Rękas: Żelazne kompanie BCh

Na jednej z konserwatywnych grup dyskusyjnych wywołano interesujący temat – wyraźnego pomijania w obecnie realizowanej polityce historycznej Batalionów Chłopskich, formacji, którą tak z powodów rodzinnych, jak i zasadniczych darzę pewnym sentymentem.

Nadgorliwość vs. infantylizm

W dyskusji trafnie również zauważono, że w ogóle na plan dalszy zepchnięte zostały całe dzieje podziemia zbrojnego czasów II wojny światowej, a nawet szerzej – całego polskiego wysiłku zbrojnego w tym konflikcie we wszystkich aspektach innych niż antysowieckie i antykomunistyczne. Właściwie poza powstaniem warszawskim nawet AK traktowana jest jako w najlepszym razie pierwszy etap życiorysów przyszłych Wyklętych. Z kolei pamięć o BCh-owcach, co już szczególnie kuriozalne – padała w ostatnich latach ofiarą nadgorliwości dekomunizatorów, którzy wszelkie wspomnienia o jakimś ludowym czynie zbrojnym utożsamiali widać z „komuną”, na wszelki wypadek likwidując ślady i upamiętnienia i po akcjach Batalionów (vide takie przypadki z 2018 r. w Ostrowie Lubelskim).

Niestety jednak, nie chodzi tylko o błędy i absurdy obecnej dekady, macosze traktowanie BCh to cecha niemal całej III Rzeczypospolitej. Weźmy najjaskarwszy przypadek. Komendant Główny BCh, generał Franciszek Kamiński żył do 2000 r. Już zostawmy kwestię elementarnego szacunku dla takiej postaci – ale w dowolnym innym kraju koalicji antyniemieckiej żyjący dowódca wielkiej armii podziemnej byłby produktem marketingowym pierwszej wielkości i patriotyczną maskotką numer 1. W III RP jakby wstydzono się, że chłop się tyle trzyma. Bodaj jedyny pomnik Kamińskiego (niestety, nie najlepszy, bo utrzymany w formie ludowego prymitywizmu, miłego gustowi ówczesnego lidera miejscowego PSL…) stoi w Lublinie.

Armia codziennych zwycięstw

W ogóle zresztą BCh-owcom nie pomogło też nadmierne upartyjnienie ich formacji przez PSL, które uzurpowało sobie w swoim czasie wyłączność na tradycję polskiego społeczno-politycznego ruchu ludowego, co przecież historycznie nie miało nic wspólnego z prawdą, a szkodziło rozwojowi niezależnych ośrodków choćby opracowujących czy kultywujących poszczególne wątki naszego agraryzmu – w tym i legendę chłopskiej armii.

Inna rzecz, że z czasem przyszła też pewna infantylizacja historii Batalionów, typowa dla upływu czasu, heroizacji jakichś napadów na mleczarnie itp. (co dziś jest powtarzane w przypadku ŻW). Ale też umówmy się, nasza wychowana na filmach wojennych wyobraźnia domaga się eskalacji doznań, czynów na miarę co najmniej porwania Hitlera – a rzeczywistość okupacyjna była przecież właśnie taka… codzienna, składając z sumy małych zwycięstw, dających naszemu narodowi to, co najcenniejsze – przetrwanie. BCh było zaś armią wiejskich cieni, szarej masy ludowej, uderzającej w nocy, w dzień znowu idącej za koniem po polu z tą samą, pooraną, nieodgadnioną, trochę cwaniacką, a trochę szczerbatą gębą polskiego chłopa. I to jest właśnie w Batalionach najlepsze, najbardziej autentyczne.

Karierowicze pod cudzymi sztandarami

I pewnie ta autentyczność budowała coraz większy dysonans między BCh, nieuchronnie należącymi do tego dawnego, odchodzącego ethosu ludowców – a PSL, nie tylko szukającym nowego image’u, ale wprost nowej tożsamości, bliższej pokoleniu biurokratów i karierowiczów, słabo odróżniających konia od krowy, za uwielbiających dedykować synergię kolejnych działań unijnych. Jasne, na marginesie ostały się jeszcze ostatnie jednostki, jak Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, piszą pojedynczy autorzy – sami jednak są już traktowani jako coś między zabytkiem, a osobliwością i to przed własnych partyjnych kolegów. Zbiurokratyzowane, mieszczuchujące PSL z czasem całkiem więc straciło serce do jakichś tam dziadków-kombatantów, przypominając sobie o nich tylko rytualnie, niczym o postulacie rehabilitowania Witosa czy uczczenia ofiar zamachu majowego, czy wreszcie Kresowianach, wszystkie te zagadnienia wyciągając wyłącznie będąc w opozycji i przed wyborami, nigdy współrządząc.

Inni uczestnicy tej nieszczęsnej III RP-owskiej partio-polityki nie są zresztą lepsi. Czy bowiem coś innego niż chęć przymilenia się wiejskiemu elektoratowi i podebrania go PSL-owi kierowała PiS-owskim kierownictwem IPN, które w październiku 2019 r. triumfalnie ogłosiło upamiętnienie wreszcie BCh w stolicy Polski? Pomnik na Czerniakowskiej oczywiście cieszy, ale w niczym przecież nie zmienia generalnej tendencji wypychania prawdziwej ludowości poza obręb tego, co nazywa się dziś u nas życiem publicznym. Ma zostać tylko cień, pozór szacunku i pamięci. I nie inaczej jest przecież z ukradzeniem legendy podziemia narodowego przez ugrupowania zakładane przez ludzi i środowiska, które żołnierze takiej NOW-u czy NSZ w najlepszym razie mogli co najwyżej ocalić z getta…

Przyprószenie BCh zapomnieniem jest więc winą całej III RP, nie wyłączając i tych, którzy używali sobie legendy chłopskiego wojska jako świadectwa patriotyzmu. Inni zresztą również, podobnym systemem podpinali się pod nieswoje sztandary (nawet te wcześniej przez siebie opluwane), przeważnie po to by ukryć własna małość, serwilizm wobec obcych i traktowanie Polski jak dojnej krowy dla partyjnych zachcianek. W efekcie takich m.in. kombinacji, po latach początkowo jak najbardziej słusznego i godnego, ale dziś już tylko męcząco upaństwowionego i przesadzonego kultu Żołnierzy Wyklętych – jak najbardziej patriotyczna i zainteresowana przecież historią najnowszą młodzież zupełnie szczerze zabiłaby chociażby za zgodną z prawdą informację, że BCh były większe od NSZ. Albo rozdzielałby na czworo czy bohater wojenny aby na pewno jest bohaterem, skoro już po wyzwoleniu… tzn. „podczas drugiej okupacji” z całym odziałem Milicji Ludowej zostawał miejscowym komendantem MO – przeważnie by dalej walczyć z tymi samymi bandami UPA, które wcześniej gromił jako partyzant.

 

Nie chcemy cudzego zagona,

na swoim uładzić się trza…”

Zapomnienie o Batalionach Chłopskich jest zatem przygnębiającym spłyceniem polskiej historii i dowodem jak fałszywa i wybiórcza jest realizowana współcześnie odmiana tzw. polityki historycznej. A szkoda, skoro chodzi o formację, która przynajmniej zrobiła coś konkretnego i pożytecznego – czyli obronę mieszkańców Zamojszczyzny, która nie czekając aż pańskie wojska wyfumają wszelkie swoje ideologiczne Ą-Ę – rozpoczęła twardą walkę z szowinizmem ukraińskim, która wreszcie jako pierwsza i chyba najpełniej rozumiała, że krew przelewana za Polskę ma jedną cenę i jedną wartość.

Pamiętający niech więc chociaż powtórzą:

Batalionom Chłopskim cześć!

Konrad Rękas

wnuk BCh-owców

Click to rate this post!
[Total: 21 Average: 4.6]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *