Niemcy bez wątpienia budzą na świecie respekt za systematyczność, organizację, zdyscyplinowanie. Ich gospodarka to eksportowy gigant, a instytucje niemieckiego państwa, przez swą stabilność mogą być wzorem dla innych państw.
Podobnie imponujący jest dorobek niemieckiej kultury, nauki czy sztuki. Tym bardziej musi budzić zdziwienie – jak to się stało, że ten kulturalny naród, który wydał Bacha, Mozarta czy Beethovena doszedł do momentu, w którym w demokratycznych wyborach wybrał niejakiego Hitlera i jego bandę. Po czym rzucił się na sąsiednie kraje mordując całe narody, rozdeptując żydowskie dzieci, gwałcąc i grabiąc.
Wiele światła na ten proces rzucają tłumaczenia sądzonych zbrodniarzy niemieckich. Brzmiały one bardzo podobnie: „wykonywałem tylko rozkazy”, „byłem tylko zwykłym członkiem partii”, „takie było prawo.”
Bo też – Drodzy Państwo – zbrodnie hitlerowskich Niemców popełniane były zgodnie z literą prawa. Reichstag uchwalał dajmy na to „ustawy norymberskie” i na ich podstawie wyrzucało się Żydów z ich domów i zabierało majątki. Führer wydawał rozkaz i się go wykonywało. Rozkaz to rozkaz!
W naszym Sejmie siedzę sobie obok posła Mniejszości Niemieckiej Ryszarda Galli – bardzo porządnego i sympatycznego człowieka. Ale czasem, kiedy rozgardiasz panujący w naszym parlamencie sięga zenitu, kiedy poprawiamy ustawy uchwalone przed miesiącem, żeby poprawić sobie humor „szczypię” lekko kolegę z Mniejszości mówiąc: – Patrz Ryszard! U nas nazizm by nie przeszedł! Przy naszym narodowym rozgardiaszu i przy wrodzonej skłonności do buntu – my Polacy nigdy byśmy nie stworzyli takiej zbrodniczej machiny. I kolega Ryszard przyznaje mi rację. Tak więc nasza bałaganiarsko-anarchiczna natura ma swoje dobre strony – nie upadajcie na duchu!
Bo też – moi Drodzy Czytelnicy – nie każdego prawa trzeba przestrzegać. Głupie czy nieuczciwe ustawy omijajcie i bojkotujcie! A przecież nie myślicie, że nasz bohaterski Sejm uchwalając 300 ustaw rocznie jest w stanie wyprodukować dobre prawo.
Przedwojenny kodeks karny przyjęto w 1932 r. rozporządzeniem Prezydenta RP – od nazwiska jednego z członków komisji kodyfikacyjnej, która ten akt prawny opracowała nazywany był „Kodeksem Makarewicza”. Kodeks Makarewicza przetrwał wojnę i został zmieniony dopiero w 1969 r. przez Sejm PRL, obowiązywał zatem bez żadnych zmian 37 lat.
Sejm 8 kadencji, w którym zasiadam zmieniał do tej pory kodeks karny 15 razy. Tyleż samo razy zmienialiśmy jako posłowie na wniosek ministra sprawiedliwości kodeks postępowania karnego. Tak samo często zmieniana była inna ustrojowa ustawa – kodeks postępowania cywilnego.
Przez niespełna 4 lata obecnej, mijającej kadencji, Sejm RP przyjął 842 ustawy czyli praktycznie co dwa dni jedna ustawa. Jest oczywiste, że w takim tempie nie da się uchwalić dobrego, stabilnego prawa. Ustawy są przepychane kolanem, dyskusja ma charakter wybitnie pozorny, posłowie głosując wg instrukcji działają na akord. A ktoś te tony prawniczej makulatury musi potem przeczytać i wdrożyć w życie.
Jest jasne, że tak stanowione prawo nie może być dobre i wśród ustaw mamy często przykłady zwykłej głupoty. Do rekordów głupoty zaliczam przyjęcie przez polski Sejm europejskiej dyrektywy o tzw. RODO czyli o ochronie danych osobowych. Rozporządzenie to wprowadzono pod pozorem obrony obywateli przed handlem ich danymi przez np. banki. Ale praktycznie literalnie stosowane to prawo paraliżuje relacje międzyludzkie, obciąża nas wszystkich kosztami dodatkowych – zupełnie zbędnych – instytucji i naraża na karykaturalne wręcz sytuacje, kiedy np. przed koncertem muzycznym konferansjer wygłasza idiotyczną wielominutową informację, że koncert jest nagrywany i administratorem jest dom kultury.
Na szczęście Polacy radzą sobie z tym idiotyzmem i już wiele instytucji państwowych zamiast czytać te durnoty, podaje krótki komunikat gdzie można się z zapisami RODO zapoznać. I w taki sposób polski geniusz minimalizuje skutki durnego prawa. Szkoda, że wcześniej uchwalonego.
Janusz Sanocki