Mandat społeczny Jaruzelskiego

.

Jedna z gazet doniosła ostatnio, że córka gen. Wojciecha Jaruzelskiego wystawiła ojcu pomnik na cmentarzu. Informacje tego typu zwykle wywołują dyskusje na Facebooku. Nie zwróciłbym na nie większej uwagi – nie pierwsza to dyskusja i nie ostatnia na temat Generała i Stanu Wojennego – gdyby nie ciekawe komentarze mojego szanownego kolegi Mariusza Matuszewskiego, który lubi mnie i portalowi konserwatyzm.pl wytykać braki w konserwatywnej ortodoksji. W związku z tym, nie widząc dalszego sensu w przekonywaniu się wzajemnym o wyższości realizmu politycznego nad Etyką (pisaną przez mojego Kolegę zawsze przez duże „E”), chciałbym dokonać ideowej analizy dwóch komentarzy kol. Matuszewskiego pod moim facebookowym wpisem na temat tego zdarzenia na warszawskiej nekropolii.

W pierwszym komentarzu Redaktora Naczelnego Myśli Konserwatywnej czytamy: „ (…) Polska, rządzona przez aparatczyków z Moskwy, nie miała nic wspólnego z niezależnym państwem polskim. Władza po roku 1945 nie dysponowała nawet mandatem społecznym, o pozostawaniu w legalnej ciągłości z władzami Polski sprzed roku 1939 nawet nie wspominając. Na emigracji przechowano legalną tradycję polskiej państwowości (…)” (podkreślenia moje).

To ciekawa wypowiedź. Po pierwsze, przyjęto tu 3 błędy dotyczące owej „legalnej ciągłości”. Założono najpierw, że źródłem legalności jest Konstytucja Kwietniowa. Fakt, przyznaję – znakomita konstytucja, którą chętnie bym dzisiaj przywrócił Polsce – co jednak nie zmienia sytuacji, że została uchwalona ze złamaniem zasad prawa. Jakie znaczenie ma pozostawanie w „legalnej ciągłości” z czymś, co samo nie jest legalne? Jako polityczny pragmatyk machnąłbym na ten szczegół ręką, ale kol. Matuszewski właśnie powołał się przecież na „mandat społeczny”. Tym zaś dyktatorskie rządy piłsudczyzny nie dysponowały i nawet po sfałszowanych wyborach nie posiadały większości konstytucyjnej, co zmusiło je  do złamania prawa, aby tę konstytucję uchwalić. Po drugie, rząd londyński, po przekazaniu władzy Wieniawie-Długoszowskiemu sam był nielegalny, gdyż ten przekazanej mu prezydentury nigdy nie przekazał Raczkiewiczowi. Po trzecie, nowe kompetencje premiera i rządu, powstałe w wyniku układu Raczkiewicz-Sikorski (Układ Paryski) były sprzeczne z Konstytucją.

W rządzie londyńskim mam więc kłopot z dostrzeżeniem tak legalizmu, jak i mandatu społecznego. Rząd ten był uznawany za legalny tak długo, jak uznawały go mocarstwa świata. Stał się fikcją w 1945 roku i niczego nie przekazał nikomu, niczego nie zachował. O multiplikacji prezydentów i premierów wydzierających sobie w późniejszych dziesięcioleciach „władzę” nawet nie wspomnę.

Zarówno mnie, jak i innych biorących udział w dyskusji szczególnie zaciekawił jednak ten „mandat społeczny”. Od kiedy to bowiem monarchiści, katoliccy konserwatyści i legitymiści – a do wszystkich tych idei kol. Matuszewski przecież się przyznaje – zwracają uwagę na takie demokratyczne gusła jak „mandat społeczny”? Równie dobrze można powiedzieć, że gen. Jaruzelski był potworem, ponieważ nie przestrzegał „praw człowieka”, „demokratycznej kultury politycznej” i „przyrodzonej godności ludzkiej”. Zapytany o te dziwaczne stwierdzenie kol. Matuszewski odpowiedział w sposób – jak na katolickiego monarchistę – fikuśny, stwierdzając: „Mandat społeczny to na ten przykład głosowanie, w którym wygrywają ci, na których ludzie głosują, a nie ci, którzy zajmują miejsca w parlamencie zgodnie z tym, co ustawili radzieccy specjaliści od fałszowania wyborów”. Nie chciałbym drwić i szydzić z z kol. Matuszewskiego, ale jest to stwierdzenie pod którym mógłby się podpisać każdy demokrata. Ze stwierdzenia tego wynika, że istotą błędu i zła PRL nie był fakt, że Sejm stanowił prawo sprzeczne z prawem natury, godzące w Boga, własność i tradycyjną strukturę społeczną, lecz ten drobny fakt, że wybrała go nie tłuszcza w takt demoliberalnych mediów, lecz grupka kacyków partyjnych z KC PZPR. A jaka to różnica? W jednym i w drugim wypadku wybór jest równie fatalny, wybrani nie mają pojęcia o tym, czym jest prawo natury. W obydwu przypadkach o obsadzie list partyjnych decydują partyjni bonzowie, a kompetencja i uczciwość jest ostatnim z preferowanych przez nich kryteriów. Istotą zła demokracji jest sam wybór niekompetentnych ludzi przez niekompetentnych wyborców, a nie to czy tych ostatnich będzie 15-tu czy aż całe 25 milionów!

Niestety, z przykrością dochodzę do wniosku, że kol. Mariusz Matuszewski, w sferze świadomościowej pozostający monarchistą i konserwatywnym katolikiem, gdy chodzi o Jaruzelskiego, posługuje się demokratyczną narracją, tak jak gdyby wierzył w roussoistyczne gusła o „suwerennym ludzie” i o jego pierwotnym i nie przedawnialnym prawie do suwerennej władzy w państwie. Dlaczego? Dlatego, że koniecznie chce zanegować legalność i legitymowalność PRL. Dlatego, ciągle wspominając średniowiecznych królów i zasady legitymistyczne, ostatecznie, w rozpaczy – nie mając innych argumentów przeciwko Stanowi Wojennemu – sięga po argument roussoistyczny: PRL jest nielegalny, gdyż władza w nim nie pochodziła od narodu. Tymczasem PRL posiadał własną legitymizację władzy, znakomicie opisaną przez nowożytną filozofię polityczną: PRL był legalnym państwem, a jego uprawomocnieniem był zbrojny podbój ziem polskich przez Sowietów. Ktoś powie, że to słaba legitymizacja władzy? A jak do władzy doszedł Pepin Krótki, jak nie przez zamach stanu i odesłanie do klasztoru ostatniego Merowinga? Tak, władza jego syna Karola Wielkiego też pochodziła z podboju! A jak powstała Hiszpania Franco, jeśli nie z podboju, czyli ze zwycięskiej wojny domowej lat 1936-39? Rządy Czarnych Pułkowników w Grecji? Pinochet w Chile?

Gdzie był „mandat społeczny” Karola Wielkiego, Auguste’a Pinocheta i Francisco Franco? Mieli go więcej niż Wojciech Jaruzelski? Dlatego konserwatyście PRL wolno krytykować za wszystko, ale nie za brak „mandatu społecznego”! Dyskurs konserwatywny i gazeto-wyborczy nie mogą być tożsame.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Mandat społeczny Jaruzelskiego”

  1. Prawdę mówiąc zdziwiłem się, że przypadkowe komentarze na FB zrobiły aż taką furorę. A na poważnie: zapewne postaram się napisać cos w odpowiedzi. Jedynym problemem jest to, że powyższy tekst powstał na podstawie wypowiedzi wyciętych z całosci dyskusji na FB. Fragment o mandacie społecznym to argument dosyć płytko i nieumiejętnie zastosowany przez jednego z dyskutantów, a ja po prostu wyraziłem swoją opinię na ten temat, niestety tego już, Adamie, nie napisałes. Nie podzielam poglądu o pochodzeniu władzy od ludu, tylko miałem na uwadze wykazanie luki w rozumowaniu rozmówcy. Co sprawia, że 3/4 tego teksu nie ma pokrycia w stanie faktycznym, a za tem równeiż sensu. Więcej napiszę w polemice.

  2. @ Autor. Zdziwiło mnie to, że odwoływanie się do „przyrodzonej godności ludzkiej” zdaje się Pan uważać za niekonserwatywne. Otóż przypomnę fragment modlitwy: „Deus, qui humanae substantiae dignitatem mirabiliter condidisti et mirabilius reformasti.” A zatem naturze ludzkiej przysługuje godność. Oczywiście, czym innym jest kwestia, czy każdy człowiek realizuje ją w tym samym stopniu, a przede wszystkim, na czym ta godność polega. A może chodzi o to, że idea godności ludzkiej obecna w dzisiejszym „dyskursie dominującym” (nie lubię tego określenia, ale trudno) nie ma antropologicznych i metafizycznych podstaw?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *