Co czuje pan do tych oficerów, którzy podjęli decyzje o wybuchu powstania?
– Mam do nich stosunek bardzo krytyczny. W Londynie pojawił się nawet wniosek, aby postawić niektórych przed sądem wojennym, Wybitni wojskowi, jak pułkownik Bokszczanin, byli przeciwnikami powstania. Za Stalina siedziałem w więzieniu z wieloma wyższymi rangą oficerami, między innymi z płk. Bogdanem Zielińskim. On był w sztabie Armii Krajowej. Ludzie na ulicy widzieli niemieckie rozbite oddziały, wycofujących się ze wschodu obdartych żołnierzy. Ale wywiad miał dokładne informacje, że Niemcy przerzucają dywizję Hermann Goring, że wyraźnie tworzą przyczółek, że zamierzają bronić Warszawy. Potem koledzy oficerowie sztabowi mieli do pułkownika Zielińskiego pretensje, że mi to opowiadał. A opowiadał, ponieważ byliśmy w więzieniu, nie wiedział, czy wyjdzie żywy, więc był swobodniejszy.
Czy należy utrwalać mit powstania, czy należy je demaskować?
– Mówienie przy kombatantach krytycznie o powstaniu rani ludzi, którzy żyją mitem. Ale czym innym jest kult dla wielkiego bohaterstwa, dla patriotyzmu, dla oddania, a czym innym spokojna analiza, myślenie kategoriami politycznymi. Nie tych małych rozgrywek, ale kategoriami rachunku, zachowania sił narodowych.
Polska, pana zdaniem, nie powinna żyć mitem powstania?
– To nie powinno być wyłącznie tworzenie mitu. Realna ocena drogi politycznej jest rzeczą ważna. Dla mnie tworzenie mitów wbrew rzeczywistości, z punktu widzenia polityki historycznej, nie jest rzeczą słuszną.
Jest wiec po co, nawet po tak długim czasie, o powstanie się kłócić?
– Teraz można tę dyskusję prowadzić spokojniej. Przecież trudno rozmawiać wyłącznie z ludźmi, dla których najważniejsze i jedyne w życiu były te 63 dni. Pamiętam, jak za wszelkie próby refleksji krytycznej w PRL nazywano człowieka agentem.
„Pamiętam, jak za wszelkie próby refleksji krytycznej w PRL nazywano człowieka agentem”. I w PiS-ie nic się pod tym względem nie zmieniło. Bo wbrew pozorom jedyną dziś w Polsce siłą skażoną do szpiku kości PRL-em jest właśnie PiS. A swoją drogą jak ta wypowiedź kontrastuje z nieszczęsnymi wypowiedziami Marka Jurka. To smutne, że Marek Jurek prawdziwy autorytet w osobie prof. Chrzanowskiego zamienił na „autorytet” w postaci Jarosława Kaczyńskiego i intelektualnie nie potrafi się z tego uzależnienia wydobyć.