Zgodnie z niepoprawnymi prognozami gospodarka ostro hamuje, spada nominalnie i realnie popyt konsumpcyjny, drożyzna nośników energii minimalizuje lub wręcz przekreśla opłacalność wielu dziedzin działalności. Likwidują działalności nie tylko mali przedsiębiorcy: z rynku znikają również ci więksi, nawet bardzo znani. Później przyjdzie czas na dużych. Powszechne zubożenie będące skutkiem wojny handlowej prowadzonej z Rosją rodzi głębokie zjawiska recesyjne: cofnęliśmy się już w czwartym kwartale 2022 r., początek tego roku będzie prawdopodobnie jeszcze gorszy.
Gospodarka, która od ponad siedmiu lat rozwijała się dzięki wzrostowi popytu konsumpcyjnego, cofa się, co oczywiście stawia pod znakiem zapytania wszystkie prognozy fiskalne: nieopłacalność działalności gospodarczej spowoduje spadek wpływów z podatku dochodowego firm, a spadek legalnego zatrudnienia (aby przetrwać przedsiębiorcy płacą pracownikom „pod stołem”) obniża już wpływy z podatku dochodowego od pracowników i zleceniobiorców, spadek sprzedaży detalicznej zmniejsza dochody z VAT i akcyzy. Gdy politycy na polecenie „światowego przywództwa” dalej gorliwie będą prowadzić „wspólnie z Ukrainą” wojnę z „imperium zła”, rok 2023 zapisze się w historii ostatniego trzydziestolecia w najczarniejszych barwach. Wśród przedsiębiorców dominuje pesymizm: „światowe przywództwo” zapowiada długotrwałą , wyniszczającą (naszą gospodarkę) wojnę na wschodzie, co spotkało się z gorącym aplauzem tłumów zgromadzonych przed Zamkiem Królewskim. To już nie jest groteska lecz farsa. Ponoć wśród wielbicieli naszego gościa dominowali cudzoziemcy, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie cieszyłby się z zapowiedzi trwałego zubożenia i regresu gospodarczego w końcu niezbyt bogatego kraju. Cały prowojenny front medialny opowiada nam dyrdymały, że (jakoby) nasze ofiary są niezbędne dla pokonania Rosji i pełnego zwycięstwa wojsk ukraińskich. Propagandyści nie dbają o prawdę, a nawet o pozory wiarygodności tego co mówią. Przecież już dobrze wiemy, że celem polityki jest to, żebyśmy kupowali coś drogo, bo nie wolno nam kupić już tanio (od Rosji). Mieliśmy tani węgiel, gaz, ropę naftową ze wschodu. Kazano nam zrezygnować z tych źródeł albo Rosja w rewanżu za naszą wrogość odcięła nas od dostaw. Teraz jesteśmy zmuszeni kupować te towary dużo drożej. Od kogo? Oczywiście od „światowego przywództwa”. To jest ich wersja „operacji specjalnej”, która jednych wzbogaca innych zubaża, jeszcze innych po prostu niszczy. Gospodarka Ukrainy po tym wszystkim jest w stanie katastrofy, której się nie odwróci. My mamy cieszyć się ze zubożenia i regresu, bo jest to nasza obowiązkowa ofiara na ołtarzu tej wojny. Zarobi „światowe przywództwo”, bo może nam dyktować ceny np. swojego skroplonego gazu, którego nie możemy zastąpić (i nie zastąpimy) gazem rosyjskim.
Witold Modzelewski
Panie Profesorze, a mniej dyplomatycznie. W pierwszą, mam nadzieję ostatnią, rocznicę prewencyjnego uderzenia Rosji na UPAdlinę gościł w naszym dumnym państwie z dubeltową już w tym roku, bezprecedensowo historyczno- histeryczną wizytą wielki wódz kretynów wolnego świata Bidet. I niczym mumia faraona wydłubana z grobowca w egipskiej Dolinie Królów zaczął poruszać się po terenie jak pierdolony RoboCop , gadając bzdury jak rzadko który. W związku z tym mam pytanie. Jak nisko musi upaść kraj, bo Rów Mariański to jeszcze wyżyna, który nie tylko pozwala, ale jeszcze się z tego cieszy, gdy jakiś polskiego pochodzenia herold z Disneylandu bezczelny wysłaniec, pomiot zwichniętego rusofoba i zbrodniczego podżegacza wojennego, w prostacko lekceważącym geście paluchem wskazuje na jego obywateli, mówiąc, jak przetrącony poliglota z ekranu telewizorni „Prezydent Biden dba o Polskę, dba o was i dba o waszą bezpieczeństwo.” A dziennikarka prowadząca ten żałosny spektakl przypominający reklamę środka na przeczyszczenie, w patriotycznym uniesieniu przyznaje, że szczytuje, jak niedawno, unijna frau na schadzce z Zielińskim w Kijowie, kiedy tylko pomyśli o tej epokowej wizycie w naszej ojczyźnie wózka inwalidzkiego Made in USA . Kurwa nie do wiary. A jednak.
Złośliwie można rzec, że i tak standardy w Polsce nieco poszły do góry. Jeszcze w latach 90-tych całe społeczeństwo dostawało spazmów, gdy przyjechał do nas Michael Jackson witany zresztą na Okęciu przez parę prezydencką.