Książka Vladimira Volkoff’a „Montaż”, to powieść nietuzinkowa. Pomimo, że została zaszufladkowana jako książka o charakterze sensacyjnym, mająca w tle rozgrywki służb specjalnych, to nie jest to jednak kolejna opowiastka z cyklu „bomby, miny, karabiny” jakimi obłożone są półki w księgarniach. Nie znajdziemy w „Montażu” bohaterskich Jamesów Bondów, bowiem jest to wspaniale napisana powieść, w której fabułę umiejętnie wpleciono podręcznikowe zasady prowadzenia walki informacyjnej i psychologicznej, a jedyną bronią którą posługują się jej bohaterowie, to intelekt. Książka Volkoff’a, to opowieść o misternie zaplanowanej i przeprowadzonej operacji radzieckiej agentury wpływu na terenie Francji.
Fundamentem działań radzieckich agentów wpływu w „Montażu” są swego rodzaju przykazania klasyka strategii jakim był Sun-Tsu dla infoagresorów. Jeden z głównych bohaterów powieści, a zarazem autor tytułowego montażu Abdulrachmanow, w swoim gabinecie ma powieszone na ścianie te „przykazania”: 1. poddawaj w wątpliwość dobro; 2. kompromituj przywódców; 3. wstrząśnij ich wiarą, niech gardzą; 4. posługuj się ludźmi złymi; 5. dezorganizuj działalność władz; 6. siej niezgodę między obywatelami; 7. podżegaj młodych przeciwko starym; 8. drwij z tradycji; 9. zakłócaj aprowizację; 10. rozpowszechniaj zmysłową muzykę; 11. sprzyjaj rozwiązłości; 12. nie żałuj pieniędzy; 13. zbieraj informacje.
Bardzo ciekawie przedstawiono budowanie legendy głównemu bohaterowi Aleksandrowi Psarowi, który jest kluczową postacią całej misternie zaplanowanej operacji. Otóż w celu uwiarygodnienia go w oczach prawicowców i antykomunistów organizuje on w kręgu znajomych z liceum do którego uczęszcza stowarzyszenie o antykomunistycznym charakterze. Oficer prowadzący w ten sposób tłumaczy bohaterowi powieści tę decyzję: „(…) Nie sądzi pan chyba, że petycja kilku francuskich licealistów będzie miała jakikolwiek wpływ na los naszych towarzyszy Ethel i Juliusza Rosenbergów? Korzystne będzie, jeżeli tymczasem wytworzymy wokół pana aurę człowieka prawicy. To się panu później przyda”.
Vladimir Volkoff w ciekawą fabułę umiejętnie wplótł kwestie dotyczące wojny informacyjnej i przez to „Montaż” posiada nie tylko walor literacki, ale także edukacyjny. Doskonale w niej wyłożono metody oraz charakter działań agentury wpływu. Sposoby posługiwania się białą i czarną propagandą, intoksykacją oraz dezinformacją za pomocą mass mediów. Volkoff podkreśla, że tradycyjna wojna energetyczna – konwencjonalna, to anachronizm w globalnej rywalizacji czasów współczesnych. Nowoczesnym orężem na miarę naszych czasów jest wojna informacyjna.
„(…) Ryzykować własnym życiem potrafi każdy idiota. Myślę, że o wiele przyjemniej jest połamać kości komuś innemu – odpowiedział Pitman, pogodnym uśmiechem przepraszając za ostrość wyrażenia. –Tyle że nie żyjemy już w czasach księcia Sieriebriannego, ani w czasach naszych bogatyrów. Wtedy niewielki rozumek i maczuga wystarczały do wygrania bitwy. Nieszczęśliwie dla pana się składa, że przyszłość nie należy do sztuki wojennej rozumianej w sposób tak tradycyjny. Amerykanie mają bombę atomową, wkrótce i my ją będziemy mieli. Efekt: koniec łamania kości. To znaczy zawsze gdzieś, w jakimś kącie świata, będą trwały potyczki, będą zabici, niestety, bohaterskie czyny i okrucieństwa, tyle, że bez realnych konsekwencji, jak strącenie pionków na dalekim przedpolu, próba sił, nic więcej. Prawdziwie nowoczesna wojna Aleksandrze Dmitryczu, nie pociągnie za sobą prawie żadnych zniszczeń materialnych. Będzie to wojna bardzo wydajna, ekonomiczna. Jej zwycięzca będzie panem życia i śmierci na zdobytych terytoriach i wśród podbitych ludów. Będzie nimi władał w sposób bardziej suwerenny niż niegdyś królowie. Znajdujemy się u zarania rozwoju nowej broni, wcale nie śmiercionośnej, wydajniejszej niż wszystkie dotychczasowe. Jeżeli chce pan wziąć udział w wojnie zwycięskiej, musi się pan stać oficerem tej nowej kawalerii”.
„(…) Wywiad i kontrwywiad to tylko dwie strony tej samej rzeczy, istotnej, owszem, nie można zaprzeczyć, lecz wciąż dość prymitywnej. Próbować poznać zamiary przeciwnika, przeszkodzić mu w poznaniu moich sekretów, to dość pasywne rozumienie naszych zadań. Sprawy nabierają rozmachu od momentu, kiedy to my podpowiadamy przeciwnikowi jego intencje i zamiary, które on później zechce wprowadzić w życie. (…) Nasz towarzysz Mao Tse-tung powiada, iż świadomości społecznej przeciwnika trzeba >nadać formę<. Ponieważ to my sami sporządzamy tę matrycę, przeciwnik jest odtąd uzależniony od nas – Pitman udał, że się waha. – Myślę, że mogę panu wyjawić, iż posługujemy się pięcioma różnymi technikami pozwalającymi kierować postępowaniem naszego przeciwnika. Po pierwsze, biała propaganda, polegająca po prostu na stałym powtarzaniu: >Jesteśmy od was lepsi<. Można to powtarzać miliony razy. Dalej, czarna propaganda, do której trzeba trzech partnerów: przypisuje się przeciwnikowi zamiary, których on wcale nie żywi, a które nie będą się podobały temu trzeciemu, to dla niego gra się tę komedię. Dalej, intoksykacja. Tu może być dwóch lub trzech partnerów. Chodzi o oszukiwanie za pomocą metod subtelniejszych niż zwykłe kłamstwo. Na przykład nie podrzucam panu fałszywych informacji, ale zaaranżuję coś takiego, że pan mi je wykradnie. Wreszcie dezinformacja, pojęcie, którego używamy też dla oznaczenia wszystkich tych metod. W węższym sensie dezinformacja jest w stosunku do intoksykacji tym, czym strategia wobec taktyki. (…) Piąty sposób jest tajny Aleksandrze Dmitryczu. Jesteśmy jedynym mocarstwem, które wypracowało pewne techniki…(…)Jedno słowo tylko: piąty sposób polega na wywieraniu wpływu. Cztery pozostałe w porównaniu z nim to dziecinne zabawki. Powiem coś, co będzie pana szokowało. Pamięta pan słowa Karola Marksa: >Minęła już epoka rewolucji, znaczonych przez zadane ciosy…”.
Autor książki za pośrednictwem jej bohaterów zwraca uwagę czytelnika na rolę i znaczenie mediów we współczesnej epoce: „(…)Marks rozumował jeszcze w kategoriach dwumianu encyklopedyści – jakobini, my jednak poszliśmy dalej. Obecnie terroryzm ma nam po prostu dostarczyć okazji wywarcia naszego wpływu, i to za pośrednictwem metod, o których Marksowi nawet się nie śniło, za pośrednictwem środków masowej informacji, mass media. W średniowieczu zabójstwo jednostki powiedzmy księcia, mogło zmienić historię danego kraju. Później jednak lud pokazał się na scenie i odtąd terror indywidualny stracił przydatność. Dzisiaj znowu zmierzamy, wielkimi krokami ku epoce, która na nowo przywróci znaczenie jednostce, ale nie dzięki jej nadzwyczajnym właściwościom, tylko na skutek wzrastającej roli masowej komunikacji. Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, że charakter człowieka, już zmodyfikowany przez fotografię prasową i kino, zmieni się raz jeszcze w ciągu najbliższych dwudziestu pięciu lat dzięki telewizji. Nie sądzę, żebym się mylił: za dwadzieścia pięć lat wzięcie zakładników albo zabójstwo jakiegoś urzędniczyny wywoła większy rozgłos niż wojna kolonialna w wieku dziewiętnastym”.
Vladimir Volkoff zasłynął w Polsce jako autor innej znakomitej książki będącej swego rodzaju podręcznikiem do prowadzenia walki informacyjnej oraz obrony przed infoagresorem „Psychosocjotechnika, dezinformacja – oręż wojny”. Wyłożył w niej zasady wpływania na odbiorców mass mediów za pomocą intoksykacji i dezinformacji. Po lekturze powieści „Montaż” można śmiało pokusić się o postawienie tezy, że jest to literackie uzupełnienie książki „Psychosocjotechnika, dezinformacja – oręż wojny” i te dwie pozycje stanowią pewną całość.
Oprócz ukazania metod działań agentury wpływu dodatkową wartość tej książki stanowi jej strona literacka i historyczna, bowiem Volkoff znakomicie nakreślił tło fabuły tej książki – dzieje przedstawicieli rosyjskiej białej, monarchistycznej emigracji we Francji. W „Montażu” bardzo plastycznie, a zarazem w zniuansowany sposób ukazano losy rosyjskich emigrantów nad Sekwaną po II wojnie światowej. Ich życie codzienne, dramaty i tęsknotę za dawną, carską Rosją. Polski czytelnik w trakcie lektury tej książki poznaje inne – jakże odbiegające od pokutującego w naszym kraju stereotypu prymitywnego Moskala – oblicze Rosjan. Na tej płaszczyźnie „Montaż” tworzy pewien cykl z takimi powieściami Volkoff’a jak: „Carskie sieroty” czy „Werbunek”.
Swoistym paradoksem i ironią losu jest fakt, że „Montaż”, który jest swego rodzaju odtrutką na intoksykację i dezinformację w przestrzeni informacyjnej i przez to wyrabia w czytelniku wrażliwość na te zjawiska w pewnym zakresie sam dezinformuje, ale – co należy podkreślić – nie za sprawą autora. Otóżpolskie wydanie tej książki dezinformuje, bowiem na samym dole okładki (zapewne w celu reklamowym) zacytowano Bronisława Wildsteina: „To doskonała powieść szpiegowska”. Tymczasem „Montaż”, owszem – jest książką o działalności agentury na obcym terenie, ale agentury wpływu, a nie o klasycznych szpiegach i tym, co w nomenklaturze walki informacyjnej nazywa się HUMINT (human intelligence). Bohaterowie książki nie trudnią się wykradaniem tajemnic czy białym wywiadem, ale wpływają, intoksykują i dezinformują, a to zasadnicza różnica. Agent wpływu nie jest szpiegiem – to elementarz walki informacyjnej. Agenci wpływu mają zabronione przez swoją służbę szpiegowanie i wykradanie tajemnic, bowiem taka działalność ułatwia namierzenie służbom kontrwywiadowczym.
Dlatego wykrycie agentury wpływu jest bardzo trudne. Agenci wpływu należą do osób o najściślej strzeżonej tożsamości w ewidencji służby infoagresora. Są bowiem najczęściej postaciami publicznymi, a ich skuteczność opiera się na totalnym utajnieniu. Raz zdemaskowany agent wpływu nieodwracalnie traci swą przydatność. Agenci wpływu, zwłaszcza uplasowani wysoko w hierarchii politycznej czy naukowej (jako tzw. „autorytety”), prowadzeni są najczęściej werbalnie, drogą ustnych sugestii, bez zostawiania śladów w dokumentacji służby specjalnej, która go prowadzi. Często w prowadzonej przez służbę ewidencji agentury jeden kryptonim obejmuje całą grupę lub organizację złożoną z wielu osób, których tożsamość nie jest wymieniana. Zdarza się, że anonimowi agenci wpływu ukrywani są zbiorowo pod kryptonimem konkretnej operacji i uaktywniani incydentalnie w momentach ważnych rozstrzygnięć politycznych. Zabiegi te sprawiają, że agentura wpływu dekonspirowana jest najczęściej przez oficerów wywiadu, którzy przeszli na drugą stronę.
Wysoki stopień utajnienia tożsamości agentów wpływu sprawia, że udowodnienie im przed sądem działania na rzecz obcego państwa jest praktycznie niemożliwe. Podstawą demokracji jest bowiem prawo do głoszenia własnych poglądów. Agent wpływu nie wykrada tajemnic z sejfów i prawie nie sposób przyłapać go na „gorącym uczynku”. Najczęściej nie kontaktuje się potajemnie z oficerem prowadzącym i nie otrzymuje od niego instrukcji, zadań lub wynagrodzenia. Nie odwiedza skrzynek kontaktowych, nie zostawia nigdzie mikrofilmów lub innych materiałów wywiadowczych. Agent wpływu wyjeżdża oficjalnie na jawne seminaria lub konferencje naukowe, pobiera stypendia naukowe lub wykłada na zagranicznym uniwersytecie, zagraniczni wydawcy publikują jego książki, otrzymuje nagrody twórcze, spotyka się z politykami, ludźmi ze świata gospodarki i nauki. Zebrane „wrażenia” ubrane we „własne przemyślenia” publikuje w mediach, rozpowszechnia w „politycznych salonach”, albo podczas spotkań z politykami i decydentami własnego kraju. Formalnie nie robi nic nielegalnego.
Autor „Montażu” polskich wydawców tej znakomitej powieści raczej nie pochwaliłby za tę gafę. Inna sprawa, że cytat Wildsteina – oprócz pogłębiania chaosu semantycznego w przestrzeni informacyjnej – jest dowodem na to, że ten znany dziennikarz i publicysta pomimo tego, iż zasłynął jako tropiciel Tajnych Współpracowników Służby Bezpieczeństwa (słynna „Lista Wildsteina” czy sprawa Lesława Maleszki), to w kwestiach rozróżnienia rodzajów agentur okazał się być kompletnym laikiem. Bronisław Wildstein pokazał jaki jest jego poziom wiedzy fachowej i przygotowania merytorycznego w tej materii. Ludzie z takim poziomem wiedzy merytorycznej są zwolennikami lustracji i patroszenia teczek IPN. Jest to także dowód na to jaki chaos pojęciowy panuje w przestrzeni informacyjnej w naszym kraju, jeśli tak znana i powszechnie uchodząca za fachowca – „autorytet” w branży dziennikarskiej postać jak Wildstein nie rozróżnia działań szpiegowskich od działalności klasycznej agentury wpływu. Doprawdy zdumiewające, że pomimo tego, iż książkę na polskim rynku księgarskim wydano w 2006 r., to do tej pory żaden dziennikarz czy bloger recenzujący tę powieść nie wychwycił tej wpadki Wildsteina.
„Montaż”, to lektura obowiązkowa nie tylko dla pasjonatów tego gatunku literackiego. To wartościowa i pouczająca lektura dla dziennikarzy, polityków oraz odbiorców mass mediów skłaniająca do głębszej refleksji. Oprócz wspomnianych walorów edukacyjnych jest to także wspaniała, historyczna podróż przez dzieje białej, rosyjskiej emigracji we Francji oraz znakomita rozrywka, bo Volkoff’a czyta się lekko i przyjemnie. Reasumując: „Montaż”, to prawdziwa czytelnicza uczta.
Tomasz Formicki
Vladimir Volkoff- „Montaż”, Dębogóra 2006, ss. 461.
a.me.
Wspaniały artykuł! Szczególnie dobre są akapity wyjaśniające jak działa agentura wpływu. Czytając je miałam wrażenie jakbym czytała o ludziach z RAŚ i takich jak Pan Arkadiusz Meller, który promował na tym portalu film „Polskie obozy koncentracyjne”. Dziś wiadomo, że określenie „polskie obozy koncentracyjne” spłodzono w łonie niemieckich służb specjalnych. Dlatego serdecznie pośmiałam się, bo opis działań agentury wpływu doskonale pasuje do tego co wyprawia Pan Meller na łamach tego portalu (inna sprawa, że nie podejrzewam go o działanie za pieniądze czy świadome-że np. jest prowadzony przez oficera służb. Po prostu Pan Meller jest pożytecznym ignorantem Berlina). Dziękuję redakcji konserwatyzm.pl za ten wspaniały artykuł.