Luma: Autorytaryzm i jego delikatny balans

Zastanawiam się czym jest obecna polityczna rzeczywistość Europy. Obecny stan to raczej wynik liberalnej demokracji, wprowadzonej na naszym kontynencie za sprawą Stanów Zjednoczonych po II wojnie światowej. Wiadomo, że zwycięzca narzuca krajom, które wojnę przegrały, bądź były mocno nią osłabione, swój system polityczny (sterowania?). Po jakimś czasie kraje te, w miarę słabnięcia protektora i wzmacniania  własnego potencjału, zaczynają powoli zyskiwać samodzielność, ale i tak to nie zmienia istoty rzeczy, że raz zainfekowane ustrojowo mają trudności z wyjściem z tej trudnej sytuacji, w którą wpędził je… liberalizm.

Od jakiegoś czasu twierdzę, że liberalizm to dziwna ideologia, która w zasadzie nią nie jest, bo jakże go (liberalizm) porównać z socjalizmem, faszyzmem czy komunizmem i nie jest też doktryną polityczną, bo daleko mniej jest spójny niż konserwatyzm czy nacjonalizm. Liberalizm można nazwać metodą polityczną (przepraszam politologów za tworzenie nowych pojęć), która służy do rozbijania prawdziwych ideologii, doktryn politycznych i religii. Zauważcie, że gdzie pojawia się liberalizm, tam dany system polityczny, ideologia bądź religia ulegają erozji. Przykładem może być choćby pierestrojka czyli liberalizacja systemu radzieckiego. Był Gorbaczow, potem Jelcyn ale dłuższy żywot liberalnej demokracji skończyłby się dla Rosji tragicznie. Skoro już jesteśmy przy Rosji, to za dobry przykład posłuży carat. Kiedy carowie, np. Aleksander I, Mikołaj II,  liberalizowali rosyjskie jedynowładztwo, to natychmiast państwo słabło, pojawiały się bunty, popierane przez obce mocarstwa. Podobnie jak gen. Franco, który  przekazał swoją władzę w 1975 królowi Janowi Karolowi nie spodziewał się, że ten, łamiąc przysięgę z 1969 – przystąpił do budowy demokratycznego państwa czyli demokracji liberalnej. System frankistowski się rozsypał, a Hiszpania z kraju katolickiego stała się krajem triumfującego ateizmu. Liberalizm w praktyce rozkłada wszelkie zwarte systemy, a najbardziej zabójczy jest dla religii i… nacjonalizmów. A propos nacjonalizmu, to podobną funkcję pełnił on w czasach, kiedy jeszcze zdecydowanie dominowały monarchie. Dążenie narodów do samodzielności i obrona swojej tożsamości narodowej doprowadziły do upadku – wydawało by się, że wiecznych – monarchii. Nacjonaliści jednak potrafią się zatrzymać, zbudować państwo narodowe o charakterze konserwatywnym. Jeżeli jednak z jakichś powodów przyjmą demokratyczny system rządów czyli liberalną demokrację, to, niestety kończy się tym, z czym mamy do czynienia obecnie w Europie.

Podobnie dzieje się z religiami. Jakiekolwiek elementy liberalne wpływają negatywnie na stabilność Kościoła. Ludziom prawicy nie muszę tłumaczyć do czego przyczyniły się reformy Soboru Watykańskiego II i jakie zmiany jeszcze mogą nas czekać przy dalszej, postępującej liberalizacji w Kościele katolickim.

Liberalizm więc bardziej służy do rozbijania czy burzenia systemów politycznych ale nigdy nie jest w stanie niczego pozytywnego zbudować. Przypomina to trochę rozebrany budynek, ze stertami cegieł, desek i innych materiałów. Do tego część pracowników strajkuje, a reszta prowadzi dyskusję, co robić dalej. Na szczęście pojawia się właściciel z nową ekipą,  czyli w tym przypadku ideologia bądź doktryna polityczna na czele z jakimś ,,myślącym” przywódcą i buduje coś mniej lub bardzie sensownego. I nam powinno zależeć na tym, by ta nowa budowla postliberalna była jak najlepsza i jak najtrwalsza.

I wreszcie liberalizm to okres przejściowy, po którym bardzo łatwo mogą się narodzić totalitaryzmy. Odczuwamy to obecnie dość boleśnie, kiedy to partie mieniące się liberalne, uderzają w Kościół, w tradycję, w naród, mając nadzieję, że struktury społeczne i religijne na tyle się rozpadną, że bez problemu powstanie państwo… no właśnie, jakie? Na pewno nie liberalne, a bardziej totalitarne o nieznanym jeszcze charakterze, z elementami, które są obecnie oficjalnymi propozycjami politycznymi, np. Wiosny Biedronia.

Co więc zatem ma czynić prawica? Powinna wyzbyć się marzeń o jakiejś idealnej demokracji, która nie jest możliwa do zbudowania. Takie idealizowanie demokracji widzę u polityków Kukiz 15, którzy chcą poszerzenia głosu społecznego poprzez organizację większej liczby referendów czy wprowadzenie JOW-ów. Wola ludu jednak jest zmienna, a demokracja to nieustanne zapasy, w których lewica zdobywa przewagę, bo ma media, pieniądze, i nie ma moralności, która nas tak hamuje w walce politycznej. Lewica posługuje się też głównie grą na emocjach, a prawica to rozsądek i racjonalizm, a w obecnych, medialnych czasach, to najlepszy środek do przegranej. No chyba, że ma się poparcie miecza, albo, jak Orban na Węgrzech, wprowadzi się demokrację nieliberalną.

Prawica musi zgodzić się na rządy autorytarne. Taki delikatny balans autorytaryzmu, z elementami demokracji na niższych szczeblach. A ten ,,balans” to takie małe nawiązanie do Juana Donoso Cortesa, który pisał, że stopień religijności społeczeństwa ma wpływ na większą bądź mniejszą kontrolę społeczeństwa przez władzę. Czyli jeżeli religijność większa, to łagodny autorytaryzm, jeżeli średnia, to klasyczny autorytaryzm, jeżeli całkiem mała, połączona z nastrojami rewolucyjnymi, to, niestety, dyktatura.

Osobiście wolę władzę silną, jawną, nie obłudną, jak w demokracji, gdzie się ciągle mówi o wolności, a stopniowo się społeczeństwo zniewala. Wolę władzę co mi postawi warunki, ograniczone ale wyraźne. I władzę, która dba o religijność Polaków, o moralność publiczną, bo wiem, że wtedy będzie najwięcej wolności. W ogóle chyba światły autorytaryzm daje najwięcej wolności. Demokracja to taka dosyć wąska łódka, którą ledwie jakiś podmuch wiatru kołysze i robi się niebezpiecznie. Mogę się też pozbyć  prawa głosu w wyborach parlamentarnych czy prezydenckich. Nie będę z tego powodu rozżalony. I tak mam niewielki wpływ na sytuację w kraju. Licząc tak ogólnie, to moje  znaczenie polityczne oscyluje gdzieś koło 1/14 000 000 czyli tyle znaczy mój głos. A jeżeli namawiam do głosowania to po to, by jakaś formacja dokonała zmian. Dopóki nie ma czegoś lepszego, to bawię się w demokrację. W tym roku mamy jeszcze takie dwa ,,święta” demokracji. Licząc wybory z poprzedniego roku i te prezydenckie za rok, to od razu nasuwa mi się skojarzenie z filmem ,,Cztery wesela i pogrzeb”. Brrrrrrr!

Jarosław Luma

Click to rate this post!
[Total: 6 Average: 4.7]
Facebook

7 thoughts on “Luma: Autorytaryzm i jego delikatny balans”

  1. O, weźmy prof. Gwiazdowskiego. Na spotkaniach, spytany o kwestię aborcji, stwierdza, że osobiście jest jej przeciwnikiem. Jednak jego partia nie ma zamiaru naruszania kompromisu aborcyjnego. Zaraz dodaje jednak, że jeśli zostanie zebrana odpowiednia liczba głosów o rozpisanie referendum w tej sprawie, to takie referendum odbędzie się, zaś jego ludzie osobiście zadbają o to, żeby wynik referendum był wiążący.

  2. Brr. Jak czytam ten manifest konserwatysty to mi ciarki przebiegają po plecach.
    „Wolność to zło”, „demokracja to zło”, „prawica musi zgodzić się na rządy autorytarne”, „jeśli religijnosc mała, … to dyktatura” i tak dalej w podobnym stylu – ależ to wypisz, wymaluj osobowość autorytarna, którą wyabstrachowal Adorno opisując przyczyny powstania faszyzmu. Że jeszcze ludzie w XXI wieku mają takie poglądy? A to nie podpada przypadkiem pod paragrafy?

    1. Dlatego proponuję przeczytać „Dlaczego nie jestem konserwatystą” Friedricha A. Hayeka. Sam Korwin niegdyś polecał. Wprawdzie wolnościowcy pewnie zgotowaliby narodowym konserwatystom holokaust, gdyby ci wspólnie z socjalistami próbowali zahamować próbę podkręcenia polskiego IEF powyżej 90. Może należałoby ich zrzucać z helikopterów do Bałtyku? Sam nie wiem. Na pewno Korwin wyprowadziłby na ulicę wojsko z karabinami, albo czołgi. Mielibyśmy taki polski Tian’anmen.

    2. Jak ludzie w XXI wieku mogą powoływać się na Adorno? Ten Pan pisał swoje dzieła pod tezę. Powoływać się na niego to jak powoływać się na prace wydawane przez Ahnenerbe. Autor był krytykowany ze wszystkich stron, jego tezy podważane i obalane. We wszelkiej maści płaszczyznach teorie te wykazują karygodne błędy. Nawet na podstawie, jaką jest metodologia i statystyka, dokonywane przez niego i jego apostołów są gwałty. Ale to jego kultystów i naśladowców nie wzrusza – w końcu co jest ważniejsze? Możliwość wyzywania wszystkich innych od „faszystów”, wskazywanie palcem, że są głupi czy może prawda, wiedza oraz godność rozumu i duszy? Oczywiście, że to pierwsze.

      Szybka analiza – mamy cesarskie Chiny. Uważają się za pępek świata; wszystkich innych dookoła za barbarzyńców lub diabłów; zgodnie z naukami wielkich filozofów mają silny kult władzy cesarskiej, akceptacja hierarchii, niechęć do indywidualistów, rewolucjonistów itd.; mają kult siły, potęgi, bogactwa i/lub sławy (pamięć wśród ludzi była realnym ekwiwalentem nieśmiertelności) oraz wiele innych cech. Zgodnie z tezami Adorno – Chińczycy powinni być ludem autorytarnym a przez to głupim. Głównym źródłem ich głupoty winni być Konfucjusz, Laozi, Guan Zhong i inni wielcy myśliciele wschodu. W końcu na ich naukach powstał konfucjanizm, taoizm, legalizm i inne szkoły, które promowały cechy uznawane przez Adorno za cechy osobowości autorytarnej. Ponieważ dla Adorno ludzie z takimi cechami powinni być głupsi (mniej inteligentni), należałoby potraktować naród chiński za wybitnie głupi na przestrzeni całej swojej historii… Chwila moment… Czy naród, który swoją siłą sinizował kolejne fale najeźdźców (aż do przybycia „białych diabłów”), który był pełen artystów, inżynierów, naukowców, geniuszy itd. gdzie praktycznie każdy z nich akceptował mainstreamową ideologią, miałby być narodem debili? Ponieważ uznawali Chiny za lepszy kraj? Że trzeba akceptować władzę? Że legitymizacja władzy przez Niebiański Mandat jest OK? Ponieważ uznawali tradycję za świętość? A tutaj pominąłem kilka innych wniosków tego szarlatana m.in. że jest to zaburzenie psychiczne (wynikałoby że jakieś 10 tys. lat ludy Państwa Środka są chore psychicznie! cóż za rasizm, konwencjonalizm, kult siebie i nietolerancja po stronie „białych demokratycznych liberałów”…. a może po prostu projekcja negatywnych odczuć na cel, który uważany jest za „gorszy”? Ale czy to by nie znaczyło, że ci, co mieliby nie mieć osobowości autorytarnej ją winni posiadać? Zatem cała ludzkość jest głupia i szalona!) Zastanówcie się i pomyślcie…

      Albo inaczej. Adorno wskazał pewne cechy jako przyczyny narodzin faszyzmu. Te cechy permanentnie dominowały przez praktycznie całą historię homo sapiens. Jest to jakieś 1,9 miliona lat. Faszyzm funkcjonował przez niecałe 3 dekady. Daje nam to ok. 0,0016% czasu. Napiszę to raz jeszcze, dla łatwiejszego zrozumienia. Czynniki, które miały generować faszyzm, wytworzyły go tylko w 0,0016% czasu funkcjonowania tych czynników. Dla każdego, kto zajmował się statystyką, taki wynik byłby bezwartościowy. Procent przypomina ten, który funkcjonuje w homeopatii.

      Logika, matematyka, historia etc. Wszelkiej maści dziedziny wskazują, że Adorno oraz jego apostołowie to banda szarlatanów. Jednak dla jego fanatycznych kultystów Adorno jest niczym tow. Lenin.

      I teraz jestem ciekaw. Czy wszelkiej maści liberałowie, demokraci, wolnościowcy i inne środowiska odpowiedzą na moje słowa? Czy też nałożą dłonie na uszy, zaczną śpiewać głośno jakąś pieśń? Bo do tej pory ŻADEN, ale to ŻADEN z nich nie podjął próby konfrontacji swoich tez z rzeczywistością, którą przedstawiam.

      Na koniec powiem, że gdyby przyjąć założenia Adorno, to matematyka nie powinna być nauczana. Bo matematyka ma w sobie wszystkie cechy osobowości autorytarnej, je wzmacniające, pielęgnujące, tworzące etc. A przecież jest to „zaburzenie osobowości”… tak… matematyka tworzy wariatów… Gdyby te nauki były przyjęte przez humanoidalne istoty parę milionów lat temu, to nigdy byśmy z drzew nie zeszli…

    3. Wolność jest piękna, demokracja z pewnym kagańcem jest do wytrzymania. A co Pan powie, jeżeli wolą ludu będzie wygrana w wyborach Wiosny i tym podobnych partyjek? Jeżeli z marszu wprowadzą nam aborcję na życzenie, ,,małżeństwa” jednopłciowe, zakaz procesji religijnych, edukację sexualną? czy wtedy nie przydałby się ktoś, kto wbrew prawu przejmie władzę? Czy zależy nam bardziej na Polsce, czy na demokracji, która i tak nam wolności nie zapewnia? A wolności rzeczywiście jest najwięcej tam, gdzie ludzie są porządni czyli… religijni. I nie chodzi tu wyłącznie o osobistą wiarę, bo to sąrelacje między człowiekiem a Bogiem. Chodzi o nośnik cywilizacyjny religii… A tak na marginesie, to bliżej faszyzmu są Biedronie, Schetyny, Nowackie niż moja skromna osoba.

      1. Twierdzenie, że osoby religijne są bardziej „porządne”, rozumiem, że bardziej etyczne, nie jest poparte żadnymi danymi socjologicznymi. Wręcz przeciwnie. Ja znam takie badania robione w USA, gdzie okazało się, że największa przestępczość jest w stanach prawicowych, a w więzieniach siedzi większy procent osób religijnych niż wynikałoby to z podziałów w społeczeństwie. Łatwo dorabiać sobi teorie do własnych potrzeb.
        Jeśli chodzi o poczucie wolności to demokracja liberalna ze swoim szacunkiem do różnorodności spowodowała, że, w krajach, w których panuje, udało się stworzyć konsensus polegający na zbudowaniu wspólnotowej przestrzeni państwa, która została pozbawiona elementów swiatopoglądowych. Te indywidualne poglądy zostały zepchnięte do sfery prywatnej po to właśnie, aby nie powodowały ciągłej, agresywnej walki o dominację w sferze publicznej. Niestety trzeba umieć zrezygnować z potrzeby narzucania innym swoich poglądów, a to, szczególnie dla jednostek o osobowości autorytarnej, ukształtowanej w patriarchalnym systemie wartości, nie jest takie łatwe.
        Deprecjonowanie Adorno, jednego z znamienitych filozofów Szkoły Frankfurckiej, w której ukształtował się postmodernizm, nic nie da. Nie da się zakrzyczeć wielu lat badań jakie, nad tym problemem, prowadziła rzesza wybitnych naukowców z Frommem, Roekeschem i Altermeierem na czele. Polecam przeczytać ostatnią pracę pracownika Instytutu Psychologii PAN prof. Piotra Radkiewicza „autorytaryzm i brzytwa Okchama”, z 2012 r., w której autor przedstawia historie badań nad autorytaryzmem, kończąc ją własnymi spostrzeżeniami w temacie. Rozumiem, że o własnych błędach jest mówić najtrudniej. Często psychika racjonalizuje rzeczywistość dezwuując wszystko co nie pasuje do swojej wizji świata. Problemy te badał Kahneman wyznaczając liczne heurystyki, jako błędy umysłu.
        Jeśli natomiast chodzi apologetykę cesarskich Chin, to nie jestem wcale zaskoczony, choć dla wielu ludzi byłoby to szokujące. Jak bowiem można podziwiać system, w którym całe rzesze upodlonych ludzi, traktowanych jak niewolnicy, pracują dla chwały jednego faceta, który uważa, że jest narodem lub państwem. Rozumiem jednak, bo wiem jak społeczeństwo już od czasów Platona jest traktowane przez pewien typ osobowości. Już wówczas istniał konflikt między stoikami a Platonem i Arystotelesem o podejście do człowieka, czy jest on traktowany jednostkowo, indywidualnie jako niezależny byt, któremu należy się szczęście, czy jak mrówka w mrowisku, pszczoła w ulu, jako masa bezimiennych, tak naprawdę nieistotnych dla indywidualnego losu istot, których byt na tym łez padole ma tylko taki sens, że jest częścią całości państwa lub narodu. Właściwie to zapoczątkowano takie podejście do człowieka już w starożytnej Sparcie, gdzie zrzucano ze skały, niepotrzebne społeczeństwu, kalekie dzieci. Platon zachwycony skutecznością Sparty w wojnie peloponeskiej uznał jej wyższość nad demokratycznymi Atenami i stworzył swą utopijną wizję państwa, porównywaną lub to do totalitaryzmu, lub, jak przez Tatarkiewicza, do komunizmu. Na Platonie zaś wzorowały się całe rzesze konserwatystów, wśród których poczesne miejsce zajmuje mój przedmówca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *