Starzyński: John Lukacs albo pesymizm (paleo)konserwatysty…..

Kilka dni temu trafiła do moich rąk książka „Remembered Past”, zbiór esejów Johna Lukacsa (nie mylić z György Lukacsem, radykalnym, węgierskim marksistą z ubiegłego wieku).
Jest rzeczą zaskakującą, że na język polski zostały przetłumaczone tylko 2  książki Johna Lukacsa – obie zresztą znakomite. Pierwsza to „June 1941: Hitler and Stalin” (Czerwiec 1941: Hitler i Stalin), opisująca wybuch wojny pomiędzy Niemcami i Sowietami w czerwcu 1941 roku. Druga to „Budapest 1900: A Historical Portrait of a City and Its Culture” (Budapeszt 1900: Portret miasta i jego kultury), przepiękna opowieść o stolicy Węgier na przełomie wieków, w szczytowym momencie jej rozwoju gospodarczego i kulturalnego.

John Lukacs należy do jednego z najbardziej uznawanych historyków i pisarzy myśli politycznej ostatnich kilkudziesięciu lat. Napisał ponad 35 książek, regularnie pisał artykuły do konserwatywnych czasopism, takich jak National Review i Triumph,  publikował w  The Chronicles (założonym przez Leopolda Tyrmanda). Czytywałem zresztą jego eseje publikowane w tym piśmie, do dziś pamiętam jego zdjęcie na tle prywatnej biblioteki z prawie 20 000 książek.

Budapeszt to rodzinne miasto Lukacsa. Urodził się tutaj w roku 1924, jego matka była Żydówką a ojciec, lekarz, katolikiem. Lukacs uczęszczał do gimnazjum klasycznego w Budapeszcie, miał prywatne lekcje języka angielskiego,  spędził także dwa lata w prywatnej szkole w Anglii. Studiował potem historię na Uniwersytecie w Budapeszcie. Podczas wojny został wcielony do batalionu pracy przymusowej dla Żydów. Pod koniec 1944 roku zdezerterował z batalionu i do końca wojny ukrywał się w piwnicy, przetrwał oblężenie Budapesztu i uniknął deportacji do obozów zagłady. Nigdy więcej nie zobaczył już swoich rodziców.
Po wojnie Lukacs pracował jako sekretarz Towarzystwa Węgiersko-Amerykańskiego. W 1946 uzyskał doktorat na Uniwersytecie w Budapeszcie, a krótko potem, gdy okazało się, że Węgry wejdą w strefę wpływów Związku Radzieckiego, wyemigrował do USA.
Początkowo znalazł zatrudnienie jako asystent w niepełnym wymiarze godzin na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Następnie przeniósł się do Filadelfii, gdzie przez całe swoje zawodowe życie pracował  jako profesor historii w Chestnut Hill College, jednej z najlepszych prywatnych, katolickich, żeńskich szkół w Stanach (przestało być kolegium tylko dla kobiet w roku 2003 roku). Był także  profesorem wizytującym na uniwersytetach Princeton i Columbia. Przeżył ponad 95 lat, zmarł ponad 4 lata temu, w maju 2019 roku.

Charakter twórczości Johna Lukacsa dobrze opisują słowa napisane kiedyś przez Benedetto Croce:
„Historia to zapamiętana przeszłość – nieprecyzyjna, niesystematyczna i częściowa wiedza, jaką niektórzy ludzie posiadają o innych ludziach. Celem historyków jest, albo powinno być, nie gromadzenie i zwiększanie jedynie zasobów wiedzy, ale pogłębianie jakości zrozumienia procesów historycznych”.

Jednocześnie Lukacs nie podkreślał  znaczenia jedynie faktów historycznych w oderwaniu od znaczenia ich wartości (faktów wobec wartości). To kryzys wartości stanowił dla niego podstawowe zagrożenie dla potęgi Zachodu. Podobnie do Leo Straussa zauważał, że kryzys Zachodu polega na tym, że Zachód stał się niepewny swego celu, że „współczesny człowiek Zachodu nie wie już, czego chce” i „nie wierzy już, że może poznać, co jest dobre, a co złe, co jest prawdą, a co fałszem”.


Lukacs związany był z ośrodkami tradycyjnego konserwatyzmu (nawet paleokonserwatyzmu), ruchu, którego cechami było zbulwersowanie osłabieniem norm etycznych i instytucjonalnych podstaw amerykańskiego społeczeństwa przez świecki, relatywistyczny liberalizm – ale z biegiem czasu dystansował się od wielu poglądów prezentowanych przez konserwatystów, bowiem  niezadowolony był z nowoczesnego ruchu konserwatywnego, zwłaszcza, gdy pod sztandarami konserwatyzmu występować zaczęli Neokonserwatyści – z trockistowską przeszłością, głównie żydowskiego pochodzenia, zwolennicy zimnej wojny, przemalowani liberałowie pochodzący z lewicowego skrzydła Partii Demokratycznej (jak wspomina o nich prof. Bartyzel w „Encyklopedii Białych Plam”)

Z czasem Lukacs zaczął określać siebie jako  „reakcjonistę”, opłakującego „upadającą cywilizację i kulturę ostatnich 500 lat, europejską i zachodnią”.  Za reakcjonistę, którego cechy i postawę tak celnie opisał swego czasu Gomez Davila:

„Istnienie prawdziwego reakcjonisty to dla wyznawców postępu skandal. Jego obecność powoduje trudny do określenia dyskomfort. Wobec postawy, jaką reprezentuje reakcjonista, postępowiec doświadcza uczucia wzgardy, któremu jednak towarzyszy zaskoczenie i niepokój. Celem wyciszenia swoich obaw ma on w zwyczaju interpretować tę zaskakującą i niezrozumiałą postawę jako realizację własnego interesu lub przejaw głupoty; ale tylko dziennikarz, polityk i głupiec mogą nie być potajemnie wytrąceni z równowagi w obliczu nieustępliwości, z jaką w najwznioślejszych umysłach Zachodu wzrastał na przestrzeni ostatni stu pięćdziesięciu lat sprzeciw wobec nowoczesnego świata. Lekceważące samozadowolenie nie wydaje się jednak słuszną odpowiedzią tam, gdzie Goethe i Dostojewski mogli by stanąć zjednoczeni niczym bracia. ”

Wspomniane „Remembered Past” leżące teraz na moim biurku,  to prawie 1000 stron  zebranych w jednym tomie esejów, artykułów i recenzji które Lukacs publikował na przestrzeni lat 1963 – 2001. Przeczytanie tak grubego tomu zajmie mi pewnie kilka miesięcy…….
Zanim to nastąpi, zdecydowałem się sięgnąć  po stojącą w mojej bibliotece książkę Lukacsa „The Passing of the Modern Age”. To wydany w 1972 roku, znacznie cieńszy zbiór jego rozważań i esejów, w którym autor opłakuje przemijanie „nowoczesnego” świata burżuazyjnego z jego ideami, wolnością, solidnymi relacjami rodzinnymi, dobrymi manierami, dyskursem obywatelskim i miłością do książek. Czytałem tę książkę dawno temu i teraz postanowiłem zrobić to jeszcze raz jako wstęp do czekającej mnie dłuższej lektury „Remembered Past”.

W „The Passing of the Modern Age” Lukacs charakteryzuje ostatnie 500 lat naszej historii jako próbę zbudowania Nowego Człowieka i Nowego Świata opartego na przekonaniu, że jedynym źródłem poznania jest rozum ludzki. W zasadzie słowo „rozum” należałoby pisać tutaj z dużej litery, bowiem począwszy od czasów Kartezjusza, a ostatecznie w Oświeceniu, wyniesiony on został niemal do rangi religii. Ekspansja zachodniej cywilizacji,  wzrost potęgi Europy, kuszące obietnice poznania naukowego, początek epoki rozumu instrumentalnego i radykalne odrzucanie jakiejkolwiek transcendencji : wszystkie te zjawiska rozpoczęły się 500 lat temu, gdy „czas Rozumu” miał zastąpić „czas Wiary”.
Problem w tym, że „rozum oświeceniowy” to nie jest Rozum, który znamy z prac Heraklita czy Parmenidesa – czyli Logos, jako zdolność przypisana nie samemu człowiekowi, ale istniejąca jako siła bytu, siła „kosmiczna”. Rozum oświeceniowy to nie jest także rozum znany z Platońskiej teorii władzy poznawczej jako rozum noetyczny – noesis –  dający możliwość szerokiego postrzegania rzeczywistości, ale także rozpoznawania wszelkiego istnienia oraz świata idei, które w filozofii Platona konstytuują istotę każdego bytu.
Oświecenie zbudowało utopię, że oto człowiek może zbudować świat od podstaw, człowiek może zastąpić Boga i zostać demiurgiem,  istotą stwarzającą od podstaw świat materialny i odrzucającą jakąkolwiek prawdę transcendentną jako prymitywną i nie przystającą nowoczesnemu człowiekowi. Przywołać można  słynne rozważania Voegelina o „immanentyzacji eschatonu”, czyli samozbawieniu i sekularyzacji rozumu transcendentnego. Sekularyzacja wszystkich sfer życia, odrzucenie sacrum były konieczne dla wyniesienia rozumu do rangi bóstwa. Nowym absolutem stał się postęp i swoisty antropoteizm, wiara w nieskończone możliwości człowieka.

Lukacs widział bezsens ślepego kultu postępu technologicznego, wyniesienie nauki do rangi religii i wzrost materializmu. Krytyczny był także wobec demokracji, dyktatury masy. Opierając się otwarcie na ostrzeżeniach Alexisa de Tocqueville o „tyranii większości”, był szczególnie nieufny wobec wypaczonego, nowoczesnego liberalizmu.W świecie, w którym nowocześni liberałowie stanowili wyraźną większość, ostro krytykował lewicę i rewolucję kulturalną lat sześćdziesiątych.
W swoich esejach Lukacs zwraca uwagę, że konserwatyści zawsze krytykowali utopię oświeceniową, byli sceptyczni wobec bezgranicznej wiary w ciągły, niepowstrzymany postęp. Materialny dobrobyt jest iluzją, więcej wszystkiego oznacza, że jest mniej warte.
Inflacji podlegają nie tylko dobra materialne. Powszechna edukacja jest tutaj dobrym przykładem – wraz z rozwojem formalnej, powszechnej edukacji spada jakość prawdziwego wykształcenia. Z masową edukacją pojawia się głównie kwestia jej użyteczności dla postępu, edukacja nie jest już kwestią samodoskonalenia i czystej ciekawości, ale „pójścia naprzód”. Szkoły już tak naprawdę niczego nie uczą i chociaż poziom alfabetyzacji wzrósł, ciekawość i uznanie dla estetyki, sztuki i literatury uległy degradacji –  jak mówił amerykański, kontrowersyjny skąd innąd i liberalny (!) progresywista  John Dewey:  „jaki jest sens uczenia ludzi czytania ze zrozumieniem, jeśli i tak tylko zamierzają czytać literaturę śmieciową?” (nawiasem mówiąc to nie klasyczny liberalizm stoi w opozycji do konseratyzmu, ale liberalny progresywizm).

Co ciekawe, Lukacs wspomina i opisuje znaczenie burżuazji i klasy średniej w ciągu ostatnich wieków. Według niego, pojęcie burżuazji zostało wypaczone i było szkalowane przez całą najnowszą historię. Politycy i „nowocześni’ (zwłaszcza lewicowi) eksperci potępiali jej „wulgarny” gust, Marks kojarzył burżuazję ze „złym” kapitalizmem. Lukacs uważa, że burżuazja reprezentowała wiele z tego, co we współczesnej kulturze było  najlepsze. Uczciwość, ambicja, mobilność społeczna, odpowiedzialność, sprawiedliwość, te cnoty można wyliczać. Są też cechy mniej szlachetne, takie jak samozadowolenie i egoizm, snobizm i skąpstwo; ale ogólnie rzecz biorąc, przeważają cnoty, a pozytywne znaczenie burżuazji w historii rośnie, gdy jej opis zostanie uwolniony od tendencyjnych analiz  marksistowskich.

Lukacs pisze (przypominam, w książce wydanej w roku 1972), że postęp naukowy i techniczny nie przyniósł człowiekowi ukojenia i pełni wewnętrznego szczęścia. Uwierzono bowiem, że postęp dotyczący nauki i techniki może także dotyczyć odwiecznych prawd i wartości, które można najpierw modyfikować, zmieniać a potem nawet odrzucić w imię tegoż postepu. Większość  obietnic związanych z ciągłym postępem już nie działa na naszą wyobraźnię, a jeżeli powołujemy się na niektóre z nich to coraz mniej ludzi w nie wierzy.
Jeszcze w XVIII wieku, tuż przez Rewolucją Francuską, historyk Edward Gibbon (znany z przetłumaczonej na polski książki „Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego„) z samozadowoleniem pisał:
„możemy zatem zgodzić się na przyjemny wniosek, że każda epoka świata zwiększała, i nadal zwiększa, prawdziwe bogactwo, szczęście, wiedzę i być może cnotę rodzaju ludzkiego”

Przywołajmy jednak jeszcze raz Gomeza Davilę:
„Wiek XVIII był stuleciem straconej szansy. Wtedy bowiem istniała natura ucywilizowana, ale nie zwyciężona, technika przemysłowa, ale nie opresyjna, wtedy istniało społeczeństwo uporządkowane, które nie oscylowało jeszcze między indywidualną samotnością a kolektywnym zaczadzeniem. Jednakże XVIII stulecie nie umiało zabezpieczyć swojej równowagi i wolało posuwać się naprzód.”

Podążanie w wiek XIX mogło dawać jeszcze nadzieję na niepowstrzymany marsz ku przyszłości, wiek ten był wiekiem ludzkiej inwencji i największego prześpieszenia technologicznego w historii ludzkości. Wszystko to, co zostało rozwinięte w wieku XX znalazło swój początek w pierwszych wynalazkach i wizjach twórców wieku XIX. Wystarczy spojrzeć na rysunki francuskiego rysownika Alberta Robidy, aby zobaczyć jak trafne były te plany i wizje.

Jednak wiek XX powoli odzierał  rodzaj ludzki ze wcześniejszych złudzeń. W 1903 roku, gdy bracia Wright wzbili się w powietrze zbudowanym przez siebie samolotem, świat wydawał się być jeszcze pełen optymizmu. Człowiek pokonał prawa grawitacji, wzbił się w przestworza. To było jak oddech wolności. Gdy w 1969 człowiek postawił swą stopę na Księżycu, pomimo euforii towarzyszącej temu wydarzeniu, odczucie wolności było zdominowane raczej przez uczucie niepewności i ucieczki. Można by dopowiedzieć do rozważań Lukacsa, że gdy kilka miesięcy temu na orbitę został wyniesiony olbrzymi teleskop Webba nie wywołało to powszechnego zainteresowania i emocji trwających dłużej niż 24 godziny.
W XX wieku, tak szeroko propagowany i wykrzyczany „postęp” Cywilizacji Zachodniej nie przeszkodził wybuchowi dwóch wojen światowych i narodzeniu się totalitaryzmów i masowych zbrodni.
Błąd wszystkich  doktryn postępu polegał na stwierdzeniu a priori, że człowiek zmierza ku lepszej przyszłości”  – pisał Ortega y Gasset.

Oswald Spengler publikując swój „Upadek Zachodu” w roku 1918 pokazywał procesy i opisywał odczucia zwątpienia narastające w społecznościach po I wojnie światowej. W roku 1950 Romano Guardini napisał „The End of the Modern World”, pesymistyczne rozważania filozoficzne na temat rozkładu naszego nowoczesnego świata.

Ostatnie rozdziały „The Passing of the Modern Age” poświęca Lukacs rozważaniom o  niepewnym „nowym początku”, o tym, co może nadejść po przeminięciu epoki nowożytnej. Kiedy Hitler podbił Francję, mówiono o nastaniu Nowych Ciemnych Wieków, posługując się propagandową deprecjacją wieków średnich. Ale nazizm nie był średniowieczny, chociaż miał średniowieczne cechy; była to dziwna mieszanka supernowoczesności z prymitywnością – ale jeszcze w 1940 roku zdaniem Lukacsa, Cywilizacja Zachodnia nie była tak zniszczona, jak w roku 1970.

Od roku 1972, gdy John Lukacs wydał „The Passing of the Modern Age„, minęło ponad 50 lat. Dzisiaj możemy ocenić, na ile słuszne były jego rozważania. Żyjemy w epoce ponowoczesnej, której postmodernistyczne idee niszczą naszą cywilizację mocniej i dogłębniej. Paradoksem jest, że idee postmodernistyczne także  głoszą autodestrukcję rozumu i podważają odwieczne wartości, ale z zupełnie innych pozycji – wystarczy przeczytać „Krytykę rozumu instrumentalnego” Horkheimera czy „Dialektykę oświecenia” Horkheimera i Adorno, aby uzmysłowić sobie z jakich pozycji następuje krytyka rozumu, prawdy i podmiotu.
Jak pisał Peter Augustine Lawler – rzadko w Polsce cytowany, zmarły w 2017 roku  konserwatysta:
„z konserwatywnego punktu widzenia to, co ogólnie nazywa się dzisiaj postmodernizmem” (ponowoczesnością) jest w rzeczywistości „hipernowoczesnością” – czyli nowoczesnym wpadnięciem w amok
„.
Ale to już temat na inne rozważania.

Prace Johna Lukacsa są dziś tak samo aktualne, jak w momencie ich pierwszej publikacji – a w niektórych przypadkach nawet bardziej.
Na polu zdominowanym przez ideologów, którzy postrzegają człowieka jako zwykłe trybiki w wielkiej historycznej machinie, John Lukacs przywraca człowiekowi jego centralne miejsce w historii, odwołuje się do tradycyjnych wartości i przypomina nam o poważnych moralnych obowiązkach, które towarzyszą naszej wolnej woli. Przede mną zapewne kilka miesięcy spokojnego czytania „Remembered Past” – nie wątpię, że będzie to prawdziwa przyjemność…….

Sławomir Starzyński

Click to rate this post!
[Total: 12 Average: 4.8]
Facebook

4 thoughts on “Starzyński: John Lukacs albo pesymizm (paleo)konserwatysty…..”

  1. Karol Marks miał rację – to baza determinuje nadbudowę. Dlatego też baza w państwach socjalistycznych determinowała narodowo-konserwatywną i prowincjonalno-przaśną nadbudowę, cechującą się pospolitym chamstwem w wydaniu pani Gieni z baru mlecznego czy też sklepu GS-owskiego.

  2. Z ciekawością zajrzałem do dyskusji na temat Starzyńskiego i Johna Lukacsa, aż moje oczy zatrzymały się na frazie „paleo konserwatysty”. Fascynujące spojrzenie na sprawy!

    Ale pozwólcie, że wrzucę tutaj coś, co może zainteresować nie tylko tych, którzy rozważają różnice między pokoleniami myślicieli, ale także tych, którzy mają ochotę na trochę odskoczni od tego tematu. Ostatnio natrafiłem na świetne źródło dla osób, które chcą poszerzyć swoje horyzonty, a konkretnie dla tych, którzy szukają ciekawych możliwości nauki.

    Na stronie https://goit.global/pl/newcomers/ znalazłem naprawdę fajne propozycje bezpłatnych kursów programowania i online-eventów dla początkujących. Co powiecie na to, żeby najpierw odpowiedzieć na pytania tematu w formie, a potem zanurzyć się w fascynującym świecie programowania?

    Są tam takie perełki jak webinar o Pythonie dla początkujących, maraton HTML+CSS, czy UX/UI maraton. Dla tych, którzy marzą o karierze w IT, także coś się znajdzie, na przykład webinar „Jak zacząć karierę w IT od zera

  3. Z ciekawością zajrzałem do dyskusji na temat Starzyńskiego i Johna Lukacsa, aż moje oczy zatrzymały się na frazie „paleo konserwatysty”. Fascynujące spojrzenie na sprawy!

    Ale pozwólcie, że wrzucę tutaj coś, co może zainteresować nie tylko tych, którzy rozważają różnice między pokoleniami myślicieli, ale także tych, którzy mają ochotę na trochę odskoczni od tego tematu. Ostatnio natrafiłem na świetne źródło dla osób, które chcą poszerzyć swoje horyzonty, a konkretnie dla tych, którzy szukają ciekawych możliwości nauki.

    Na stronie https://goit.global/pl/newcomers/ znalazłem naprawdę fajne propozycje bezpłatnych kursów programowania i online-eventów dla początkujących. Co powiecie na to, żeby najpierw odpowiedzieć na pytania tematu w formie, a potem zanurzyć się w fascynującym świecie programowania?

    Są tam takie perełki jak webinar o Pythonie dla początkujących, maraton HTML+CSS, czy UX/UI maraton. Dla tych, którzy marzą o karierze w IT, także coś się znajdzie, na przykład webinar „Jak zacząć karierę w IT od zera

  4. O! Konserwatyzm.pl doczekał się bardzo dobrego – zarówno pod względem warsztatowym, jak i merytorycznym – autora tekstów. Niemniej, wiszące nad tym artykułem dzieło pisane politruka Panasiuka wygląda jak obrazoburstwo p. Starzyńskiego…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *