Tak właściwie to powinienem w tym miejscu zakończyć ten artykuł krótkim stwierdzeniem: większość Polaków nie lubi wolnego rynku. Nie zrobię tego jednak, bo należy się jakieś wyjaśnienie tej dziwnej dość sytuacji. Otóż wolny rynek opiera się na sprawdzonych i udowodnionych naukowo i empirycznie zasadach, daje państwom siłę, a obywatelom dostatek. Nie będę zagłębiał się w ekonomiczne niuanse, ale tam, gdzie jest rynek wolny od monopoli, gdzie podatki są proste i niskie, gdzie biurokracja nie krępuje działalności gospodarczej obywateli, tam jest największy rozwój gospodarczy. Takie reguły gospodarki powinny cieszyć się poparciem zdecydowanej większości obywateli. Wiemy jednak, że tak nie jest. Dobrym przykładem mogą być choćby mierne wyniki wyborcze partii politycznych, tych partii, które otwarcie głoszą zasady wolnorynkowe. Można oczywiście złożyć to na karb złej taktyki wyborczej, mediów, słabego przekazu czy ,,ciętego” języka p. Korwina Mikke. Twierdzę jednak, że przyczyna jest inna, a właściwie jest ich kilka.
Jedną z nich to wysiłek, który musi włożyć każdy człowiek, chcąc osiągnąć rynkowy sukces. Niestety jest to trochę tak, jak stwierdził w pewnym wykładzie p. Krzysztof Karoń (https://www.youtube.com/watch?v=HdPFmefwGhA&t=254s), że należy ludziom wprost powiedzieć żeby wzięli się do roboty. Na tym polega wolny rynek. Chcemy więcej wolności, chcemy poprawy swoich warunków życia, to musimy wziąć się do roboty. Mało kto jednak lubi podejmować ryzyko i do tego dołożyć jeszcze większość swojego prywatnego czasu. Niestety, ale spora część Polaków jest zdemoralizowana przez opiekę socjalną i przez nadmierną biurokrację, bo po co zakładać swoją firmę, jak można ulokować się na ciepłej posadce w urzędzie. Swoje dołożyła też szkoła, która, niestety, głównie przygotowuje młodych ludzi do życia w państwie socjaldemokratycznym, a dodatkowo ,,zabija” rywalizację, która jest konieczna, by przygotować nowe pokolenie do twardej walki na niwie gospodarczej. Jest mi z tego powodu podwójnie smutno, bo ponad 20 lat byłem nauczycielem szkoły średniej i wiem jak to jest.
Wolnego rynku nie cenią duzi gracze w postaci wielkich firm i korporacji. Oni sobie poradzą w każdych warunkach, bo dysponują wielkim kapitałem, dobrymi prawnikami, wpływami w mediach i w świecie polityki. Na ich poziomie bardzo często dochodzi do porozumień, których efektem jest zanikanie konkurencji. Rynek jest podzielony i trudno jest nawet wybitnym przedsiębiorcom, z dobrymi pomysłami, przebić się przez tę sieć układów.
Trochę pewnie Państwa zaskoczę, ale wolnego rynku nie lubią też średnie przedsiębiorstwa, które mają już swoje miejsce w gospodarce. Nie chcą, by podatki były uproszczone i dość niskie, nie chcą ograniczać różnego rodzaju koncesji, zezwoleń, redukcji składek na ZUS. Mają księgowość, kadry, prawnika, znają przepisy i wiedzą jak sobie radzić w trudnych sytuacjach. Wolny rynek to zmora dla nich, bo małe przedsiębiorstwo, aktywne, dobrze zarządzane, może stać się… średnim i zagrozić na rynku, odebrać sporą część klientów. Kiedyś rozmawiałem z właścicielem takiej średniej wielkości firmy. Stwierdził on, że dla niego z ekonomicznego punktu widzenia rządy Platformy były lepsze niż PIS-u. Zapytałem dlaczego i usłyszałem odpowiedź: bo był lepszy klimat do prowadzenia działalności i mniej bałem się kontroli. W odpowiedzi podałem fakty, że przecież czy rządzi PIS, czy PO, to generalnie podatki ani drgną, ZUS nadal jest dużym kosztem pracy, a regulacji jest tyle samo. Okazuje się jednak, że takiej wielkości firmy radzą sobie z podatkami, z ZUS-em i z innymi przypadłościami postsocjalizmu, a bardziej boją się kontroli skarbowej i wzrostu konkurencji na rynku.
Wolny rynek tradycyjnie jest też zwalczany przez kolejne ekipy rządzące. Władzy zależy na tym, by mieć do dyspozycji jak największy budżet (wysokie podatki), by mieć wpływ na obywateli poprzez różnego rodzaju kontrole, by istniały spółki skarbu państwa (synekury dla działaczy po wyborach), by istniała opieka socjalna (spora grupa wyborców). Biurokracja sama się nie zredukuje, a kolejne ekipy pookrągłostołowe mają przecież tam swoich zwolenników.
Nasi unijni przyjaciele, nie tylko oni zresztą, zrobią wszystko, by u nas nie zaistniała gospodarka rynkowa. Mają niestety w naszym kraju duże wpływy. Zmiany na lepsze u nas, to wzrost potencjału Polski, a tego nasi ,,przyjaciele” nie chcą. Chcą raczej ujednolicenia prawa i podatków w całej Unii, co byłoby zalegalizowaniem chorego systemu gospodarczego na poziomie ponadnarodowym. Najlepiej jakby Polska była taką republiką bananową, gdzie można likwidować, a potem przejmować, całe branże naszego przemysłu, gdzie wielki kapitał dyktuje warunki dla rządu. Swoje też tu dołożyły absurdalne regulacje unijne, środki pomocowe (preferowanie niektórych branż, sztuczne zaniżanie cen usług, wykonywanych przez firmy powstałe za środki z UE).
Od czasu tzw. ustawy Wilczka biurokratyczna pętla wokół polskiej przedsiębiorczości coraz bardzie się zaciska. Obecnemu rządowi, tak jak i poprzednim, nie zależy na rozwoju przedsiębiorczości Polaków. Zawsze są jakieś inne priorytety. Słyszę nieraz opinie, że zanadto interesuje mnie uwalnianie gospodarki, a przecież mamy takie wielkie wyzwania: Rosja, ściganie aferzystów, ustawa IPN, tarcza antyrakietowa, masa ludzi ubogich, itp. Wszystko to prawda ale tracimy kolejne lata i marnujemy kolejne pokolenie Polaków.
To kto chce wolnego rynku? Właściwie to dwie grupy: mikro i małe przedsiębiorstwa oraz uczniowie szkół średnich i studenci. Ci pierwsi, bo nie mają pełnej księgowości, dobrego prawnika i muszą sami ,,użerać” się z urzędami, prawem pracy, zezwoleniami. A ci drudzy, bo jeszcze jako młodzi ludzie mają chęć działać, szukają sprawiedliwego systemu i wiedzą, że lada moment wejdą na rynek pracodawcy/pracownika. Chcą więc mieć możliwość działania z ryzykiem w tle ale bez nadmiernych regulacji ze strony państwa. Niestety się szybko rozczarują.
I jeszcze zapomniałem o jednej grupie, a właściwie o grupce ludzi. Otóż mam na myśli garstkę dziennikarzy i polityków z prawej strony sceny politycznej, którzy od wielu lat krytykują socjalizm i namawiają do budowania wolnego rynku. Zdarli już gardła, a na palcach rąk pojawiły się odciski od stukania w klawiaturę, a Polacy nadal nie chcą ich słuchać i nieustannie dają im w wyborach od 1 do 5%. Przykre to.
I taka refleksja na koniec. Może jednak zmienić retorykę? Może nie używać pojęcia ,,liberalizm gospodarczy”, a stosować inne pojęcia-zamienniki? Może tak jak proponował kiedyś śp. Kisiel: nie zmieniając nazwy rozmontować system socjalistyczny? A może po prostu hasła wolnorynkowe nie mogą być jako pierwsza propozycja dla wyborców? Propaganda zrobiła swoje i Polacy rozumieją tak: kapitalizm w czystej formie to żebracy na ulicach, masa bezrobotnych i wyzysk pracownika, a chorzy umierają na ulicach, bo szpitale są prywatne. Niech wolny rynek będzie powiedzmy trzeci albo czwarty w kolejności haseł wyborczych. Pierwsza powinna być wspólnota, bo to chwyta. I chyba bardziej strawna jest jakaś doktryna całościowa, odwołująca się do tego, co polskie, do etyki, do historii, do katolicyzmu. A wolny rynek tak przy okazji, ot tak od niechcenia. A może nacjokratyzm?
Jarosław Luma
Czy może pan podać przykład gdzie ów mityczny wolny rynek funkcjonuje?
Gdzie równolegle, pomimo niskich podatków większość społeczeństwa żyje w dostatku?
Wydaje mi się że najbliżej pana ideału jest Tajwan, z niestety, dużymi obszarami skrajnej biedy i slamsów, bez żadnych zabezpieczeń emerytalnych czy opieki zdrowotnej, za to podatki są niskie i administracja państwowa jest niewielka. Czy naprawdę w takim społeczeństwie chciałby pan funkcjonować?
Wysokimi podatkami można zbudować fundusz na socjal, ale to jest rozwiązanie na krótką metę… bo w dalszej perspektywie jest Grecja.
Noe piszę o wolnym rynku w wydaniu libertarian ale to cp się dzieje z podatkami i z biurokracją w naszym kraju, to zakrawa na zdradę…
Co takiego dzieje się w naszym kraju z podatkami, że zakrawa o zdradę ?
JKM przyznał mediom, że bierze 500+
Na Korwina głosują młodzi debile, co jeszcze ani razu w życiu u prywaciarza nie pracowali.
Dzieciaki prywaciarzy pracują w urzędach. Nie chcą być robolami bo widzą jak ich rodzice kantują pracowników.
Polacy nie chcą kapitalizmu. Nic dziwnego. Kto chce być poniżany i za grosze robić w niedzielę i święta? To nie Anglia z XIX wieku!
Jak ktoś gada, że zabierze biednym i dołoży bogatym to niech się nie dziwi, że ma w wyborach 1%
„Propaganda zrobiła swoje i Polacy rozumieją tak: kapitalizm w czystej formie to żebracy na ulicach, masa bezrobotnych i wyzysk pracownika, a chorzy umierają na ulicach, bo szpitale są prywatne ”
To nie propaganda! To prawda! Każdy kto.zna historię wie, że tak jest!
Kapitaliści mają w dupie katolicyzm, bo gonią ludzi do roboty w niedzielę i w dupie patriotyzm, bo zatrudniają Ukraińców!
Niechęć Polaków wobec wolnego rynku w dużej mierze wynika z doświadczeń związanych z działaniami profesora Balcerowicza. Pokolenia które pamiętają początek lat 90-tych się tym zraziły.
Kapitalizm ponadto jest oparty na chwiejnym fundamencie – oświeceniowym rozumieniu wolności człowieka. Wychodzi się przy tym z założenia, że to ludzka wola, sama z siebie, jest najlepszą z możliwych siłą sprawczą inicjowania procesów gospodarczych (a czasami wręcz jedyną mającą do tego prawo). A to jest nieprawda.
Współczesne realia gospodarcze wyglądają tak, że wydatki publiczne wzrastają i prawdopodobnie wzrastać będą. Nie da się ponosić wydatków bez osiągania dochodów, przede wszystkim z podatków – i już mamy znienawidzony przez wielu wolnorynkowców fiskalizm, ingerencję w ludzką wolność itd.
Przedsiębiorstwa działające na wolnym rynku są efektywne. Ale wielkość wyniku finansowego w bilansie to nie wszystko.
Pojęcie „liberalizm gospodarczy” kojarzy się źle bo „liberalizm” kojarzy się źle – i słusznie. Kapitalizm to też przestarzałe słowo. Wolny rynek to niestety przede wszystkim odpowiedzialność i to jest moim zdaniem clou problemu. Ludzie boja się odpowiedzialności związanej z ryzykiem. W socjalizmie odpowiedzialności za siebie i bliskich jest mniej i ryzyko niepowodzenia mniejsze.
Poza tym funkcjonuje wciąż mit że wolny rynek to oznacza pozostawienie każdego samemu sobie. A to nieprawda. Nawet w wolnorynkowej gospodarce państwo ma do wykonania zadania solidarnościowe, podtrzymujące życie wspólnoty narodu/obywateli.