Minister Spraw Zagranicznych Jacek Czaputowicz udzielił wywiadu rosyjskiej gazecie „Kommiersant” (w numerze 183 z 8.10.2018 r.). Chciałoby się krzyknąć „Nareszcie!”, z nadzieją na choćby jakiś wstęp do przełomu w zamrożonych przez Polskę stosunkach z Rosją. Tym bardziej, że media podjęły natychmiast słowa ministra, iż „Jesteśmy zainteresowani współpracą handlowo-przemysłową w sferze nieobjętej sankcjami”.
Natychmiast muszę jednak przeciąć Państwa nadzieje. Żadnej zmiany nie będzie. Żaden ruch mający poruszyć lodowiec istniejący pomiędzy Warszawa a Moskwą, nie został przez Czaputowicza wykonany. Cały wywiad sprawia wrażenie kompendium pretensji Polski do Rosji, podanych tym razem w jednym miejscu i w jednym czasie. Można wręcz odnieść wrażenie, że czytelnicy rosyjscy otrzymali w postaci tego wywiadu skondensowany elementarz polskiej rusofobii i odtąd nie będą musieli już sięgać do kilkunastu czy kilkudziesięciu źródeł na ogół kłopotliwie dla nich pisanych „łaciną”, bo w Kommiersancie wszystko będą mieli w jednym i do tego cyrylicą. Jeżeli nie wierzyli, nie mając zaufania do zachodnich ośrodków przekazu, że jest możliwe prowadzić taką politykę jak Polska, to teraz dostali dowód.
Co do kontaktów gospodarczych, Czaputowicz, jako nowy minister spraw zagranicznych, nie doprowadził nawet (a byłby to ewidentnie gest dobrej woli) do przywrócenia zlikwidowanego przez Błaszczaka małego ruchu granicznego pomiędzy Obwodem Kaliningradzkim a województwem warmińsko-mazurskim, zmywając w ten sposób fatalny wydźwięk tej psychopatycznej decyzji, która miała nas uchronić przed straszliwymi agentami rosyjskimi, którzy z obwodu by do nas przyjeżdżali (przypominam, że Rosjanie z obwodu występują o wizy do innych niż Polska krajów strefy Schengen, otrzymują ją, a potem spokojnie wjeżdżają do Polski, jako członka tejże strefy, ale iluż „dumnych Polaków” poczuło się bezpieczniej po odważnej i bezkompromisowej decyzji ministra B.; de facto więc decyzja ta uderzyła głównie w Polaków z regionu objętego ruchem). Ale co tam gest, Czaputowicz nie tylko nie myśli o takowym, ale twierdzi, że słusznie się stało „ze względu na militaryzację Obwodu”.
Jak powiedziałem, wystąpienie Czaputowicza to litania pretensji do Rosji z postawionymi (a wielokrotnie wcześniej wyrażanymi gdzie indziej) wobec niej warunkami współpracy absolutnie nie do spełnienia. Rosja tych warunków nie spełni, gdyż nie spełniają one kryterium obiektywnego – Rosja ma łamać prawo międzynarodowe w sprawie Ukrainy, podczas gdy USA działające wbrew prawu międzynarodowemu np. wbrew lub bez rezolucji ONZ, nie jest o to samo oskarżane itp. itd. Po drugie, nie pozwoli sobie na rozstawianie po kątach przez kogoś, kto jak Polska wiernopoddańczo wisi u klamki USA oraz bagatelizuje i przymyka oko na banderowskie ekscesy na Ukrainie. To są tak proste i oczywiste zależności, że aż dziw bierze, że bądź co bądź profesor Jacek Czaputowicz tego nie rozumie.
Mógłbym analizować zdanie po zdaniu wywiad Czaputowicza, ale po pierwsze, wielokrotnie już to czyniłem ja i inni koledzy z „MP” (jako że jak powiedziałem, wywiad jest kompendium wielokrotnie wcześniej wyrażanych pretensji), a po drugie, uczynił to już celnie p. Marek Budzisz na swoim blogu na portalu salon24.pl. Jest to tym bardziej wartościowa analiza, że p. Budzisz jest jak najbardziej zwolennikiem polityki antyrosyjskiej, polityki sprowadzania obcych wojsk do Polski i polityki wspierania Ukrainy. Autor zwrócił uwagę, że rosyjscy czytelnicy wywiadu z Czaputowiczem na skutek – według Budzisza – niezręcznych sformułowań polskiego ministra, mogli odnieść wrażenie, że:
– Polska to samozwańczy rzecznik cudzych interesów, tj. interesów Ukrainy, realizowanych kosztem własnych.
– Polska jest w swej polityce wobec Rosji motywowana czynnikami irracjonalnymi, czyli rusofobią. Zależy jej głównie na dyskusji o trzeciorzędnych, z punktu widzenia współczesnej Europy kwestiach historycznych. Nie ma własnej agendy, lub nie jest w stanie jej sformułować. Co więcej stanowisko Warszawy, zdaniem Moskwy jest wyraźnie asymetryczne. Mamy skłonność do stosowania podwójnych standardów.
– Polacy na złość Moskwie będą kupowali drogi amerykański gaz ziemny
– Impresja, jaką czytelnik mieć może w związku z tzw. Fortem Trump w Polsce jest taka, że albo mamy do czynienia z przedwcześnie ogłoszoną inicjatywą, która znajduje się w fazie dalekiej od realizacji, albo, że niewiele w sumie od Polski w tej materii zależy, albo jedno i drugie.
– Polska jest krajem, którego nie stać na amerykańską bazę i który nie uprawia samodzielnej polityki, a jedynie co robi to wisi u amerykańskiej klamki.
Wrażenia jak najbardziej słuszne. Z jedną uwagą – to nie wrażenia – to rzeczywistość.
A nasz minister sugerował jeszcze bez finezji, że prawdziwymi odpowiedzialnymi za 200 tysięcy ofiar powstania warszawskiego są Stalin i Armia Czerwona. Aż dziwne, że Czaputowicz nie wspomniał o Skripalu. Władimir Putin nazwał go co prawda ostatnio zdrajcą narodu, podkreślając: „Wyobraźcie sobie – pojawia się u was człowiek, który zdradza swój kraj. Jaki będziecie mieć do tego stosunek? (…) On jest po prostu kanalią i tyle”, ale przecież można było dodatkowo wyjaśnić rosyjskim czytelnikom, że wg obowiązujących na Zachodzie (i w Polsce) zimnowojennych standardów, zdradzić można tylko kraje Zachodu, zaś zdrada Rosji jest dla rozmaitych kanalii chlubą, przyczynkiem do chwały, i wręcz obowiązkiem służących imperium zła. W Polsce, jakby taki Skripal był Polakiem, mógłby liczyć na awans generalski i co najmniej kilkanaście pomników i ulic.
Tymczasem w oparach naszego szaleństwa kłopoty może mieć inny interlokutor rosyjskich mediów, poseł Kornel Morawiecki – jedyny z szeroko rozumianego obozu władzy człowiek, który wykazuje się głosem rozsądku na kierunku rosyjskim. Uwaga – wina marszałka seniora to wg rusofobów tym razem z „Polityki” „otaczanie się ludźmi Władimira Putina”, zarzut, że „chce rozbroić dość jednolite stanowisko polskich elit wobec Rosji” oraz, że jego partię „kontrolują ludzie związani z oskarżonym o szpiegostwo na rzecz Rosji Mateuszem Piskorskim”, wreszcie najlepsze na koniec: „Na ostatniej konwencji wyborczej w Konstancinie u boku Morawieckiego seniora pojawił się Aleksander Jabłonowski.
Według ustaleń tygodnika wynika, że naprawdę mężczyzna nazywa się Wojciech Olszański i był oskarżany o bycie „rosyjskim agentem specjalizującym się w sianiu chaosu”. Nie wierzę po prostu! Wielki tygodnik „Polityka” ustalił, że Jabłonowski to Olszański. Chyba „Polityka” jest ostatnim medium, które tego nie wiedziało! I ta finezja słowa „był oskarżany o bycie rosyjskim agentem”. Aż strach pomyśleć o co mogli być oskarżani w przeszłości dziennikarze „Polityki”. Atak „Polityki” to pokaz bezradności i wyjątkowo niskich lotów dziennikarstwa głównego nurtu w Polsce.
Tymczasem na Ukrainie, która dobrze zna wypowiedzi Czaputowicza i w ogóle ślepe stanowisko Polski wobec siebie, właśnie wprowadzono, decyzją Rady Najwyższej, że hasło „Sława Ukrainie” oraz odpowiedź „Bohaterom sława” stały się oficjalnym powitaniem w ukraińskim wojsku i policji. To kolejny efekt polityki polskiej pielęgnowania i braku reakcji na neobanderyzm, którą minister Czaputowicz w „Kommiersancie” określił, jako „złożony proces, i potrzebny jest czas i cierpliwość, ale on postępuje”. Czy następna będzie odbudowa nielegalnych pomników UPA w Polsce?
Adam Śmiech
Myśl Polska, nr 43-44 (21-28.10.2018)