Rękas: Seria zadziwiających zdziwień

Ponieważ zgodnie z polską tradycją jakiś tydzień przed wyborami nawet sondażownie przestają kłamać – trudno uznać wyniki wyborów do parlamentu za szczególnie zaskakujące. A mimo to niemal zaraz po głosowaniu coraz więcej osób powtarza za Alicją w Krainie Czarów: „Zdziwniej i zdziwniej…!”.

 

Zdziwienie 1: Lewica tęczowa nie czerwona?!

Narzekanie, że „sejmowa lewica nie zajmuje się lewicowymi sprawami” nie ma większego sensu. Przeciwnie, wydaje się, że liderzy SLD-Razem-Wiosny tym razem dobrze odczytali tożsamość zasadniczego zrębu swojego elektoratu: dawnego postępowego skrzydła PO/UW/UP i do tej właśnie grupy kieruje przekaz na temat swoich prac parlamentarnych. Na SLD nie głosowali przecież żadni pracownicy najemni, emeryci (inni niż baaardzo mocno, sentymentalni) czy bezrobotni – tylko bywalcy marszów równości. To skąd zdziwienie i pretensje?

Ciekawe jest natomiast co innego. Analitykom umyka, że KW SLD skonsumował w tych wyborach część pakietu sprzeciwu, głosów w typie wcześniej zagospodarowywanych przez Kukiza, Palikota itd. Nie tych samych – ale tego samego rodzaju, oddanych w tej samej motywacji. Oznaczać to może nietrwałość obecności takiej lewicy w Sejmie – bo przecież za 4 lata sprzeciw będzie można wyrazić poprzez głos na jeszcze kogoś innego, a środowiska obyczajowo postępowe to wciąż w Polsce okolice co najwyżej progu wyborczego, w dodatku do podziału z PO. Można więc raczej zakładać, że swój czas w Sejmie lewica będzie starała się wykorzystać właśnie na rywalizację z Platformą o popularność wśród progresywnej inteligencji i klasy posiadającej, a nie na wyciąganie PiS-owi wyborców socjalnych. A zatem tęczowych inicjatyw będzie tylko więcej.

 

Zdziwienie 2: Korwin jest Korwinem!

Na podobnej zasadzie trudno też zrozumieć skąd zdziwienie pomysłem JKM powołania przez posłów Konfederacji dwóch odrębnych kół?

Zdziwieni chyba zapominają, że Pan Janusz naprawdę poważnie traktuje swoje liberalne poglądy. Prawdą jest więc, że to dzięki Konfederacji będzie je znów mógł głosić w Sejmie – teraz jednak, a zwłaszcza na przyszłość formacja ta może stanowić OBCIĄŻENIE dla programu liberalnego, dla którego nowych wyborców i zwolenników pozyskać można raczej od strony PO niż PiS-u. Do tego jednak konieczne byłoby pozbycie się narodowców (względnie giertychizacja części z nich), no i docelowe usuwanie się w cień samego Korwina i tak nieuchronne ze względów biologicznych.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie oznacza to, że sama Konfederacja nie ma przyszłości. Przeciwnie, może nawet przeżyć jakiś przejściowy wzrost, np. przy okazji dekompozycji PiS. Jednak z punktu widzenia poważnie traktowanego liberalizmu gospodarczego – dalszy alians z narodowcami nie ma na dłuższą metę większego sensu. I akurat JKM to z pewnością rozumie, myśląc w kategoriach innych niż tylko bieżąca dotacja sejmowa.

Mówiąc prościej – obecny elektorat jest z pewnością zadowolony z obecnego kształtu Konfederacji i chciałby widzieć ją bez zmian i jednością (oczywiście biorąc poprawkę na wspomniane głosy protestu, podzielone między Konfederację a Lewicę). Taka dzisiejsza Konfederacja mogłaby jednak pozyskiwać głosy tylko od strony PiS-u – w przypadku głębokiej dekompozycji tej formacji albo/i jakiejś dotkliwej klęski jej polityki, ideologicznej czy zagranicznej. Natomiast JKM, co ciekawe, wydaje się podzielać pogląd swoich… najzacieklejszych krytyków, zwolenników „czystego liberalizmu” (czyli korwinizmu bez Korwina) i doskonale rozumie, że tak to można na ryzk-fizyk trwać po dotacje, ale nie spopularyzuje się szerzej ekonomicznego liberalizmu. I to jest fundamentalna różnica zdań, wynikająca z zupełnie różnych płaszczyzn widzenia obecności w polityce, być może decydująca dla perspektyw tej nowej siły w Sejmie.

 

Zdziwienie 3: PiS wcale nie jest okrążone

W tej sytuacji więc, paradoksalnie – to zanikający jeszcze niedawno Ruch Narodowy ma większy interes w trzymaniu się formuły Konfederacji i to nie tylko ze względy na udziały liderów w finansowej stronie tego przedsięwzięcia. Pomimo utyskiwań na „skorwinienie RN” – należy zwrócić uwagę, że pozostając na pozycjach quasi-socjalnych neo-narodowcy byliby już nie do odróżnienia od PiS-u i skazani na pozostanie jego skrzydłem. Symetrycznie więc, jak dotknięta soc-liberalizmem lewica pozostaje tylko krzykliwą odnogą „obozu demokratycznego„. Rebrandując się w Konfederację, niezależnie od dodanych haseł – maszerujący narodowcy zyskali przynajmniej coś, co ich od PiS-u odróżnia. Wprawdzie uniemożliwia (póki co…) poszerzenie poparcia, ale odróżnia! W efekcie Konfederacja wydaje się być skłonniejsza do rywalizacji z PiS na polu ortodoksji ideologicznej/aksjologicznej (czyli tak jak Lewica z PO), nie podejmując się konkurowania na polu gospodarczym inaczej niż za pomocą pryncypialnej krytyki.

Wbrew więc zatem popularnym opiniom – PiS nie ma obecnie komu oddać kluczowej części własnego elektoratu, stanowiącego o przewadze tej „konserwatywnej socjaldemokracji patriotycznej, nie będąc realnie zagrożonym ani od lewej, ani od prawej strony. Ani Lewica pod tęczowymi flagami, ani Konfederacja ze swą liberalną ortodoksją, nawet jeśli okażą się zjawiskami trwałymi – mówiąc modnie nie targetują się na wyborców Prawa i Sprawiedliwości i stanowią potencjalny problem dla PO. Oczywiście jednak nie tak duży, jak PSL.

 

Zdziwienie 4: Dlaczego ludowcom znowu się udało?

Powszechne są dziś zachwyty nad wynikiem „Koalicji Polskiej”, a przecież można zauważyć, że za zaproponowanie czegoś niemal identycznego (tylko pod nazwą Zgoda/PSL-Centrum) najpierw z funkcją, a potem ze Stronnictwem przed 14 laty pożegnać się musiał prezes Janusz Wojciechowski. Taka musiała nastąpić zmiana w samym PSL – a przede wszystkim tak duży musiał być lęk sondażowy, zmuszający, ludowców do niemal rebrandingu i realnego posunięcia się na listach.

Oczywiście, samonarzucające się pytanie brzmiałoby czy miałaby to być zmiana trwała – i po co by ją miano przeprowadzać, skoro się udało, a żadnych ważniejszych (tzn. związanych z obsadą stanowisk…) wyborów w najbliższym czasie ma nie być? W istocie jednak dla wszystkich zachwyconych czy to „nowym centrum„, czy z drugiej strony powtarzających się stare marzenia o „narodowym agraryzmie” – ważniejsza powinna być kwestia znacznie bardziej strategiczna.

A mianowicie: Czy (choćby w jakichś trudnych do wyobrażenia okolicznościach) i zupełnie mimowolnie – Stronnictwo to mogłoby zrobić coś patriotycznego czy choćby po prostu pożytecznego? Na dziś odpowiedź brzmi: To musiałyby być naprawdę praktycznie niemożliwe do wyobrażenia okoliczności… Prościej? Dobrze: Czy PSL-owi mogłoby opłacać się być partią pożyteczną dla Polski? Nie wiem. Może. Nie zanosi się. Zobaczymy. Oby.

Na razie bowiem przed ludowcami stoi tradycyjna pokusa, żeby nie zmieniać nic – skoro znowu udało się przetrwać. Samo pytanie „jak długo jeszcze?” i czy da się w ogóle sensownie tak funkcjonować co wybory walcząc o wszystko z reguły były przez ludowców traktowane jako nadmierne czepialstwo i sięganie w zbyt odległą przyszłość. Ale równolegle przecież uzyskany wynik (choć już niekoniecznie sama ilość miejsc w Sejmie). potwierdził dość wyraźnie, że PSL może już chyba zacząć przestać udawać ruch wiejski, choćby dlatego, że wychowało już dość młodych i starszo-młodych urzędników, by wprowadzić ludowych posłów do Sejmu. Również i ten wynik wskazał więc ewentualny kierunek ewolucji (czyt.: utrzymywania i podbierania elektoratu) – nie skazana na razie na niepowodzenie rywalizacja z PiS-em o powrót elektoratu wiejskiego/rolniczego, ale zmierzenie się z PO w konkurencji o głosy fanów ciepłej wody w kranach, spokojnego etaciku i usypiającej publicznej telewizji.

 

Kto się nie zdziwił – a powinien

Jak więc widać, może i Prezes na wieczorze wyborczym nie podskakiwał z radości, a nawet troszkę się troszkę krzywił – ale największe nawet nie zdziwienie, lecz wręcz przerażenie powinno stać się udział Platformy Obywatelskiej, którą wynik wyborczy ułożył w roli dania do konsumpcji, przy czy z tego menu Lewica pobierze sobie progresistów obyczajowych,  nieuchronna chyba w końcu formacja liberalna – wolnorynkowców, a ludowcy resztę centrum bez wyrazu. I nawet, jeśli przynajmniej część liderów PO widzi ratunek w prezydenturze, a przynajmniej kampanii prezydenckiej Donalda Tuska – to i tak może ona oznaczać koniec Platformy w jej obecnym kształcie. Taki już bowiem jest ten element stały gry w PO –  ktoś ma przegrać które wybory, żeby ten drugi mógł wrócić i ratować itd. Raz już taka taktyka kosztowała platformersów prezydenturę, potem rząd – czy teraz może oznaczać schyłek partii? Partii, która i tak przecież zadziwiająco wiele osiągnęła jak na dziedziców dawnych małych brodatych cwaniaczków z KLD, podpartych wiecznymi kompleksami ćwierćinteligencji  – klasy rządzącej III RP…

 

Następne zdziwienia – na wiosnę?

Niezależnie jednak od tego czy i kiedy PO zostanie pożarta – zastanówmy jednak najpierw jak mogą wyglądać kolejne wybory prezydenckie w III RP. Cóż, to chyba elementarne – zero zdziwień:: Duda (Morawiecki? Szydło?), Tusk, Kosiniak, Biedroń, JKM (Braun?).

Plus zapewne system dobierze jakichś szurów, żeby zaciemnić obraz i przesłonić ewentualną realną opozycję. Czyli:

– pan Zdzisław, wynalazca plastra na wszystko;

– Kandydat-Pszczoła, w cywilu Czesław na wiosennej przepustce;

– oraz Hrabia Mucha, lider Partii Transgalaktycznej Dekadencji Przeciwmgielnej, itp.

Do tego 100 konwencji i narad w pewnym znanym zajeździe, zbieranie podpisów przez 20 kandydatów, którzy potem rozpłyną się na powrót w nieistnieniu („kradzież już, już prawie zebranych podpisów”, „zastraszenie przez służby/reptilian” itd.), jakiś tradycyjny wist, żeby nie zorganizowali się rolnicy – i wybory będzie można uznać za odbyte.

I znowu wszyscy będą pewnie zdziwieni ich wynikami! A przecież obserwując kolejnych zadziwionych można tylko się (bez zdziwienia…) upewnić, że niektórzy naprawdę nie mieli pojęcia na kogo/na co głosują i z jakim skutkiem – a zatem co po prostu MUSI się wydarzyć. I po prostu tak samo będzie za kolejne pół roku…

No chyba, że wydarzy się coś naprawdę zadziwiającego!

Konrad Rękas

Facebook
Click to rate this post!
[Total: 10 Average: 4.3]

4 thoughts on “Rękas: Seria zadziwiających zdziwień”

    1. Spokojnie, póki PiS trzyma się mocno, to Konfederaci idą na zwarcie z PiS-em. Jeśli jednak pojawi się na horyzoncie wizja klęski PiS-u i powrotu do władzy POstęPOwców, to Konfederaci będą popierali PiS, w tym także PiS-owskiego prezydenta. Poza tym PiS-iory będą szukać poparcia wśród wieśniaków z PSL.

    1. To że Konfederacja nie odebrała elektoratu PiS-owi pokazują wyniki wyborów. W wyborach do Senatu nie oddało ważnego głosu tylko 200 tys. wyborców mniej niż w tych sejmowych. Za to PiS zdobył 100 tys. więcej. To oznacza, że poza dość liczną, ale jakoś bardzo, grupą wyborców konfederacji, która nie oddała głosu na senatora i około 100 tys. którzy jednak na ten PiS zagłosowali to Konfederacja głosowała przeciw PiS-owi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *