Rękas: Rękas: Wielocypedały i pieszochody

Zawsze byłem ciekaw czy rowerzyści naprawdę wierzą, że ich pojazdy wyrastają na ekologicznych farmach bez udziału przemysłu, że dedykowane dla nich kaski, stroje, dodatki i gadżety to dzieła szczęśliwych misiów koala żyjących w hipisowskich koloniach, a miliony wydawane na ścieżki rowerowe po prostu spadają z nieba. Helou, obudźcie się!  To też jest biznes. Z silnym lobby i rozwiniętym PR-em – więc tym bardziej BIZNES.

Wyjątkowość ruchu rowerowego?

A tak to już jest, że biznesmeni mają swoich posłów. Oto więc posłanki Koalicji Obywatelskiej martwią się sytuacją rowerzystów w ramach przepisów ruchu drogowego. Cóż, poniekąd, acz niechcący słusznie. W istocie bowiem cykliści są jedynymi użytkownikami dróg, którzy:

  • nie muszą znać przepisów ruchu drogowego i nie jest to wiedza w żaden sposób od nich wymagana, ani weryfikowana, co częstokroć widać, słychać i czuć (ze szkodą dla bezpieczeństwa, także samych rowerzystów),

  • nie wiedzą co się dzieje na drodze ZA NIMI, bo nie muszą mieć lusterek.

A w dodatku raz mają być traktowani jak inni użytkownicy ruchu, ale niekiedy wcale nie, bo okazują się być zupełnie wyjątkowi (przeciwruch, pierwszeństwo poza wszelką logiką i bezpieczeństwem ruchu, powszechne uciekanie na chodnik przy czerwonym świetle dla pojazdów drogowych, agresja wobec pieszych na tychże chodnikach i wiele, wiele innych przykładów czyniących z ruchu rowerowego patologię komunikacyjną w miejsce miłego sposobu przemieszczania się i spędzania wolnego czasu). O absurdach i ordynarnych przekrętach przy wyznaczaniu/budowaniu tzw. ścieżek rowerowych już w ogóle szkoda mówić…

Stąd owszem, sekciarstwo welocypedzkie zdecydowanie wymaga wzięcia w karby – także dla bezpieczeństwa wielu bezmyślnych (i bezmyślnie) pedałujących. No, ale o to szanownym koalicjantkom obywatelskim z całą pewnością nie chodzi – skoro ewidentnie nawet już obowiązujących przywilejów dla rowerzystów (czyli faktycznie dla przemysłu stojącego za produkcją, sprzedażą i promocją tych pojazdów) nie znają albo nie uznają ich za wystarczające.

Dwa pedały – czyli paranoja i psychoza

Tymczasem cóż – rowerzyści, jak rowerzyści. Normalni ludzie, często sfrustrowani nie mniej od polskich kierowców. I z podobnymi objawami. Trzeba ich po prostu nauczyć przepisów i wymagać sprzętu wpisującego się w logikę bezpiecznego ruchu drogowego. A same przepisy zmienić tak, by miały więcej ze zdrowego rozsądku, a nic z ideologii. I paranoi.

Bo czy ktokolwiek zna np. kilkuset kierowców, którzy rano się budzą i mówią: A ch…! wyjedziemy i będziemy blokować wszystkie ścieżki rowerowe w mieście, niech ta hołota wie, kto tu jest najważniejszy! I nazwiemy to jakoś tak fajnie, Masa Bezsamokrytyczna, czy jakoś podobnie? Problem z fanatykami dwóch pedałów polega też na tym, że kiedy się zacietrzewią – wtedy obowiązkowo WSZYSTKIE ciężarówki objeżdżają ich zbyt blisko i WSZYSCY kierowcy nie kochają ich wystarczająco, ale gdy sami rozsmarowują pieszych po asfalcie, wymuszają pierwszeństwo, przejeżdżają na czerwonym – to są to jednostkowe przypadki, zapewne spowodowane zwarzeniem się sojowego mleka albo innym stresem egzystencjalnym, które absolutnie nie mogą wpływać na ocenę kasty i jej umiejętności! Tymczasem trzeba być wyjątkowo zaślepionym by upierać się, że to rowerzyści są dziś grupą pokrzywdzoną, a nie (szkodliwie) uprzywilejowaną w ruchu drogowym. A przecież realne postulaty i oczekiwania w stosunku do rowerzystów – są w nader skromne.

  • żeby się nauczyli jeździć,
  • żeby widzieli co się dzieje za nimi na drodze.

Może dzięki temu nie będzie ich tak halsować po całych pasach i dadzą szansę, by ich objeżdżać większymi łukami…

Plan minimum

Mimo milionów wydawanych na nowe i przebudowywane drogi (i co najmniej równie wielkich kwot rozkradanych i marnowanych po… drodze) – faktycznie realna infrastruktura rowerowa w Polsce nadal przedstawia wiele do życzenia, bo i sieć komunikacyjna wciąż jest chaotyczna, niespójna, nadto zaś do starych zaniedbań dołożono do niej zbyt wiele nowych nonsensów, błędnych i negatywnie zweryfikowanych rozwiązań konstrukcyjnych i z zakresu inżynierii ruchu, oblewając nieuchronną indolencją oraz fałszywymi teoriami inżynierii społecznej raczej niż drogownictwa.

Dlatego dla rowerów wciąż nie bardzo jest miejsce ani na drogach publicznych, ani tym bardziej na chodnikach, czy pseudo-ścieżkach na chodnikach wymalowanych (gdzie to one są takimi ciężarówkami dla pieszych). Zamiast więc prześladować innych użytkowników dróg – lobby welocypedalskie mogłoby skupić się np. na promowaniu niekolizyjnych ścieżek niekoniecznie prowadzonych plastikowymi tunelami. O to jednak paniom z KO też zapewne nie chodzi.

Pedałowanie nie dzieli ludzi

Dotyczy to zresztą wszelkiej maści obsesjonistów-aktywistów antysamochodowych, choćby tych występujących niby to w imieniu pieszych. Że żadną miarą nie chodzi o bezpieczeństwo spokojnie sobie chodzących – niech świadczy opór stawiany ostatnio przez różne pieszochodne towarzystwa przejściom nad- i podziemnym, jako… „uwłaczającym godności przechodnia„! Nie miejmy więc złudzeń – w przypadku wszelkiej maści lobby antymotoryzacyjnych nie chodzi o żadne zdroworozsądkowe kompromisy, ale o dyktat, mający jednej części przemysłu dać przewagę prawną nad drugą.  Niestety, problem welocypedalski wykwitł w sposób typowy dla każdej mniejszości, do której przewodzenia samozwańczo dorywają się ideolodzy i cwaniacy reprezentujący konkretne interesy biznesowe. W efekcie nieodmiennie od postulatu równouprawnienia – mniejszość taka płynnie przechodzi do żądania przywilejów i ograniczenia praw wszystkich poza swymi aktywistami.

A przecież ludzie nie dzielą się na kierowców i pieszych, tylko na spieszących się do pracy, spacerujących, uprzejmych i chamów, wariatów wszelkiej maści i szukających racjonalnych rozwiązań, wreszcie na mądrych i głupich – na setki, tysiące i miliony istnień, z których każde jest inne, ma jakieś potrzeby i pragnienie ich zaspokojenia – przy czym wspólnotowość jest narzędziem, by cele dla jednostek wspólnie uzyskiwać. Myśląc przy tym. Po prostu – myśląc.

Także podczas jazdy na rowerze.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 21 Average: 4.6]
Facebook

4 thoughts on “Rękas: Rękas: Wielocypedały i pieszochody”

  1. Cyklistów nie lubiano już w II RP… a wtedy nie reprezentowali żadnej ideologii.

    A jak już jesteśmy przy tym to: Wiecie dlaczego blondynka nie jeździ na rowerze?

  2. (…)Problem z fanatykami dwóch pedałów polega też na tym, że kiedy się zacietrzewią – wtedy obowiązkowo WSZYSTKIE ciężarówki objeżdżają ich zbyt blisko i WSZYSCY kierowcy nie kochają ich wystarczająco, ale gdy sami rozsmarowują pieszych po asfalcie, wymuszają pierwszeństwo, przejeżdżają na czerwonym(…)
    Jakoś nie słyszałem, żeby ktoś rozczulał się na biednymi kierowcami ciężarówek, kiedy taksiarze blokowali miasta.

    (…)Pedałowanie nie dzieli ludzi(…)
    Nie, ale takie wyrażenia jak (…)pedalskie(…), nawet w złożeniach, już tak.

  3. Czy ktokolwiek zastanawiał się nad tym, jak ogromne środki zasiłyby budżet, gdyby policja i straż miejska zostały zaangażowane do egzekwowania przepisów ruchu drogowego wśród rowerzystów..?

    Mielibyśmy złote żniwa egzekwując już nawet tylko jeden z przepisów, który zakazuje rowerzyście poruszać się po chodniku za wyjątkiem zamieci śnieżnej lub silnej ulewy, nie wspominając o całej masie pozostałych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *