O prawicę antywolnościową, czyli odpowiedź na dwie polemiki

Kilka dni temu dowiedziałem się całkiem przypadkowo o pojawieniu się dwóch tekstów polemicznych wobec moich własnych wypowiedzi. Autorem jednego z nich jest pan Stanisław Michalkiewicz, drugiego Adam Tomasz Witczak. Tekst pana Michalkiewicza „Prawica integralna” na potrzeby podmianki ukazał się pierwotnie 31 października na łamach tygodnika „Nasza Polska”, tekst Adama Wolnościowy nekro-reakcjonizm podesłano mi natomiast w wersji, która ukazała się 9 grudnia na forum Rebelya. Obydwaj polemiści stawiają mi dosyć podobnej natury zarzuty i wychodzą w swojej krytyce ze zbliżonych pozycji, toteż odpowiem im w tym miejscu zbiorczo (1).

Logika przeciwieństw

Panu Michalkiewiczowi nie podoba się silne państwo prowadzące aktywną politykę wewnętrzną i zewnętrzną. Prowadzenie poszczególnych polityk publicznych, choćby takich jak demograficzna, gospodarcza czy migracyjna kojarzy mu się ze stalinizmem. Swój wpis na Facebooku (później bez mojej wiedzy ale też bez sprzeciwu skopiowany przez kogoś na prawica.net) popełniłem właśnie poirytowany tego rodzaju mentalnością, która na wszelkie postulaty wzmocnienia państwa i na wszelką pozytywną z nim identyfikację odpowiadać każe odesłaniami do totalitaryzmu.

Mentalność ta dość typowa jest dla tego środowiska, którego pan Michalkiewicz jest jednym z ideologów, mianowicie dla tak zwanych „konserwatywnych liberałów”. Konfuzja moja w zderzeniu z poglądami typowymi dla środowiska pana Michalkiewicza i konfuzja pana Michalkiewicza z zderzeniu z poglądami typowymi dla mojego środowiska bierze się z wewnętrznej niespójności określenia czyjegoś stanowiska mianem „konserwatywno-liberalnego”. Konserwatyzm i liberalizm tworzą dwa odrębne światy ideowe, w związku z czym, wdrożenie postulatów doktryny liberalnej oznacza unicestwienie na poziomie materialnym porządku tradycyjnego, zaś wdrożenie postulatów doktryny konserwatywnej oznacza odbudowanie na poziomie materialnym porządku tradycyjnego i unicestwienie instytucji liberalnych. Nie jest tu możliwe żadne modus vivendi, ponieważ przyjęcie którejkolwiek instytucji liberalnej równoznaczne jest ze zniszczeniem tych elementów porządku tradycyjnego, na które taka instytucja będzie wywierać wpływ. Filozoficzna ani polityczna osmoza konserwatyzmu z liberalizmem nie jest po prostu możliwa.

Semantyczny fałsz określenia „konserwatywno-liberalny” najłatwiej obnażyć używając go nie w formie przymiotnikowej, ale rzeczownikowej; zwrot „konserwatywny liberalizm” oznacza po prostu jedną z odmian liberalizmu. Od innych odmian różni się ona przekonaniem, że zaaplikowanie danemu społeczeństwu instytucji liberalnych przyczyni się do jego ewolucji w kierunku przypominającym społeczeństwo mieszczańskie XIX-wiecznej Europy, którego wyidealizowany obraz „konserwatywni liberałowie”uznają nie wiedzieć czemu za tradycyjny model życia. Skoro zaś „konserwatywni liberałowie” opowiadają się za wdrożeniem w sferze publicznej instytucji liberalnych, zatem nie ma podstaw do wiązania ich z obozem konserwatywnym, w obrębie którego zastępowanie instytucji tradycyjnych instytucjami liberalnymi uznaje się za równoznaczne z gruchotaniem kości tradycyjnemu społeczeństwu. Koncepcja urządzenia sfery publicznej i koncepcja porządku publicznego są dla doktryny politycznej esencjonalne i odróżniają ją od doktryn odnoszących się do innych sfer. W tym zaś obszarze, pomimo równoczesnego hołdowania niekiedy przez „konserwatywnych liberałów” tak zwanym „tradycyjnym” lub „chrześcijańskim” wartościom w życiu prywatnym, domagają się oni rozwiązań liberalnych. Stąd właśnie stykając się z koncepcjami rozwiązań antyliberalnych i z nieliberalnym modelem wspólnoty politycznej, przyjmują wrogie wobec nich nastawienie. Mając dodatkowo na ogół nikłe wyobrażenie na temat tradycyjnego społeczeństwa i umysłowości człowieka tradycyjnego – nie bez przyczyny przecież liberalne XIX-wieczne mieszczaństwo uznają za wzorzec życia na sposób tradycyjny, wszystkie spory ideologiczne odczytują przykładając je do nowożytnej matrycy liberalizm-totalitaryzm. Kolega po piórze pana Michalkiewicza, mianowicie pan Janusz Korwin-Mikke wszystkich nie-liberałów zwykł wyzywać od „faszystów”, z kolei młodociani czytelnicy obydwu publicystów znani są z tego, że doktryny i porządki tak różne jak katolicyzm, feudalizm, sanację czy narodowy radykalizm zwykli wszystkie beztrosko wrzucać do wspólnego worka z etykietką „socjalizm”. W tych właśnie uwarunkowaniach, to jest w wyznawaniu przez pana Michalkiewicza jednej z odmian liberalizmu i w myśleniu przez niego kategoriami nowożytnymi (co każe mu widzieć w polityce jedynie przeciwieństwo liberalizmu i totalitaryzmu), należy doszukiwać się powodów, dla których postulaty uznania prerogatyw państwa w dość przecież konwencjonalnie rozumianym zakresie jego kompetencji skojarzyły mu się ze stalinizmem.

Odgórność porządku

O ile w przypadku pana Michalkiewicza mamy zatem do czynienia z oporem liberała broniącego liberalnych instytucji i swojego wyobrażenia ideału liberalnej kultury politycznej, o tyle w przypadku Adama Witczaka zagadnienie jest bardziej złożone. Pan Michalkiewicz nigdy o ile mi wiadomo nie określał się mianem tradycjonalisty, reakcjonisty czy nawet monarchisty, gdy tymczasem znając wcześniej napisane teksty Adama mam przynajmniej tą pewność, że mój oponent pisząc o porządku tradycyjnym rozumie co się pod tym pojęciem kryje i nie podstawia w jego miejsce XIX-wiecznego mieszczańskiego liberalizmu. Pojawiają się jednak w związku z jego wyobrażeniem tradycyjnego porządku istotne zastrzeżenia.

Z pewnych fragmentów wypowiedzi Adama wnioskuję, że podobnie jak wielu innych przeciwnych „zamordyzmowi” tradycjonalistów wierzy on w spontaniczne, oddolne narastanie ładu organicznego. Przekonanie takie typowe jest dla tego nurtu w tradycjonalizmie, który pozostaje pod wpływem filozofii Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu. Da się w niego też wkomponować pewne elementy filozofii politycznej „szkoły austriackiej”, przy odpowiedniej ich uprzedniej modyfikacji. W każdym jednak razie, dialog i wzajemne inspirowanie się przez te dwa obozy jest możliwe i rzeczywiście można je niekiedy obserwować, również w publicystyce i w mniej formalnych wypowiedziach Adama.

Tyle że ja w oddolne narastanie ładu nie wierzę. Większy niż pisma Akwinaty wpływ na moje myślenie wywarły pisma tradycjonalistów integralnych, które z kolei uznać można za późną kontynuację nurtu neoplatońskiego w filozofii. Jestem zatem przekonany, że tworzenie się porządku politycznego odpowiadało schematowi powstania Układu Słonecznego, kiedy to emitowane przez Słońce siły grawitacji zadziałały jako strukturalne spoiwo, zaś emitowane przez Słońce światło jako źródło życia. Tradycjonaliści integralni bardzo często przywołują obraz Słońca jako metaforę Boga i będącego jego ziemskim odbiciem i zastępcą monarchy. Tak jak bowiem Układ Słoneczny jest systemem heliocentrycznym, tak metafizyka tradycjonalistyczna jest systemem teocentrycznym. Bóg – choć sam niewzruszony – jest w niej początkiem Wszechświata i źródłem wszystkich sił nadających mu kształt oraz wprawiających go w ruch. W przełożeniu na rzeczywistość polityczną odpowiednikiem Wszechświata jest Imperium, zaś odpowiednikiem Boga imperator. Tak daleko jak sięga władza imperatora, tak daleko sięgają porządek i kultura. Poza granicami Imperium jest już tylko nicość. Porządek zatem (tożsamy tutaj z Imperium) jest odgórnie budowany przez imperatora, który podobnie jak Bóg-Demiurg nadaje formę materii (różnica polega jedynie na tym, że Bóg również stwarza ex nihilo, zaś monarcha jedynie formuje z zastanej już materii).

Owszem, rację ma Adam że chodzi między innymi o wymienione przez niego „zawracanie rzek” i „przesiedlanie wiosek”. To jednak jedynie jeden z aspektów, mianowicie formowanie materii przyrodniczej i społecznej. Monarcha w państwie (Bóg we Wszechświecie, ojciec w rodzinie) jest jednak również źródłem porządku duchowego i w serze ludzkich zachowań, tak więc źródłem kultury. I w obydwu tych sferach (przenikających się zresztą, bo przecież kultura dopasowuje się do środowiska fizycznego w którym przyszło jej funkcjonować) pojawiają się właśnie owe polityki publiczne, tak więc choćby cenzurowanie określonych treści z kulturze i sprawowanie mecenatu nad innymi, określone reglamentowanie osadnictwa, zagospodarowania przestrzennego i działalności gospodarczej, wreszcie również polityka demograficzna – choć bynajmniej nie w postaci eugeniki, jak uroił to sobie pan Michalkiewicz. Pielęgnowanie bowiem choćby instytucji rodziny, z drugiej zaś strony reglamentowanie imigracji, podobnie jak zakazywanie tego by w sąsiedztwie zabytkowego pałacu wybudowano centrum handlowe to właśnie szczegółowe przykłady owych polityk publicznych, przy pomocy których władza tworzy porządek. Miałem na myśli tylko to i aż to, bowiem dla krytykowanych przeze mnie „konserwatywnych liberałów” tego typu twórcza, regulacyjna i reglamentacyjna funkcja rządu to już nieakceptowalny zamach na wolność.

Kontrrewolucyjne złudzenia

Z drugiej strony, pewna kategoria konserwatystów i tradycjonalistów w której mieści się między innymi Adam, a której mógłbym zarzucić przede wszystkim pięknoduchostwo, wychodząc od wcześniej wspomnianych arystotelizmu i tomizmu, stoi na gruncie samoczynnego oddolnego narastania i nawarstwiania się porządku, jednak bez kogoś, kto decydowałby o jego formie i był źródłem życia dla poszczególnych jego elementów. To wizja republikańska, w której różne i oddzielone od siebie segmenty społeczeństwa miałyby nie wiedzieć czemu zgodnie współpracować w harmonijnym porządku. Monarcha jest tylko zwieńczeniem takiego porządku i co najwyżej spaja go – na ogół na sposób raczej symboliczny niż materialny. Wizja ta niewątpliwie ma charakter tradycjonalistyczny, ponieważ rozwój jest tu rozwojem organicznym i dochodzi do nawarstwiania się kultury, tradycji, pamięci historycznej, praw i przywilejów a także majątku. Szukając analogii w świecie przyrody można by wskazać na rafę koralową, gdzie kolejne pokolenia koralowców, zwracając się ku słońcu (w naszej metaforze byłby to odpowiednik zwracania się przez człowieka ku Bogu bądź zwracania się przez poddanego ku monarsze), wzrastają na ciałach swych umarłych poprzedników budując wreszcie imponujący ogromem i trwałością skalny gmach.

Tyle że analogia taka byłaby chybiona podobnie jak chybiona jest teoria republikańskiego tradycjonalizmu, bo przecież koralowce nie są same dla siebie źródłem życia i impulsów do wzrastania w określonym kierunku, ale reagują na formujące je siły przyciągania i na światło słoneczne. Tam gdzie światło nie dociera, tam też nie znajdziemy koralowców. Podobnie jest z porządkiem politycznym, który tworzony jest przez prawowitego władcę na tej samej zasadzie, zgodnie z którą powstaje rafa koralowa i formuje się życie na Ziemi. Tam, gdzie nie docierają męskie, witalne, solarne, twórcze siły których krynicą jest monarcha, w miejscach których nie opromienił blask jego władzy, nie może również powstać porządek i życie.

Jeśli zatem porządek zostanie kiedyś odbudowany i jeśli dokona się kontrrewolucja, to będzie ona procesem ponownego nadawania formy zdezorganizowanej przez rewolucję materii, dokonywać się zaś będzie na podobieństwo działań monarchów w dawnych wiekach. Będzie to zatem proces odgórny i przeprowadzany odgórnie. Żadnego „samoorganizującego się społeczeństwa”, żadnego „nieobecnego” i będącego jedynie czymś na kształt legendy odległego „dobrego króla za górami”. Zamiast tego konkretny i realnie istniejący władca, który aktywnie wypełniał będzie swoje powinności wobec wspólnoty nad którą władzę powierzyła mu Opatrzność, formując tą wspólnotę stosownie do nakazów prawa naturalnego.

Mógłby na to Adam odpowiedzieć, że przecież król taki nie może decydować o tym, czy w danej gminie wybudować kościół lub muzeum, albo czy dany film powinien trafić na ekrany, czy nie. I że gdyby któryś z władców miał ambicję o tym wszystkim decydować, musiałoby to doprowadzić do tyranii i przede wszystkim do niewydolności aparatu władzy. Oraz że w historii przypadki omnipotentnych władców-biurokratów zdarzały się niezwykle rzadko i że nie zapisali się oni chlubnie. Niewątpliwie zarzuty takie byłyby słuszne, nie oznacza to jednak że w porządku tradycyjnym istnieje to, co liberałowie i trąceni duchem nowożytności konserwatyści nazywają „wolnością”. Porządek tradycyjny nie jest porządkiem wolnościowym, ale porządkiem organicznym, co w języku liberała wykłada się jako „kolektywistyczny”. Wspólnota tradycyjna ma charakter paternalistyczny i patriarchalny. Wyrasta z rozszerzenia wspólnoty rodowej. Monarcha jest więc dla swoich poddanych ojcem. W terenie zastępują go feudałowie, którzy z kolei są ojcami dla swoich wasali. Na najniższych szczeblach tej drabiny znajdują się klany, w społecznościach osiadłych przeradzające się z czasem w gminy, oraz wchodzące w ich skład rodziny. Tam zatem gdzie bezpośrednio nie jest obecny monarcha, w jego zastępstwie występuje feudał, rodowy patriarcha bądź ojciec rodziny. Porządek tradycyjny jest więc w wyobrażeniu „wolnościowca” porządkiem „tyranii” ojców, patriarchów i zwierzchników innych „ciał pośredniczących”. To właśnie dlatego liberałowie, gdy dekapitowali i rozbijali wspólnotę pozbawiając ją prawowitego króla, powtarzali następnie swoje działania wobec wchodzących w jej skład wspólnot cząstkowych i ich naturalnych zwierzchników. Nawet gdy jednak w jakimś kraju żaden z liderów poszczególnych wspólnot nie zdobył i dziedzicznie nie utrwalił władzy nad wszystkimi pozostałymi by wykształciła się monarchia, nie były to bynajmniej kraje o porządku „wolnościowym”, ale kraje wielu małych „tyranów” rodowych, plemiennych, klanowych, dzielnicowych etc. Tam, gdzie natomiast konstytucja danego kraju nazbyt skostniała a wspólnoty cząstkowe zyskały przywileje i pozycję umożliwiające im ubezwłasnowolnienie władcy i pozostawiające mu jedynie funkcję symboliczną (lub gdzie dana dynastia się zdegenerowała i wydawać poczęła gnuśnych władców), tam naród pozbawiony tyleż życiodajnych impulsów ile dyscyplinującej politycznie formy murszał i nie jest przypadkiem że wspólnoty których konstytucja wyrodziła się w formy opisane i pochwalane przez Adama (paraliżujące centralny aparat władzy prawa i przywileje stanowe lub prowincjonalne – np. w Rzeczypospolitej, wśród chrystianizowanych w XVII w. Huronów, wśród XIX-wiecznych Maorysów), obserwować mogliśmy dezorganizację tych wspólnot w formę bezrządnej lub rewolucyjnej anarchii. Bo też pamiętać należy, że podnoszona przez Adama autonomia wspólnot cząstkowych wobec wspólnot w stosunku do nich nadrzędnych nie miała charakteru absolutnego. W społecznościach tradycyjnych własność przykładowo była przypisana rodzinom i klanom, ale jeśli w obrębie danej wspólnoty wyższego rzędu zaszła taka potrzeba, wspólnota niższego rzędu zobowiązana była oddać do dyspozycji (na ogół za późniejszym odszkodowaniem) swoją własność zwierzchnikowi owej wspólnoty wyższego rzędu której sama była częścią. Tak więc gdy plemię zostało dotknięte klęską żywiołową i jego członkom zagrażała śmierć lub skrajne ubóstwo a równocześnie któryś z należących do plemienia klanów nie ucierpiał w swoim stanie posiadania, na ogół zobowiązywano go do podzielenia się swoim majątkiem z najbardziej potrzebującymi. Podobnie gdy dana rodzina wykazywała cechy patologiczne, w jej autonomię wkraczała starszyzna klanowa. Dziś dalekim pogłosem tej tradycyjnej wspólnotowości jest choćby prawo państwa i jego funkcjonariuszy do skonfiskowania (na ogół za późniejszym odszkodowaniem) własności prywatnej na potrzeby toczącego się konfliktu zbrojnego czy w innych wymagających tego sytuacjach.

Wyleczyć się z pięknoduchostwa i oczyścić z liberalizmu

Powtórzmy więc w tym miejscu jeszcze raz to, co stało się powodem polemiki moich obydwu adwersarzy: na prawicy integralnej (tradycjonalistycznej, monarchicznej, narodowej) wytępić trzeba „anty-interwencjonizm” powodowany czy to inklinacjami liberalnymi, czy przywiązaniem jego zwolenników do zdefektowanych, zniekształconych, zdeformowanych konstytucji niektórych krajów – budzących dziś niekiedy sentyment z racji zderzenia się przez nie swego czasu z rewolucją i zogniskowania wokół siebie narodowej tożsamości w jej tradycyjnej postaci, nie uwalniających się jednak przez to od swoich wad. Taką wadą przywoływanych przez Adama hiszpańskiego karlizmu i francuskiego „neofeudalizmu” było to, że żaden z tych nurtów nie umiał przedstawić realistycznej doktryny przeprowadzenia kontrrewolucji, przedstawiciele obydwu zaś przez swoje doktrynerskie przywiązanie do anachronicznych i niefunkcjonalnych form ustrojowych i tradycji politycznych, przez krótszy lub dłuższy czas i mniej lub bardziej świadomie popierali ruchy rewolucyjne przeciwko ruchom kontrrewolucyjnym. Powtórzę tu jeszcze raz (czego mam nadzieję mój polemista nie poczyta mi za obrazę, bo osobiście stosunek mam do niego życzliwie-koleżeński i jestem pełen podziwu dla błyskotliwości jego intelektu) to, co Adamowi zarzucałem już wcześniej – jego „tradycjonalistyczno-wolnościowe” pięknoduchostwo to wypisz-wymaluj postawa „emo-prawicowa”, uwarunkowana jak sam zresztą przyznaje, osobistymi upodobaniami i specyficzną mentalnością. Z wiary w opowieści tego rodzaju że „wystarczy że wszyscy będziemy żyć po bożemu, modlić się, uczciwie pracować i wychowywać dzieci, a kontrrewolucja dokona się sama” prawica integralna musi się wreszcie wyleczyć, jeśli ma być podmiotem politycznym (choćby nawet niewiele znaczącym, ale jednak politycznym), a nie tylko grupą ludzi preferującą określony sposób postępowania w życiu codziennym i określone wzorce kulturowe. Prawica swoim głównym przedmiotem zainteresowania musi uczynić sferę publiczną, tak więc to, co polityczne – związane z państwem i władzą. Za cel swój zaś obrać nadanie odgórnie i za pośrednictwem władzy i państwa (czyli w jedyny możliwy sposób) sferze publicznej na powrót organicznego, hierarchicznego i wspólnotowego charakteru. Czyli takiego, jaki w opinii pana Michalkiewicza i podobnych mu liberałów zasługiwałby zapewne na miano „kolektywistycznego” i „zamordystycznego”. Ale na takiej prawicy, dla pana Michalkiewicza i podobnych mu liberałów – co oczywiste – nie mogłoby być miejsca.

Ronald Lasecki

1. W polemice skupiłem się na kwestiach moim zdaniem istotnych, pominąłem natomiast obsesyjnie powracający w każdej niemal wypowiedzi p. Michalkiewicza temat „razwiedki”, co mam nadzieję że i mój polemista (jeśli przeczyta ten tekst) i czytelnicy mi wybaczą. Wątek „razwiedki” zbywam milczeniem, gdyż po pierwsze sam nie czuję się kompetentny w przedmiocie działań rozmaitych tajnych służb, po drugie zaś, przypuszczam że równie mało kompetentny jest pan Michalkiewicz, którego wypowiedzi w tych właśnie swoich fragmentach mają co najwyżej walor rozweselającego ozdobnika dla właściwej treści danego tekstu.

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 1]
Facebook

0 thoughts on “O prawicę antywolnościową, czyli odpowiedź na dwie polemiki”

  1. Politique d’abrod. Porządek nie rodzi się spontanicznie; spontanicznie wykwita wyłącznie anarchia. Porządek potrzebuje katechona.

  2. @mjoed Oczywiście, że suweren nie może nadawać dowolnej formy społeczeństwu. Nie jest tak jednak dlatego, że nie ma ku temu prawa, ale dlatego, że materia społeczna na tym by ucierpiała. Suweren winien być roztropny. Samozwańczy personaliści każą nam wierzyć w wartość pojedynczego człowieka, a tak często nie potrafią uwierzyć w wartość konkretnego człowieka – władcy. Ronald popełnił wcale dobry text.

  3. Lasecki niby krytykuje wolność,a tak naprawdę chce tej nieograniczonej wolności dla siebie i garstki swoich ideowych pobratymców. O ile konserwatywny liberał nie domaga się narzucania swojej wizji w najdrobniejszych szczegółach całemu społeczeństwu, to właśnie tego chce Lasecki. Walcząc o społeczeństwo anty-liberalne walczy o społeczeństwo, w którym wszyscy dostosują się do jego wizji. To postawa rozkapryszonego i pysznego bachora zepsutego przez lewacką kontrkulturę.

  4. „Wyszczekanym gówniarzom po nocach śni się władcza knaga”; „cudownie powstrzymają wszelkie prawa ekonomii, również i grawitacji jeśli tylko się zapomni” – to o falangistach. Nie krzyczę „wolność” bo to dla mnie zbyt mało konkretne hasło. Jestem za to za wolnym rynkiem ponieważ takie są prawa ekonomii. Polecam przejrzeć link z mojego poprzedniego komentarza (nawet go zauważyłem na jednym ze zdjęć). Zarówno tytuł jak i treść w pełni oddaje to czym jest Falanga.

  5. @ Santus Faustus Balanga to środowisko kilku znudzonych socjopatów z deficytem życia, którzy bezkrytycznie poszukują sublimacji intelektualnej w internetowych cytatach z Jungera/Evoli/Spenglera (ewentualnie w króciutkich opracowaniach dot. tych zacnych autorów). Wszystko to po to, ażeby móc się później snobować w internecie czymś bardziej chwackim niż dane i słupki charakterystyczne dla nowożytnej ekonomii (pomijam już fakt, że konstrukcja tych „słupków” przekracza możliwości intelektualne większości tych pożal się boże „politologów” i absolwentów „stosunków międzynarodowych”). Jeżeli chodzi o „krytykę” ASE przez solarnych wojowników z xporn.pl, to ich jedynym „argumentem” jest naturalnie niedostateczny „rozmach” ekonomizmu. W rzeczy samej, dlaczego solarni demiurgowie meta-idei z xporn.pl mieliby opuszczać swoje Shangri-La i zniżać się np. do analizy zagadnienia niewłaściwej alokacji kapitału lub teorii cyklu koniunkturalnego, kiedy oni są w trakcie budowy pan-europejskiego imperium solarnego spajanego bliżej nieokreśloną monoideą, w którym będą oczekiwać na paruzję (jakiego boga to już trzeba by zapytać Laseckiego, ale mam wrażenie że jemu to wszystko jedno). Przypuszczam też, że większość z tych solarnych herosów gnije na jakimś żałosnym humanistycznym kierunku (za państwowe pieniądze), który słynie z tego, że masowo produkuje bezrobotnych. Stawiam również dolary przeciwko orzechom, że 90% z nich nie przepracowała ani jednego dnia w swoim życiu, dlatego też stosunkowo łatwo przychodzi im pisać traktaty w obronie etatyzmu.

  6. Yyy, przepraszam, ale jak to czytałem to przed oczyma mymi ukazała sie nadwyraz „piękna” rzeczywistość starożytnych dynastii egipskich z solarnym faronem na czele. 🙂

  7. @KP „Wszystko to po to, ażeby móc się później snobować w internecie czymś bardziej chwackim niż dane i słupki charakterystyczne dla nowożytnej ekonomii (pomijam już fakt, że konstrukcja tych „słupków” przekracza możliwości intelektualne większości tych pożal się boże „politologów” i absolwentów „stosunków międzynarodowych”). Jeżeli chodzi o „krytykę” ASE przez solarnych wojowników z xporn.pl, to ich jedynym „argumentem” jest naturalnie niedostateczny „rozmach” ekonomizmu.” – Dokładnie. Nigdy nie trafiłem na jakikolwiek tekst ekonomiczny , ani na jakikolwiek konkretny program gospodarczy dla państwa, który by wyszedł z ich środowiska. Kilka artykułów dotyczących (luźno) ekonomii, jakie ukazały się na xportalu to przedruki fragmentów przedwojennych artykułów socjalistów piłsudczykowskich, krytykujących ASE i wychwalających (daleko posunięty) etatyzm. Obawiam się, że panowie z xportalu sami boją się pisać o ekonomii, żeby się nie skompromitować. Znajomy wolnorynkowiec, który pisał krytyczne (ale bez żadnych napinek, same konkrety) komentarze na xportalu pod ww. przedrukami tekstów piłsudczyków twierdzi, że żaden nie został opublikowany. Przed chwilą się zorientowałem, że na ich forum jest dział dotyczący ekonomii: http://xportal.pl/forum/viewforum.php?f=13&sid=fe91d38595b7685274b534f1661c5188

  8. @KP Przepiękny tekst o Pedalandze. Pracuję w gazecie giełdowo-ekonomicznej. Ależ muszą takimi gardzić! :DDDD

  9. @Michał Swego czasu guru Kunta Kinte (najwyraźniej w zenicie swej desperacji) próbował nawet deprecjonować 140-letni dorobek ASE cytatami z Sienkiewicza (SIC!). Krakowski mistyk stosował również szantaż moralny: „albo wrzucasz z nami na Misesa albo nie jesteś prawdziwym prawicowcem” (vide „pipi-prawica”). Atakował też ASE przebrzmiałym katolickim etatyzmem pióra Doboszyńskiego, całkowicie ignorując fakt, że korporacjonizm to w praktyce poświęcona wersja socjalizmu. Ideotwórczy guru xporntalu najwyraźniej nie może pogodzić się z faktem, że to Hayek a nie Leon XIII pozostaje autorytetem w dziedzinie ekonomii. Najzabawniejsze jest jednak to, że solarni wojownicy nawet nie próbują podejmować merytorycznej krytyki pionierskiej nomotetyki austriaków (już oczyma duszy widzę jak Kunta Kinte kwestionuje badania nad fluktuacją rynku i preferencją czasową oraz jak w trymiga obala dematematyzację ekonomii i teorię wiedzy rozproszonej). Powiedzmy sobie szczerze, humanistom z xporntalu pozostają jedynie gnostyckie haggady o atlantydach, szamballach i „ukrytych imperiach solarnych”, stanowiące (w ich mniemaniu) szczyt sublimacji intelektualnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *