I tak, i nie.
Nie, bo historyczne problemy polsko-niemieckie związane były w ostatnich 160 latach przede wszystkim z wilhelminizmem, czyli prusactwem stosowanym – i z hitleryzmem, czyli oszustwem w łonie ruchu nazistowskiego. Pierwszy stanowił po prostu pruską dominację nad resztą Niemiec, niezdolną do trwałego przyjęcia racjonalnego kursu geopolitycznego, ani też efektywnej organizacji państwa. Drugi okłamał Niemców obiecując im prawdziwą odnowę wewnętrzną, a potem niemal doprowadził ich do samobójstwa realizując politykę wojenną, o celach przecież nie niemieckich, ale zgodnych z interesami międzynarodowej finansjery. Tak wilhelminizm, jak i hitleryzm były niemieckimi błędami wewnętrznymi, nie mniej stymulowane z zewnątrz – przyniosły negatywne skutki tak otoczeniu Niemiec (w tym zwłaszcza Polsce), jak i nim samym. Dziś oba są martwe – bo Prusy nie istnieją i nie odrodzą się, nie ma też podstaw do odtworzenia ruchu hitlerowskiego w historycznym kształcie.
Tak – bo Polskę i Niemcy dzielą autentyczne i łatwe do zdefiniowania pretensje terytorialne. Obecnie nie są one artykułowane – ale właśnie dlatego, że III RP jako całość jest częścią gospodarczego organizmu RFN. Gdyby stan ten uległ zmianie – kwestie graniczna i restytucyjna mogłyby znowu zostać postawione.
Tak – bo geopolitycznie rzadko w historii (co nie znaczy, że nigdy) Polska i szeroko rozumiane Niemcy znajdowały się w tym samym obozie geopolitycznym (a przecież to geopolityka powinna determinować rację stanu, a więc i cele polityczne zdrowego państwa i narodu). Tak – bo gdyby Niemcy choćby w ciągu ostatnich 100 lat dokonywali trafnych wyborów geopolitycznych i prawidłowo definiowali swoich wrogów – to Polski mogłoby w ogóle nie być. Nie – bo teraz jednak coś na kształt Polski istnieje, wrogowie są wspólni, a interes geopolityczny co do zasady ten sam. Gdyby i Niemcy, i Polska wyzwoliły się spod dominacji amerykańskiej i odnalazły swoją geopolityczną, euro-azjatycką tożsamość (a bez wyzwolenia Niemiec wyzwolenie reszty Europy wydaje się mało realne) – wówczas po raz pierwszy trwale moglibyśmy ułożyć swoje stosunki.
Do znudzenia trzeba powtarzać, że kwestia podległości (gospodarczej) Polski Niemcom – jest wtórna wobec naszego (wspólnego) poddaństwa w stosunku do USA. Czy przy wszystkich naszych negatywnych doświadczeniach, obawach i odczuciach wobec Niemiec – powinniśmy zatem opowiadać się bezwarunkowo przeciw wszelkim niemieckim próbom wyzwolenia się spod amerykańskiego jarzma? Nie, bo przecież to właśnie w ramach przyznanej w jego ramach „wolnizny” Niemcy skolonizowały nas gospodarczo (choć np w interesie General Motors i innych nie niemieckich bynajmniej, ale amerykańskich i międzynarodowych korporacji). A zatem nie samowyzwolenia Niemiec powinniśmy się obawiać ale ich dalszego funkcjonowania jako namiestnika Waszyngtonu na Europe. Stąd właśnie nie powinniśmy się obawiać jakiegoś nowego komitetu Freies Deutschland czy czegoś w tym guście. Przeciwnie, mając wspólnego wroga – mamy też (być może tylko co czasu, ale jednak!) wspólne cele.
Konrad Rękas