycznym (może oznaczać między innymi zdradę, bunt, złamanie obietnicy, nauczanie); bardziej jednoznacznym terminem zdrady „proditor”. Ignorowanie tych niuansów z łaciny praktykowane jest przez współczesnych tak zwolenników jak i przeciwników postawy króla. Jedni mówią, że jak padł termin „zdrada” to zdrada być musiała i koniec kropka. Drudzy mówią, że wtedy wszyscy wzajemnie oskarżali się o zdradę (nawet w Sporze o Inwestyturę Herman oskarżył o zdradę i bunt Grzegorza a zatem „nie należy przejmować się tym terminem”). Fakt, że kronikarz (który był najbliższy tym wydarzeniom a pamięć wśród ludzi mogła być jeszcze świeża) użył łagodniejszego słowa, traktowałbym jako przejaw autocenzury. Gall prawdopodobnie nie mógł użyć terminów jednoznacznych, bo ludzie pamiętali jak do końca było, a nie mógł ani zdyskredytować postaci króla ani postaci biskupa (między innymi dlatego, że był właśnie „anonimem” i żadnej protekcji w postaci mocnej i bogatej rodziny nie ma, co by go uratowali przed gniewem możnych lub Piastów). Z drugiej strony – kroniki Galla traktować należy jako „Chansos de geste” (popularna w tym czasie we Francji i Italii), czyli samo przetoczenie wydarzeń, z maksymalną redukcją ocen i opisów. Zatem mógł się nie tyle bać, ile być wierny stylowi. Drugą alternatywą jest kronika Kadłubka, pisana dużo później. Mistrz Wincenty posiadał lekkie pióro, ładny i barwny styl, pełen opisów i szczegółów. Niestety, ale posiadał też wysoką zdolność do kolorowania i naginania faktów (np. książę Krak jako rzymski Grakchus). Ponieważ ten autor posiadał znaczny autorytet kolejni opierali się (w tej sprawie) praktycznie na nim. Generalnie nie ma co tutaj analizować, bo biskup przedstawia sprawę bezpośrednio i jednoznacznie. Powiedzieć można tyle, że także wierny był ówczesnym trendom literackim (francuskim i angielskim, gdzie fakty historyczne mieszano i przeinaczany na rzecz przekazu moralnego) oraz widać mocny wpływ sprawy Tomasza Becketa. Należałoby jednak traktować jego opisu wydarzeń jako mało wiarygodny. Jako ciekawostkę podam, że natrafiłem na ocenę pewnego polskiego ucznia, dla którego przekaz Kadłubka jest bardziej wiarygodny niż Anonima gdyż… jest bardziej rozbudowany i opisowy (sic!).
Osobną kwestią jest to, czy w ogóle proces biskupa był czysto świecki. Tutaj zagmatwanie wprowadza list papieża Paschalisa II do jakiegoś arcybiskupa, krytykujący wydany przez niego wyrok jego przeciwko innemu hierarchy. Część badaczy traktuje ten list jako adresowany do arcybiskupa gnieźnieńskiego, część do arcybiskupa Panonii lub Ostrzyhomia. Przeciwko pierwszemu adresatowi wskazuje fakt, że ówczesna Polska króla nie miała. Przeciwko adresatowi węgierskiemu wskazuje brak dużego konfliktu który mógłby zainteresować aż Rzym. Przy założeniu, że skierowany był jednak do Polski, są dwie możliwości – albo wpierw był proces przeprowadzony przez duchownych i po uznaniu za winnego przekazany władzy świeckiej by dokonała kary śmierci (było to praktykowane w średniowieczu min. przez inkwizycję); albo arcybiskup był członkiem składy sędziowskiego w procesie świeckim. Brakuje wprawdzie dokumentów czy wzmianek, które mogłyby jakkolwiek uzupełnić tę lukę, ale przetasowanie kadr, które dokonane zostało po upadku Bolesława, dało uprawnienia i dostępy do dokumentów środowiskom dla których w interesie było gloryfikowanie biskupa i demonizowanie króla. Z drugiej strony – w ówczesnym polskim prawie władza sądownicza suzerena obejmowała całe społeczeństwo, wszystkie stany. Chcąc ukarać Stanisława Bolesław nie musiał robić jakiś rozbudowanych sądów (zwłaszcza jak przyjmiemy, że chciał się „zemścić”). Teoretycznie mógł dokonać procesu pokazowego, w ramach którego wykorzystać mógł autorytet i pozycję arcybiskupa, a ten (albo dając się wmanewrować lub układając) dołączył do sędziów lub sam przeprowadził proces. Czy jest to prawdopodobne? Tak, gdyż podobne praktyki stosowane były na długo przed leninizmem i stalinizmem (np. proces Joanny d’Arc po pojmaniu jej przez Anglików). Skoro miał być pokazowy, to prawdopodobnie był przeprowadzony nieudolnie, skoro reakcją nie było rozwiązanie problemów wewnętrznych ale eskalacja.
Tyle historii. Teraz zagadnienie kwestii przykładu tego konfliktu jako granicy i uprawnień władzy świeckiej i duchowej. Zwolennicy Konecznego widzą tutaj oś walki między tym co może a czego nie może władza świecka. Zwolennicy Jasienicy widzą tutaj oś walki między unowocześnieniem i centralizacją przeciwko regionalizmowi i decentralizacją. Moim zdaniem obie strony są w błędzie, a dowodem na to jest postawa władcy oraz opozycji w Sporze o Inwestyturę. Mając władzę nad rozdawaniem tytułów biskupich oraz szereg uprawnień względem nich król posiadałby lepszą pozycję do samowolki w kreowaniu i zmienianiu państwa. De facto posiadał ciągle moc do mianowania biskupów, ale po mianowanych widać że nie panowała zasada BMW. Stało to w sprzeczności do innych monarchów, którzy chętniej szukali wiernych miernot (w świecie prawosławnym ciężar ostrej krytyki władz przeniósł się na zakonników, jurodiwych, pustelników itp. a hierarchowie częściej stali na pozycjach lojalistycznych, z przymykaniem oczu na moralność władz). Warto wspomnieć też, że król Bolesław, w przeciwieństwie do np. Henryku II, nie wprowadził jakiś praw wzmacniających pozycję monarchy względem kleru (w przykładzie – konstytucje clarendońskie). Można przyjąć, że w założeniach Bolesław chciał zreformować i odbudować kościół w Polsce a następnie go uniezależnić od władzy świeckiej (realizacja ducha założeń gregorianizmu). Używając terminologii konecznyańskiej – stosował bizantyńskie metody by wprowadzić łacińskość. Generalnie jednak całość miała charakter typowy dla feudalnej Europy i nie ma co wyszukiwać tutaj szerszych podstaw cywilizacyjnych czy moralnych.
Michał Łuba