„Demokracja buduje totalitaryzm za pomocą liberalnych narzędzi”,
Nicolás Gómez Dávila, „Nowe scholia do tekstu implicite”.
„Zniknie idea równości, ta polityczna dżuma świata zachodniego. Żadna inna złuda nie zasługuje tak na jak najszybsze zniknięcie w królestwie cieni, jak ta bezsensowna teoria, zagrażająca sensowi życia i winna niesłychanemu chamstwu świata zachodniego. Trzeźwe spojrzenie nowego, bliskiego rzeczywistości człowieka nie da się zaślepić przez takie sztuczki kuglarskie. Doczesną religię miernot – ideał równości nie jest niczym innym – zwalczać należy choćby najokrutniejszymi środkami”,
Edgar Julius Jung, „Władztwo miernot. Jego rozpad i zastąpienie przez nowe Imperium”.
- Natura demokracji
Od stulecia jesteśmy karmieni dogmatyczną propagandą wmawiającą nam, że demokracja to najdoskonalszy typ ustroju. Dogmaty tego typu słyszymy w mediach, szkole, z ust przedstawicieli klasy politycznej, urzędników i nauczycieli. Niestety, nie ma większych kłamstw w historii myśli politycznej niż podobne twierdzenia. Społeczeństwa zachodnie od kołyski karmione demokratyczną propagandą, wierzą w nią równie fanatycznie, jak wyznawcy Al-Qaidy, czy Państwa Islamskiego w swoją interpretację Islamu. Porównanie nie jest na wyrost, dogmatyzm w obu przypadkach jest równie intensywny, demokraci różnią się od fundamentalistów religijnych jedynie stosowanymi środkami[1]. Ci pierwsi są mniej bezpośredni w narzucaniu swojej „świeckiej religii”, a przemoc z ich strony ma w większym stopniu charakter psychologiczny, rzadziej przybiera formę „akcji bezpośredniej”[2]. Profesor Adam Wielomski słusznie zauważa, że „można dziś powiedzieć, że dżin demokracji szaleje po polskich mediach i uniwersytetach. Czym jest więc ta niezachwiana wiara w eschatologiczne zwycięstwo demokracji? Mitem, zabobonem i niczym więcej”[3]. Nadrzędność demokracji jest dogmatem, jakikolwiek atak na ten dogmat jest uznawany przez wyznawców demokracji i demo-liberalny motłoch za największą z możliwych herezji. Ba! Więcej nawet, za objaw choroby psychicznej wykluczającej z życia w społeczeństwie. Co gorsza, przeciętny mieszkaniec Zachodu posiada niezachwiane przekonanie, bliskie w swym fanatyzmie dogmatowi religijnemu, że demokracja to zwieńczenie i największe osiągnięcie ludzkości na polu polityki i ustroju państwowego. Taka propaganda dominuje w III RP i innych państwach cywilizacji zachodniej. Nie dziwi więc, że rak demokracji zdominował cywilizację zachodnią a ustroje wchodzących w jej skład państw to w tej chwili różnorodne jej odmiany, gardzące wartościami hierarchii, prawdy, sprawiedliwości, piękna i dobra, rozkoszujące się tym, co moralnie najnikczemniejsze i zdeformowane, owładnięte obsesyjnym duchem materializmu, na miejscu ołtarza stawiające pieniądze i wszelkie formy patologicznego ekonomizmu.
Mit o nadrzędności demokracji można wyrzucić do kosza[4]. To, co konieczne to strząśnięcie brudu tej propagandy i rozpoczęcie poszukiwania prawdy tam, gdzie ona się znajduje, czyli w wielkim dziedzictwie intelektualnym cywilizacji zachodniej. Dziedzictwo to odnajdujemy w dziełach wielkich mistrzów, którzy są jednoznaczni w ocenie demokracji: demokracja to forma tyranii w której rolę tyrana odgrywa nie pojedyncza osoba, ale lud i jego wola. Dḗmos krátos oznacza z greckiego władzę ludu. Nie jest to jednak lud, który był „solą ziemi” wielkich imperiów reprezentując pozytywne przywiązanie do ziemi i zasad tradycji, ale motłoch i pospólstwo, czyli najgorsza i najbardziej zdegenerowana forma większości.
Z filozoficznego i moralnego punktu widzenia demokracja jest czystym złem, zaburzającym ontologiczny porządek świata. To demon najniższych instynktów i potrzeb. Ustrój zdominowany i stworzony przez tych, którzy są wyrazem najbardziej barbarzyńskiej, zezwierzęconej grupy ludzi. Demokracja jest fikcją ponieważ jej podstawowe założenie, że większość decyduje o naturze rzeczywistości jest ontologicznie fałszywe. Jeżeli ściana jest biała to pomimo zwycięstwa w demokratycznym głosowaniu tych, którzy próbują nas przekonać, że jest czarna, nie zmienia się naturalny i obiektywny fakt o naturze jej koloru. Demokratom trudno to wytłumaczyć. Demokracja nie zważa na prawdę, składa wszystko w hołdzie „mniemań” za którymi kryje się „wola ludu” a żeby ją zaspokoić, podepcze każdy ołtarz na którym wznosi się prawda. Demokraci we wszystkich odmianach, czy to mamy do czynienia z jakobinami, bolszewikami, czy demokratami liberalnymi, są zaślepionymi fanatykami i religijnymi dogmatykami, którzy wierzą w większość i dominację ludu w taki sam sposób w jaki w normalnych ustrojach wierzy się w Boga. Demokracja jest triumfem materializmu[5]. Nic dziwnego, że kapitalizm tak dobrze przyjął się w zachodnich demokracjach, ideologia maksymalizacji zysku, uznająca aspekt ekonomiczny za najważniejszą składową rzeczywistości społecznej jest tożsama z postrzeganiem rzeczywistości i zasadami demokratycznego ludu. Wartości demokratyczne ograniczają się do ciała i krwi: najważniejsze jest biologiczne przetrwanie, indywidualny zysk, chamstwo i chciwość, bezwzględne dążenie do celu[6]. Największym marzeniem każdego demokraty jest „pełen brzuch”. Bóg, rodzina, prawda, honor, naród, ojczyzna nie mają dla niego żadnego znaczenia. Demokrata zamienił kościoły na „McDonalds’a” – ten ostatni, obok centrów handlowych, jest jego „nowoczesną świątynią” w której składa hołd swojemu naczelnemu bóstwu: własnej pożądliwości. Brzuch to najważniejszy organ w ciele demokraty. Dusza nie ma żadnego znaczenia, demokrata działa dogmatycznie i fanatycznie, nie zna prawdy, nie dąży do jej poznania. Jest materialistycznym robotem działającym w trybie automatu. To właśnie z demokracji wyrasta współczesna technokracja będąca niczym innym, jak zmechanizowaną formą totalitaryzmu. To totalitaryzm powszechnej kontroli, podporządkowany maszynie i wszechobecnej inwigilacji.
Demokracja jest świecką religią i tak należy ją interpretować z teologicznego punktu widzenia[7]. Nie bez powodu Nicolás Gómez Dávila pisał, że „demokratyczna antropologia jest teologią człowieka”[8]. Zgodnie z zasadą, że filozofia jest służebnicą teologii, postarajmy się powiedzieć coś na temat demokracji z tego punktu widzenia. Demokracja jest antropomorficzną religią, która na miejscu Boga stawia człowieka. Człowieka rozumianego nie, jako duchową istotę, ale inteligentniejsze zwierzę, które charakteryzuje się pożądaniem, pragnieniami i nietzscheańską „wolą mocy”. Człowiek w demokracji stawia się na miejscu stwórcy, próbuje tworzyć i ustanawiać chociaż jest to dla niego nieosiągalne. Człowiek może co najwyżej wykorzystywać i przekształcać to, co znajduje się w rzeczywistości. Stworzenie ex nihilo jest możliwością leżącą tylko w gestii Boga. Cechą charakterystyczną nowoczesnej demokracji jest jej ateizm[9]. Należy zwrócić uwagę, że demokratyczny ateizm wykazuje cechy fanatyzmu i fundamentalizmu religijnego. Ateizm może z definicji pozostawać brakiem wiary w boga, ale to tylko złudzenie. Ateizm jest formą fanatycznej religijności, gdzie miejsce boga zajmuje człowiek i świat materialny, dostępny poznaniu zmysłowemu. Dlatego demokratyczny ateista to nikt inny, jak fanatyk religijny broniący doświadczenia zmysłowego a zaprzeczający istnieniu rzeczywistości pozazmysłowej. W tym kontekście wypowiada się Augusto Del Noce: „W świecie zachodnim osiągnęliśmy etap demokracji pozbawionej aspektu sakralnego. Niektórzy powiedzą, wykorzystując do tego standardowe metody retoryki, że to właśnie jest postęp. Ten rodzaj demokracji oznacza przejście do społeczeństwa otwartego, które akceptuje i respektuje wszelkie formy myśli i pozwala religii stać się czystszą, oddzielając od niej politykę itd. W rzeczywistości demokracja pozbawiona aspektu sakralnego jest równoznaczna absolutnemu ateizmowi”[10].
- Herezja egalitaryzmu
Nieomylność większości zostaje w demokracji wyniesiona do rangi dogmatu religijnego. Głos większości jest decydujący. Nie ważne, jak bardzo jest absurdalny, jak bardzo sprzeczny z rzeczywistością ontologiczną. Demokracja jest deifikacją człowieka i jego woli. Aktowi głosowania w którym wyraża się wola większości przypisuje się rolę Demiurga decydującego o kształcie rzeczywistości. W samej istocie tego przeświadczenia znajduje się kardynalny błąd, bo żaden głos większości nie zmienia ani nie decyduje o kształcie rzeczywistości obiektywnej. Rzeczywistość obiektywna jest inna niż „chcenie” człowieka wyrażone w akcie głosowania[11]. Profesor Adam Wielomski zauważa:
„Tak, w demokracji prawdy nie ma. Jako pierwszy zauważył to, nauczający ateńskich demokratycznych polityków, sofista o imieniu Lykrofon, który twierdził, że nie należy używać czasownika być w zdaniach oznajmujących. W demokracji bowiem nic nie jest, a jedynie wydaje się być. Nic nie jest prawdą; nic nie jest kłamstwem. Wszystko zależy od oceny większości. Prawda ustalana jest zasadą większości głosów. (…) Jakobiński konwent uchwalił przecież przy jednym głosie sprzeciwu, że Bóg nie istnieje… Dzisiejsze parlamenty co rusz uchwalają, że ludzie są równi, że dwaj mężczyźni w damskich apaszkach tworzą rodzinę, że zabójstwo nienarodzonego dziecka jest zabiegiem. Wypadków ustalania prawdy w sposób demokratyczny, większością głosów, nie da się zliczyć. W demokracji bowiem nie ma szacunku ani dla praw Boga, ani natury; nie liczy się głos żadnego autorytetu – jest tylko masa, która swoją ilością decyduje o wszystkim. Autorytet Tomasza z Akwinu upada gdy 231 niepiśmiennych posłów powie mu nie”[12].
Kontynuując, wyciąga logiczne wnioski z tego stanu rzeczy:
„A czy państwa tworzone są wedle fantazji i na podstawie ideologicznych zaklęć? Czy historia zna jakiekolwiek państwo, które zbudowało imperium i trwało kilkaset lat mając za suwerena ciało złożone z 460 obieralnych kreatur? Czy historia zna jakiekolwiek społeczeństwo gdzie ludzie są równi, gdzie zanegowano podział na elitę i tłum i dopuszczono tłuszczę do decydowania kto ma rządzić? Historia zna tylko hierarchię, autorytet, dyscyplinę. Demokracja to ustrój hord jaskiniowców i pasterzy. Demokracja w społeczeństwie na wyższym poziomie kultury to utopia. Równość ludzi istnieje tylko na cmentarzu, a i tam nie do końca, gdyż jedni leżą w grobach z marmuru, a innych zarosła trawa”[13].
Demokracja nie zna pojęcia hierarchii. Nie wie, co to posłuszeństwo i poddaństwo. Średniowieczny książę posiadał majątek i władzę wykraczającą poza to, co posiada dziś jakikolwiek demokrata a mimo to pozostawał czyimś wasalem, będąc tym samym częścią hierarchicznej całości. Nie rościł sobie miana stwórcy, władcy samego siebie, próbującego przemocą kształtować otaczającą go rzeczywistość, jak robią to demokraci spod znaku bolszewika, nazisty, czy jakobina. Dlaczego bolszewik lub nazista jest demokratą? Ponieważ wywodzi się z demosu i reprezentuje mentalność demosu nie znającą pokory, religijności, harmonii, hierarchii, cierpliwości. Chce siłą zmieniać świat i dostosować go do swoich teoretycznych założeń a co najważniejsze, jest fanatycznym wyznawcą naczelnej idei demokracji, jaką jest idea równości[14]. Mit równości jest tym, co łączy jakobina, bolszewika, trockistę, marksistę, nowoczesnego liberała. Podobnie postępuje ich następca: demokrata liberalny. Różni się tylko stosowanymi metodami. Należy postawić pytanie, czy fakt udziału ludu we władzy za sprawą głosowania jest kluczowy dla pojęcia demokracji, czy może fakt oparcia ustroju na władzy ludu jest najistotniejszy? Czy nazizm i komunizm nie są ideologiami demokratycznymi ponieważ występowała w nich dominacja jednej partii i nie odbywały się powszechne wybory, czy są demokratyczne zgodnie z klasycznym znaczeniem tego terminu ponieważ władza oparta jest w nich na kaście najniższej, czyli na demosie? Nie ma jednak wątpliwości, że totalitaryzmy nazistowski i komunistyczny są dziećmi demokracji, odpowiadałyby więc platońskiemu etapowi tyranii-dyktatury. Totalitaryzm nazistowski był dzieckiem demokratyczno-liberalnej Republiki Weimarskiej a komunizm de facto wyrósł z Rewolucji Październikowej, czyli z rewolty demosu przeciwko arystokracji.
Nikt chyba lepiej nie określił, co jest istotą demokracji niż Edgar Julius Jung w swoim kanonicznym dziele „Władztwo miernot”: „Idee wielkich wartości głosi się jako panujące, w rzeczy samej włada egoizm miernot”[15]. Ten „egoizm miernot” obserwujemy na każdym kroku w rzeczywistości społecznej III RP i innych państw demokratyczno-liberalnych. Celebryci i motłoch mający usta pełne humanitarno-sentymentalnych frazesów przeradzają się w „kaznodziei” demo-liberalizmu a mit o naturalnej dobroci ludzi, współczuciu i równości staje się naczelną ewangelią. Jung nie ma wątpliwości, że „(…) hasło równości aż po dzień dzisiejszy niesie ze sobą społecznie destruktywne skutki”[16]. Kontynuuje: „Kto zatem czuje w sobie dążenie do całości napływającego życia, ten broni się namiętnie przed ideą równości, niszczącą wszystko, co żywe”[17]. I dalej: „Historia dowiodła, że ta równość jest postulatem indywidualizmu, a liberalizm w ten oto sposób obraca w przeciwieństwo swoją własną teorię o wartości personalnej. Na końcu epoki liberalnej trwa duch masy i masowy obłęd. To monstrualne zwierzę niemiłosiernie depcze wszelką osobowość”[18]. Z czego wynika, że „wyposażenie cząstek całości w równe i bezwzględne prawa prowadzi zawsze do walki wszystkich ze wszystkimi, do rozpadu całości”[19]. Proces rozpadu całości obserwujemy dzisiaj w każdym miejscu, gdzie tylko dominuje demokratyczno-liberalna cywilizacja zachodnia. Rozpad wspólnoty, rodzin, małżeństw. Gdziekolwiek sączony jest jad równości tam postępuje proces degeneracji. Na Zachodzie nie ma już wspólnot, Kościół jest w rozsypce, świątynie zamieniane są na bary i dyskoteki, hierarchia upada w domach rodzinnych, gdzie nieustannie pomniejsza się rolę mężczyzny, w których pozwala się na rządy kobiet i dzieci a więc tych, którzy nie posiadają żadnych kwalifikacji ani zdolności do rządzenia (w sferach pozostających w naturalny sposób domeną mężczyzn). Jung nie ma wątpliwości, że „nic nie ma bardziej niszczących skutków dla świata Zachodu i jego kultury niż Égalité. Dziś świętuje swój straszliwy triumf; i jak do tej pory na próżno rozbrzmiewał rozpaczliwy okrzyk bojowy umysłów takich jak Nietzsche przeciwko temu obłędowi”[20]. Co należy zrobić? Przywrócić zasadę hierarchii i podporządkowania. Od tej prawdy nie ma żadnego odwrotu: „Tylko jedna sprawiedliwość jest zdolna regulować życie wspólnoty: ta, która przyznaje prawa wedle rzeczywistych dokonań”[21]. Ponieważ „wszyscy nie mogą rządzić wszystkimi. Nigdy nie było takiego rodzaju samorządu. Także na najmniejszej przestrzeni oraz w najmniejszym kręgu konieczne jest przewodzenie”[22].
Profesor Wielomski wtóruje temu światopoglądowi opisując naturę demokratycznego tłumu:
„Każdy rozsądny człowiek jest przerażony powstaniem społeczeństwa masowego, którego wyrazem jest tłum – bezmyślna masa niszcząca na swojej drodze wszystko co szlachetne i elitarne, wdzierająca się jak potop we wszystkie dziedziny życia politycznego i społecznego. (…) Celem tłumów jest socjalizm, egalitaryzm i destrukcja, rezultatem tej destrukcji będzie zapewne zmierzch cywilizacji zachodniej, gdyż to, co twórcze reprezentuje elita. (…) Tłum to zwycięstwo wszelkiego barbarzyństwa i prymitywizmu. Ideologią tłumu, która zastąpiła miejsce zajmowane dotychczas przez religię, jest socjalizm. Louis de Bonald zdefiniował dwieście lat temu społeczeństwo masowe jako mieszankę dwóch zasad: ateizmu i suwerenności ludu. Dziś, z perspektywy czasu widać, że tłumy rzeczywiście wygrały, zmiatając zabłoconymi kopytami wszystko to, co wielkie, szlachetne i tradycyjne. Na miejsce Boga tłum czci socjalizm – jeśli ktoś nie wierzy, proszę spojrzeć na sondaże przedwyborcze. Tłum nie chce szczęścia po śmierci, tak jak obiecuje mu to religia, chce go tu i teraz”[23].
Analiza historyczna jest jedyną metodą oceny zasadności i sprawiedliwości ustroju politycznego. Tak powszechna współcześnie, oparta na demagogii, forma demokracji wyrażona w przekonaniu, że jest ona najdoskonalszą z możliwych form ustroju, upada przy otwarciu pierwszego lepszego podręcznika historii. Rekord historii jest bezwzględny wobec demokracji: ten typ ustroju jest aberracją, wynaturzeniem, chwilowym błędem, tragicznie kończącym się dla każdego społeczeństwa, które uwierzyło w demokratycznego bożka i według jego zasad ukształtowało swój ustrój polityczny. Nie istnieją żadne dowody przemawiające za wyższością demokracji. Demokracja to konfiskata władzy i majątku przez motłoch, każdy fakt odnoszący się do jej istnienia uzasadnia takie stwierdzenie. Demokracja nie tylko rości sobie prawo do zagarniania władzy, ale chce decydować o kształcie rzeczywistości. Demokracja usuwa Boga i umieszczając się na jego miejscu chce decydować o każdym aspekcie rzeczywistości. Nic tego lepiej nie pokazuje niż motłoch Rewolucji Francuskiej niszczący katedry, groby królów i ustanawiający dla siebie i swojej „volonté générale” prawo do sądzenia żywych i umarłych.
Napotykając konieczność rozważenia istoty danego problemu jesteśmy zmuszeni do analizy tekstów mistrzów i odwołania się do dziedzictwa klasycznego. Jakiekolwiek próby filozofowania na dany temat ex nihilo skazane są na niepowodzenie. Filozofia jest dialogiem prowadzonym przez filozofów w czasie a czy to komuś się podoba, czy nie, najważniejszym punktem wyjścia dla wszelkiej refleksji filozoficznej jest dzieło Platona[24]. Platon w ten sposób charakteryzuje człowieka demokratycznego:
„(…) nazywając butę wyższą kulturą, nierząd – niezależnością, beznadziejną rozpustę – pańskim gestem, a bezczelność męstwem. Czyż nie w ten sposób jakoś – dodałem – przemienia się młody człowiek z wychowanego w pożądaniach koniecznych i dochodzi do wyzwolenia i spuszczenia z łańcuchów pożądań niekoniecznych i niebezpiecznych?”[25].
Kontynuuje:
„(…) i tak sobie żyje z dnia na dzień, folgując w ten sposób każdemu pożądaniu, jakie się nadarzy. Raz się upija i upaja się muzyką fletów, to znowu pije tylko wodę i odchudza się, to znów zapala się do gimnastyki, a bywa, że w ogóle nic nie robi i o nic nie dba, a potem niby to zajmuje się filozofią. Często bierze się do polityki, porywa się z miejsca i mówi byle co, i to samo robi. Jak czasem zacznie zazdrościć jakimś wojskowym, to rzuca się w tę stronę, a jak tym, co robią pieniądze, to znowu w tamtą. Ani jakiegoś porządku, ani konieczności nie ma w jego życiu, ani nad nim. On to życie nazywa przyjemnym i wolnym, i szczęśliwym, i używa go aż do końca”[26].
Jaki wniosek wyciąga z opisu człowieka demokratycznego? Kim jest demokrata?
„W każdym razie – powiada – opisałeś życie kogoś, kto jest za równością praw”[27].
Co zdaniem Platona jest największą wartością w demokracji?
„Wolność – odpowiedziałem. – O tym możesz w demokratycznym państwie usłyszeć, że to jest jego największy skarb, i dlatego tylko w tym państwie godzi się żyć człowiekowi, który ma wolność w naturze”[28].
Kontynuuje:
„Czy w takim państwie nie musi hasło wolności rozbrzmiewać po wszystkich kątach?
– Jakżeby nie?
– Ono musi przesiąkać – dodałem – przyjacielu, i do domów prywatnych i w końcu zwierzętom nawet zaszczepiać pierwiastek anarchii”[29].
Jakie są skutki demokracji? Czytamy o tym w dalszych ustępach:
„Dusza obywateli robi się tak delikatna i wrażliwa, że choćby im ktoś tylko odrobinę przymusu próbował narzucić, gniewają się i nie znoszą. W końcu – wiesz przecież – nawet o prawa pisane i niepisane nie troszczą się zgoła, aby pod żadnym względem nikt nie był nad nimi panem”[30].
Jaki jest efekt deifikacji wolności i upadku wyższego autorytetu, które są cechami charakterystycznymi ustroju demokratycznego?
„- Nadmierna wolność, zdaje się, że w nic innego się nie przemienia, tylko w nadmierną niewolę – i dla człowieka prywatnego, i dla państwa.
– Zapewne przecież.
– Więc to naturalne, że nie z innego ustroju powstaje dyktatura, tylko z demokracji; z wolności bez granic – niewola najzupełniejsza i najdziksza”[31].
Natura demokracji zajmowała również przedstawicieli szkoły tradycjonalistycznej z René Guénonem i Juliusem Evolą na czele. Guénon w ten sposób opisuje metafizyczne podstawy demokracji:
„Najistotniejszy argument przeciwko demokracji można przedstawić w kilku słowach: to, co wyższe nie może powstać z tego, co niższe, to co większe, nie może powstać z mniejszego; to absolutna matematyczna pewność, której nic nie może zaprzeczyć. Trzeba zauważyć, że ten sam argument, zastosowany do innego porządku rzeczy, może zostać wysunięty przeciwko materializmowi; nie ma w tym nic przypadkowego ponieważ te dwa podejścia są ze sobą powiązane w o wiele większym stopniu niż mogłoby to się początkowo wydawać. Jest całkowicie jasne, że ludzie nie mogą nadać władzy, której sami nie posiadają; prawdziwa władza może pochodzić tylko z wyżyn i dlatego właśnie może być legitymizowana tylko przez sankcjonowanie czegoś, co znajduję się ponad porządkiem społecznym, czyli przez duchowy autorytet. Inaczej jest tylko podróbką władzy, nieuzasadnioną brakiem jakiejkolwiek zasady, w której nie może przeważać nic poza nieporządkiem i chaosem. To odwrócenie prawdziwego porządku hierarchicznego zaczyna się, gdy władza doczesna usiłuje uniezależnić się od władzy duchowej, a nawet podporządkować ją, twierdząc, że służy ona celom politycznym”[32].
Guénon kontynuuje udowadniając, że demokracja jest ustrojem fałszywym, ontologiczną aberracją zbudowaną na zasadach przeczących logice:
„Jeżeli słowo „demokracja” definiowane jest jako rząd sprawowany samodzielnie przez ludzi to definicja ta wyraża absolutną niemożliwość, która nie może posiadać żadnej egzystencji de facto – czy to w naszych czasach, czy w jakichkolwiek innych. Musimy stać na straży by nie dać się zwieść słowom; to sprzeczność powiedzieć, że ta sama osoba może być w tym samym czasie rządzącym i rządzonym ponieważ używając terminologii Arystotelesa, ta sama rzecz nie może znajdować się jednocześnie w tym samym czasie i relacji w „akcie” i „potencji”. Relacja rządzącego i rządzonego wymaga istnienia dwóch okoliczności; nie może być rządzonych jeżeli nie ma rządzących, nawet jeżeli są oni bez legitymizacji i nie posiadają żadnego tytułu do władzy niż swoje własne pretensje; ale wielka zdolność tych, którzy rządzą nowoczesnym światem leży w zdolności do przekonania ludzi, że rządzą samymi sobą; ludzie są bardziej skłonni wierzyć w to niż im to pochlebia i na pewno są niezdolni do wystarczającej refleksji by dojrzeć niemożliwość istnienia takiego stanu rzeczy”[33].
W dalszej części swojego wywodu Guénon skupia się na aspekcie, który jest bardzo ważny dla naszych rozważań. Państwa demokratyczno-liberalne na każdym kroku podkreślają swoją delikatność, tolerancję, szacunek dla człowieka i jego domniemanych praw. Tym samym starają się podkreślić swoją odmienność i wyższość od innych ustrojów, które w swojej propagandzie odmalowują, jako autorytarne i oparte na przemocy. W rzeczywistości ustrój demokratyczny na każdym kroku stosuje przemoc, próbuje to tylko sprytnie ukryć[34]. Tyrania podatkowa, bezwzględne i oparte na przemocy ingerowanie w prywatny majątek, w relacje pomiędzy ludźmi i grupami, w życie rodzinne i wychowanie dzieci ukazują prawdziwe oblicze demokracji, ustroju opartego na materializmie i sile:
„Zagłębmy się głębiej w pytanie: czym jest to prawo największej liczby, które nowoczesne rządy przywołują i w którym znajdują swoje jedyne uzasadnienie? To po prostu prawo materii i brutalnej siły. To samo prawo dzięki któremu masa, niesiona swoim ciężarem, niszczy wszystko co stanie na jej drodze. To właśnie w tym miejscu odnajdujemy punkt styku demokratycznych koncepcji i materializmu, a także powód, dla którego koncepcja ta jest tak mocno zakorzeniona we współczesnej mentalności. W ten sposób, normalny porządek rzeczy zostaje całkowicie odwrócony i następuje utrzymanie dominacji „wielości”, dominacja, która faktycznie istnieje tylko w świecie materialnym; w świecie duchowym z drugiej strony – i jeszcze wyraźniej w uniwersalnym porządku rzeczy – to jedność, która stoi na szczycie hierarchii – bo jedność jest zasadą z której wyrasta wszelka wielość”[35].
Kolejnym ważnym aspektem odnoszącym się do analizy ustroju demokratycznego jest jego programowa anty-elitarność. Demokracja nienawidzi i pogardza elitą a prawdziwą elitą są zawsze ci, którzy posiadają wyższe prawa i wynikające z nich obowiązki. Sama istota pojęcia „elity” jest antydemokratyczna i absolutnie niekompatybilna z kluczowym pojęciem demokratycznej religii, jakim jest „równość”. W zdrowym ustroju najważniejszą grupą społeczną na której spoczywa przewodzenie jest arystokracja. Z greckiego aristokratia oznacza „rządy najlepszych” (aristos – najlepszy, krateo – rządy). René Guénon nie ma wątpliwości, że demokracja to negacja elity:
„Ostatecznie pozostaje jeszcze jedna bezpośrednia konsekwencja idei demokratycznej, którą należy rozważyć, jest nią negacja idei elity; nie bez powodu „demokracja” jest przeciwstawna „arystokracji” ponieważ to ostatnie słowo, przynajmniej w sensie etymologicznym, oznacza dokładnie władzę elit. Elitą z samej definicji mogą być tylko nieliczni i ich władza, albo raczej autorytet wynikający z intelektualnej wyższości. Nie ma ona nic wspólnego z siłą wypływającą z ilości na której zbudowana jest demokracja, siły którą podstawową zasadą jest poświęcenie mniejszości władzy większości a tym samym poświecenie jakości na ołtarzu ilości a elit na ołtarzu mas. Dlatego przewodnia rola prawdziwej elity i jej istnienie – ponieważ z konieczności odgrywa tę rolę – jest całkowicie niekompatybilna z demokracją, która jest mocno związana z koncepcją egalitaryzmu a tym samym z negacją wszelkiej hierarchii; podstawą demokratycznej zasady jest przekonanie, że jakakolwiek jednostka jest równie dobra, jak inna po prostu z tego powodu, że numerycznie jest identyczna i pomimo faktu, że nigdy w inny sposób nie mogą być sobie równe”[36].
- Demokracja tożsama z tyranią. Rozrost władzy państwa.
„Socjalizm i centralizacja to dzieci demokracji”,
Adam Wielomski, „Dekalog konserwatysty”.
Profesor Adam Wielomski podkreśla, że „demokracja, krok po kroku, prowadzi nas w kierunku socjalizmu”[37]. Dlaczego? Ponieważ demokracja i socjalizm są tożsame. Socjalizm jest dzieckiem demokracji. Tylko w demokracji prawnie usankcjonowana kradzież może zostać uznana za powszechnie obowiązujące prawo[38]. Rzeczywistość społeczna zawsze wygląda tak, że mamy do czynienia z większą liczbą nieposiadających niż tych, którzy dysponują majątkiem. Demokracja oparta na woli większości daje nieposiadającym prawo do konfiskaty dochodu i majątku grupie posiadaczy. To kolejny aspekt totalnej demoralizacji ustroju demokratycznego, który nie jest oparty na zasadzie sprawiedliwości, ale na zasadach chciwości i kradzieży ukrytych pod płaszczykiem „sprawiedliwości społecznej”.
Julius Evola nie pozostawia złudzeń co do nieuchronnego procesu ewolucji w którym z jednego typu ideologii i ustroju wyrasta następny: „(…) liberalizm i konstytucjonalizm nieuchronnie otwierają drogę dla demokracji, która z kolei prowadzi do socjalizmu a ten do radykalizmu i w ostatecznym rozrachunku: komunizmu (…)[39]. Nie miejmy więc złudzeń. Współczesna demokracja liberalna prowadzi Zachód wprost w kierunku zmodernizowanej wersji komunizmu. Proces ten jest już widoczny w totalnym rozroście państwa, jego instytucji, metod inwigilacji, masowej konfiskaty majątku i dochodu pod nazwą „opodatkowania”, kontroli państwa nad życiem gospodarczym i rodzinnym.
Jacob Talmon w swoim dziele „The Origins of Totalitarian Democracy” zwraca uwagę dlaczego wraz z upadkiem religijności, państwo zastąpiło Boga i stało się jedynym wyznacznikiem moralności i tego, co etyczne w postępowaniu:
„Upadek autorytetu religijnego doprowadził do wyzwolenia ludzkiego sumienia, ale również do czegoś przeciwnego. Etyka religijna musiała zostać zastąpiona przez świecką, społeczną moralność. Wraz z odrzuceniem Kościoła i transcendentnej sprawiedliwości, państwo stało się jedynym źródłem sankcjonującym moralność”[40].
Demokracja i jej szkaradne dziecko pod postacią państwa socjalnego zaczyna „totalnie” dominować nad rzeczywistością społeczną, usuwając wszelkie inne modele życia i funkcjonowania państwa. Jak pisze Jacek Bartyzel:
„W konsekwencji, demokracja staje się nie jedną z możliwych interpretacji i praktycznych aplikacji zasad ładu, który winien wypełniać życie zbiorowości – niejako lektorem owych zasad – lecz jego suwerennym, tedy „boskim”, sprawcą, Autorem, transcendentną Pierwszą Przyczyną wszelkiego dobra i prawdy”[41].
Faktem pozostaje, że państwo biurokratyczne, jako twór świecki, oparty na filozoficznym materializmie i jego pochodnych nie może być jedyną ostoją sprawiedliwości i moralności. Jeżeli państwo rości sobie prawo do decydowania o etyce, kwestii ze swej istoty transcendentnej, czyli wykraczającej poza to, co racjonalne i materialne, nie można się dziwić, że państwo takie przekształca się w twór totalitarny, który próbuje decydować i kontrolować rzeczywistość społeczną. Wraz z utratą elementu transcendencji, Zachód utracił własną duszę i zamienił się w mechanizm przypominający maszynę. To tutaj leży jedno z głównych źródeł tragedii schyłku naszej cywilizacji, która dostrzega już tylko to, co materialne i ekonomiczne, nie posiadając żadnego kontaktu z tym, co Julius Evola określał mianem „wyższej rzeczywistości”, czy „rzeczywistości transcendentnej”.
Państwo socjalne jest wrzodem na zdrowym ciele społeczeństwa. To w socjalizmie, etatyzmie i biurokracji należy doszukiwać się źródeł degeneracji społeczeństwa. Społeczeństwo, które nie potrafi samodzielnie rozwiązywać swoich problemów (czego przykładem były małe gminy, prywatne szpitale, prywatna edukacja, pojedynki, pojęcie honoru itp.), ale potrzebuje do podjęcia jakiejkolwiek decyzji zgody państwowego biurokraty i stosu przepisów, jest społeczeństwem dogłębnie chorym, umierającym trupem, który podtrzymywany jest tylko przez nihilistyczne ratio i jego produkty. Prawdziwi mężczyźni sami rozwiązują swoje problemy. Mężczyźni-degeneraci uciekają od odpowiedzialności i szukają rozwiązań w państwowych instytucjach[42].
Zwróćmy uwagę, jak wiele aspektów życia społecznego zostało opanowanych przez świeckie państwo, które ingeruje w sfery, które nigdy wcześniej nie były poddane władzy państwowej: urodzenia, zgony, pogrzeby, małżeństwa, gospodarkę, życie rodzinne, edukację. W demokracji nie rządzi tyran-jednostka. To motłoch, lud, większość, masa jest tyranem. O wiele gorszym niż jakakolwiek jednostka ponieważ z tym pierwszym można walczyć i wyzwolić się spod jego wpływu. Z „wszystkimi” walczyć się nie da. Jedyna nadzieja w prawdziwych elitach, jednostkach na tyle świadomych, że są w stanie zrodzić coś, co może być początkiem odrodzenia społeczeństwa z otchłani demokratycznego bagna.
Adam Wielomski dogłębnie opisuje tragedię życia w świeckiej, zbiurokratyzowanej, socjalistycznej rzeczywistości zachodnich demokracji liberalnej:
„Wolności tej brak jednak tam, gdzie ona być powinna, czyli na dole. Zamiast autonomicznych prowincji, kwitnącej samorządności w miastach i na wsi, widzimy wszędobylski centralizm. Państwo zajmuje się wszystkim, wpycha swój nos w najdrobniejsze sprawy życia społecznego”[43].
I dodaje:
„Państwo współczesne – uważając się za racjonalne – w rzeczywistości jest przeracjonalizowane i zbiurokratyzowane. Nie jest więc racjonalne, lecz irracjonalne. Racjonalne państwo to takie, które poprzez swoje instytucje i prawa zapewnia maksimum rozwoju. Skoro współczesne państwo etatystyczne rozwój ten hamuje, to znaczy to, że jest irracjonalne. Rozbudowując się ponad miarę i pożerając wolność jednostek, działa na własną niekorzyść”[44].
Śmiertelny rozrost państwa biurokratyczno-socjalistycznego zaczyna się przeradzać w coś oczywistego. To zjawisko na które nie ma już żadnej reakcji w ciele społecznym. Społeczeństwo zaczyna się przyzwyczajać i akceptuje to, że państwo pożera coraz większą część rzeczywistości społecznej. Albert J. Nock pisze:
„Tak więc państwo „przekształca każdy nieprzewidziany wypadek w źródło siły” celem gromadzenia władzy, zawsze kosztem władzy społeczeństwa, a jednocześnie rozwija przy tym w ludziach nawyk przyzwalania. Przychodzą na świat nowe pokolenia, a każde z nich jest już odpowiednio przystosowane pod względem temperamentu – wydaje mi się, że w obecnym słownictwie amerykańskim mówi się „uwarunkowane” – do nowych przyrostów (przez aneksję) władzy państwowej i skłonne do akceptowania tego procesu ciągłego gromadzenia władzy jako zjawiska zupełnie normalnego. A przy tym wszystkie instytucjonalne głosy państwa łączą się w umacnianiu tej tendencji – ukazują to stopniowe przekształcanie władzy społecznej we władzę państwa nie tylko jako zjawisko normalne, ale wręcz zdrowe i konieczne dla dobra publicznego”[45].
Profesor Wielomski zauważa, że zjawisko rozrostu państwa doprowadza do opłakanych skutków:
„Wydarzenia ostatnich lat, miesięcy i tygodni wskazują na postępujący rozpad państwa demoliberalnego. Państwo to zajmuje się wszystkim, czym zajmować się nie powinno: szkołami, szpitalami, samotnymi matkami, zapinaniem pasów w samochodach, zwalczaniem narkomanii; a nie zajmuje się tym, do czego państwo zostało stworzone: dyplomacją, wojskowością, ochroną mienia i życia obywateli. Gigantyczny, biurokratyczny mechanizm jest zarazem wszechpotężny i bezradny jak dziecko. Wsuwa swoje macki gdzie się da, a nie potrafi poradzić sobie z jakimkolwiek problemem z domeny prawdziwego państwa”[46].
Gdzie Wielomski widzi normalność? W świecie tradycji, którego opisem zajmowali się w swojej twórczości Evola, czy Guénon:
„Aby zdać sobie w pełni sprawę z tego jak bardzo rewolucja nad nami zapanowała, trzeba sięgnąć po stare książki, gdzie opisany jest świat przedrewolucyjny. Świat ten charakteryzuje się brakiem państwa. Człowiek w porządku naturalnym nie spotyka na każdym kroku urzędnika, urzędniczyny i urzędasa; nie brnie przez gąszcz ustaw, przepisów i rozporządzeń; nie stara się o dziesiątki zezwoleń; nie umie wypełniać formularzy i druków. Dlaczego tego wszystkiego nie zna i nie umie? Gdyż żyje w świecie normalnym, w którym państwo nie podjęło inwazji na całość życia społecznego i ekonomicznego. W świecie tradycyjnym mamy do czynienia z tzw. autonomią rzeczywistości. Państwo akceptuje to, że istnieje świat przez nie zastany, uprzedni względem jego planów”[47].
Jakie zdaniem prof. Wielomskiego jest nowoczesne państwo, które określa mianem „rewolucyjnego”?
„Ale państwo rewolucyjne takie nie jest, gdyż nie szanuje autonomii rzeczywistości. Państwo rewolucyjne charakteryzuje się tym, że zawsze wie lepiej. To takie, gdzie urzędnik wie lepiej jak wydawać pieniądze podatników niż oni sami. Państwo rewolucyjne wszystkim zarządza i komenderuje; stara się wchłonąć maksimum kompetencji; zarządzać wszystkim i każdym; dysponować jak największymi sumami i rozdzielać tak, jak uważa za słuszne. Dlaczego państwo rewolucyjne lubi być wszędobylskie? Gdyż za pomocą prawa i decyzji chce interweniować w rzeczywistość, organizować na swój sposób żywą tkankę społeczną. Państwo rewolucyjne jest wielkim inżynierem, który wedle stworzonego przez intelektualistów planu przekształci społeczeństwo ze stanu naturalnego w stan udoskonalony. Rozum filozofa, urzędnika, ministra i planisty podejmie same słuszne decyzje. Wrogiem postępu okazuje się świat natury, który jest oporny wobec tych planów. Wrogiem są ci, którzy chcą myśleć samodzielnie lub wedle tradycyjnych schematów. Tym przeszkodom racjonalny planista musi się przeciwstawić, gdyż on wie lepiej”[48].
Amerykańsko-niemiecki myśliciel Hans Hermann-Hoppe świetnie opisuje skutki trwania masowej demokracji, której wyrazem jest socjalistyczno-biurokratyczne państwo „Lewiatan”:
„Po nieco mniej niż stu latach demokracji i redystrybucji wystąpiły wszystkie przewidywalne rezultaty. „Rezerwa” odziedziczona po przodkach najwyraźniej się wyczerpała. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat, od przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych poziom życia ludzi na Zachodzie pozostał w stagnacji lub nawet obniżał się. Dług „publiczny” oraz koszty funkcjonującego systemu ubezpieczeń społecznych i opieki medycznej powodowały, że realna stała się groźba załamania gospodarczego. Jednocześnie rozprzestrzeniły się niemal wszystkie formy niepożądanych społecznie zachowań – bezrobocie, uzależnienie od zasiłków, niedbalstwo, lekkomyślność, nieuprzejmość, psychopatia, hedonizm i przestępczość, zaś ilość konfliktów i konfliktów społecznych osiągnęła z czasem bardzo niebezpieczny poziom. Jeśli obecne trendy nie zmienią się, to można spokojnie przypuszczać, że zachodnie państwa opiekuńcze (socjaldemokracja) upadnie tak samo, jak upadł wschodni (rosyjski) socjalizm w końcu lat osiemdziesiątych”[49].
Hoppe kontynuuje opis fatalnych skutków demokracji na przykładzie Stanów Zjednoczonych:
„Niecałe stulecie panowania rozwiniętej demokracji w USA przyniosło temu krajowi postępującą demoralizację, rozpad więzi rodzinnych i społecznych oraz upadek kultury przejawiający się we wzroście liczby rozwodów, nieślubnych dzieci, aborcji i przestępczości. W wyniku powiększania przepisów antydyskryminacyjnych – tzw. akcji afirmacyjnej – oraz w związku z polityką imigracyjną opartą na zasadach niedyskryminacji, wielokulturowości i równości w każdym najdrobniejszym aspekcie życia społecznego Amerykanów obecny jest wpływ rządu i przymusowej integracji. Wiąże się z tym gwałtowny wzrost liczby konfliktów społecznych i rasowych oraz wzrost napięć i wrogości na tle narodowościowym i kulturalno-obyczajowym”[50].
Podsumowując swoje wywody na temat demokracji Hans Hermann-Hoppe stwierdza, że po upływie stulecia rezultaty demokracji są widoczne, jak na dłoni. Jego zdaniem ci, którzy posiadają jakiś majątek dźwigają tak wiele obciążeń podatkowych, że ich los jest równy losowi niewolnika a w najlepszym wypadku sługi. Dług publiczny osiągnął niespotykane do tej pory rozmiary a wszelkiego rodzaju aktywność społeczna i gospodarcza jest obwarowana absurdalną ilością przepisów[51]. Proces destrukcji związany z istnieniem i ingerencją państwa socjalnego w rzeczywistość społeczną postępuje:
„(…) im bardziej rosły wydatki na ubezpieczenia społeczne, obronę narodową i bezpieczeństwo publiczne, tym większej erozji poddawane były nasze prawa własności; tym bardziej metodycznie byliśmy wywłaszczani i tym efektywniej było konfiskowane, niszczona i pozbawiane wartości nasze mienie. W coraz większym stopniu pozbawiano nas także samej podstawy bezpieczeństwa: osobistej niezależności, siły gospodarczej i prywatnego majątku. Im bardziej narastała ilość papierowych przepisów, tym bardziej zwiększała się nieznajomość prawa i pokusa nadużyć, a miejsce prawa i porządku stopniowo zastępowało bezprawie. I w miarę jak my stawaliśmy się coraz bardziej bezbronni, zubożali, zastraszeni i niepewni, nasi przywódcy stawali się coraz bardziej skorumpowani, coraz lepiej uzbrojeni i coraz bardziej aroganccy”[52].
- Totalitarna demokracja
Juan Donoso Cortés w swojej słynnej „Mowie o dyktaturze” wygłoszonej w 1849 roku przestrzegał Hiszpanów przed tym, co czeka Europę w najbliższej przyszłości:
„Panowie, to są straszne słowa, ale nie powinniśmy powstrzymywać się od wypowiadania strasznych słów, jeśli mówią prawdę, a ja jestem zdecydowany ją powiedzieć. Wolność umarła! (…) Czy przeraża panów tyrania, w której żyjemy? Łatwo panów wystraszyć: będziecie świadkami gorszych jeszcze rzeczy. (…) Istota wszystkich waszych błędów, panowie (zwracając się ku ławom lewicy) polega na tym, że nie znacie kierunku cywilizacji i świata. Sądzicie, że cywilizacja i świat idą do przodu, podczas gdy cywilizacja i świat zawracają. Świat panowie, szybkimi krokami zmierza do ustanowienia despotyzmu, najgigantyczniejszego i najbardziej niszczycielskiego z istniejących w ludzkiej pamięci. Oto dokąd zmierza cywilizacja, oto dokąd zmierza świat”[53].
Pojęcie „totalitarnej demokracji” wprowadził w 1952 roku Jacob L. Talmon przeciwstawiając sobie dwa rodzaje demokracji: demokrację liberalną i demokrację totalitarną. Talmon przypisuje demokracji liberalnej brak stosowania przemocy. Z kolei cechą charakterystyczną jej totalitarnej odmiany, która jego zdaniem ma mesjanistyczny charakter, jest przemoc bezpośrednia. W genialny sposób opisuje totalitarną demokrację, ale w tym miejscu nie możemy zgodzić się z jego rozróżnieniem. Na poziomie istoty, demokracja liberalna i demokracja totalitarna nie są od siebie różne. Są tożsame. Są dwiema stronami tego samego medalu[54]. Włoski myśliciel Augusto del Noce definiuje totalitaryzm, jako „zinstytucjonalizowaną rewolucyjną przemoc”, na myśli mając oczywiście rewolucje czasów nowożytnych z francuską i marksistowską na czele, których utopijnym celem jest zbudowanie nowego człowieka i nowego świata[55].
Profesor Adam Wielomski nie ma wątpliwości, że demokracja liberalna jest zaprzeczeniem tradycji i ducha, który stworzył potęgę Europy:
„Liberalna demokracja wydaje się więc zaprzeczeniem porządku charakteryzującego naszą Łacińską Cywilizację. Tam, gdzie winien stać suweren, widzimy partyjną hołotę traktującą państwo – byt stworzony przez Boga i wynikły ze społecznej natury człowieka – jak prywatny folwark z którego trzeba czerpać partykularne korzyści, poobsadzać siebie i kolegów na intratnych posadkach. Na górze, zamiast autorytetu widzimy wolność, która prowadzi państwo w ramiona anarchii – tej córy demokratycznego Koryntu, która prowadzi do upadku wszystkie państwa zarażone jej wstydliwą chorobą suwerenności ludu. Na dole zaś, zamiast wolności grupowych i indywidualnych, szerzy się biurokracja i centralizacja. Demokratyczne państwo zmierza do tego, co za Jacobem Talmonem moglibyśmy określić mianem demokracji totalitarnej, czyli połączenia wolności na górze z totalitarnymi praktykami na dole”[56].
I dalej:
„Żyjemy dziś w takim ustroju, gdzie nie ma despotów, których zastąpiły demokratyczne parlamenty, wyłaniane w wolnych wyborach. Tym niemniej zakres naszej wolności systematycznie spada. Państwa jest coraz więcej, podatki są coraz wyższe, a urzędników przybywa”[57].
Zdaniem Augusto Del Noce charakterystyczną cechą nowego totalitaryzmu jest to, że „neguje tradycyjną moralność i religijność bez zachowywania jakiegokolwiek ich elementu”[58]. Demokracja jest zbudowana na fałszywym systemie wartości. To, co dla demokracji wartościowe, w każdym innym ustroju politycznym uznane zostałoby za zdegenerowane i dekadenckie. Lojalność, porządek, hierarchia, religijność, odpowiedzialność – wszystkie te wartości na których zbudowane zostały wielkie cywilizacje, nie znaczą nic dla demokracji. Na ich miejsce wynosi królową wszystkich demokratycznych wartości, czyli równość. Najbardziej fałszywą wartość, twór ludzkiego umysłu, nie występujący nigdzie w naturze. Za nią idą wolność, której demokracja nie postrzega na sposób Gómeza Dávili, jako „znalezienie sobie najlepszego Pana”, ale jako hedonistyczno-nihilistyczny sposób na robienie tego, czego impulsy i emocje jednostki zapragną w danej chwili. Demokracja pogardza platońską trójcą: dobrem, pięknem i sprawiedliwością. Zbudowana jest na najniższych, chtonicznych, zwierzęcych instynktach i impulsach. To doczesna religia motłochu i pospólstwa przejmujących dominację w państwie. Z teologicznego punktu widzenia demokracja jest herezją i bluźnierstwem ponieważ zaprzecza realizmowi i naturze świata, który czy nam się to podoba, czy nie, został zbudowany na zasadzie hierarchii a nie równości. Czczenie boga równości jest tożsame z wyzbyciem się Boga prawdziwego.
Najdoskonalszy, profetyczny opis nadchodzącej tyranii ustroju demokratycznego dał Alexis de Tocqueville. Fragment będący częścią jego opus magnum, jakim jest O demokracji w Ameryce, świadczy o geniuszu autora ponieważ został napisany w pierwszej połowie XIX wieku na długo zanim demokracja całkowicie zdominowała świat zachodni. Przenikliwość i głębia Tocqueville’a poruszają do dnia dzisiejszego:
„Kiedy próbuję sobie wyobrazić ten nowy rodzaj despotyzmu zagrażający światu, widzę nieprzebrane rzesze identycznych i równych ludzi, nieustannie kręcących się w kółko w poszukiwaniu małych i pospolitych wzruszeń, którymi zaspokajają potrzeby swego ducha. Każdy z nich żyje w izolacji i jest obojętny wobec cudzego losu; ludzkość sprowadza się dla niego do rodziny i najbliższych przyjaciół; innych współobywateli, którzy żyją tuż obok, w ogóle nie dostrzega; ociera się o nich, ale tego nie czuje. Człowiek istnieje tylko w sobie i dla siebie i jeżeli nawet ma jeszcze rodzinę, to na pewno nie ma już ojczyzny. Ponad wszystkimi panuje na wyżynach potężna i opiekuńcza władza, która chce sama zaspokoić ludzkie potrzeby i czuwać nad losem obywateli. Ta władza jest absolutna, drobiazgowa, pedantyczna, przewidująca i łagodna. Można by ją porównać z władzą ojcowską, gdyby celem jej było przygotowanie ludzi do dojrzałego życia. Ona jednak stara się nieodwołalnie uwięzić ludzi w stanie dzieciństwa. Lubi, gdy obywatelom żyje się dobrze, pod warunkiem wszakże, by myśleli wyłącznie o własnym dobrobycie. Chętnie przyczynia się do ich szczęścia, lecz chce dostarczać je i oceniać samodzielnie. Otacza ludzi opieką, uprzedza i zaspokaja ich potrzeby, ułatwia im rozrywki, prowadzi ważniejsze interesy, kieruje przemysłem, zarządza spadkami, rozdziela dziedzictwo. Że też nie może oszczędzić im całkowicie trudu myślenia i wszelkich trosk ich żywota!”[59].
Kontynuując odrysowuje obraz, który można uznać za jeden z najdoskonalszych opisów działania państwa socjalnego, które miało się narodzić na przełomie XIX i XX wieku:
„Wziąwszy w ten sposób w swoje potężne dłonie każdego człowieka po kolei i ulepiwszy go wedle własnego upodobania, władca pochyla się z kolei nad całym społeczeństwem. Oplątuje je siecią małych, zawiłych, drobiazgowych i jednolitych reguł, której zerwać nie potrafią nawet najoryginalniejsze umysły i najżywotniejsze duchy, chcące wznieść się ponad tłum. Nie łamie woli, lecz ją osłabia, nagina i opanowuje. Rzadko zmusza do działania, lecz zawsze staje na przeszkodzie wszelkiemu działaniu. Nie niszczy, lecz dba, by nic się nie rodziło. Nie tyranizuje – krępuje, ogranicza, osłabia, gasi, ogłupia i zamienia w końcu każdy naród w stado onieśmielonych i pracowitych zwierząt, których pasterzem jest rząd”[60].
Najlepszym dowodem na to w jakim kierunku ewoluuje liberalna demokracja jest to, co wydarzyło się na Zachodzie w związku z rzekomą pandemią COVID-19. Demokracja liberalna w starciu z tym zjawiskiem (czy też celowo tworząc problem) obnaża swoją prawdziwą, totalitarną twarz: nielegalne restrykcje, łamanie praw podstawowych, bezpośrednie implementowanie modelu państwa policyjnego, ingerowanie w prywatną własność, majątek i przedsiębiorstwa, „segregacja sanitarna” czyli bezpodstawne dzielenie ludzi na kategorie zgodnie z ich statusem zaszczepienia. Od dwóch lat takie zachowania stały się standardem w zachodnich demokracjach. Może dzięki temu zobaczymy czym tak naprawdę jest demokracja liberalna: kolejną, niebezpieczną formą tyranii. Jak wyglądają empiryczne przejawy demokratycznego totalitaryzmu? Mamy ich wokół siebie sporo: ograniczanie wolności słowa, ingerencja państwa w gospodarkę i przepływy finansowe, użytkowanie zaawansowanej technologii w celu kontroli społecznej, próba usunięcia gotówki i przejścia na pieniądz elektroniczny (rejestracja transakcji przez instytucje państwowe celem ich opodatkowania), zanegowanie różnic pomiędzy ludźmi i fanatyczne promowanie „równości” (która musi zostać zaimplementowana przemocą, jeśli nie da się tego zrobić dobrowolnie), niesłychanie wysoki poziom opodatkowania osiągający poziom tyranii fiskalnej, ingerencja państwa w sfery, którymi nigdy dotąd się nie zajmowało, jak edukacja, życie rodzinne, przymusowy system emerytalny, państwowa służba zdrowia, „przewartościowanie wszystkich wartości”, nazywanie „zła dobrem a dobra złem” (aborcja, rozwody, kwestie samoobrony), odebranie prawa do posiadania broni i prawa do zbrojnego wystąpienia przeciwko państwu w momencie osiągnięcia przez niego poziomu politycznej tyranii[61]. To wszystko praktyczne przejawy nowego, rodzącego się totalitaryzmu, który za sprawą wykorzystania zaawansowanej technologii może okazać się najgorszym totalitaryzmem i najgorszą formą tyranii z jaką ludzkość kiedykolwiek miała do czynienia.
- Czas działania.
Realność i wzrost demokratycznego totalitaryzmu trwa od co najmniej dwustu lat. Przestrzegali przed nim Tocqueville, Nietzsche, Donoso Cortés i ich kontynuatorzy w XX wieku. Demokratyczny (ludowy) totalitaryzm urzeczywistnił się w XX wieku za sprawą III Rzeszy i Związku Radzieckiego. Państwa te z punktu widzenia natury i istoty ustroju politycznego są tożsame z demo-liberalnym totalitaryzmem przełomu XX i XXI wieku ponieważ podobnie, jak on zbudowane są na woli masy i motłochu materializowanej w rządach jednej partii, lub pozornie wielu, tak naprawdę niewiele się od siebie różniących partii wybieranych w demokratycznym procesie głosowania[62]. Państwa te różnią się tylko metodami implementacji totalitaryzmu. Dlaczego są państwami totalitarnymi? Ponieważ wszystkie są demokracjami, czyli państwami zbudowanymi na władzy masy, które wyszły z fazy zwykłej demokracji ludowej i przekształciły się w państwa totalne, regulujące każdy aspekt życia społecznego. Mamy tysiące drobnych przykładów implementowanych w ciągu dziesięcioleci przez współczesnych totalitarystów, które dzisiaj urastają do pełnego obrazu: augustiańskie państwo ziemskie zaczęło dominować i pochłaniać wszystko co znajduje się na jego drodze. Państwo Boże jest w odwrocie, istniejąc już tylko w niewiele znaczącej i niewiele mogącej sferze prywatnych idei, przemyśleń pewnych autorów i powiązanych z nimi nielicznych grupek intelektualistów. Augusto Del Noce podkreśla, co jest logiczną konsekwencją takiego stanu rzeczy: „W rzeczy samej, proszę o tym pomyśleć, system, który próbuje zaimplementować miasto boże do świata, jako rzeczywistość zbudowaną przez człowieka, może logicznie dojść do tylko jednego wniosku, do ubóstwienia samego człowieka”[63].
Profesor Allan Bloom interpretując filozofię Nietzschego wzywa za tym niemieckim filozofem do buntu przeciwko demokracji:
„Przedmiotem krytyki Nietzschego była oczywiście nowożytna demokracja. Jej racjonalizm i egalitaryzm są zabójcze dla twórczości. Codzienne życie w demokracji oznacza dla niemieckiego filozofa wtórne zezwierzęcenie człowieka w warunkach cywilizacji. Nikt i w nic już naprawdę nie wierzy, każdy pogrążą się we frenetycznej pracy i frenetycznej zabawie, nie chcąc spojrzeć w oczy prawdzie o śmierci Boga, nie chcąc zaglądać w otchłań. Nawoływanie do buntu przeciwko demokracji liberalnej jest u Nietzschego dobitniejsze i bardziej radykalne niż u Marksa. Nietzsche dodaje, że lewica, czyli socjalizm, nie stanowi przeciwieństwa szczególnej odmiany prawicy, czyli kapitalizmu, lecz jej uzupełnienie. Wołanie Nietzschego rozlega się z prawicy, lecz prawicy nowego rodzaju – wykraczającej poza kapitalizm i socjalizm, główne siły napędowe świata”[64].
Wtóruje mu Robberto de Mattei nawołując do powstania przeciwko światu relatywizmu i dekadencji:
„Marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy. Pierwszym jest negacja istnienia prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim – instytucjonalizacją dewiacji moralnych objawiającą się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzecim wreszcie – wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra. Do tego momentu właśnie doszliśmy. Żyjemy w społeczeństwie hołdującym swoistemu antydekalogowi, w którym dozwolone jest wszystko poza publicznym deklarowaniem wierności zasadom porządku naturalnego i chrześcijańskiego. Jest to zarazem ostatni moment, aby przeciwstawić się dyktaturze relatywizmu. Jest to również czas odpowiedni, by nabrać przekonania, że Kościół i nasza cywilizacja, zachodnia i chrześcijańska, posiada śmiertelnych wrogów wewnętrznych i zewnętrznych, których zwalczanie jest naszym obowiązkiem nie tylko prawnym, ale i moralnym”[65].
Kim są ci wrogowie wewnętrzni i zewnętrzni? Aby rozpocząć walkę konieczne jest zidentyfikowanie i nazwanie przeciwnika. Bez tego skąd mielibyśmy wiedzieć z kim walczyć? Zdaniem Carla Schmitta istotą polityki jest podział na swoich i wrogów. Bez tego podziału polityka nie istnieje. Rzeczywistość społeczna nie pozostawia złudzeń. Wrogiem jest demokrata, relatywista, ateista reprezentowany w społeczeństwach Zachodu przez klasę polityczną głównego nurtu i urzędników instytucji socjalnych. Do tego zaliczyć należy materialistów opętanych przez bożka pieniądza, którzy wspomagają i utrzymują system demokratyczny przy życiu, depcząc prawdę i wartości moralne w imię zysku. Dochodzimy do wniosków o których większość współczesnych, również wśród intelektualnych elit, boi się podjąć. Współczesne demokracje socjalne na Zachodzie są najbardziej zdegenerowanymi formami demokracji z jakimi mieliśmy do czynienia w toku historii. To w wyniku działalności państw demokratyczno-liberalnych Cywilizacja Zachodnia umiera. Tym samym zachodnie demokracje stają się największym wrogiem każdego człowieka kultury zachodniej, który wyższe zasady tworzące naszą cywilizację uznaje za nadrzędne i konieczne dla przetrwania. Rakiem toczącym cywilizację zachodnią jest model demokratyczno-liberalnego państwa socjalnego i jego politycznych żołnierzy: klasy politycznej głównego nurtu i podległych im biurokratów i służb wszelkiego rodzaju[66]. Należy rozmontować i z największą bezwzględnością potępić model państwa socjalnego (nazywanego przez Amerykanów „nanny state”), jako śmiertelnie niebezpiecznego dla przetrwania społeczeństwa. Za uśmiechniętą, pomocną, empatyczną i ciepłą twarzą tego państwa, które wyciąga swoją rękę dbając o człowieka w momencie narodzin, w procesie edukacji, w momencie, gdy utraci pracę, a nawet na starość, kryje się demoniczna próba zniewolenia i odebrania samodzielności a tym samym sił witalnych potrzebnych do przetrwania.
Nie lękajmy się nazywać rzeczy po imieniu: demokrata to kłamca. Demokrata to złodziej ukrywający pod płaszczykiem socjalistycznej nowomowy pokroju „sprawiedliwości społecznej” swoją nieokrzesaną chęć posiadania cudzego i konfiskaty prywatnego majątku. Demokrata to istota pozbawiona honoru. Demokrata to ignorant. Demokrata to tchórz chowający się niczym małe dziecko za płaszczykiem instytucji państwa socjalnego. Demokrata to kłamca. Demokrata to utopista. Demokrata to zaprzeczenie wszystkiego, co sprawiedliwe i uczciwe. Demokrata to jakobin. Demokrata to nazista. Demokrata to bolszewik. Demokrata to przedstawiciel demoliberalizmu. W końcu: demokrata to materialista. Wyrzućmy na śmietnik wszelkie idee, które narodziły się wraz z reformacją, wszelkie niszczące cywilizację zachodnią „-izmy”. Reformacja rozpoczęła proces upadku. Za nią przyszedł humanizm, za nim liberalizm, jakobinizm, socjalizm, marksizm, totalitaryzm. Wraz z nimi pomniejsze toksyczne ideologie, jak feminizm. Myśliciele ostatnich stuleci wybierali sobie jedną zasadę, która ich zdaniem była kluczowa w rzeczywistości. Dla marksistów były to czynniki ekonomiczne, dla tradycjonalistów Tradycja, dla feministek wojna płci, dla freudystów seks i to, co nieświadome. Średniowiecze w tym miejscu ustanawiało pojęcie Boga, Islam Allaha, czyli wszystko, całość, jedność, najwyższego stwórcę, który obejmuje w swoim jestestwie wszelkie aspekty rzeczywistości, nie atomizując jej, będąc jednością stapiającą wszystkie części w całość. Tej całości rozpaczliwie brakuje współczesnemu Zachodowi.
Demokracji, podobnie, jak wszelkim jej przejawom pod postacią komunizmu i socjalizmu należy wypowiedzieć bezwzględną wojnę. To jednocześnie wojna wypowiedziana tak zwanemu „nowoczesnemu światu”, jak widzieli to Evola i Guénon. Wrogiem jest demokrata, biurokrata, socjalista, którego celem jest konfiskata prywatnego majątku. Wrogiem są demokratyczne i socjalistyczne instytucje, służbiści systemu, którym należy wyraźnie powiedzieć: „non serviam!”. Demokracja, kapitalizm, demon ekonomizmu, konsumpcjonizm, ateizm, feminizm, egalitaryzm, negacja hierarchii i kastowości, to wszystko objawy śmiertelnej choroby toczącej trupa cywilizacji zachodniej. Tylko walka z dekadencją może ocalić Święty Zachód. Atak wymierzony w demokrację i jej wyznawców musi być bezwzględny ponieważ stawką jest przetrwanie naszej cywilizacji. Każdego dnia demokracja utrzymuje fasadę dobrobytu pod którą kryje się zwiotczałe ciało zdegenerowanego społeczeństwa, chylącego się ku upadkowi. Stawką jest więc przetrwanie i przyszłość naszego kręgu kulturowego. To, co nam w ostateczności pozostaje w starciu z patologiami nowoczesności z których największą i najbardziej szkodliwą jest religia demokracji i równości, to do czego jesteśmy zobowiązani w obliczu upadku Zachodu to postępowanie zgodnie ze starożytnymi maksymami: sic semper tyrranis! Deus vult![67].
Mariusz Skrobała
BIBLIOGRAFIA:
- Bartyzel J., Śmiertelny bóg demos. Pięć wykładów o demokracji i jej krytykach, Fijorr Publishing, Warszawa 2009.
- Bloom A., Umysł zamknięty. O tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2012.
- Del Noce A,, The Crisis of Modernity, McGill-Queen’s University Press, Montreal & Kingston, London, Chicago, 2014.
- Donoso Cortés J. D., O katolicyzmie, liberalizmie i socjalizmie, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2017.
- Evola J., Revolt against the modern world, Inner Traditions International, Rochester, Vermont, 1995.
- Gómez Dávila N., Nowe scholia do tekstu implicite, Wydawnictwo Furta Sacra, Warszawa 2008.
- Guénon R., The Crisis of the Modern World, Sophia Perennis, Hillsdale NY.
- Hoppe H.H., Demokracja – bóg, który zawiódł. Ekonomia i polityka demokracji, monarchii i ładu naturalnego, Fijorr Publishing, Chicago-Warszawa, 2006.
- Jung E. J., Władztwo miernot. Jego rozpad i zastąpienie przez Nowe Imperium, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2019.
- Mattei R., Dyktatura relatywizmu, Wydawnictwo PROHIBITA, 2009.
- Nock A. J., Państwo nasz wróg. Klasyczna krytyka wprowadzająca rozróżnienie między rządem a państwem, Instytut Liberalno-Konserwatywny, Warszawa-Lublin, 2017.
- Platon, Państwo, Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2003.
- Schmitt C., Teologia polityczna i inne pisma, Aletheia, Warszawa 2012.
- Talmon J. L., The Origins of Totalitarian Democracy, Secker & Warburg, London 1953.
- Tocqueville A. de, O demokracji w Ameryce, PIW, Warszawa 1976.
- Wielomski A., Dekalog konserwatysty, Wydawnictwo Megas Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, Warszawa 2012.
[1] „Broń może się zmieniać, być fizyczna lub psychologiczna, ale nie powinniśmy zakładać, że psychologiczne prześladowania są w jakimkolwiek stopniu mniej straszne”, A. Del Noce, Authority versus Power, w: A. Del Noce, The Crisis of Modernity, McGill-Queen’s University Press, Montreal & Kingston, London, Chicago 2014, s. 230, tłum. Autor.
[2] Czym różnią się Talibowie wysadzający w powietrze posągi Buddy w Afganistanie od zwolenników zachodniej lewicy i ruchu Black Lives Matter niszczących historyczne pomniki amerykańskich Konfederatów? Ich fanatyzm jest identyczny, różnią się jedynie ideologią.
[3] A. Wielomski, Dekalog konserwatysty, Wydawnictwo Megas Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, Warszawa 2012, s. 48.
[4] „(…) opinia większości nie może być niczym innym, jak tylko wyrazem niekompetencji, czy to wynikającej z braku inteligencji czy z czystej ignorancji”, R. Guénon, The Crisis of the Modern World, Sophia Perennis, Hillsdale NY, s. 75, tłum. Autor.
[5] „Duch ludzki utracił w ciągu wielowiekowego rozwoju wewnętrzną jedność. Człowiek cywilizowany wyparł się boskiego rozumu i odciął się od korzeni własnej duszy, aby ugrzęznąć w tym, co materialne”, E. J. Jung, Władztwo miernot. Jego rozpad i zastąpienie przez Nowe Imperium, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2019, s. 17.
[6] Najlepszym przykładem demokratycznego bezsensu i próżniactwa jest klasa urzędnicza państw demokratycznych. Niczym szarańcza ingeruje w każdy aspekt rzeczywistości społecznej, próbuje regulować i ingerować we wszelkie przejawy aktywności. W rzeczywistości jedyne co robi to przeszkadza, uniemożliwia działanie, konfiskuje prywatny dochód i majątek, ingeruje w obszary w których nie ma moralnego prawa się znajdować. Wszystko tylko po to by „istnieć” i konsumować. Nie ważne, że niepotrzebnie i szkodliwie. Brzuch demokraty ma być pełen, sensowność i moralna strona działania nie mają dla niego żadnego znaczenia. Obsesja kontroli dominuje całkowicie.
[7] Carl Schmitt słusznie zauważył, iż „wiara, że władza pochodzi od ludu, upodabnia się do wiary, że każda władza zwierzchnia pochodzi od Boga. Prowadzi to do powstania różnych form władzy i ma różne konsekwencje prawne dla kształtu politycznej rzeczywistości. Naukowa analiza demokracji będzie musiała zapuścić się w całkiem nieznane rejony, które określam mianem politycznej teologii”, C. Schmitt, Duchowa i historyczna sytuacja dzisiejszego parlamentaryzmu, w: C. Schmitt, Teologia polityczna i inne pisma, Aletheia, Warszawa 2012, s.175. Wtóruje mu niezrównany Nicolás Gómez Dávila: „Demokrata głośno wykrzykuje: „Vox populi vox Dei, i cicho szepcze: quia populus deus est”, N. Gómez Dávila, Nowe scholia do tekstu implicite, Wydawnictwo Furta Sacra, Warszawa 2008, t. II, s. 43.
[8] N. Gómez Dávila, dz. cyt., t. I, s. 177.
[9] „Druga forma racjonalizmu, która stała się dominująca po II Wojnie Światowej i rozprzestrzenia się od tego czasu, mówi o śmierci Boga. To przejście z boskiej immanencji do radykalnego ateizmu”, A. Del Noce, The Idea of Modernity, w: A. Del Noce, dz. cyt., s. 9, tłum. Autor.
[10] A. Del Noce, The Shadow of Tomorrow, w: A. Del Noce, dz. cyt., s. 110, tłum. Autor.
[11] „W demokracji prawdę można by zdefiniować jako zgodność twierdzenia z mniemaniem większości wyrażonej w głosowaniu”, A. Wielomski, dz. cyt., s. 19.
[12] Tamże, s. 20.
[13] Tamże, s. 86.
[14] Jacek Bartyzel pisząc o rewolucyjnym socjalizmie, faszyzmie i narodowym socjalizmie zauważa: „Przypomnijmy naprzód, że wszystkie te ideologie i systemy są w swojej genezie i istocie plebejskie, masowe, kolektywistyczne, oparte o mobilizację mas, zdecydowanie antytradycjonalistyczne”, J. Bartyzel, Śmiertelny bóg Demos. Pięć wykładów o demokracji i jej krytykach, Wydawnictwo Fijorr, Warszawa 2009, s.35.
[15] E. J. Jung, dz. cyt., s. 24.
[16] Tamże, s. 46.
[17] Tamże, s 47.
[18] Tamże.
[19] Tamże, s 49.
[20] Tamże.
[21] Tamże, s. 99.
[22] Tamże, s. 165.
[23] A. Wielomski, dz. cyt., s. 35.
[24] Whitehead miał rację uznając, że „cała filozofia to zbiór przypisów do Platona”.
[25] Platon, Państwo, Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2003, 560 E, 561 A.
[26] Tamże, 561 C, D.
[27] Tamże, 561 E.
[28] Tamże, 562 C.
[29] Tamże, 562 E.
[30] Tamże, 563 D.
[31] Tamże, 564 A.
[32] R. Guénon, dz. cyt., s. 73, tłum. Autor.
[33] Tamże, s. 74, tłum. Autor.
[34] Jakie są empiryczne przejawy demokratycznej przemocy? Narzędzia ucisku podatkowego z podatkiem dochodowym na czele, prawa antydyskryminacyjne mające na celu siłowe powstrzymanie poszczególnych grup i jednostek od wzajemnych konfliktów, totalitarne instytucje stawiające się ponad wolą rodziny, jak niemiecki Jugendamt, czy norweski Barnevernet, implementacja modelu państwa policyjnego, monopolizacja przemocy przez państwo (jak u C. Schmitta) itd. Dla przykładu polskie służby skarbowe otrzymują informacje o transakcjach finansowych dzięki podłączonym do Internetu kasom fiskalnym. To rozwiązanie rodem z najgorszych totalitaryzmów o których przestrzegali G. Orwell i A. Huxley w swoich książkach. Gdyby Związek Radziecki dysponował w przeszłości podobną technologią, na pewno postąpiłby tak, jak czynią to dzisiaj zachodnie demokracje i ich służby skarbowe. Ingerencja państwa w prywatne transakcje jest moralnie niedopuszczalna w każdym zdrowym ustroju politycznym. W totalitaryzmach jest czymś naturalnym. To kolejny przykład ukazujący prawdziwą naturę liberalnej demokracji.
[35] Tamże s. 76, tłum. Autor.
[36] Tamże, s. 78, tłum. Autor.
[37] A. Wielomski, dz. cyt., s. 193.
[38] Hans-Hermann Hoppe zauważa: „Każdy, o ile tylko odwołuje się przy tym do ideałów demokracji, może otwarcie pożądać własności innych. Każdy także może wręcz dać upust swemu pragnieniu cudzej własności, pod warunkiem że uda mu się wejść w szeregi władzy. W demokracji zatem potencjalnym zagrożeniem staje się każdy obywatel. W rezultacie ustój demokratyczny pozwala na systematyczne umocnienie powszechnego, niemoralnego i antyspołecznego pragnienia cudzej własności. Każda żądza jest usprawiedliwiona, o ile tylko wygłasza się ją publicznie pod specjalną osłoną wolności słowa. Wszystko można powiedzieć, do wszystkiego rościć sobie prawo – wszystko jest do wzięcia. Nawet, jak mogłoby się wydawać, najlepiej ugruntowane prawa własności nie zostają wyłączone spod redystrybucyjnych zakusów. Co gorsza, ze względu na powszechny charakter wyborów, do władzy dochodzić będą ci członkowie społeczeństwa, którzy są w znacznym stopniu – lub nawet całkowicie – pozbawieni hamulców moralnych przed zabieraniem cudzej własności. Po szczeblach władzy piąć się będą ludzie amoralni, sprawni demagodzy i blagierzy najbardziej wprawni w pozyskiwaniu większości garścią niemoralnych i sprzecznych obietnic. Sytuacja więc ze złej zamienia się na jeszcze gorszą”, H. H. Hoppe, Demokracja – bóg który zawiódł. Ekonomia i polityka demokracji, monarchii i ładu naturalnego, Fijorr Publishing, Chicago-Warszawa 2006, s. 136-137.
[39] J. Evola, Revolt against the modern world, Inner Traditions International, Rochester, Vermont, 1995, s. 341-342, tłum. Autor.
[40] J. L. Talmon, The Origins of Totalitarian Democracy, Secker & Warburg, London 1953, s. 4, tłum. Autor.
[41] J. Bartyzel, dz. cyt., s. 168.
[42] Profesor Wielomski doskonale opisuje paranoiczny rozrost państwa w demokracji: „Idiotyzm akcji mleko polega jednak na czymś innym. Czy widział ktoś aby w normalnym państwie ministrowie zajmowali się mlekiem w szkole podstawowej? U nas zajmują się mlekiem dla uczniów, gimbusami i tym podobnymi rzeczami, którymi winni zajmować się rodzice uczniów, a w najgorszym wypadku władze samorządowe. Akcja mleko pokazuje jedynie absurd biurokratyzacji i centralizmu demoliberalnego państwa. Za Anatolem France’m moglibyśmy dziś powiedzieć, że „nie mamy już państwa, mamy biurokrację”. Jeśli ministrowie zajmują się mlekiem dla uczniów w Pcimiu Dolnym, to znaczy, że bajki o samorządach i decentralizacji można wyrzucić na śmietnik. Reforma samorządowa Jerzego Buzka okazuje się najbardziej centralistyczną reformą decentralizacyjną w historii Europy. Dlaczego? Dlatego, że mamy demokrację. Ta jest zaś wrogiem decentralizacji. Gdybyśmy mieli parlament złożony z pięciu partii o decentralistycznych programach, to efektem ich rządów byłby wzrost centralizmu. Wynika to stąd, że etatyzm jest naturalnym dzieckiem demokracji. Rządzący politycy, aby wygrać, muszą wykazać się przed wyborcami ze swojej aktywności i troski o ich sprawy. A jak to zrobić inaczej, niż przez kolejne reformy, udoskonalenia, zasiłki, regulacje prawne itp.? Nie ma innego sposobu. Kowalscy nigdy nie dowiedzieliby się jak SLD dba o ich dzieci, gdyby MEN nie dałby im mleka. Przeciętny wyborca nie zrozumie, że MEN dba o jego dzieci, gdyż najpierw został ograbiony przez rząd”, Adam Wielomski, dz. cyt., s. 183.
[43] Tamże, s. 184.
[44] Tamże, s. 213.
[45] A. J. Nock, Państwo nasz wróg. Klasyczna krytyka wprowadzająca rozróżnienie między rządem a państwem, Instytut Liberalno-Konserwatywny, Warszawa-Lublin, 2017, s. 15.
[46] A. Wielomski, dz. cyt., s. 60.
[47] Tamże, s. 95.
[48] Tamże.
[49] H. H. Hoppe, dz. cyt., s. 155.
[50] Tamże, s. 16.
[51] Tamże, s. 139.
[52] Tamże, s. 139-140.
[53] J. Donoso Cortés, Mowa o dyktaturze, w: J. Donoso Cortés, O katolicyzmie, liberalizmie i socjalizmie, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2017, s. 308.
[54] Podobnie zapatrywał się na kapitalizm i komunizm Julius Evola wyrażając zdanie, że obydwie ideologie są dwiema odmianami tej samej idei, która na piedestał wynosi czynnik ekonomiczny czyniąc z niego najważniejszy element rzeczywistości.
[55] „W aktualnej książce, starałem się wykazać, że samobójstwo jest filozoficznym przeznaczeniem rewolucji, w tym sensie, że nie może ona wykroczyć poza opartą na przemocy i nihilizmie fazę dewaluacji wartości, które wcześniej były uznawane za dominujące. Politycznym towarzyszem tej dewaluacji jest totalitaryzm, czyli zinstytucjonalizowana rewolucyjna przemoc”, A. Del Noce, Violence and Modern Gnosticism, w: A. Del Noce, dz. cyt., s. 25, tłum. Autor.
[56] Adam Wielomski, dz. cyt., s. 185.
[57] Tamże, s. 190. Alexis de Tocqueville, zaznaczył, że „wydaje się, że gdyby w dzisiejszych demokratycznych społeczeństwach zapanował despotyzm, miałby on odmienne oblicze. Byłby bardziej wszechobecny i łagodniejszy, degradowałby człowieka nie dręcząc go zbytnio”, A. de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, PIW, Warszawa 1976, tom drugi, część czwarta, rozdział szósty, s. 469.
[58] A. Del Noce, The Shadow of Tomorrow, w: A. Del Noce, dz. cyt., s. 94, tłum. Autor.
[59] A. de Tocqueville, dz. cyt., s. 469-470.
[60] Tamże, s. 470.
[61] Jednym z powodów uchwalenia drugiej poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych dającej Amerykanom prawo do posiadania broni była nie tyle chęć zapewnienia możliwości samoobrony, co zbrojnego wystąpienia przeciwko państwu jeżeli przekształci się ono w tyranię. Stany Zjednoczone powstały właśnie w ten sposób, kiedy osadnicy wystąpili zbrojnie przeciwko uciskowi podatkowemu Wielkiej Brytanii.
[62] Dla przykładu, nie ma żadnych istotnych różnic pomiędzy partiami głównego nurtu w Polsce: PiS, PO, Lewicą, PSL. Konflikt pomiędzy nimi jest pozorny i oscyluje wokół mało istotnych kwestii. Mogą się kłócić o wysokość podatku VAT, czy PIT, ale żadna z nich nie postuluje likwidacji systemu, albo jego gruntownej zmiany.
[63] A. Del Noce, Eric Voegelin and the Critique of the Idea of Modernity, w: A. Del Noce, dz. cyt., s. 299, tłum. Autor.
[64] A. Bloom, Umysł zamknięty. O tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2012, s. 182.
[65] R. De Mattei, Dyktatura relatywizmu, Wydawnictwo PROHIBITA, 2009, s. 45.
[66] „Państwo demoliberalne jest dziełem zrobionym przez prawników i dla prawników. Gąszcz przepisów jest wymarzonym rajem dla tej profesji”, Adam Wielomski, dz. cyt., s. 41.
[67] Profesor Wielomski pisze: „Bogoczłowieczeństwo to najważniejsza herezja naszych czasów. To bogoludzie obalili tradycyjny porządek, wyrażający wieczne prawa natury. To z ich szeregów rekrutują się prowodyrzy wszystkich rewolucji i innych buntów przeciwko Wiecznej Rzeczywistości. Wczoraj byli za wolnością wyznania, dziś są za suwerennością ludu, jutro za proletariatem światowym, pojutrze przeciwko karze śmierci i za zabijaniem dzieci poczętych. Dopiero jak wytępimy to szatańskie plemię, świat wróci w stare, dobre koleiny tradycji, wyrażającej esencję rzeczywistości”, A. Wielomski, dz. cyt., s. 53.
Śmierć d***kratycznym imperialistom ze zgniłego Zachodu – przeklętym wrogom narodowo-katolickiej, polskiej klasy chłopsko robotniczej!!
Posłać atomówki Kuklińskiemu, Jeziorańskiemu, Wałęsie, JPII, Michnikowi, Geremkowi i Balcerowiczowi.
Jakoś się tak jednak dziwnie składa, że, chociaż istnieje wiele krajów demokratycznych, a jednocześnie biednych, zacofanych i skorumpowanych (np Ukraina), to jednak nie istnieje ani jeden kraj cywilizowany, wolnorynkowy, praworządny i bogaty, który by nie był demokratyczny.
Wychodzi więc na to, że chociaż demokracja nie wytwarza automatycznie dobrobytu, to jednak jest tego dobrobytu warunkiem koniecznym, chociaż nie wystarczającym.
To nie jest prawda. Całe bogactwo Zachodu zostało wypracowane przez hierarchiczno-kastowe monarchie. Demokracja, która zapanowała na dobre dopiero w XX wieku przejada dorobek poprzednich stuleci i ustrojów. Przykład? Imperium Brytyjskie nie było demokratyczne. Współczesna demokratyczna Wielka Brytania przejada wypracowane przez nie bogactwo i z roku na rok staje się coraz biedniejsza i mniej znacząca w skali międzynarodowej.
Nic bardziej mylnego. Bogactwo wytworzone do II wojny światowej jest mizerne w porównaniu z tym, które wygenerował okres powojenny.
Wielka Brytania nic nie przejada – jej PKB nadal rośnie. A, że znaczy mniej? No cóż, w końcu reszta świata poszła w ślady Wielkiej Brytanii. Widocznie dotychczasowa, silna pozycja wynikała w dużej mierze z faktu, że Wielka Brytania posiadała u siebie dobrej jakości rozwiązania ustrojowe, podczas gdy reszta świata tkwiła czarnej D. To się zmienia. Dolewanie wody do spirytusu procentowo też zmniejsza jego moc.
W żadnym wypadku. Bogactwo Zachodu akumulowało się stopniowo od początku rewolucji przemysłowej, aż do dzisiaj, kiedy jest większe niż kiedykolwiek w historii. Dzisiejszy brytyjski PKB per capita jest ponad sześciokrotnie wyższy niż ten w czasach apogeum imperium brytyjskiego, na początku XX wieku.
Jednocześnie z tą akumulacją rósł poziom demokratyzacji społeczeństw Zachodu. Dokładnie ten sam proces – wytwarzania bogactwa i stopniowego wzrostu demokracji – zachodził też w niektórych społeczeństwach niezachodnich, jak Japonia, Tajwan, czy Korea południowa.
Zjawiska te są zatem ściśle skorelowane, można jedynie dyskutować, jaka jest tu zależność przyczynowo-skutkowa – pilaster nie ma co do tego pewności.
1) PKB to termin ze współczesnej ekonomii, który jest czystą statystyką i nic nie znaczy. To tak samo, jak powiedzieć, że we Francji i Wielkiej Brytanii nie ma katastrofy demograficznej ponieważ populacja wzrasta… wzrasta populacja azjatycka i afrykańska, francuska i brytyjska wymiera.
2) Wzrost PKB to kreatywna księgowość. Wzrost bogactwa może i występuje, ale wzrasta bogactwo państwa socjalnego, które konfiskuje prywatny majątek i dochód a bogactwo społeczeństwa nieustannie się zmniejsza! Kogo na Zachodzie stać dzisiaj na 10-kę dzieci? A jeszcze 100 lat temu nie był to problem dla farmera, górnika, robotnika. Większości ludzi nie stać dzisiaj na 2-kę. To jest ten wspaniały wzrost bogactwa na Zachodzie??? Niemieccy emeryci sprzedają mieszkania, żeby przeżyć… przykłady można mnożyć.
3) Spójrz na polskie miasta i poniemieckie kamienice. Jaka jest wielkość znajdujących się tam mieszkań. Można było je 100 lat temu utrzymać? A dzisiejszy standard? 37 metrów to max. 70 to luksus dla bogaczy. Wchodzisz do „nowoczesnego” bloku i czujesz się, jak w klatkach dla szczurów.
4) Pewien profesor słusznie zauważył, że dzięki rozwojowi technologii bieda dzisiaj inaczej wygląda. Łatwiej się umyć, łazienka to standard, czyste ubrania masowo produkowane w Azji są dość łatwo dostępne… nie zmienia to faktu, że jeżeli rodzina nie posiada majątku (nieruchomości, ziemi itd.) to należy do klasy odpowiadającej wiejskim parobkom (jedyne co to dzisiaj są parobkami służącymi nie Panu na zamku, ale korporacji).
Skoro PKB „nic nie znaczy” i to „kreatywna księgowość”, to proszę zaproponować jakiś alternatywny sposób pomiaru poziomu bogactwa i dobrobytu. Oczywiście sposób obiektywny, ilościowy, o co najmniej nie niższym poziomie miarodajności niż PKB. I na podstawie tego alternatywnego wskaźnika dopiero wykazywać swoje tezy o ubożeniu Zachodu.
Takie wskaźniki oczywiście istnieją, – przykładowo wartość zakumulowanego majątku – chociaż nie są tak popularne jak PKB, ponieważ są trudniejsze w użytkowaniu i gorzej dostępne.
Jednak nawet posługując się tymi alternatywnymi wskaźnikami widać, że wynik jest ten sam – Zachód nadal się bogaci, chociaż wolniej niż niektóre kraje niezachodnie. Tempo przyrostu bogactwa, zresztą spada w miarę bogacenia się – w każdym kraju i w każdej kulturze. W końcu każdy kraj dochodzi do pewnego docelowego poziomu bogactwa (PKB per capita), zwanego myląco „pułapką średniego dochodu”. Myląco, ponieważ poziom tej pułapki bardzo się różni w zależności od kraju. I jakoś tak się dziwnie składa że kraje Zachodu mają ten poziom ustawiony o wiele wyżej, niż kraje niezachodnie.
„Utrzymać rodzinę” w XIX wieku oznaczało zupełnie co innego niż utrzymać rodzinę w wieku XXI W XIX stuleciu wystarczyło zapewnić dzieciom biologiczne przeżycie – jedzenie, jakie takie odzienie – jeden komplet i jakieś ciepłe schronienie zimą. Wykształcenie już nie było wymagane.. Obecnie inwestuje się w dzieci duuużo więcej. Wyjazdy wakacyjne, wyjazdy zimowe na narty, wykształcenie, obecnie przeważnie wyższe, osobne pokoje dziecięce, podróże zagraniczne, etc, etc…
W mieszkaniach o powierzchni 100 m2 w okresie secesji mieszkali przedstawiciele warstw społecznych, które dzisiaj zajmują willowe osiedla w podmiejskich miejscowościach. W mieszkaniach 40-60 metrowych obecnie mieszkają przedstawiciele klas, które przed I wojną św. wieku gnieździły się stłoczone w suterenach i na poddaszach, bez ogrzewania, prądu, kablówki, bieżącej wody i kanalizacji.
Od razu widać też, że krytycy korporacji, wyzywający ich pracowników od „parobków” nigdy w żadnej korporacji nie pracowali, a jeżeli pracowali to szybko z niej wylecieli. Jako ktoś, kto całe swoje zawodowe życie, przepracował w korporacji, może pilaster zaświadczyć, że obraz korporacji w lewackiej (także narodowo-socjalistycznej, to też lewacy) propagandzie, jest nieodmiennie wykoślawiony i całkowicie fałszywy.
No tak, bo nie istnieją korporacje, w których jest fatalna atmosfera, pracownicy są traktowani jako narzędzia, więc właśnie parobki i dlatego uciekają po złapaniu minimalnego doświadczenia zamiast kisić się w toksycznym i często przestarzałym technologicznie dziadostwie. Oj pilasterku jaki Ty jesteś oderwany od rzeczywistości. Proponuję poczytać np. opinie programistów o Sii w takim razie. I nie, to nie są ludzie, którzy szybko stamtąd wylecieli. To są ludzie, którzy stamtąd uciekli do o wiele lepszych firm z lepszymi projektami.
„Obecnie inwestuje się w dzieci duuużo więcej. Wyjazdy wakacyjne, wyjazdy zimowe na narty, wykształcenie, obecnie przeważnie wyższe, osobne pokoje dziecięce, podróże zagraniczne, etc, etc…”
Większość tego to konsumpcja, nie zaś inwestycja. Burżuazyjno-kapitalistyczne rozpasanie.
Wakacje dla dzieci, zwłaszcza wycieczki krajoznawcze w różnych krajach, to inwestycja, a nie konsumpcja. Podróże kształcą. Co prawda, faktycznie, jedynie wykształconych…
„„Utrzymać rodzinę” w XIX wieku oznaczało zupełnie co innego niż utrzymać rodzinę w wieku XXI W XIX stuleciu wystarczyło zapewnić dzieciom biologiczne przeżycie – jedzenie, jakie takie odzienie – jeden komplet i jakieś ciepłe schronienie zimą.”
To dobitnie świadczy, że mamy do czynienia z postępem iluzorycznym, tzn. z sytuacją, w której możliwości ludzkie rosną wolniej niż wymagania środowiska. Taka sytuacja powinna być niepłacalna, zaś ludzie mogliby woleć wrócić do stanu poprzedniego, który był mniej wymagający.
Bogactwo tzw. Zachodu zostało wypracowane w niewielkim stopniu; ono zostało głównie ukradzione. Ukradzione narodom afrykańskim, azjatyckim czy południowo-amerykańskim. Teraz, gdy „Zachód” nie może już tak bezkarnie kraść, relatywnie a może nawet bezwzględnie biednieje i gwałtownie traci na znaczeniu.
A kiedyż to narody afrykańskie, azjatyckie czy południowoamerykańskie były chociaż w przybliżeniu tak bogate jak dzisiaj narody Zachodu?
A komu bogactwo ukradła Korea płd, Tajwan, czy Singapur?
Dzisiaj dystans między Zachodem a resztą świata faktycznie maleje, ale nie dlatego, że Zachód biednieje, tylko dlatego że reszta świata nadrabia dystans dzięki wprowadzeniu u siebie przynajmniej niektórych elementów ustrojowych Zachodu.
Korea południowa rozwinęła się w oparciu o nierynkowe konglomeraty cheabol. Z kolei ChRL nigdy nie dopuściła kapitału zachodniego do kontrolowania swoich firm i nie uwalniała rynku wewnętrznego umożliwiając ekspansję zachodnich korporacji. Początek uprzemysłowienia Wielkiej Brytanii łączył się z zakazem produkcji w koloniach oraz kontrolą handlu kolonii (stąd rewolucja amerykańska przeciwko dominacji brytyjskiej). Nie można opierać swojego światopoglądu o jednostronne dzieła wybranych autorów anglosaskich. Nawet wśród Anglosasów istnieją różne kierunki badań.
Korea Płd rozwinęła się dzięki rozsądnemu, sektorowemu interwencjonizmowi i protekcjonizmowi. To stworzyło warunki pod rozwój takich gigantów, jak Samsung, LG, Hyundai, czy KIA. Gdyby nie te działania, to KP po obecny dzień byłaby zdana na dokonania japońskich firm motoryzacyjnych oraz ich sprzętu grającego.
Z całym szacunkiem, ale to teza rodem z „Krytyki Politycznej”, Marksa i Trockiego. Imperium Rzymskie nie zbudowało swojej potęgi na ekspansji i podboju? Mongołowie? Arabowie w momencie, gdy wyruszyli z Półwyspu Arabskiego i podbili Afrykę Północną? Natura świata i rzeczywistości w której żyjemy wygląda tak, że podbój i wojna są stanem naturalnym. A kto wygrywa wojnę, ten staje się właścicielem podbitych terytoriów itd. „Pokojowe stosunki między narodami” to fikcja epoki nowoczesnej, która potrwa dopóki system ekonomiczny się nie zawali. Starożytni wiedzieli doskonale: „chcesz pokoju, szykuj się do wojny”.
Oczywiście nie jest to prawda. No, niech będzie, że jest to półprawda. 🙂 Wojna i podbój są stanem naturalnym dla cywilizacji preindustrialnej, maltuzjańskiej, która tkwi w pułapce maltuzjańskiej i której, w pewnych okolicznościach, przemoc może przynieść wymierne profity.
Zmienia się to jednak podczas rewolucji przemysłowej. Koszty wojen stopniowo rosną, a potencjalne zyski przeciwnie – maleją. Już I wojna światowa okazała się nieopłacalna dla żadnej ze stron, nawet tej zwycięskiej. W miarę akumulowania bogactwa, stosunek potencjalnych strat do zysków z konfliktu rośnie i jak pokazuje teoria gier, układ przemieszcza się od strategii agresywnych i mścicielskich do legalistycznych. Współpraca, wzajemny handel, w cywilizacji postindustrialnej jest zawsze bardziej opłacalna niż wojowanie. A w cywilizacji preindustrialnej – nie zawsze.
Ponawia pilaster apel o wskazanie kraju cywilizowanego, praworządnego, wolnorynkowego i bogatego, który równocześnie NIE BYŁBY demokratyczny. Na upartego pilaster mógłby podać tylko jeden taki przykład, a i to wątpliwy.
Właśnie dlatego wojny nadal istnieją i będą istniały. Jakoś tak się dziwnie złożyło, że pilaster nie jest cesarzem Ziemi a jego kalkulacje dotyczące strat i zysków z prowadzenia wojen mało kogo z decydentów obchodzą. Szczególnie USA, które w XX wieku brały udział w bodaj największej ilości wojen. Jak zwykle redukcjonizm pilasterusia pokazuje, że jego koncepcje są na poziomie gimnazjalnego mędrka-libertarianina, który uważa, że na paróweczkach dorobi się milionów. Przecież zysk w polityce to nie tylko zysk ekonomiczny i trzeba mieć naprawdę bardzo ograniczone horyzonty, żeby nie uwzględnić, że istnieje szereg innych zysków politycznych, które kupuje się chwilowym kosztem ekonomii ale jednoczesnym długofalowym podtrzymaniem pozycji, a co za tym idzie, również długotrwałym zyskiem ekonomicznym. Gdyby pilasteruś prowadził kiedykolwiek nawet zwykłą działalność gospodarczą to wiedziałby, że na zarobek należy patrzeć nieco szerzej niż na dzień do przodu i przez pryzmat prostackiej kalkulacji, więc jego powyższe urojenia są efektem kompletnego braku kontaktu z rzeczywistością i zaczadzenia ideologicznego. Także jak zwykle teoryjki pilasterka z biureczka swoje a rzeczywistość swoje. Od dłuższego czasu można śmiało mówić: „jestem prosty człowiek – czytam, co powie pilaster i wiem, że będzie odwrotnie” 😀
Tylko, że jakimś dziwnym trafem, te wojny były z dala od USA i raczej nie między USA i krajami równie bogatymi, tylko między USA i bieda-państwami.
Kraje cywilizowane, praworządne wolnorynkowe i bogate, takie jak USA, żadnych wojen ze sobą nawzajem w fazie postindustrialnej nie prowadzą. Natomiast owszem, mogą toczyć wojny z krajami zacofanymi, skorumpowanymi i prymitywnymi, bo w takich krajach rządzące reżimy często mogą poszukiwać w wojenkach legitymizacji swoich dyktatorskich rządów, tak jak to jest teraz w przypadku Rosji. Albo Argentyny w 1982 roku.
Krajom zacofanym i skorumpowanym, ale również będących już w fazie postindustrialnej (np Rosja) wojna zresztą też się nie opłaca. Ale opłaca się rządzącemu reżimowi.
To prawda, ale jak się to ma do tego, co napisałem?
demokracja = kapitalizm = imperializm
W każdym razie, demokracja to fasada, za którą kryją się interesy burżuazji.
Nicolás Gómez Dávila = oszust!!
Ja tam wolę Szwajcarię w której rządy sprawuje „głupi motłoch” od tyranii „platońskich filozofów” o wilczej mordzie Szwabów, Rotszyldów czy innych Rokefelerów.
Pilaster jest niestety zaślepiony ekonomizmem. Zakłada on bowiem, że skoro coś jest nieopłacalne to musi być stopniowo eliminowane z procesu dziejowego. To pogląd, który zupełnie pomija mankamenty ułomności natury ludzkiej. O pilastrach pisał zresztą już Hayek w „zgubnej pysze rozumu”. Nie bierze pilaster pod uwagę, że sama kosztowność wojen czy konfliktów nie powoduje jeszcze ich eliminacji. Może być ona katalizatorem ich minimalizowania, ale nie spowoduje kompletnego wyeliminowania. Idee mają konsekwencje, są rzeczy za które ludzie będą ginąc niezależnie, czy to się opłaca czy nie. Ja rozumiem, że można się zachłysnąć Pinkerem czy Fukuyamą i katować liczby do tego stopnia, że w końcu się przyznają. Problem polega jednak na tym, że ci, którzy z taką ochotą jeszcze do niedawna głosili triumf postępu, ekonomizmu i liberalnej demokracji, dziś drapią się po głowie i tak bardzo pewni swoich „przewrotów kopernikańskich” już nie są.
Tak jest. Jeżeli coś jest nieopłacalne, tzn koszty są permanentnie wyższe, niż przychody, to to coś jest ostatecznie eliminowane z puli. Z puli genetycznej w ewolucji, z puli strategii w ekonomii i polityce. Zwyczajnie ci, którzy używają przegrywających strategii, w konsekwencji, no cóż, …przegrywają. I po jakimś czasie wylatują z gry, jak nałogowi gracze z kasyna.
Oczywiście taki ewolucyjny proces eliminacji jest po pierwsze czasochłonny, po drugie statystyczny. Jeżeli prawdopodobieństwo porażki wynosi nawet i 90%, to w 10% może się jednak zdarzyć wygrana, co nieuważnych i powierzchownych obserwatorów może zmylić, a fartownego zwycięzcę skłonić do dalszego używania przegrywających (w 90%) strategii – bo w końcu raz się udało…
Ostatecznie jednak zawsze przegrywa, jak w kasynie. I wylatuje z gry.
„Zakłada on bowiem, że skoro coś jest nieopłacalne to musi być stopniowo eliminowane z procesu dziejowego”.
W ekosystemach biologicznych tak na ogół jest, choć bywa to proces mozolny i czasami niedoskonały.
Przypomina pilaster, że nadal nie podano żadnego przykładu kraju praworządnego, wolnorynkowego, cywilizowanego i zamożnego (w przybliżeniu – o wysokim IEF), który NIE BYŁBY demokratyczny. To nie przypadkowe przemilczenie…
1) W demokracji nie ma prawa, jest wola ludu wyrażana masowo produkowanymi ustawami. Zmienić można wszystko, co tylko ludowi w danej chwili nie odpowiada. 2) W demokracjach na Zachodzie wolny rynek jeżeli w ogóle jeszcze istnieje to tylko dla korporacji. Spróbuj zacząć coś produkować bez pozwolenia i sprzedawać z okna swojego mieszkania (chociażby głupie pączki) a szybko zobaczysz, jaki jest „wolny rynek” w demokracji liberalnej. Inny przykład: aspiryna – lek łatwy w produkcji. Spróbuj go wytwarzać w domu bez setki pozwoleń, zaraz pojawią się smutni panowie, którzy pokażą, jaka jest wolność w demokracji liberalnej. 3) Zachodnie demokracje liberalne nie są cywilizowane, to tylko fasada. Aborcja, środki antykoncepcyjne, rozwody, przyzwolenie na zdradę i zmianę partnerów – to wszystko cechy społeczeństw prymitywnych i barbarzyńskich. Don Vito Corleone słusznie mówi w „Ojcu Chrzestnym”: „my się nie rozwodzimy, nie jesteśmy zwierzętami”. Coś, co dla przeciętnego mieszkańca Zachodu jest dzisiaj niepojęte. 4) Zamożność podważyłem już wcześniej – jeżeli jeszcze jakieś 100 lat temu przeciętnego robotnika na Zachodzie było stać na utrzymanie żony i 7-10 dzieci a dzisiaj nie stać go nawet na utrzymanie żony i ledwo daje radę utrzymać 1-2 dzieci to coś jest tutaj głęboko nie tak i bez wątpienia następuje pauperyzacja. Podobna sytuacja w przypadku masowego przenoszenia się ludności ze wsi do miast i likwidowania rodzinnych gospodarstw. Tacy ludzie się nie bogacą. Tracą majątek, niezależność, samowystarczalność i stają się nowoczesną wersją parobków dla korporacyjnego pana, zamieszkując zazwyczaj w kilkudziesięciometrowej klatce. Zamożność to w moim rozumieniu ilość posiadanego majątku (ziemi, nieruchomości, środków finansowych) a nie współczesne statystyki typu PKB, które tak naprawdę niewiele znaczą i niewiele opisują.
Bo PKB pochodzi z ostatniego roku i nie mówi za wiele na temat tego, ile wcześniej kupiliśmy czy zainwestowaliśmy. Samochód mam sprzed 3 lat, zaś mieszkanie kupiłem 7 lat temu, więc nie liczę tego do PKB za rok ostatni, ale dzięki nim mogę nawet teraz prężyć muskuły przed panienkami.
Prawo stanowione to nie jest to samo, co prawo natury. Można i czasami należy je zmieniać. Jeżeli nie poprzez głosowania demokratyczne, to poprzez ukazy monarchy. Jakiś tryb zmiany prawa musi być.
Wolny rynek jest przede wszystkim na Zachodzie. Spośród dwudziestu krajów z najwyższym wskaźnikiem „Business Freedom”, są tylko trzy niezachodnie (cztery, jeżeli za takowy uznać jeszcze Urugwaj). Chociaż Polska w tym rankingu, po ośmiu latach pisowskiej okupacji, jest dopiero na 37 pozycji to i tak nawet w Polsce zakładanie biznesu, produkowanie i „sprzedawanie choćby z okna” jest jak najbardziej możliwe i dzieje się na masową skale, co może poświadczyć każdy, kto spędzał wakacje w jakiejś popularnej turystycznej miejscowości.
Są alternatywne wobec PKB, jak już pilaster napisał, wskaźniki zamożności, np faktycznie, jak napisał Mariusz Skrobała, wielkość zakumulowanego majątku. Tyle,że napisawszy, że tak właśnie wg Niego, należy zamożność mierzyć, p. Skrobała żadnego takiego pomiaru …nie dokonał i żadnych ilościowych danych na ten temat nie przedstawił. I nie ma się co dziwić, bo różnica w zamożności między czasami obecnymi, a np XIX wiekiem, mierzona w ten sposób, jest jeszcze większa, niż mierzona samą wysokością PKB. Zakumulowany majątek to bowiem nic innego, jak po prostu całka z PKB po czasie, pomnożona przez odpowiedni współczynnik zmniejszający (gdzieś między 0,1-0,2).
Gdyby zaakceptować standard życia dzieci robotników przemysłowych z XIX wieku, (minimalne wyżywienie na pograniczu głodu, jeden komplet byle jakiego używanego ubrania i jakiś kąt – dosłownie kąt- do spania, w dzisiejszej walucie jakieś 100-200 zł miesięcznie) to obecnie przeciętnego pracownika korporacji stać na utrzymanie nie 10, a nawet 50 dzieci. Jeżeli nie utrzymuje on jednak takiego przedszkola, to nie dlatego, że go nie stać, tylko dlatego, że po pierwsze, standard utrzymania dzieci jest niepomiernie wyższy niż w XIX wieku, a po drugie, ma on wiele alternatyw do wydawania pieniędzy, jakich nie miał robotnik w XIX wieku.
„w przypadku masowego przenoszenia się ludności ze wsi do miast i likwidowania rodzinnych gospodarstw. Tacy ludzie się nie bogacą.”
Można by się zapytać, dlaczego w takim razie się przenoszą. Ale wiadomo jak by była odpowiedź. Nie wiedzą co dla nich dobre, bo to wie tylko Partia – awangarda Narodu, która musi nieświadome masy uświadomić, a jak będą się opierać, to do „właściwego” zachowania po prostu zmusić. 🙁
Pytanie tylko co się obecnie rozumie przez demokrację – czy rządy większości, ludowladztwo czy jakaś wartość, liberalizm
Teraz to przez demokrację już prawie wszyscy rozumieją, łącznie z takim pilastrem liberalizm, różne swobody że np są prawa dla kobiet, uczniów, gejów, humanitarne więzienia itd
Chyba nie ma wśród tzw demokratycznych, cywilizowanych krajów który by mniej wprowadził ustaw zgodnych z wolą ludu niż Stany Zjednoczone czy W. Brytania
A podaj choć jeden kraj wolny, niezależny który zaczął się bogacić jak wprowadzono tam demokrację. Liberalną oczywiście
Polska. Estonia. Czechy. Łotwa, Litwa i Estonia. Słowenia i Słowacja.
Gwoli prawdy są tez przykłady krajów, które najpierw się wzbogaciły, a potem stały się demokratyczne. Jak Korea płd i Tajwan.
Tak czy inaczej jednak, te dwie rzeczy, czyli cywilizacja, wolny rynek, praworządnośc i zamożność z jednej strony, oraz demokracja z drugiej, sa ze sobą ściśle skorelowane. Aczkolwiek związek przyczynowo-skutkowy nadal jest niejasny.
Widzę że znowu nie zrozumiałeś pytania albo po prostu pewnymi rzeczami się nie interesujesz.
W Polsce wolność gospodarczą wprowadziła ustawa J. Wilczka z 1988 i była to wtedy jedna z najbardziej liberalnych ustaw na świecie bo zlikwidowała prawie wszystkie koncesje i ograniczenia. Zresztą już wcześniej od początku lat 80 tych rozpoczęło się ciche tzw uwłaszczenie nomenklatury. Po rozpoczęciu demokracji w 1991 kiedy były pierwsze całkowicie demokratyczne wybory coraz więcej zaczęło przybywać regulacji. Największy skok tu nastąpił za czasów rządu Suchockiej z UD . Tak że Polska bardzo szybko, około 1996 ,, awansowała” na 85 miejsce w rankingu OECD jeśli chodzi o wolność gospodarczą wcześniej na początku lat dziewięćdziesiątych znajdując się w pierwszej 30stce. Zresztą wystarczy wymienić choćby nowa ustawę gosp. z 1999 która przywracała masę regulacji i zezwoleń jak np przykład najciekawszy przykład z aptekami które mają być co tyle a tyle odległe od siebie
No i przykład Estonii to tam przecież reformy się zaczęły też przed wprowadzeniem tzw demokracji. Zresztą czy uprawnienie tylko 40% obywateli do głosowania ( bo nie chcieli dać praw wyborczych 60% większości rosyjskiej) można nazwać demokracją?
No i w całej reszcie którą wymieniłeś to też wprowadzenie wolnego rynku podobnie jak w Polsce zaczęło się przed pierwszymi wyborami, jeszcze za komuny. O ile wiem wybory tzw demokratyczne pod tym względem niczego nie zmieniły, nie przyspieszyły tam
Zresztą czy np Litwa, Łotwa, Słowacja faktycznie zaczęły się bogacić? To można powiedzieć że i Związek Radziecki z roku na rok się bogacił bo np jak komuna tam padła to ilu tam było oligarchów których majątek dorównywał zachodnim milionerom
No i też trzeba brać pod uwagę że część z tych krajów zwłaszcza Polska potwornie się zadłużyła
A więc Pilasterku nie odpowiedziałeś wciąż na moje uprzednio zadane pytanie.
Nie znam ani jednego kraju w historii który by po pierwszych wyborach demokratycznych zaczął się rozwijać a obywatele bogacili
Oczywiście nie jest to prawda. Ustawa Wilczka była przełomem w kategoriach komunistycznych, ale w porównaniu do krajów normalnych, nadal to nie był wolny rynek. Większość środków produkcji nadal pozostała w rękach państwa. Własności prywatnej nie przewidywano. Pierwszy ranking wolności gospodarczej IEF z roku 1995 dawał Polsce raptem 50,7 pkt. Mniej niż dzisiaj ma Białoruś. Szczególnie zły (zaledwie 9,6 pkt) był wskaźnik „goverment spending” pokazujący jaka część PKB przechodzi przez instytucje władzy. Nie istnieje natomiast coś takiego jak „ranking wolności ekonomicznej OECD”
btw W Estonii Rosjanie nigdy nie stanowili 60% ludności. W szczytowym momencie było to 40%. Ludzie ci nie odczuwali absolutnie żadnych związków z Estonią i państwem estońskim. Gdyby wtedy dostali oni prawo głosu, to dzisiaj Estonia wyglądałaby tak jak Białoruś, a nie jak Estonia.
Widzę że , chłop swoje baba swoje’ Jak ustawa Wilczka to nie był wolny rynek, to czego zabraniano produkować/sprzedawać lub ograniczano przez jakieś koncesje, licencje itd? I jak nie przewidywano własności prywatnej skoro jeszcze przed czerwcowymi wyborami 1989r sporo ludzi w tym kilku znajomych założyło działalność gospodarczą. (Może w ogóle wyjaśnij na czym polega ,, przewidywanie własności prywatnej” w ustawie gosp. Czyli co, napisali że wolno prowadzić działalność gospodarczą ale nie przez prywatną firmę?? Za komuny przecież już były prywatne firmy)
No i jak najbardziej jest coś takiego jak ranking gospodarczy OECD może to trochę inaczej się wtedy nazywało ale widzę że tobie to wszystko trzeba wykładać jak chłopu w sądzie. Pamiętam że po około 5 latach demokracji Polska gdzieś z 27 miejsca spadła na 85. I co w ogóle ma do tego że ,,większość środków produkcji nadal pozostawała w rękach państwa” ?
Ot po prostu tam gdzie wprowadzają demokrację w stylu zachodnim to zaraz dostają kredyty, przywileje i tzw PKB im niby szybuje przez chwilę. A te co nie wprowadzają to na ogół spotykają się z jakimiś sankcjami. Chyba że mają jakiś atut w rękawie jak np Arabia Saudyjska
Oczywiscie,Lotwa,Litwa i Estonia sa szczegolnie bogate.A i Slowacja tez-szczegolnie po wprowadzeniu euro.
Według MFW PKB per capita
Litwa – 49 425 $
Łotwa – 40 892 $
Estonia – 45 236 $
Słowacja – 42 228$
Dla porównania
ChRL – 23 309 $
Białoruś – 24 017 $
Ponawia pilaster apel, o przytoczenie współczesnego przykładu kraju praworządnego, wolnorynkowego, cywilizowanego i zamożnego (w przybliżeniu – o wysokim IEF), który NIE BYŁBY demokratyczny.
A tymczasem cisza….
To nie przypadek…
Najzamożniejszy na świecie jest Liechtenestain – i jest on bardziej monarchią niż demokracją.
Owszem, to pewien wyjątek. Ale zupełnie wyjątkowy, bo chodzi o kraj, który można ogarnąć wzrokiem z rodowej siedziby na zamku w Vaduz. Drugim takim krajem jest Monako. Nieprzypadkowo jednak, kraje te nie są nawet klasyfikowane w IEF. Są bowiem ustrojowo i gospodarczo niesamodzielne. Liechtenstein jest właściwie częścią Szwajcarii, a Monako Francji. Krajów jednocześnie cywilizowanych, praworządnych, wolnorynkowych, oraz demokratycznych.
Praworządność. Czyli rządy prawa. Jakiego prawa? Stanowionego na fundamencie prawa naturalnego, czy w kontrze do niego. Bo jak to pierwsze, to żaden kraj demokratyczny nie jest praworządny.
Wolny rynek. Każde państwo wprowadza swoje cła, myta, cechy, etc., więc rynki z zasady nie są wolne. Pozostaje tylko pytanie o stopień tej wolności.
Cywilizacja. W zasadzie każdy kraj – może poza znacznymi obszarami Afryki – jest cywilizowany. Każdy na swój sposób. Wg. Konecznego wyróżnia się bodaj 7 cywilizacji.
No to skoro uporaliśmy się z postawionymi kryteriami to czas podać przykład: Katar, Arabia Saudyjska, Emiraty Arabskie.
Jako bonus dodam, że demokracja we współczesnych krajach Zachodu weszła już w ostrą fazę totalitaryzmu, czego wyrazem – jak pisze autor tego tekstu – zanegowanie, że rzeczywistość istnieje obiektywnie. Bogactwo – jakkolwiek mierzone – jest budowane niejako siłą rozpędu.
Praworządność to stan, w którym prawo jest stosowane jednakowo wobec wszystkich podmiotów, także, a nawet przede wszystkim, organów władzy i wszyscy w sądzie mają równe szanse. Praworządność jest mierzona przez wskaźniki „Judical effectivness”, oraz „Goverment integrity” (wysokość korupcji – alternatywnie można użyć wskaźnika CPI)
Wolny rynek to taki, na którym można bezpiecznie zawierać jak największą ilość umów przez jak największa ilość podmiotów gospodarczych. Mierzą to wskaźniki „business freedom”, „monetary freedom”, „labour freedom”, „trade freedom”, „investment freedom”, „financial freedom”
Jest jeszcze trzeci składnik cywilizacji – własnośc prywatna i jej ochrona przez państwo. To mierzy „Property rights”
Na cywilizację – czyli stan o wysokim poziomie rozwoju społecznego i gospodarczego – składa się zatem dziewięć składników, które razem mierzą wolność (wolny rynek), własność (prywatną), sprawiedliwość (praworządność). Tzw IEF 9D podaje sie w skali punktowej od 0 do 100 pkt
Wolność, własność, sprawiedliwość, to były kiedyś hasła korwinistów, kiedy byli oni jeszcze środowiskiem konserwatywno-liberalnym. Demokracja nie jest tu teoretycznie konieczna, ale zawsze jakoś dziwnym trafem z wymienionymi cechami występuje łącznie. Trwale wysoki poziom wymienionych wskaźników, gwarantuje również wysoki poziom zamożności
Katar – 62,6 pkt – 66 miejsce na świecie
Arabia Saudyjska – 55,4 pkt – 90 miejsce na świecie
ZEA – 64,7 pkt – 52 miejsce na świecie
Wszystkie te kraje mają fatalne sądownictwo (poniżej 40 pkt), a Arabia Saudyjska dodatkowo słabą własność, niski „labour freedom” i wysoką korupcję – wszystkie te składowe poniżej 50 pkt.
Jeżeli ZEA i Katar są cywilizowane, to ledwo, ledwo, bo Arabia Saudyjska na pewno już nie.
Dla porównania Szwajcaria ma 86,2 pkt, a Dania 85,6pkt
Pierwsze niedemokratyczne państwo w tym rankingu znajduje się dopiero na 47 miejscu – Brunei – 66,9 pkt
No to teraz pilasterku się nie dziwię że ci nikt nie potrafi podać przykładu kraju praworządnego, cywilizowanego, wolnorynkowego, bogatego i zarazem niedemokratycznego bo masz nie co inne rozumienie tych pojęć. Czego można było się spodziewać
Praworządność jak sama nazwa wskazuje to rządy prawa a nie równość wobec prawa. Jak ktoś jest na przykład w danym ustroju uprzywilejowany, jak np w feudalizmie a podczas np sprawy sądowej sąd nie weźmie tego pod uwagę to już przecież postąpił niepraworządnie, niezgodnie z prawem. Wielu zapewne
uzna to za sprawiedliwość jak np w cywilizacji demokratyczno liberalnej ale nie w cywilizacji np rzymskiej. Gdzie ,dura lex sed lex’.
No i też specyficzne rozumienie zjawiska , wolnego rynku ’ – ,,jak największa ilość” Są tu jakieś progi?
Jeżeli ktoś jest prawnie uprzywilejowany, to sąd za takie same przewinienie wymierzy mu inną karę. Rycerz za zabicie chłopa zapłaci główszczyznę, a chłop za zabicie rycerza zapłaci głową.
A praworządność jest wtedy, kiedy obaj zostaną ukarani z równym prawdopodobieństwem za te same czyny – nawet jeżeli inną karą.
Kwestie indywidualnej odpowiedzialności kryminalnej są jednak dla poziomu praworządności mniej istotne, choć naturalnie nie zupełnie nieważne.
Najważniejsze jest to, czy aparat władzy faktycznie stosuje się do praw które sam ustanawia. W PRL były i konstytucja, i ustawy i kodeksy, pozornie wszystko tak samo jak w kraju praworządnym. W każdej chwili jednak władza, dowolnego szczebla, mogła podjąć decyzję absolutnie sprzeczną z teoretycznie obowiązującym prawem. Decyzje te władza mogla podejmować dla kaprysu, albo za łapówkę, albo „po linii partyjnej”
I to właśnie decyzje władzy, a nie prawo, miały moc sprawczą. W konstytucji najwyższą władzą w PRL był „lud pracujący miast i wsi”, którą realizował wybierając sejm. W rzeczywistości jednak, ani lud, ani sejm, ani żadne inne oficjalne organa władzy (np wojewodowie, rada państwa, etc) nie miały nic do gadania. PRL nie był krajem praworządnym.
„A praworządność jest wtedy, kiedy obaj zostaną ukarani z równym prawdopodobieństwem za te same czyny – nawet jeżeli inną karą.” – nie. I rację ma Pan Guras pisząc „Praworządność jak sama nazwa wskazuje to rządy prawa a nie równość wobec prawa”. W przeciwieństwie do pilastra, pan Guras rozumie pojęcia a nie wytwarza swoje własne.
https://sjp.pwn.pl/slowniki/praworz%C4%85dno%C5%9B%C4%87.html
https://sjp.pwn.pl/doroszewski/praworzadnosc;5481270.html
Także jak zwykle pilasteruś bredzi i nawet słownik to pokazuje, bo praworządność jest tym, czym jest a nie tym, co uroił sobie pilasteruś-głuptasek.
No tak, bo 17-latek ma inne prawa niż 18-latek. Kobieta – inne niż mężczyzna.
Jeśli tak jest ustanowione prawo i jest ono przestrzegane, to tak – wtedy jest to praworządność. Rządy słabego lub niesprawiedliwego prawa nadal są rządami prawa. Niektórzy jak widzę zapominają, że prawo powinno naśladować moralność i oddawać istotę sprawiedliwości w sensie moralnym, ale nadal jest to bardziej lub mniej udolne naśladownictwo. Dlatego praworządność jest terminem związanym z legalnością, czyli przestrzeganiem ustanowionego prawa a nie związanym z moralnością, czyli rozstrzyganiem słuszności obowiązującego prawa.
P.S. Napisanie z innego nicka nie jest zbyt bystrą formą udawania, że nie czyta się komentarzy 😉
Proszę bardzo – Wietnam.
Do Wietnamu można by jeszcze dodać Kuwejt i Brunei
Patrz wyżej – odpowiedź na post Alaryka
Kuwejt – 55,3 pkt – 91 miejsce
Wietnam – 54,2 pkt – 98 miejsce
@pilaster
„Ponawia pilaster apel, o przytoczenie współczesnego przykładu kraju praworządnego, wolnorynkowego, cywilizowanego i zamożnego (w przybliżeniu – o wysokim IEF), który NIE BYŁBY demokratyczny.”
____________
Zadałem to pytanie AI w takiej formie:
What is an example of a law-abiding, free-market, civilized and wealthy country that is not democratic?
Odpowiedź była następująca:
Certainly! One such example is Singapore. Let me elaborate:
Law-Abiding: Singapore has a robust legal system and a strong rule of law. It consistently ranks high in global indices related to legal effectiveness and absence of corruption1.
Free-Market: Singapore is known for its open economy, low taxes, and minimal government intervention. It has a business-friendly environment that attracts multinational corporations and entrepreneurs. The country’s economic success is closely tied to its free-market policies1.
Civilized: Singapore is a modern and cosmopolitan city-state. It boasts excellent infrastructure, cleanliness, and efficient public services. The government actively promotes social harmony and cultural diversity1.
Wealthy: Despite its small size, Singapore has a high GDP per capita and a strong financial sector. It is a major global financial hub and a center for trade, finance, and technology1.
However, it’s essential to note that Singapore is not a fully democratic country. While it holds regular elections, the ruling party has maintained a firm grip on power for decades. Freedom of speech and political dissent are restricted, and civil liberties are limited. So, while it ticks many boxes for a prosperous and orderly society, it falls short in terms of democratic governance.
Przypomina pilaster, że nadal żadnego współczesnego przykładu kraju praworządnego, wolnorynkowego, cywilizowanego i bogatego, a jednocześnie niedemokratycznego, jakoś nikomu nie udało się przytoczyć.
No, nic dziwnego, pilaster też by nie potrafił…
No po tym jak m.in ty pokazałeś że pojęcia jak praworządność i ucywilizowanie to rzecz subiektywna to powiem Chiny. Bo w przeciwieństwie do krajów np Unijnych to bez żadnych problemów możesz tam na ich rynku sprzedać chyba wszystko
No i jeśli chodzi o tą ,, ośmioletnią antywolnorynkowa okupację pisowska ” to podaj choć jeden wolnorynkowy przepis/ ustawę, jakieś jedno wolnorynkowe posunięcie np ograniczające jakąś biurokrację wprowadzoną przez poprzednią ekipę.
Przynajmniej konkretną próbę wprowadzenia czegoś takiego, forsowania czyli nie tylko gadania że chcą
Tak, w Chinach (ChRL) bez problemu można np kupować i sprzedawać nieruchomości. Albo media. Wszyscy to wiedzą, zatem to prawda. 🙂
Tak. W Chinach można kupować i sprzedawać nieruchomości. Uroiłeś sobie, że nie? To dobrze, że sami Chińczycy o tym nie wiedzą 😉
https://www.rp.pl/budownictwo/art39407751-kryzys-na-rynku-nieruchomosci-w-chinach
To teraz wytłumacz geniuszu, w jaki sposób może dojść do kryzysu na rynku nieruchomości w kraju, w którym nie można kupować nieruchomości? xD
Przypominam tylko, że Chińczycy wylądują na Księżycu przed Amerykanami. Podobno wezmą ze sobą Chińczyka z Tajwanu.
Amerykanie wylądowali na Księżycu już w 1969 roku. Teraz też wylądują powtórnie, zanim Chińczycy zrobią to po raz pierwszy. Jest zresztą duża szansa, że pierwszy na Księżycu będzie Japończyk, na długo przed Chińczykiem
„Poprzednią ekipę”, czyli PO-PSL.
Polski Wskaźnik wolności gospodarczej (Index of Economic Freedom) wzrósł z 58,1 do 69,3 pkt – o ponad 11 pkt
Za PIS polski IEF spadł z 69,3 pkt do 66 pkt
Corruption Perception Index
Za PO wzrósł z 42 pkt do 63 pkt. o 21 pkt. W 2015 roku Polska była drugim, po Estonii, NAJMNIEJ skorumpowanym krajem postkomunistycznym NA ŚWIECIE.
Za PIS polski CPI oczywiście spadł z 63 do 54 pkt – nastąpił lawinowy wzrost korupcji
itd, itp…
Przypomina pilaster, że nadal nikomu nie udało się zademonstrować jakiegoś współczesnego kraju praworządnego, wolnorynkowego, cywilizowanego i bogatego, który równocześnie NIE BYŁBY demokratyczny. Podawane przykłady dotyczyły albo krajów zupełnie kieszonkowych, jak Liechtenstein i Monaco, albo były baaardzo naciągane – jak Brunei
Rosja!!!!!
Eee, nie. Dla wyznawców PIS Rosja dlatego właśnie jest wzorem do naśladowania, że jest krajem „suwerennym” – czyli właśnie niedemokratycznym. Narodowi socjaliści twierdza natomiast faktycznie, że Rosja (a ChRL to już w ogóle), jest krajem niesłychanie wolnorynkowym rozwiniętym i cywilizowanym, co już absolutnie prawdzie nie odpowiada. 😉
W dalszym ciągu zatem nikomu nie udało się przedstawić współczesnego kraju rozwiniętego, cywilizowanego, bogatego, wolnorynkowego i praworządnego (czyli o wysokim IEF, a już na pewno IEF 9D), który równocześnie NIE BYŁBY DEMOKRATYCZNY. Co zabawne, jeden taki kraj, bardzo rozwinięty i cywilizowany, a jednocześnie dość wątpliwie demokratyczny, jak najbardziej istnieje. Tyle że pisowcy nie wiedzą, co to za kraj. W każdym razie do tej pory go nie wymienili.
Jednak kraj ten, pomimo wielu deficytów w demokracji, nadal w klasyfikacji Economista, jest „demokratyczny”, chociaż ledwo – ledwo.
Tak czy owak jednak, to wyjątek. Statystycznie istnieje bardzo silna korelacja pomiędzy poziomem rozwoju i dobrobytu, a poziomem demokracji w danym kraju. można dyskutować jedynie, w którym kierunku zachodzi tu związek przyczynowo-skutkowy.
Najbardziej praworządny jest Surinam!!!!!!!
Db?