Adam Wielomski: Ujawnione ostatnio w Internecie szokujące dane ze Stanów Zjednoczonych, które pokazują jeden z mechanizmów współczesnej neoliberalnej globalizacji, w wyniku której bogaci stają się jeszcze bogatsi, a biedni coraz biedniejsi.
Oto okazuje się, że najbogatsi obywatele USA, i teoretycznie najwyżej opodatkowani dzięki mechanizmowi tzw. progresji podatkowej, w rzeczywistości w ogóle nie płacą podatków lub płacą je w komicznej wysokości. Tak dla przykładu: Warren Buffet płaci zaledwie 0,1% od dochodu, Jeff Bezos 0,98%, Michael Bloomberg 1,3%, a Elon Musk 3,27%. Dwudziestu pięciu najbogatszych Amerykanów zarobiło w l. 2014-2018 w sumie 401 miliardów, płacąc zaledwie 13,6 miliarda dolarów podatku dochodowego, co daje średnie opodatkowanie na poziomie… 3,4%. Tymczasem statystyczna rodzina amerykańskich Smithów, zależnie od dochodów, płaci podatek dochodowy w wysokości od 14 do 37%, gdyż nie ma legalnych możliwości ucieczki od podatków, które system daje wyłącznie najbogatszym, prowadzącym interesy globalne i obracającym miliardami dolarów.
Nie mamy dostępu do podobnych danych w Polsce, ale nie jest przecież tajemnicą, że międzynarodowe korporacje płacą u nas niskie podatki, korzystając ze specjalnych zwolnień, przyznawanych im przez ministrów finansów niezwykle słabego Państwa Polskiego, niezdolnego do obrony ani interesów własnych, ani interesów własnych obywateli przegrywających w nieuczciwej konkurencji z międzynarodowymi korporacjami finansowymi. Do tego należy pamiętać, że w czasie wielkiego kryzysu finansowego państwa zachodnie dofinansowały swoje systemy bankowe kwotą łączną szacowaną na ok. 10 bilionów dolarów. Jak się Państwo domyślacie, te pieniądze też nie poszły do kieszeni amerykańskich Smithów, tylko finansistów i spekulantów z Wall Street i londyńskiego City. Gdybyśmy więc zsumowali płacone przez najbogatszych podatki i pieniądze otrzymane z budżetów państw, to okazałoby się zapewne, że grupa ta więcej z budżetów dostaje wsparcia niż sama go udziela.
Magdalena Ziętek-Wielomska: Wygląda na to, że najbogatsi nie muszą się niczym dzielić z innymi, co jest o tyle ciekawe, że jak zapowiada Klaus Schwab, własność będzie powoli ustępowała instytucji współdzielenia. Człowiek nie będzie już posiadał rzeczy na własność, ale będzie posiadał dostęp do ich używania. Tak działa wiele aplikacji dających swoim klientom dostęp do książek, filmów czy muzyki. Ich klienci nie kupują już książek czy płyt DVD/CD, tylko wykupują abonament, w ramach którego mogą bez limitów albo z limitami oglądać, czytać, słuchać wszystko, co jest w ofercie. Na takiej zasadzie funkcjonuje współużywanie samochodów (car sharing) czy też dzielenie się przestrzenią biurową. Procesy odchodzenia od własności prywatnej są dość mocno zaawansowane w Niemczech. Już wielokrotnie pisałam o tym, jak to Niemcom wpojono awersję do posiadania mieszkania czy domu na własność.
Własność jest im obrzydzana jako coś, co ogranicza, natomiast brak własności oznacza wolność. Czyli dokładnie odwrotnie w stosunku do całej tradycji świata zachodniego, w którym własność oznaczała właśnie warunek wolności… Wbrew temu co się polskiej prawicy opowiada nie jest to żaden marksizm. To skrajna postać kapitalizmu, w którym własność będzie po prostu należała do wąskiej grupy bogaczy. Bo właśnie przykład Niemiec pokazuje, dokąd zmierzamy. Te wynajmowane przez większość Niemców mieszkania nie należą do wszystkich, jak tego chciał marksizm. Albo do państwa, o czym marzyła część socjalistów. One należą albo do bogatych Niemców, albo do różnych funduszy inwestycyjnych, w których bogaci Niemcy mają swoje udziały. Tak samo współdzielone samochody będą należały do korporacji, podobnie jak współdzielone przestrzenie biurowe etc. Jednocześnie użytkownicy za korzystanie z tych dóbr będą płacić wiele różnych podatków. A bogaci – prawie żadnych. To nie jest nawet powrót do feudalizmu i tzw. własności podzielonej, tylko antycznego niewolnictwa.
Myśl Polska, nr 27-28 (4-11.07.2021)
Na początku należy chyba postawić pytanie – fakt, że ludzie najbogatsi płacą mniejsze podatki to argument za tym, żeby to oni płacili równie wysokie podatki, co biedniejsi czy za tym, żeby biedniejsi płacili równie niskie podatki?
„własność będzie powoli ustępowała instytucji współdzielenia.” – wykupienie dostępu do aplikacji, która ma bibliotekę filmów, muzyki czy książek to nie jest zanik własności prywatnej. Nie podnoszono tego problemu ani w latach 90-tych, gdy istniały wypożyczalnie kaset VHS ani dziesiątki a nawet setki lat temu, gdy wynajmowano miejsce na warsztat, w którym to miejscu mieścił się również inny warsztat czy w sytuacji, gdy rolnicy pomagali sobie pożyczając narzędzia i płacąc za to jakimiś wyrobami. A to są analogiczne sytuacje. O ile rozumiem argument z awersji do posiadania mieszkania na własność, o tyle argumentu ze spotify czy współdzielenia przestrzeni biurowej zupełnie nie. Szczególnie to współdzielenie jest efektem troski o własność prywatną – jeśli chce się amortyzować koszty i model biznesowy pozwala na współdzielenie, to się to robi, żeby mieć więcej w kieszeni. Jeśli ktoś w imię posiadania biura będzie ignorował opłacalność posiadania tego biura, to po prostu szybko zbankrutuje, albo zostanie wyparty przez konkurencję. A platformy typu netflix czy spotify funkcjonują dzięki cyfryzacji, wygodzie i opłacalności dla klienta – zamiast kupować dziesiątki filmów na DVD/BR, zajmować sobie miejsce filmami, które chce się obejrzeć tylko raz, mamy dostęp przez aplikację. Zastąpiono wypożyczalnie fizyczne wypożyczalniami cyfrowymi. Istnieje od lat VOD, które jest domowym odpowiednikiem kina. Czy jeśli kupuję bilet na 1 seans to jest to uderzenie we własność prywatną, bo współdzielę salę kinową? No nie, dlatego argumentowanie z perspektywy aplikacji jest zupełnie nietrafione.
Jeśli zaś chodzi o awersję do posiadania mieszkania – tutaj się zgadzam. Ten chory trend jest dla mnie zupełnie nie do pojęcia szczególnie w świetle argumentacji, jaką słyszę obecnie z ust młodych ludzi żyjących wedle tego modelu. Prawie zawsze pada argument z mobilności. I to jest o tyle przerażające, że właśnie to nie skrajna postać kapitalizmu, nie jakaś indoktrynacja marksistowska dotycząca odrzucenia własności prywatnej są przyczyną tego stanu rzeczy a całkowite odrzucenie wartości etycznych w warstwie rozumienia tak elementarnych kwestii, jak siebie jako człowieka, rodziny i kształtu społeczeństwa. Rozwód? Normalna rzecz jak znudzi się współmałżonek. Seks? To tylko przygoda i przyjemność bez zobowiązań. Dzieci? Zbędny balast i kajdany. Ludzie mający takie podejście do takich kwestii nie będą mieli normalnego podejścia do posiadania czegoś właśnie przez swoją życiową postawę. Posiadanie domu/mieszkania to obowiązki i przywiązanie do miejsca, ludzi w okolicy etc. a tacy ludzie tego nie chcą. Przyczyna jest więc o wiele głębiej niż chęć akumulacji kapitału przez grupę bogaczy.
Ale te wszystkie obiektywnie negatywne trendy społeczne tej akumulacji kapitału sprzyjają. Nie zostały one przez wielki kapitał co prawda bezpośrednio stworzone, ale już dawno zarządy wielkich korporacji odkryły, że człowiek wykorzeniony i pozbawiony trwałych więzi społecznych jest najlepszym konsumentem, bo nie ma motywacji żeby oszczędzać, ma za to motywację by wydawać. Dlatego wielki kapitał hojnie opłaca różne inicjatywy które taki „styl życia” promują, bo to im się zwyczajnie opłaca.
Nie twierdzę, że nie. Raczej chodziło mi o to, że te trendy zostały zaobserwowane i są wykorzystywane a nie że są niejako narzucane czy wpajane przez kapitalistów, którzy w ten sposób sterują od podstaw całą rzeczywistością.
Czyli według Pani Magdaleny kapitalizm to antyczne niewolnictwo, brawo.
Skoro 25 najbogtszych Amerykanów zapłaciło w cztery lata 13,6 miliarda dolarów podatków, to znaczy że każdy z nich zapłacił 13,6 miliarda/4/25 = 136 milionów dolarów rocznie podatku.
136 MILIONÓW
DOLARÓW
ROCZNIE
Jest to co najmniej o dwa rzędy wielkości WIĘCEJ niż zapłaci podatków w całym swoim życiu profesor Wielomski. Albo dajmy na to, pilaster. O osobach biednych, z dolnych centyli dochodów, już nawet nie wspominając.
Zatem teza, jakoby bogaci nie płacili podatków, albo płacili ich „mniej” niż biedni w ogóle nie trzyma się przysłowiowej kupy. Bogaci płacą podatki znacznie większe niz biedni.
QED
Czy to jest w ogóle sprawiedliwe? W końcu podatki to są opłaty za usługi, jakich państwo udziela obywatelom. Np za policję, za sądownictwo, za budowę i utrzymanie infrastruktury drogowej. Za publiczne szkolnictwo i publiczne lecznictwo.
Ludzie o których mowa, raczej nie korzystają z tych dwóch ostatnich w ogóle. Z infrastruktury korzystają tyle samo co wszyscy inni. Natomiast faktycznie więcej korzystają z usług wojska, policji, czy choćby z sądowych rejsestrów katastralnych, bo ich majątki i oni sami jako osoby muszą być lepiej chronieni przed przestępcami, niż obywatele z klasy średniej, czy niższej.
W sumie więc może się okazać, gdyby to dokładnie policzyć, że najbogatsi faktycznie powinni płacić wyższe podatki.
Ale przecież nie TYSIĄCKROTNIE wyższe. 🙁
(…)Ludzie o których mowa, raczej nie korzystają z tych dwóch ostatnich w ogóle. Z infrastruktury korzystają tyle samo co wszyscy inni. Natomiast faktycznie więcej korzystają z usług wojska, policji, czy choćby z sądowych rejsestrów katastralnych, bo ich majątki i oni sami jako osoby muszą być lepiej chronieni przed przestępcami, niż obywatele z klasy średniej, czy niższej.(…)
Pilaster zapomina, że socjal jest jedną z form prewencji terroru kryminalnego…
Być może. W każdym razie, warto by policzyć, czy wartość usług publicznych z których korzysta taki Bezos, czy Buffet jest warta mniej, czy więcej niż te 136 milionów dolarów rocznie. I o ile mniej czy więcej. Wtedy by to mogła być jakaś podstawa do dyskusji. A nie tylko histeryczne wrzaski „bogaci nie płacą podatków”. To na odwrót. Biedni nie płacą podatków, bo nie mają z czego.
Oczywiście, czym kto ma więcej własności, tym większej potrzebuje ochrony. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak solidarność narodowa.
Naturalnie, że właściciele majątków potrzebują większej ochrony niż ci, którzy majątków nie mają. Ale czy to jest różnica o trzy rzędy wielkości? Trudno by było to uzasadnić.
Zresztą to jest też argument za zlikwidowaniem podatków od dochodów (PIT) i pozostawieniem tylko tych od konsumpcji (VAT) i majątkowych (katastralnych). Wtedy już nie będzie można twierdzić, że „bogaci nie płacą podatków”
Dlaczego podatek majątkowy miałby oznaczać katastralny? Czy np. akcje lub udziały w firmie nie są majątkiem?
Akcje czy udziały w firmie są majątkiem. Ale jego ochrona jest znacznie tańsza niż ochrona nieruchomości.
Może Pilaster obliczy bo przecież lewica tego nei zrobi
Komentarz @pilaster doskonale pokazuje, że polska polityka już dawno minęła się z przysłowiową ścianą, skoro nawet ultraliberalny (sic!!!) koncept liniowego podatku dochodowego uchodzi za szczyt co najmniej socjaldemokratycznego radykalizmu.
Warto też wspomnieć o tym, co skrzętnie pomija wyznawana przez @pilaster religia libertariańska:
– to nie zwykli zjadacze chleba na etacie otrzymują potężne dofinansowania do swoich biznesów,
– to nie zwykli zjadacze chleba na etacie unikają płacenia VAT, biorąc wszystko „na firmę”,
– praca zwykłych zjadaczy chleba na etacie jest znacznie bardziej obciążona fiskalnie od działalności gospodarczej i kapitału.
Jak wynika z artykułu właśnie nie jest. Bogacze płacą podatki TYSIĄCKROTNIE większe niż klasa średnia. A o biednych, to w ogóle nie ma co wspominać.
Pilaster zdaje się nie pojmować, że to nie chodzi o liczby bezwzględne, a o tego jaką część swoich dochodów poszczególne grupy przeznaczają na utrzymanie państwa i jaki to ma wpływ na ogólny poziom ich zamożności. Pilaster może nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jest różnica między stratą 300 PLN z 3000 PLN a stratą 3 000 000 PLN z 30 000 000 PLN, mimo że w jednym i drugim przypadku jest to 10%…
Wyznawany przez @pilaster ekonomiczny jehowityzm spod znaku PO/KO uparcie ignoruje podstawowy fakt, że podatki są płaconą przez społeczeństwo ceną za kapitalizm. I tutaj pojawia się taki problem, że uciążliwość opodatkowania jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości korzyści czerpanych z tegoż kapitalizmu. Wspomniani w tekście bogacze oddają państwu średnio niewiele ponad 3% dochodu, gdy zwykły podatnik może tylko pomarzyć o takiej stawce. A już tym bardziej o astronomicznych dotacjach, które otrzymują ich biznesy.
„Bo właśnie przykład Niemiec pokazuje, dokąd zmierzamy. Te wynajmowane przez większość Niemców mieszkania nie należą do wszystkich”
Biorąc pod uwagę całą dotychczasową historię, powszechna własność nieruchomości jest anomalią wynikającą z ograniczonego w czasie masowego rozdawnictwa. Nigdy wcześniej i nigdy później nie było tak, że byle szeregowy pracownik (jakich przytłaczająca większość) stawał się właścicielem nieruchomości. Historia mieszkalnictwa jest w Polsce w zasadzie nieznana, jednak Niemcy wydali na ten temat mnóstwo publikacji. Dzięki nim możemy dowiedzieć, że np. w XIX-wiecznym Berlinie wynajmowano nawet… kawałki łóżka na godziny (!) i dopiero z czasem rynek mieszkaniowy został ucywilizowany. Potężnym bodźcem do szybkiej rozbudowy bazy lokalowej był powojenny napływ kilkunastu milionów bezdomnych Niemców ze Wschodu. Mieszkania stały się łatwo dostępne, lecz nie na własność. I tutaj warto dodać, że niemiecka centralizacja własności wciąż pozostaje zdecydowanie bardziej korzystna dla przeciętnego człowieka od polskiego porozdawniczego rozproszenia. Zwykli Niemcy nie podostawali mieszkań za markę, więc znaczenie dostępności lokali nie jest im obce. Jednocześnie taka sytuacja nie jest ryzykowna politycznie, bo postawienie się koncernowi mieszkaniowemu nie pociąga za sobą utraty milionów głosów, jak w przypadku beneficjentów rozdawnictwa. Dlatego Niemcy przeznaczają znacznie mniejszy % swoich wynagrodzeń na czynsze niż np. Polacy i dzięki temu są bardzo mobilni.
(…)Dzięki nim możemy dowiedzieć, że np. w XIX-wiecznym Berlinie wynajmowano nawet… kawałki łóżka na godziny (!) i dopiero z czasem rynek mieszkaniowy został ucywilizowany.(…)
Zapewne rzeczone łóżko było miejscem… pracy.