Adam Wielomski: W wyniku donosu lewicowych studentów Uniwersytetu Warszawskiego, prawicowy student Konrad Smuniewski został zawieszony na rok w obowiązkach i prawach studenta – czyli przez rok nie może kontynuować nauki – przez komisję dyscyplinarną UW za działalność antylewicową pod bramą uniwersytecką (czyli poza terenem). Jestem absolwentem UW, a studia zacząłem tam w 1989 roku, na fali „przemian”.
Byliśmy pierwszym rocznikiem „niekomunistycznym” i wspominam naszą grupą z dużą nostalgią. Kogoż tam nie było? Nacjonaliści, monarchiści, socjaliści, anarchiści, faszyści od Tejkowskiego, liberałowie, postkomuniści. Była wśród nas nawet wojująca aktywistka mniejszości żydowskiej. Nie dziwne więc, że sprzeczaliśmy się i kłóciliśmy się politycznie na całego, a każde zajęcia ćwiczeniowe i każda przerwa stanowiła pole do ideologicznej bitwy. Ale bitwa miała kilka granic: 1/ mogliśmy się zwyzywać od „komuchów” i „nazioli”, ale nikomu z nas nie przyszłoby do głowy nie tylko pobić, ale i potraktować z pogardą drugiego, bo miał inne poglądy, dlatego po kłótni szliśmy razem na piwo (aby tam zacząć ją od nowa); 2/ nikomu z nas nie przyszło do głowy, aby po takiej kłótni – nawet mocno niewybrednej w słowach – biec do jakiejś komisji dyscyplinarnej ze skargą. Prawdę mówiąc, to nawet nie wiedzieliśmy, że takie komisje istnieją i można w ogóle składać skargi na kolegów za zwyzywanie od kogoś tam…
Niestety, w czasie rządów PiS na polskich uniwersytetach wiele się zmieniło. Niektóre z nich przechodzą jakby nową falę rewolucji ’68 roku, za zgodą pisowskiego Ministerstwa Nauki, które w Konstytucji Nauki dało władzom uczelni narzędzia do dyskryminacji studentów i wykładowców prezentujących odmienne poglądy od władz rektorskich i dominującego rewolucyjnego trendu. Wprawdzie minister dr Jarosław Gowin obiecywał „rzucać się Rejtanem” w obronie wolności na uniwersytetach, ale gdy byłem wczoraj przed bramą wejściową UW, to nikt przed nią nie siedział w rozpiętym płaszczu i nie wzbraniał wejścia. Ano fakt. Minister miał się „rzucać Rejtanem” w obronie studiów nad gender. Zapomniałem, że to jeden głównodowodzących Dobrej Zmiany.
Magdalena Ziętek-Wielomska: Środki zastosowane wobec Konrada Smuniewskiego kojarzą się mi się z relegacją Adama Michnika z UW w marcu 1968 r. Pokazuje to, że obecnie rządząca ekipa, przy każdej możliwej okazji potępiająca komunizm, stosuje stare, sprawdzone w poprzednim ustroju, metody zwalczania opozycji. Bez wątpienia Michnik miałby dobrą okazję do skrytykowania obecnej władzy za „faszyzm”. Oczywiście tego nie zrobi, bo wolność słowa i sumienia ma w takim samym poważaniu jak ci, którzy wyrzucali go z uczelni ponad 50 lat temu. Co więcej, europejskie instytucje także nie będą piętnować władz UW za tą skandaliczną decyzję. Mamy więc do czynienia z zakłamaną narracją liberalną – liberalizm jest fikcją, podobnie jak idea neutralności światopoglądowej państwa.
Państwo stało się narzędziem narzucania ludziom określonych „wierzeń ideologicznych”. Nas, nacjokratów, stawia to przed określonym wyborem taktycznym, a może nawet i strategicznym. Czy powinniśmy bowiem walczyć o realizację takich liberalnych praw podmiotowych, jak właśnie wolność słowa czy wolność sumienia przed siłami, które te podstawowe dla liberalizmu zasady notorycznie łamią? Czy też wręcz przeciwnie, powinniśmy ogłosić, że „liberalizm umarł” i że państwo ma nie tylko prawo, lecz wręcz i obowiązek, stać na straży określonego światopoglądu, który jest związany z racją stanu wspólnoty narodowej? A może potrzebny jest model mieszany, który wytyczy jasną granicę między tym co publiczne i tym co prywatne, i będzie wymagał prawomyślności światopoglądowej tylko w tej pierwszej sferze? Stare pytania wracają jak bumerang, co pokazuje, że wizja demoliberalizmu jako „końca historii” była zupełną utopią. Jedno jest pewne: Smuniewski jest naszym własnym męczennikiem, jak swego czasu Michnik dla „demokratycznej opozycji”.
Myśl Polska, nr 7-8 (16-23.02.2020)
(…)mogliśmy się zwyzywać od „komuchów” i „nazioli”, ale nikomu z nas nie przyszłoby do głowy nie tylko pobić, ale i potraktować z pogardą drugiego, bo miał inne poglądy, dlatego po kłótni szliśmy razem na piwo (aby tam zacząć ją od nowa);(…)
Wyzywynie od kogokolwiek już jest pogardą…
(…)Państwo stało się narzędziem narzucania ludziom określonych „wierzeń ideologicznych”.(…)
Kiedy tak nie było? Za Nerona? Za Jugingena? Za Piłsudskiego? Za McArthy’ego? A może za Busha?
Celnie i na temat.
Wyzywanie kogoś od (komucha, naziola,idioty itp) nie zawiera żadnej wartości poznawczej i dlatego jest jałowe. Piętnowanie i penalizacja takich zachowań jest jak najbardziej stosowna. Ostra polemika tak, ale merytoryczna i na temat. Przykrywanie pustki intelektualnej epitem jest wielce naganne i jako takie powinno być zawsze zwalczane.