Rozmowy małżeńskie Wielomskich: O wolnym rynku

Adam Wielomski: Rozwiązywałem ostatnio w Internecie quiz oceniający moje poglądy polityczne. Dodajmy, quiz anglosaski. Jego cechą charakterystyczną było rozróżnianie między prawicą i lewicą przede wszystkim na podstawie stosunku do wolnego rynku, wolnej przedsiębiorczości, wolnego handlu międzynarodowego, etc. I wszystkie odpowiedzi wolnorynkowe były klasyfikowane jako „prawicowe”, a rynko-sceptyczne jako „lewicowe”. Zwracam na to uwagę, ponieważ w Polsce także przyjęło się traktować stosunek do wolnego rynku jako wyznacznik prawicowości, co zresztą jest zasługą (lub nadużyciem – jak kto woli) zaserwowanym polskiej prawicy przez Janusza Korwin-Mikkego. Stereotypy jednak, jak to zwykle ze stereotypami bywa, często są fałszywe.

Gdy spojrzymy na czas powstawania pojęć „prawica” i „lewica”, czyli przełom XVIII-XIX stulecia, to zobaczymy, że rynkowa była zawsze jedynie prawica anglosaska. Prawica kontynentalna widziała w instytucjach rynkowych zagrożenie dla tradycyjnej hierarchii społecznej, gdyż arystokraci byli raczej posiadaczami ziemskimi, duchownymi lub urzędnikami niż handlowcami. Wolny rynek znajdował się w ideologicznym arsenale ówczesnej lewicy. W czasie Rewolucji Francuskiej to ówczesne centrum i lewica były za instytucjami rynkowymi, widząc tutaj narzędzie emancypacji Stanu Trzeciego wobec tradycyjnej hierarchii. To samo w ówczesnych Niemczech zauważał Hegel. Prawdę mówiąc, to prawica kontynentalna stawała się powoli rynkowa dopiero na przełomie XIX-XX stulecia, gdy zanikała tradycyjna arystokracja, a z lewej strony wyłonili się marksiści.

Dla przykładu, Action Française Charlesa Maurrasa stała się pro-rynkowa dopiero widząc etatyzm, jaki lewica zaserwowała Francji w czasie Wielkiego Kryzysu 1929 roku; hiszpańscy frankiści uznali instytucje rynkowe dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku, a zwolennicy Salazara w Portugalii czy hiszpańscy karliści nie zaakceptowali ich nigdy. Prawdę mówiąc, to reformy Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii zawsze budziły sprzeciw wielu konserwatystów, narzekających na urynkowienie wszystkich i wszystkiego, co prowadziło do atomizacji społecznej, zaniku pojęcia społeczeństwa jako wspólnoty. Janusz Korwin-Mikke skutecznie stworzył mit, że wolny rynek jest istotą prawicowości, podczas gdy jest on istotą liberalizmu. A liberalizm to nurt klasycznie centrowy, który nadmiernie eksponuje znaczenie jednostki i jej praw. Dlatego wspomniany wcześniej Maurras mawiał, że „liberał to anarchista starannie zawiązujący krawat”, a sam liberalizm – za Augustem Comtem – określał mało zaszczytnym mianem „buntu jednostki przeciwko gatunkowi”.

Słowem, zaaplikowano nam anglosaskie rozróżnienie prawicy i lewicy i wmówiono, że kto nie absolutyzuje wolności, nie czci bożka Wolności, ten jest socjalistą, a więc marksistą, etc. Słowem: lewak. W rzeczywistości prawica kieruje się racją stanu. Ta raczej jest za wolnością a przeciwko etatyzmowi, ale uznając supremację racji stanu prawica rozumie, że w ekonomii nie ma dogmatów. Zwykle wzrostowi gospodarczemu sprzyja wolność gospodarcza, ale życie przynosi wiele praktycznych wyjątków. Dogmatyzm zaś zawsze jest lewicowy, aprioryczny i sprzeczny ze społeczną rzeczywistością.

Magdalena Ziętek-Wielomska: Stereotyp prawicy jako gospodarczych liberałów związany jest z także z propagandą amerykańskiej sowietologii z lat 80-tych oraz z forsowanym wtedy neoliberalizmem. Lewica została stereotypowo powiązana tylko i wyłącznie z marksizmem, panującym w Bloku Wschodnim, a prawica – z neoliberalizmem, który rzekomo miał obalić komunizm. Propaganda ta szczególnie intensywnie była promowana w krajach postkomunistycznych. Celem tego zabiegu oczywiście było wmówienie mieszkańcom tych krajów kłamstwa, że jak wyprzedają majątek narodowy zagranicznemu kapitałowi, to będą bogatsi. W efekcie, problem rozgrabienia majątku wypracowanego przez kilka pokoleń np. Polaków, nawet u polskich narodowców nie budzi żadnych większych emocji.

Myśl Polska, nr 9-10 (1-8.03.2020)

Click to rate this post!
[Total: 17 Average: 4.6]
Facebook

13 thoughts on “Rozmowy małżeńskie Wielomskich: O wolnym rynku”

  1. Ja bym chętnie przeczytał tekst dotyczący pojęć komunizm, socjalizm, socjaldemokracja. Moim zdaniem istnieje w tej materii wiele nadużyć. PiS-owcy wymyślają, że PRL to komunizm. Jeśli wytknie im się, że komunizm to próbowano jedynie za Stalina wprowadzić, to mówią – OK, był socjalizm, realny socjalizm, ale aparatczycy partyjni to komuniści. Przy tym wszystkim, JKM jest dość powściągliwy w używaniu określenia komunizm. Odnoszę jednak wrażenie, że jednak nadużywa pojęcia socjalizm, rozciągając je także na socjaldemokrację. Socjaldemokratyzm to w 80% kapitalizm z elementami rozdawnictwa. Ogół ludzi nie kojarzy współczesnej lewicy z socjalizmem. Szwecja nie jest socjalistyczna, tylko socjaldemokratyczna. Więcej o tym mówi Tomasz Wróblewski
    https://m.youtube.com/watch?v=-fiRS2wkl_w

    1. Stanisław Michalkiewicz i Rafał Ziemkiewicz już dawno porzucili wolnorynkowy liberalizm Korwina-Balcerowicza. Przeszli na pozycje 'patriotyzmu gospodarczego’, narodowego protekcjonizmu, etatyzmu, merkantylizmu oraz interwencjonizmu. Źródłem natchnienia panów nie jest ani Austriacka Szkoła Ekonomii, ani nawet słabiej wolnorynkowa Szkoła Chicagowska. Neoliberalizm Miltona Friedmana jest z ich punktu widzenia za bardzo radykalny. Michalkiewiczowi i Ziemkiewiczowi obecnie bliżej jest do interwencjonizmu i protekcjonizmu Angeli Merkel niż do neoliberalnych praktyk Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Po prostu sparzenie się ponad ćwierćwieczem transformacji. Ludzie ich pokroju woleliby, żeby wobec braku możliwości przeprowadzenia uczciwej prywatyzacji, zachować państwową formę własności środków produkcji choćby i przez kolejne 30 lat, aż prawo będzie na tyle stabilne i porządne, zaś rządy transparentne, że pozwoli to na uczciwą prywatyzację. Oznacza to nie mniej i nie więcej, jak utrzymanie socjalizmu, kolesiostwa i kumoterstwa przez kolejne pokolenie. Dodatkowo zwolennicy Michalkiewicza podkreślają, że państwowe, komunistyczne molochy mogą być jedyną w warunkach polskich, skuteczną przeciwwagą dla wielkich, zachodnich korporacji. 2000-hektarowe PGR-y mogłyby spokojnie równać się z rolnictwem farmerskim w USA (200 ha), czy bauerskim w Niemczech (50 ha), zaś PRL-owskie blaszaki przeciwstawiłyby się zachodnim hipermarketom. Michalkiewicz i Ziemkiewicz nie są leseferystami, tylko narodowymi-protekcjonistami, bo chcą wolnego rynku co najwyżej wewnątrz kraju i uważają, że kapitał ma narodowość.

      Korwin-Mikke i Balcerowicz są ekonomicznymi kosmopolitami i dużo bliżej im do libertarianizmu. Oni chcą wolnego rynku w skali globalnej a nie zamkniętej, “wolnorynkowej” autarkii – wolnego rynku w twardej skorupie państwowego protekcjonizmu.

  2. „Gdy spojrzymy na czas powstawania pojęć „prawica” i „lewica”, czyli przełom XVIII-XIX stulecia, to zobaczymy, że rynkowa była zawsze jedynie prawica anglosaska. Prawica kontynentalna widziała w instytucjach rynkowych zagrożenie dla tradycyjnej hierarchii społecznej, gdyż arystokraci byli raczej posiadaczami ziemskimi, duchownymi lub urzędnikami niż handlowcami.”

    Dlatego anglosaska prawica była też zawsze tą bardziej kumatą.

    Taki obraz jej płynie nawet z rozważań Bertranda de Jouvenela zawartych w jego „Traktacie o władzy”. Zdaniem Francuza angielska szlachta już od czasów wywalczenia Wielkiej Kart Swobód, lepiej zdawała sobie sprawę ze swej klasowej misji dziejowej, polegającej na blokowaniu wpływu królewskiej władzy centralnej i co więcej; potrafiła przekonać do poparcia siebie również inne, mniej wpływowe, a czasem bardziej przedsiębiorcze środowiska, pozując na tę klasę społeczną będącą gwarantem wolności dla wszystkich.

    De Jouvenel przeciwstawia ten obraz wizji szlachty francuskiej, która w takiej roli nie potrafiła się odnaleźć, zamiast tego była alternatywnym opresorem dla innych warstw społecznych, czym ostatecznie skazała się na marginalizację.

    Przypominałem tę myśl, szeroko cytując „Traktat o władzy”, próbując z jego pomocą przewidzieć w jakim kierunku potoczy się finałowy sezon „Gry o tron”.

    1. Jeżeli anglosaska prawica była tą kumatą – dlaczego doprowadzili parokrotnie swoje imperium kolonialne, a potem kadłubek wyspiarki, do katastrofy?

      Nie byli kumaci… Mieli farta, tyle.

  3. „w Polsce także przyjęło się traktować stosunek do wolnego rynku jako wyznacznik prawicowości, co zresztą jest zasługą (lub nadużyciem – jak kto woli) zaserwowanym polskiej prawicy przez Janusza Korwin-Mikkego.”

    I to należy uznać za jego niezaprzeczalną zasługę!

    Dla mnie z kolei wolnorynkowość danego człowieka jest raczej wyznacznikiem jego przyzwoitości w ekonomicznej sferze życia oraz postawą świadczącą o obyciu i przyswojeniu podstawowej wiedzy o gospodarce w skali makro.

    Dlaczego?

    Ponieważ znamionuje jego niezgodę na eksploatację innych ludzi za pomocą środków politycznych, posługiwania się nimi w celu pozbycia się swojej konkurencji lub utrudnienia jej życia, czerpania jakichś niezasłużonych, instytucjonalnych korzyści z posiadanej pozycji władzy, nie wynikających z umiejętności przedsiębiorczych takich jak orientowanie się w kwestii popytu i podaży.

    Wolnorynkowiec walczy o to, by nikt nie korzystał z tych nieuczciwych opcji gwarantowanych istnieniem samego państwa, więc jest kimś w rodzaju arbitra elegancji życia ekonomicznego, pilnującym przestrzegania zasad fair play, od których ludzie czasem mają ochotę dla swej korzyści odejść, łapiąc się na obietnice władzy, sięgając po przywileje.

    Oczywiście, najdogodniej byłoby wyeliminować ostatecznie samego zwodziciela, tak by nikt nie mógł mu ulec i nie było w życiu społecznym bytu kreującego zakazane środki dopingujące, godzące w ideał wolnorynkowości, stąd na przykład anarchokapitaliści walczący z Lewiatanem jak święty Jerzy ze smokiem.

    Koniec końców, albo uznaje się, że mimo wszelkich ludzkich niedoskonałości, takich jak brak wszechwiedzy, wolny rynek w najlepszy z możliwych sposobów pozwala nam w skali masowej rozpoznawać rozmaite niedostatki i im zaradzać, czerpiąc z tego zasłużone korzyści, wynosząc się wzajemnie nad mniej pożądany stan, albo jest się barbarzyńcą, gotowym łamać owe zasady fair play, grając brudno, przynosząc komuś w społeczeństwie krzywdę dla swojego partykularnego widzimisię.

    Brak wolnorynkowości u człowieka wypadałoby traktować podobnie jak ludożerstwo, bo w jakiejś metaforycznej formie tym właśnie jest – zgodą na sięganie po cudze owoce pracy, do których nie ma się moralnego prawa.

    Gotowość do odstępowania od wolnorynkowych reguł gry w życiu społecznym można traktować dziś właśnie jako ekwiwalent dawnej gotowości do posuwania się do aktów kanibalizmu oraz ich zachwalania, uzasadniania konieczności popełniania w jakichś sytuacjach, itp.

    Największą porażką tradycji liberalnej jest to, że nie zdołała skutecznie wytworzyć podobnego tabu, jak ma to miejsce w przypadku tabu pokarmowego związanego z kanibalizmem, pozwalającym jednoznacznie postawić kanibala poza gronem ludzi cywilizowanych.

    Z przeciwnikami wolnego rynku vel lewakami należałoby postępować identycznie, aby w społeczeństwie poprawić standardy sprawiedliwości, którym oni nie zamierzają nawet próbować sprostać.

  4. Kryzys 2008/2009 r. i potężna interwencja na rynkach finansowych podważyły słuszność „wolnego rynku” w wersji neoliberalnej. Rynki finansowe są bezpośrednio sterowane od 11 lat, co zbliża system do socjalistycznych standardów. Przykładowo nie pozwala się na działanie rynkowego mechanizmu kształtowania stóp procentowych w zakresie obligacji, ponieważ wtedy nagle wiele państw stałoby się niewypłacalnych. Nie wiem czy osoby pokroju Korwina-Mikke rozumieją co się dzieje. Oczywiście zawsze można się tłumaczyć, że mówiło się o modelowym wolnym rynku.

  5. Skoro poglądy prawicowe w jednym kraju uchodzą drugim za lewicowe to po co używać te pojęcia? Zwłaszcza, że na podstawie tych etykiet powstają sojusze, które nazwać egzotyczne to mało… np. na prawicy można nakreślić taką plejadę Kaczyńskiego, Orbana, Putina, Trumpa, Erdogana i Le Pen.

    1. Prawica-lewica są nadużywane i to powoduje problemy.

      Prawica-lewica odnosi się do stosunku względem ideałów Wlk. Rew. Burżuazyjnej we Francji. Nic więcej i nic mniej. Regiony, dla których ta rewolucja była bezwartościowa (jak np. Daleki Wschód), nie funkcjonują w tym systemie.

      Ma to taki sam sens, jak operować współczesne terminami typu „populaci-optymaci” czy „konufcjaniści-legiści”. Nie ten czas, nie ten region… Trzeba stworzyć nową klasyfikację, ale leniom się nie chce, bo nie dostaną za to grantów uniwersyteckich…

  6. Podejście, że wolny rynek jest immanentną cechą prawicy to nie jest kwestia tego, czy historycznie Maurras, Hegel czy ktoś inny opowiadali się za wolnym rynkiem czy przeciw, bo jest to zupełnie bez znaczenia. To byli tylko omylni ludzie, którzy niekoniecznie właściwie rozpoznali istotowe cechy prawicy albo nie potrafili ich właściwie zastosować na cały system. Z tego też powodu uznali, że należy bronić hierarchii, którą zastali, czyli m.in. istnienia arystokracji zamiast bronić hierarchii w ogóle, bo taka zawsze będzie istniała, co wynika z ludzkiej natury. Po prostu w sytuacji zmian będących wynikiem m.in. rozwoju technologicznego oprze się tę hierarchię na tym samym czynniku co zawsze, czyli na kompetencjach, ale te kompetencje nie będą tak ściśle związane z pochodzeniem. Nie ma też znaczenia, że wolnorynkowi są liberałowie, którzy z prawicą nie mają zbyt wiele wspólnego, albo że Korwin-Mikke zaserwował stereotyp. Istotne są tylko i wyłącznie racje, czyli to jak prawica rozumie fundamentalne dla każdej koncepcji kwestie metafizyczne, które przekładają się na sposób rozumienia ludzkiej natury. Skoro prawica przyjmuje rozumienie człowieka jako stworzonego na obraz i podobieństwo Boga, to przyjmuje wizję człowieka z ograniczoną ale jednak rozumnością, wolnością woli, która czasami może być ograniczona np. przez brak właściwego użycia rozumu etc. Z tych metafizycznych założeń, czyli właśnie z istoty prawicowego ujmowania rzeczywistości wynika cała reszta – w tym odrzucenie jakiejkolwiek gospodarki planowanej. Co za tym idzie, na chwilę obecną konieczne jest przyjęcie modelu, w którym człowiek ma możliwość realizowania swojej natury – przy tym rozwoju technologicznym, stosunkach społecznych i kształcie rzeczywistości jest to model wolnego rynku. Oczywiście nie będący odzwierciedleniem bzdurek Rothbarda czy Korwina-Mikke bo zawsze istotna jest moralność, która zawsze idzie w parze czy raczej jest warunkiem koniecznym prawdziwej wolności (i na odwrót – tu jest relacja zwrotna).

    A istotą prawicy nie jest racja stanu – to może być tylko skutek przyjęcia zasad wyższego rzędu, w tym moralności wynikającej z prawa bożego. To nie państwo jest w myśleniu prawicowym punktem głównym a człowiek i jego istotowe cechy – w tym m.in. bycie istotą społeczną. Państwo i zarządzający nimi mają funkcję służebną wobec człowieka i tak po prawdzie jego celu metafizycznego. Z tego też powodu to moralność jest tym, co pełni funkcję regulatywną wobec całej reszty (i na moralności jest dopiero oparte rozumienie racji stanu).

    Owszem, w ekonomii nie ma dogmatów. Ale kształt stosunków społeczno-ekonomicznych wynika już z dogmatów będących właśnie zasadami. Albo rzeczywistość odpowiada ludzkiej naturze i tak naprawdę prawicowiec odnajduje zasady kierujące rzeczywistością i stosuje się do niej swoimi działaniami albo zaczynamy przy rzeczywistości „majstrować” uderzając w nią samą oraz naturę człowieka a co za tym idzie postępujemy zwyczajnie niemoralnie – w efekcie tak jak to robi lewica.

    Te „praktyczne wyjątki” to tak naprawdę nie żadne wyjątki a zwyczajny efekt grzechu pierworodnego, czyli błędy jakie człowiek popełniał, popełnia i będzie popełniał w swoim działaniu właśnie ze względu na swoją naturę. Odpowiedzią na nie jest realizacja sprawiedliwości a nie ograniczanie naturalnej wolności – karać należy za czyn dokonany a nie jego potencjalność. I nie chodzi mi tutaj o absolutyzowanie wolności, bo faktycznie liberałowie szastają tym słowem na lewo i prawo zupełnie zapominając, że prawdziwa wolność jest dopiero wtedy, gdy człowiek realizuje całą swoją naturę, czyli żyje zgodnie z moralnością – w przeciwnym razie mamy do czynienia nie z wolnością a z bezmyślną swawolą. Chodzi po prostu o to, że nie wolno w imię będącej konsekwencją ludzkiej natury racji stanu ograniczać tejże natury. Właściwe działania realizują ją a nie w nią uderzają.

    1. (…) Po prostu w sytuacji zmian będących wynikiem m.in. rozwoju technologicznego oprze się tę hierarchię na tym samym czynniku co zawsze, czyli na kompetencjach, ale te kompetencje nie będą tak ściśle związane z pochodzeniem.(…)
      O ile wiem to szlachetność, ani chamstwo nie jest cechą dziedziczną. Gdyby było inaczej to atrybut szlachetny powinien przysługiwać także owocom mezaliansu.

      1. „O ile wiem to szlachetność, ani chamstwo nie jest cechą dziedziczną.” – i nic takiego nie napisałem. Pisałem o kompetencjach.

        1. Jest coś takiego jak kompetencje moralne… właśnie ich brak miał być powodem niesławnego końca kariery Misiewicza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *