Rękas: Bezwyjątkowy stan wyjątkowy

No i naprawdę doszliśmy do poziomu, w którym poza domem zawsze należy mieć przy sobie rolkę papieru i paczkę ryżu, żeby móc wiarygodnie udawać, że właśnie wracamy z niezbędnych bytowo zakupów. Że co, że mogą żądać paragonu? Też fakt. Znaleźć jakiś, olaminować, nie gnieść, nie miąć, nie brudzić. Rok posłuży. Albo do następnej kwarantanny. Że co, że głupie żarty? Ale przecież to wszystko są kpiny z ludzkiej inteligencji! Powtórzmy: jeśli się raz pozwoli władzy ogłaszać czysto PR-owe hasełka jako obowiązujące i obwarowane karami akty prawne – to może być już nie tylko gorzej, ale i znacznie głupiej. To przecież Polska. Co może pójść źle – to pójdzie…

Zarażona gospodarka

Niestety, podstawowa niezdolność demokracji do radzenia sobie z kryzysami takimi, jak obecny wynika z faktu, że przynajmniej część jednostek składających się na społeczeństwa ulega złudzeniu pt. „Władza wie co robi!„. Władza zaś sprawdza jedynie sondaże, by podejrzeć czego oczekuje rzeczone społeczeństwo…

W efekcie więc mamy dziś w Polsce nową kategorię (poza)konstytucyjną: zupełnie wyjątkowy stan bezwyjątkowy! Ach, ileż to kiedyś wspaniałych doktoratów powstanie z tych kilku (?) tygodni: i z prawa, i administracji, i z zarządzania, i socjologii Oraz, niestety, z ekonomii i przede wszystkim z ekonomii. Nikt bowiem, ale to absolutnie nikt nie jest w stanie oszacować nawet skali i zakresu czekającego nas krachu ekonomicznego, a co dopiero wymyśleć działających w porę środków zapobiegawczych czy choćby łagodzących. Tak zwana „Tarcza” rządowa składa się jak dotąd z serialu samopochwał – i ani jednego konkretu, choć przecież liczą się już dni, nie tygodnie, a dla porównania opracowywany znacznie szybciej plan brytyjski – już wszedł w życie, włącznie z systemem gwarantowanych kredytów bezodsetkowych, rocznymi zwolnieniami podatkowymi i składkowymi oraz wypłatają bezzwrotnych grantów dla branż szczególnie dotkniętych lockdownem. A mowa przecież o państwie liberalnym, nie „solidarnym”, a więc z natury rzeczy nie nazbyt chętnym dla jakiegokolwiek ingerowania w gospodarkę.

Tymczasem to, co proponuje rzekomo tak wrażliwy społecznie polski rząd spowodować może wyłącznie to, że zespół powiązań nazywany mocno na wyrost polską gospodarką stanie się martwy bardziej od włoskiego emeryta z zapaleniem płuc. Tym bardziej, że polskie propozycje rządowe mają się m.in. nijak do problemów samozatrudnionych i pracowników, a mogą doprowadzić do finalnego zawieszenia praw pracowniczych. Czyli, reasumując – będziemy mieli uderzenie w polską małą i resztki średniej przedsiębiorczości, ograniczenie praw zatrudnionych, większa kontrolę państwa nad gospodarką, ale bez żadnego sensownego celu, inflację i wzmożony fiskalizm bez redukcji zbędnych kosztów, a wszystko w przeciągu najdalej kilku miesięcy, by pokryć kolejne kopane właśnie radośnie dziury budżetowe. To może niech obok wykopią od razu grób dla całej polskiej gospodarki, z którego ta ledwo co miała nadzieję się podnieść? Zwłaszcza, że zapowiedzi własnej recesji nie szczędzą analitycy niemieccy, a przecież nasza własna ekonomika jest tylko peryferyjnym, podwykonawczym marginesem gospodarczych Wielkich Niemiec, które tnąc koszty – najpierw utną je w Polsce.

Nic z tych zagrożeń nie znajduje jednak tymczasem odbicia w działaniach rządu. Bo o ile zadaniem lekarzy jest ratować życie, strzec przed chorobami, zalecać profilaktykę – to rząd jest od strategii gospodarczej, a tej w najmniejszym nawet stopniu w chaotycznych działaniach Mateusza Morawieckiego i jego ekipy nie widać. Kuriozalny pomysł, by regulowaniem ustroju i funkcjonowania państwa zajmowało się ministerstwo zdrowia – znajdzie się bez wątpienia we wszystkich podręcznikach kryzysowego zarządzania państwem jako przykład JEDNOZNACZNIE NEGATYWNY i z gruntu idiotyczny. Dla nas, jako obiektów tego eksperymentu – będzie to już jednak satysfakcja mocno smutna i jeszcze bardziej spóźniona…

Wybory pozbawione znaczenia

Niestety, ale zamiast na gospodarce – jeśli uwaga sceny politycznej i tzw. opinii publicznej bywa na chwilę odciągana od histerii koronawirusa, to na powrót jest przeorientowywana na cyrk pseudo-polityczny. Bo też bądźmy poważni – choć w istocie 64-rzędna kwestia wyborów prezydenckich nikogo nie powinna grzać, ni ziębić w obecnej sytuacji, to przecież domaganie się ich przełożenia akurat teraz – to kolejna obraza dla inteligencji (?) wyborców! Przecież do głosowania 6 tygodni. Coś się polepszy (cokolwiek by przez to rozumieć) – to wszystkim w maju będzie głupio bez wyborów. Coś pogorszy (cokolwiek by przez to itd.) – to się przełożyć zdąży. Już pomijając brak podstaw prawnych, bo to akurat w III RP najmniej istotna okoliczność. Cóż więc to za serwowana Polakom kolejna już wielokrotnie żenująca dyskusja!

Oczywiście, od strony prawnej jest to pewien pasztet prawny, którego zwiastunem pozostaje choćby orzeczenie Sądu Najwyższego, który uznał skargę jednego z 40 (sic!) kandydatów na kandydatów, Sławomira Grzywy (szerzej nieznana formacja „Sami Swoi”) i nakazał Państwowej Komisji Wyborczej zarejestrowanie jego komitetu wyborczego, pomimo niespełnienia podstawowego kryterium, jakim było zebranie 1.000 podpisów. Jeśli więc pomysł PiS-u, skądinąd logiczny (acz nadal niekonstytucyjny) polegał na ogłoszeniu odroczenia głosowania już po zakończeniu rejestracji kandydatów – to obecnie legalność takiej decyzji zdaje się stać pod kolejnym już znakiem zapytania. Jasnym też jest, że zapewne PiS wygrywając wybory – mogłoby wymusić na SN ich uznanie choćby nawet odbyły się w formie wideokonferencji i przeciwnie, wybory przegrane przez Andrzeja Dudę mogłyby się chwili nawet nie ostać – niemniej w psuciu ustroju i praktyki prawnej w III RP już dawno przebito ścianę.

Czas na cudowne uleczenie?

Do ściany doszedł też zresztą cały program rozrywkowo-horrorystyczny pt. „Klęska Koronawirusa”, w związku z czym coraz bardziej prawdopodobnym wydaje się, że następnym etapem „cudownego ratowania nas przez rząd” – muszą być informacje o wyleczeniach. Po pierwsze – żeby udowodnić słuszność ogłoszonej taktyki. Po drugie zaś – żeby zrobić podgatowkę pod powolne wycofywanie się z tego całego szaleństwa. Zwłaszcza, że przecież jak zwykle decydować muszą sondaże, a nie żadna epidemiogia. Wydaje się, że znaczna część nieodmiennie entuzjastycznie popierających lockdown – jakoś podświadomie ustawiła sobie Wielkanoc jako datę graniczną, jakby wirus miał bać się śmigusa-dyngusa. No, powiedzmy plus jakieś dwa tygodnie na ostateczne zwycięstwo. Tak jak wmówiono nam apokaliptyczność zagrożenia, jak imprintowano zgodę in blanco na wszystko nazywane walką z nim – tak do tego czasu być może uda się też wykreować wizję triumfu nad wirusowrogiem.

 

Inaczej bowiem nie ma żadnej racjonalnej granicy, która ograniczałaby stworzoną nam rzeczywistość gospodarczą, prawną i społeczną. Ba, nie ma też żadnych podstaw, by obecny stan nie powracał cyklicznie – raz, dwa razy do roku. Nikt bowiem chyba nie wynajdzie akurat do Wielkiejnocy, końca kwietnia, maja czy nawet czerwca jakiejś 100-procentowo pewnej i stale uodparniającej szczepionki. Nie powstanie też żadne cudowne i uniwersalne lekarstwo – bo nie miałoby na co powstać, na powikłania czy na nieskończoną liczbę słynnych chorób towarzyszących?

Również stan zagrożenia, lęku przed przeciążeniem ochrony zdrowia nagle przecież nie minie. Choć w istocie dla skali zarażen, jaką realnie mamy teraz – z powodzeniem wystarczyłby potencjał jednego wzmocnionego rezerwami województwa. I znowu bowiem – bo jaka jest alternatywa? Trwała likwidacja / permanentne zawieszenie wszystkich innych świadczeń medycznych w oczekiwaniu na kolejną falę koronawirusa?

Nie, tak jak, psychoza wpędziła nas w obecny kryzys – tak podobne zagranie na masowej świadomości musi nas z niego wyplątać.

A co będzie później? Cóż, powszechna dotąd wiara, że „będzie tak samo, może troszkę trudniej” – wydaje się nieco chwiać i na pewno osłabnie, jeśli cały kryzys się przedłuży. System gospodarczy już znajduje się na równi pochyłej do katastrofy i każdy dzień przedłużania blokad tylko ją przyspiesza i powiększa. Całkowicie bezużyteczny okazuje się też być system polityczny Polski, co wprawdzie na razie wyraża się miażdżącym poparciem dla rządu, jednak w ramach odpływu łatwo może stać się falą zmiatającą tak obecny układ władzy, jak i oficjalną opozycję już doszczętnie skompromitowaną swymi żenującymi występami podczas wirtualnego posiedzenia Sejmu.

I to właśnie może być potencjalnie najciekawszy skutek całego tego zamieszania, oczywiście obok recesji i traumy dla milionów.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 20 Average: 3.8]
Facebook

2 thoughts on “Rękas: Bezwyjątkowy stan wyjątkowy”

  1. Póki co można spacerować i robię to bez krępacji… za to i bez epidemii, bo na mocy ustawy antyterrorystycznej każdego można aresztować na 2 tygodnie bez podania zarzutu i utajnieniem powodów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *