Kurz po bitwie już prawie opadł. Na horyzoncie w USA pojawił się zwycięzca wyborów prezydenckich. Nie jest nią Kamala Harris ale, dość spodziewanie, Donald Trump. Wszystko wskazuje na to, że wraca na to stanowisko po czteroletniej Bidenowskiej przerwie. Jaka będzie to prezydentura? Pewności nie ma ale są pewne przesłanki. Na pewno będzie korekta dotychczasowej polityki wewnętrznej w USA jak i polityki zagranicznej. Los Amerykanów jednak mnie mniej interesuje.
Generalnie to polityczni komentatorzy w naszym kraju dzielą się na dwa obozy: protrumpowski i antytrumpowski. Ten protrumpowski z kolei można podzielić na umiarkowany i skrajny. Umiarkowani nie wierzą w jakąś wielką sprawczość Trumpa w polepszeniu losu naszej umiłowanej Ojczyzny, no bo przecież to będzie prezydent Stanów Zjednoczonych i to właśnie interesów tego kraju musi pilnować. Generalnie jego posunięcia będą pozytywne: zakończy wojnę na Ukrainie, przyhamuje postęp lewicowej agendy, ograniczy niemieckie zapędy w kierunku budowania zjednoczonej Europy, zarządzanej z Berlina. Polska na wiele więcej nie może liczyć. Natomiast skrajni zwolennicy Trumpa (PIS, TV Republika, Wojciech Cejrowski, niektórzy komentatorzy YT) spodziewają się wręcz wielkiej ofensywy przeciwko wszelkiemu złu tego świata i… wrogom Polski. Tak, właśnie. Trump ma nas uzbroić, przysłać swoje wojska, ma nam dostarczać surowce energetyczne, ma zakończyć tzw. zielony ład, etc. Tymczasem nic takiego się nie stanie. Trump zwyczajnie zacznie w końcu dbać o interesy swojego kraju. W końcu, bo do tej pory prezydenci USA raczej realizowali jakieś agendy światowe, które często uderzały we własny kraj. Pisząc obrazowo: pasożyt (deep state vel globaliści) był dożywiany kosztem państwa (i obywateli) amerykańskiego.
Powiem więcej: te amerykańskie interesy będą często sprzeczne z polską racją stanu. To nieuniknione. I cóż wtedy?
Mam jedną propozycję dla zdeklarowanych protrumpistów. Wybaczcie ale znów będę posiłkował się naszym wielkim realistą czyli Romanem Dmowskim. Pamiętacie zapewne jak olbrzymie były zabiegi dyplomatyczne Dmowskiego, najpierw na dworze rosyjskim, potem w Japonii, we Francji, Anglii, USA. Działania te miały na celu przekonanie mocarstw do zgody na utworzenie państwa polskiego. Bardzo często ta dyplomacja nieistniejącego przecież państwa przypominała dyplomację kraju, który istnieje. Nie było to kołatanie u drzwi dworów europejskich, na kolanach, a raczej składanie konkretnych propozycji. Istnienie Polski miało się Europie opłacać. Taki był sens ofensywy samego Dmowskiego. Po to właśnie zabierał ze sobą ludzi różnych dziedzin życia społecznego, by lepiej przedstawić nasze racje.
Słuchałem ostatnio dyskusję zwolenników Trumpa. Było to chyba w TV Republika. Nie usłyszałem o żadnym planie na wypadek zwycięstwa Trumpa. Była tylko gorąca nadzieja i chęć współpracy z USA za wszelką cenę, bo Niemcy, bo Unia, bo groźny Putin. A można sformułować przecież pewne podstawy współpracy z Amerykanami i je Trumpowi przedstawić. Skoro chcecie nam sprzedawać gaz i ropę, to po cenie podobnej do ceny, którą oferuje Rosja. Macie zbyt, zarobicie mniej ale macie pewnego odbiorcę. W waszym interesie jest mieć u nas swoich żołnierzy i w naszym też, bo to nas zabezpieczy (częściowo) przed Niemcami i Rosją. Chcecie nam sprzedawać broń? Jesteśmy za ale wolimy wasze inwestycje w naszą zbrojeniówkę. Korzyści dla obu stron. Zainwestujcie w nasz węgiel. Otworzymy kopalnie, zmniejszymy koszty wydobycia poprzez (jak obliczyła Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa górnictwo jest obciążone 34 podatkami) rezygnacji z niektórych obciążeń fiskalnych. Postawimy na węgiel, a wy obronicie nas przed Unią Europejską.
To oczywiście takie moje pobożne życzenia. Protrumpiści (w tym przypadku politycy PIS) rzeczywiście nie mają konkretnych propozycji. Będzie euforia, potem oczekiwanie na przyjazd Trumpa, jakieś miłe słowa o historycznej roli Polski, pewnie mało korzystne dla nas umowy gospodarcze. A wszystko to zakończy się wesołym oberkiem – jak mawia red. Stanisław Michalkiewicz.
Nasze elity potrafią tylko służyć. Pozytywnego programu nie ma Kaczyński, nie ma Tusk ale o tym jeszcze coś napiszę. Przypominam: Trump to tylko, i aż, szansa.
Jarosław Luma
„A można sformułować przecież pewne podstawy współpracy z Amerykanami i je Trumpowi przedstawić.” – Program działania świetny, jest jednak pewien problem: nie da się tego zrobić, pozostając w Unii Europejskiej.