Starczy upór Jarosława Kaczyńskiego w popychaniu Polski do wojny jest zaiste imponujący. Ten człowiek ewidentnie chce przejść do historii jako ostatni przywódca naszego kraju, odpowiedzialny za jego ostateczną zagładę i zniszczenie. Przecież to m.in. rojenia Zełenskiego o budowie brudnej bomby i ściąganiu zachodniej broni jądrowej wymusiły rosyjską operację, ściągając nieszczęścia wojenne na biedny naród ukraiński. Widać polski kieszonkowy dyktator pozazdrościł i też chce udawać bohatera przemawiając z green boxu.
Wojna o Europę
Oczywiście też Kaczyński nie wymyślił tego sam, jest to bowiem polityk całkowicie niesamodzielny, od zawsze reprezentujący w Polsce wyłącznie obce interesy, niegdyś niemieckie, a obecnie militarystycznych kręgów amerykańskich i brytyjskich. Możemy więc uznać, że wizja amerykańskiej broni jądrowej na polskiej ziemi to balon próbny wypuszczony gdzieś z okolic Departamentu Stanu USA i 10 Downing Street. Chodzić może o sprawdzenie reakcji rosyjskiej, jak i przyzwyczajanie mieszkańców Europy Środkowej do perspektywy taktycznej wojny jądrowej na naszych terytoriach. Doktryna NATO przewiduje taki scenariusz czy to jako uzupełnienie wojny konwencjonalnej, czy nawet zamiast niej. Ta pierwsza byłaby zresztą obecnie dla NATO niemożliwa wobec zbyt silnego oporu Niemiec i Francji. Wymiana ciosów jądrowych podziałałaby więc dyscyplinująco i na europejskich wasali Waszyngtonu, którym coraz niewygodniej pod dyktaturą słabnącego dolara.
Tymczasem jednak amerykańska presja wywiera przeciwny efekt. W zachodniej Europie z nową energią odradzają się ruchy antywojenne, domagające się atomowego rozbrojenia i opuszczenia kontynentu przez amerykańskie wojska okupacyjne. Pomysł przesunięcia sił jądrowych do Europy Środkowej to zatem nie tyle ofensywa, co ucieczka do przodu. Paradoksalnie więc wojna na Ukrainie może stać się walką o wyzwolenie Europy spod dominacji amerykańskiej i to pomimo pozornej konsolidacji reżimów lojalnych wobec Waszyngtonu. Narody bowiem zaczynają się budzić, a coraz trudniejsza sytuacja ekonomiczna, inflacja drożyzna na ręku paliw i groźba stagflacji mogą być katalizatorami rozpadu systemu zachodniego.
Sam sprzęt nas nie obroni
Pełnowymiarowa wojna z udziałem coraz większej liczby krajów po obu stronach mogłaby taką groźbę oddalić, a w każdym razie poważnie ją opóźnić, przy okazji zabezpieczając kolejne zyski anglosaskiego sektora wojenno-przemysłowego. To on będzie beneficjentem także innych zapowiadanych przez ekipę Kaczyńskiego działań, na czele ze zwiększeniem wydatków na zbrojenia. W krańcowo trudnej sytuacji gospodarczej – uboga III RP będzie sponsorować popandemiczne ożywienie gospodarcze w Stanach Zjednoczonych, tak bogatym krajem jesteśmy! A przecież przebieg walk na Ukrainie potwierdza tylko, że sam sprzęt wojen nie wygrywa. I chociaż Rosjanie walczą sami praktycznie z całym gospodarczym światem zachodnim, nasycającym wojska kijowskie bronią, amunicją i wszelkim zaopatrzeniem – to w dalszym ciągu armia rosyjska ma przewagę strategiczną i powolnie, ale nieubłaganie zwycięża. Nie w tym więc sztuka, by nakupić jeszcze więcej samolotów i czołgów, które w przypadku nowoczesnej wojny zostaną i tak zlikwidowane morderczym atakiem z powietrza w ciągu pierwszych kilkudziesięciu minut konfliktu. Nawet w pełni uzbrojona Polska bronić się może tylko racjonalną dyplomacją, czyli tym, czego szczególnie brakuje w III RP. Wystąpienia takie jak Kaczyńskiego są zaś od rozsądku ekstremalnie odmienne. Lider PiS nie tylko bowiem powtórzył ochotnicze zgłoszenie do wojny i to wojny jądrowej, a więc kończącej istnienie naszego narodu. Za jednym zamachem polski wicepremier otwartym tekstem niemal za równorzędnego wroga uznał Niemcy, a więc już abstrahując od samej treści tych urojeń – sprzeniewierzył się fundamentalnej zasadzie polskiej geopolityki. Oto bowiem i to raczej tylko w wyjątkowych okolicznościach Polska może prowadzić politykę antyrosyjską (w oparciu o Niemcy) albo antyniemiecką (w oparciu Rosję). Z całą pewnością jednak nigdy i w żadnych okolicznościach nie może prowadzić polityki antyniemieckiej i antyrosyjskiej jednocześnie.
Wyrok na Polskę?
Jarosław Kaczyński wiedzieć powinien to zresztą lepiej od innych, sam bowiem był niegdyś niemieckim agentem wpływu w Polsce (jak mówił przed 10 laty na jednym ze spotkań w Lublinie „W okresie konspiracyjnej „Solidarności” moim zadaniem było pisać raporty do zagranicznych przyjaciół związku z Zachodu, na temat sytuacji w kraju”). Rządy PiS-u nie zrobiły niczego konkretnego dla uwolnienia polskiej gospodarki od jej uzależnienia od Niemiec, a to oznacza także, że wszelkie problemy ekonomiczne naszego zachodniego sąsiada dodatkowo pogłębią kryzys w Polsce. Tymczasem Kaczyński z właściwą sobie pogardą dla kwestii gospodarczych w praktyce domaga się, by Berlin poszedł w ślady Warszawy i dobrowolnie zdemolował swoją energetykę, handel i finanse. A przecież ten koszt również zostałby przerzucony na polskich podwykonawców, pracowników i konsumentów.
Prezes PiS nie jest więc chyba jeszcze w pełni zdecydowany czy wolałby skazać Polaków na szybkie wyparowanie w atomowym wybuchu, czy na powolną śmierć głodową i zamarznięcie. Wyrok w jego oczach został już jednak wydany.
Konrad Rękas
Polska prowokuje Rosję samym swoim istnieniem podobnie jak Ukraina. A czy rządzi Kaczyński czy Tusk to wszystko jedno.
Nie tylko Polska. Każdy kraj w Europie środkowej na północ i wschód od łuku Karpat, prowokuje Rosję samym swoim istnieniem. Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Ukraina, Mołdawia, Rumunia. Jedynie Białoruś Rosji nie prowokuje i jest najlepszym przykładem na to, co należy zrobić, aby prowokowania Rosji uniknąć. :-(. Należy się Rosji całkowicie podporządkować, zaprosić rosyjskie garnizony i wprowadzić taką samą oligarchiczną kleptokrację jak w Rosji.
Być może prezes Jarosław Kaczyński wierzy, że zbliża się koniec historii… ale w znaczeniu totalnej zagłady ludzkiej rasy w wojnie atomowej.
Najskuteczniejszą wojenną strategią Rosji jest duraczenie i agentura. Na to Rosja nie szczędzi środków.