Rękas: Niech się święci 3 maja – ale jak?

Wiele można napisać jak fatalnym dniem w historii Polski był 3 maja 1791 r. Jak za jednym zamachem popełniono geopolityczne samobójstwo, zdezorganizowano państwo, odrzucono co można było zostawić z tradycyjnej konstrukcji Rzeczypospolitej, za to jak wiele szkodliwych nowinek przepisano z zachodnich projektów rewolucyjnych. Są to kwestie elementarnej wiedzy historycznej, bynajmniej zresztą wcale nie jakoś szczególnie trudno dostępnej, acz oczywiście nie znanej masowemu odbiorcy. Dzieje się tak między innymi dlatego, że nawet ludzie fakty te znający, zyskując okazję, by się nimi podzielić publicznie – wybierają jednak bezpieczny banał, odczytując wiecznie te same okolicznościowe mowy, tak pełne gównoprawd, że tyleż puste, co kłamliwe.

Święta antynarodowej mitologii

Przyczyny tego stanu rzeczy również wydają się jasne – choć niby historia wydaje się determinować politykę w Polsce, to przecież chodzi nie tyle o prawdę historyczną, co o sprymitywizowany do granic zestaw oklepanych mitów, luźno tylko związanych z rzeczywistym przebiegiem dziejów naszego narodu i państwa. Również czysta pragmatyka podpowiada więc, by nie tracić energii na burzenie pseudo-historycznych bałwanów, nie wdawać się w szarpanie z mitologią, ale „rozwiązywać problemy”. Sęk jednak w tym, że znaczna część owych problemów – genetycznie wyrasta właśnie z utrwalonych gównoprawd, powiela je i powtarza, w zasadzie też są to kwestie trwale nierozwiązywalne bez długofalowej pracy nad polską świadomością, nad tym, co nadmiernie lekko nazywane bywa „charakterem narodowym”, a jest tylko stekiem bzdur wcale nie wypływających z „duszy polskiej”, ale polskim umysłowościom wdrukowanych.

Czy całe to zasupłanie dałoby się przeciąć jedną mową na 3. maja, drugą na 11. listopada, nawet zmultiplikowanymi na inne polskie miesiące? Rzecz jasna, nie. Od czegoś jednak trzeba zacząć, pamiętając oczywiście, że ogółu ani prawdziwej historii, ani nawet logicznego myślenia nauczyć się nie da, można a nawet trzeba zmuszać do krytycyzmu przynajmniej ten promil, który rozumować by potrafił, gdyby tylko dano mu na to szansę.

Kto więc chciałby dyskutować o samym nieszczęściu majowym Polski i zderzyć z podstawowymi faktami na temat poronionej konstytucji – może sięgnąć do dostępnych publikacji, a także spierać się przy okazji innych tekstów na ten temat[i]. Tylko więc skrótowo można przypomnieć, że w ramach zamachu stanu zwieńczonego wydarzeniami 3. maja 1791 r. nie napisano żadnej „pierwszej nowożytnej i demokratycznej konstytucji”, nie „dano Polsce sprawnego rządu” – tylko zlikwidowano skuteczny, a istniejący rząd wcześniejszy, nie usprawniono dowództwo, ani realnie nie powiększono armii, wreszcie nie ratowano niepodległości kraju – tylko zadawano jej dotkliwy cios, a wszystko w związku z zagraniczną prowokacją, powolnością tajnym mafiom międzynarodowym, a także zwykłą głupotą i zdradą.

Nadto zaś, jak pisałem 7 lat temu: nie ma chyba wątpliwości, że gdyby hipotetycznie ustawę majową przyjęło „stronnictwo moskiewskie” pod łaskawą opieką Imperatorowej, a ośrodkiem opozycji hetmańsko-konserwatywnej stały się Prusy – to dziś Konstytucja 3 Maja byłaby synonimem zdrady narodowej, a każdym polskim mieście byłby plac Konfederacji Targowickiej!

Prawda ich powali?

To wszystko są jednak TYLKO fakty, nie odpowiadające na pytanie jak zachowywać się każdego kolejnego 3. maja, zwłaszcza zajmując się czynną działalnością polityczną, a zwłaszcza pełniąc funkcje publiczne. W takich sytuacjach porada może być tylko jedna: choć popadnięcie w zakłamany banał wydaje się tak kuszące – wbrew podpowiadaczom nie powtarzać tych samych głupot i dawkować przynajmniej tyle prawdy, ile konsumenci mitów byliby w stanie znieść.

Od strony praktycznej zatem, np. pełniąc funkcje publiczne z samego instynktu państwotwórczego wypada składać w takie święta kwiaty pod stosownymi pomnikami, ale urzędnika przynoszącego to samo co roku przemówienie skierować na grilla i powiedzieć coś mającego sens, zgodnie z najlepszą swą wiedzą[ii].  Odrębną kwestią natomiast pozostaje jak w takich sytuacjach traktować okazje inne, a równie kontrowersyjne. I tak np. kol. Andrzej Szlęzak jako prezydent miasta w swoim czasie wskazał jak nie robić sobie jaj z pogrzebu przy okazji rocznicy powstania warszawskiego. Ja za swego okresu publicznego nie pozwalałem na żadne bzdury wcześniejszopowstańcze itd. Nie, żeby zaraz 22. stycznia puszczać „Boże, Cara chrani!”, ale po prostu – bez przesady, bez ubóstwienia samobójstw w drugą stronę!

Jeśli zaś w ogóle, to nie tylko skupiać się na uszanowaniu indywidualnego bohaterstwa czy podkreślaniu wartości krwi przelewanej za Polskę (i jej jednej ceny), ale trudno – także twardo punktować konkretne błędy. Nie ma, że „nie ta okazja„. Bo na gadanie głupot jakoś zawsze okazje są, ale dla nauczenia choćby jednostek refleksji – jakoś zawsze czasu brakuje… No i przede wszystkim – robić to wszystko inteligentnie. Kiedy Dostojewski przemawiał o Puszkinie – to wszyscy słuchacze zgodni byli przysiąc, że Aleksander Siergiejewicz był prawdziwym patronem reakcji rosyjskiej. Taki był z Fiodora Michajlowicza szutnik!

Zdecydowanie trzeba zaś odrzucać święta o charakterze okupacyjnym, te wszystkie „ghetta„, „holocausty” „chanuki„, występy w myckach itp.

Czy więc zawsze należy być pryncypialnym i przy każdej okazji zwalać wszystkie bałwany? Niekoniecznie, to rzecz wyczucia. Ja endek błahoczestiwy, ale nie jestem zwolennikiem toczenia wiecznej publicznej wojny z Piłsudskim. Za taktycznie błędny uważam też np. misjonarski antywojtylianizm. To wszystko kwestie na wyższe stopnie wtajemniczenia. Gównoprawdy należy podważać sprytnie i stopniowo, przede wszystkim te najszkodliwsze i niemożliwe do oswojenia, przechwycenia i odwrócenia na polską stronę. A uderzać trzeba w punkty najsłabsze, nie zaś tam, gdzie opór będzie najsilniejszy.

I wreszcie, co zrobić z dniami wyklętych, rzeczonymi powstaniami i tym podobnymi okazjami?

Nauczać. Nadal i ciągle nauczać. I zezwolić co najwyżej na kult prywatny.

Konrad Rękas

[i] O podstawowych kłamstwach na temat ustawy majowej: Bajki trzeciomajowe, o sytuacji geopolitycznej Rzeczypospolitej u schyłku jej istnienia: Dwa realizmy, Reforma czy geopolityka

[ii] Gorzej, gdy się pisze mowy dla kogoś, jak to się niektórym naszym znajomym konserwatystom zdarzało np. pod rządami AWS. Wtedy to dopiero była intelektualna ekwilibrystyka, nie tylko zresztą przy takich okazjach…

Click to rate this post!
[Total: 14 Average: 4.2]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *