Poklepani.pl

Co racja, to racja, ale dowcip polega na tym, że głosy te pochodzą ze środowiska, które od 26 lat samo orgazmuje się i uczy Polaków niebywałego nabożeństwa do każdego poklepania po plecach otrzymywanego na forum międzynarodowym. Jako naród z kompleksami łatwo daliśmy się zresztą w tym kierunku popchnąć, stąd m.in. nieprzypadkowo największą miłością i podziwem wyborców cieszą się kolejni ministrowie spraw zagranicznych. Niezależnie od rzeczywiście posiadanych kompetencji i walorów intelektualnych – jawią się oni Polakom jako tchnienie wielkiego świata, w którym brylują mówiąc językami ludzi i aniołów, wymieniając się mądrościami z największymi i wiodąc ludzkość ku szczęściu powszechnemu. Tak przecież wykreowano Olechowskiego, Cimoszewicza, czy Applebaumowego by wymienić tylko największych pustych w środku zadufków. Ba, nieszczęsnego Radka namaszczano wręcz na wizjonera, prowadzącego całą Europę (choć prawdziwe w tym obrazie mogły być tylko wizje, których Applebaumowy faktycznie mógł doświadczać za pomocą tak lubianych przez siebie wspomagaczy…). Te same kręgi puszczają też na wszystkich kanałach laurki do słuchania na baczność na temat międzynarodowych sukcesów wybitnego lingwisty Donalda Tuska, eksponują rzekome europejskie obycie Ewy Kopacz. A tu nagle – chwila szczerości, przyznawanie marginalności Polski i sztampowości tego typu okazji – wszystko byle tylko chuchu wielkiego świata nie zdyskontowała w kraju inna frakcja.

I przeciwnie. Partia, która jako istotny element swego emploi wykreowała rzekomą niepokorność wobec zagranicy – nagle sika po nogach z otarcia się o Murzyna w Białym Domu. Wszak PiS ze swej toporności na międzynarodowych salonach, ze zrobienia ministrem spraw zagranicznych kogoś o umysłowości i obyciu kucharki z poprawczaka – starało się dotąd czynić atut, nieledwie dowód patriotyzmu, jakby kartoflowatość była czymś więcej, niż takim samym zawstydzeniem „wielkim światem” jak nieudolna angielszczyzna Tuska!

W istocie – obie postawy to bowiem odbicie takich samych kompleksów i serwilizmu w stosunku do czynników zewnętrznych. Różnica polega na rywalizowaniu kto bardziej wyłasi się prawdziwym panom – i w którą stronę bardziej się wypina. Nie jest to zresztą postawa nowa w polskiej polityce. CAT-Mackiewicz sarkastycznie opisywał klakę towarzyszącą generałowi Sikorskiemu podczas jego nieudanej wizyty w USA, którą dokumentowano wycinkami najdrobniejszych wzmianek z kronik towarzyskich prowincjonalnych gazetek. Podobną postawę CAT piętnował też zresztą u polityków emigracyjnych, w nieskończoność antyszambrujących i „jedzących ważne polityczne śniadania”, bez żadnego znaczenia dla faktycznej sprawy polskiej. Po stronie komunistycznej podobne ziarna serwilizmu zasiano pod rządami Gierka, który tym mocniej grzał się w słoneczku Giscarda czy Schmidta, im bardziej pogarszała się sytuacja w kraju. Po 1989 r. nastąpiła prawdziwa erupcja tego typu postaw, a obowiązującą linią propagandową stał się zachwyt nad każdym „miłym polskim akcentem”, w rodzaju wplecenia polskiej piosenki w rutynowe przemówienie amerykańskiego prezydenta, czy niepomylenia przez niego Polski z Nibylandią. Wobec tego umniejszania Polski na arenie międzynarodowej, wiatr historii niesie tylko sardoniczny śmiech tych, nawet nie mając za sobą żywego państwa do reprezentowania – zachowywali się jak jego prawdziwi reprezentanci i obrońcy godności narodowej. Na wykłócających się o to, czy większym światowym liderem jest Kopacz czy Duda patrzą z zaświatów Dmowski, Zamoyski, Piłsudski, Sosnkowski, CAT, Gomułka – i to co mieliby w tej sprawie do powiedzenia pewnie nie kwalifikowałoby się ani do zacytowania wSieci, ani w GW…

Bo przecież nie chodzi o to, kto klepie polityka po plecach, ani czy ma to, czy nie ma strategicznego znaczenia – tylko żeby się nie dać wraz z całym 36-milionowym narodem protekcjonalnie poklepywać obcym.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *