Charakterystyczne, że w imię „antykomunizmu” – zniszczono pomnik tego, który jako jeden z nielicznych starał się postawić tamę zwycięstwu żydokomuny w Polsce. Nad żałosnością dokonanego aktu wandalizmu nie się co szczególnie rozwodzić. Warto natomiast przy okazji zastanowić się nad pierwszym upadkiem generała, dużo dotkliwszym niż pogruchotanie jego monumentu. Dlaczego bowiem właściwie Stalin w Polsce nie postawił na Berlinga – tylko na żydokomunę?
Po pierwsze zapewne z powodów pryncypialnie marksistowskich – bonapartyzm był uznawany za herezję, a przynajmniej schizmę komunizmu i generalissimus (sam wiecznie nieufny wobec ambicji kolejnych czerwonych marszałków) z pewnością nie chciał robić wyjątku dla polskiego generała, w dodatku w kraju o już pewnej tradycji rządów wojskowych. Późniejsze losy Tito potwierdziły zresztą słuszność domniemanych obaw Stalina.
Po drugie – liczył się pragmatyzm. Właściwie przez całą wojnę (nawet w okresie 1939-41) Stalin szukał geopolitycznych partnerów wśród Polaków – nie komunistów (stąd przecież porozumienia z Sikorskim i Mikołajczykiem i taka była też geneza berlingowskiej mikro-ekipy z Małachówki). Josif Wissarionowicz zawiódł się jednak srodze w swych nadziejach na znalezienie większej ilości „надёжных Поляков”, co było winą słabego refleksu geopolitycznego naszych rodaków i ich ówczesnych przywódców. W 1944 r. i później musiał więc zrozumieć, że niekomunistyczna opcja pro-sowiecka to w Polsce jednostki, a w najlepszym razie grupki, podczas gdy do zorganizowania państwa niezbędne było jakieś względnie liczne i zintegrowane środowisko. Wybór był więc jeden – to skomunizowane żydostwo (wraz ze swymi oportunistycznymi rodakami) stworzyło kadry kierownicze Polski Ludowej, co zresztą nie odbiegało przecież od standardów całego Bloku.
No ale czemu standard ten utrzymał się, kiedy okazało się, że komunizacja i sowietyzacja nie budzą większego oporu i że wytworzył się wokół utrwalonej już władzy nawet pewien ethos państwowy?
I to jest po trzecie, bodaj najważniejsze – choć ukuto termin „kultu jednostki”, tak wygodny dla wielu towarzyszy i pomimo faktycznie decydującej roli Stalina, to jednak proces podejmowania niektórych decyzji o znaczeniu strategicznym i systemowym – był nieco bardziej złożony. Ciekawe, że współcześnie jakoś zanikła świadomość roli pełnionej u boku i za plecami generalissimusa przez postać szczególnego znaczenia: Łazara KAGANOWICZA. To jego pozycja wydaje się być najprostszym wytłumaczeniem dominacji żydokomuny, nie tylko zresztą w Polsce. Co ciekawe, wizja “chazarskiego Kagana sprawującego prawdziwe rządy przy symbolicznym Chanie/Stalinie” była w swoim czasie modna w środowiskach antybolszewickich Zachodu, starano się ją również uprawdopodobnić podczas fali rozliczeń ze stalinizmem na przełomie lat 80-tych i 90-tych, kiedy to zresztą sam Kaganowicz… jeszcze żył. Pasująca do koncepcji „żydokomunizmu” teoria (druga obok „prawdziwego kierowania rewolucją przez Trockiego, a nie Lenina”) nie ostała się jednak wobec prawdziwego nawrotu… kultu jednostki, w ramach którego i neo-staliniści i antykomuniści nie są sobie w stanie nawet wyobrazić, że to nie Stalin mógł być najważniejszy…
Z kolei znacznie wyraźniejszy układ władzy w Polsce Ludowej, z ewidentną przewagą Jakuba Bermana (a w mniejszym stopniu także Hilarego Minca i Romana Zambrowskiego), czyli tutejszej emanacji żydokomuny nad Bolesławem Bierutem – jest we współczesnej polskiej historiografii bagatelizowany albo rozmywany „ogólnym antykomunizmem” tak jakoś dziwnie prowadzonym – byle tylko „nie pobudzać demonów antysemityzmu”, by obciążać komunistów Polaków czy w ogóle wszystkich działających w realiach PRL (jak Berling) – a umniejszać rolę czy wręcz rozgrzeszać towarzyszy żydowskich.
Berling ze swoimi propozycjami wystąpił wtedy, kiedy wydawało się to naturalne, jednak z punktu widzenia ewolucji systemu władzy w ZSRR – był to krok przedwczesny. Taki to już był pech generała, że mając bardzo dobre wyczucie momentu historycznego i geopolitycznych konieczności – zawsze nieco wyprzedzał swoich współczesnych. Tak było, gdy jako jeden z pierwszych zrozumiał zakończenie projektu II RP i konieczność otwarcia nowego etapu w dziejach Polski, tak było i wtedy, gdy chciał wziąć pełną odpowiedzialność za etapu tego zorganizowanie. Niestety, szanse na dokonanie realnej zmiany pojawiły się dopiero w związku z osłabieniem grupy Kaganowicza i w ramach sprawy lekarzy kremlowskich. Niestety dla Polski, kiedy Stalin już, już brał się za deżydokomunizację – to jakoś nieszczęśliwie wziął się i umarł.
Wielu analityków zwracało potem uwagę – jak stalinowscy oprawcy dożyli sobie spokojnie późnej starości nie tylko nie ukarani, ale nawet ścigani jakąkolwiek niechęcią czy pragnieniem zemsty. Tymczasem moglibyśmy być pewni, że towarzysz Stalin takiej łaski by nie okazał. Cóż, stalinizm w takiej formie, w jakiej się wydarzył – był nieszczęściem dla wielu Polaków. A potem jeszcze większym okazało się, że nie potrwał jeszcze tych kilku lat…
Zaś na rządy generalskie przyszło nam poczekać jeszcze przeszło trzy i pól dekady od pamiętnego listu Berlinga do Stalina, a wtedy dla Polski Ludowej było już za późno. Znowu – przede wszystkim ze względu na sytuację na Kremlu. I znowu w efekcie zwycięstwa tych samych towarzyszy, przed którymi generał próbował ostrzec generalissimusa. W ten sposób historycznie przegrali obaj. Dziś zaś, rękoma jakichś samozwańczych „Niezłomnych” – ostateczny triumf nad generałem Berlingiem odnieśli towarzysze z Centralnego Biura Komunistów Polskich i po raz kolejny zwycięzcą okazał się Łazar Mojsiejewicz Kaganowicz.
Konrad Rękas
Karygodny błąd – komunizm znosił kategorie narodową. Dlatego wśród komunistów była cała masa Polaków żydowskiego pochodzenia, którym wytykano żydostwo i szykanowano ich z powodu pochodzenia (gł. na uniwersytetach). Jaki jest zatem sens WYNARADAWIANIA tych Polaków ze wspólnoty polskiej z powodu ich żydowskich korzeni?. Komunizm cieszył się ogromnym powodzeniem wśród Polaków. Zapytajcie wujkow, dziadków i rodziców. Ba, zapytajcie, jaki ustrój dał Wam mieszkania i domy, w których żyjecie. Pozdrawiam.
Komunizm nie znosił kategorii narodowej – on ją nawet wzmacniał i rozpowszechniał!
Wspomnę chociażby politykę korienizacji. Za cara w Rosji ukraińskość w bardzo niewielkim stopniu została wyeksportowana z Galicji – na terenie współczesnej Ukrainie w przedrewolucyjnej Rosji masa prawosławna uznawała się za Ruskich, Rosjan lub Tutejszych. Za Ukraińców miało się ot parę ludków. To dopiero bolszewizm zaczął rozpowszechniać ideę ukraińskości wśród ludzi tego regionu. Gdyby komunizm znosił kategorię narodową – nie byłoby korienizacji.
Pierwsze 30 lat komunizmu przyniosło daleko większy sukces gospodarczy niż 30 lat wolnej Polski. Co więcej, katastrofa demograficzna uniemożliwi Polsce dalszy wzrost gospodarczy. Zarabialiśmy 100 dolarów a teraz 900 powiedzą oświeceni Europejczycy. Jednak ceny wódki wzrosły sześciokrotnie, czyli ten fikcyjny wzrost gospodarczy odbywał się głównie poprzez inflację cen i płac czyli ich urynkowienie. Gierek lepszy od styropianów!
Tia, znosił… Dlatego w ’68 wyjechali akurat do Izraela. Z miłości do pomarańczy.
Nie do końca. Większość „emigrantów” 68-ego roku wyjechała do RFN, a później za ocean, tam słowo „holokaust” też otwierało wszystkie drzwi, a nie było ryzyka pracy, powołania do wojska czy oberwania bombą na ulicy…