Świder: Współczesna interpretacja wydarzeń historycznych w relacjach rosyjsko-polskich z punktu widzenia Rosji

W związku z moim ścisłym zawodowym związkom z Rosją przeprowadziłem w ciągu ostatnich 35 lat tysiące rozmów z Rosjanami. Byli to zarówno ludzie prości – jak i znani politycy, dziennikarze, osoby publiczne. Rosyjska perspektywa widzenia relacji rosyjsko-polskich jest zupełnie inna, niż polska – i chciałbym ją w niniejszym referacie przybliżyć. Sam często nie zgadzam się z pozycją rosyjską, wielokrotnie moje dyskusje z Rosjanami przybierały „gorący” charakter. Ale nawet jeśli ktoś się nie zgadza z rosyjską retoryką – to najpierw powinien zapoznać się z jej argumentami.

Oczywiście przedstawię stanowisko rosyjskie w wielkim uproszczeniu, zaznaczając najważniejsze punkty – gdyż historia relacji polsko-rosyjskich jest tak bogata, że nie sposób omówić wszystkich punktów spornych.

A według przeciętnego interesującego się historią i polityką Rosjanina historia naszych stosunków wygląda tak:

W IX wieku wschodni Słowianie utworzyli przy organizacyjnym udziale Skandynawów („Waregów”) wielkie i bogate państwo Ruś, sięgające od dzisiejszej Finlandii po Krym. Na Krymie książę Włodzimierz przyjął w 988 roku od Bizantyjczyków chrzest, zapoczątkowując wielowiekowe przywiązanie państwa i jego ludu do chrześcijaństwa obrządku wschodniego.

Od słowa Ruś nazywamy jej mieszkańców Rusinami. No właśnie. My nazywamy. Tu pojawia się pierwszy konflikt w interpretacji historii. Bowiem w języku rosyjskim przymiotnik  od słowa Ruś brzmi „russkij” – czyli należący do Rusi. Słowo to z czasem uzyskało rangę rzeczownika i oznacza współcześnie w  języku rosyjskim zarówno Rosjanina – jak i mieszkańca dawnej Rusi Kijowskiej. Krótko mówiąc – Rosjanie uważają się za JEDYNYCH prawowitych spadkobierców Rusi Kijowskiej, a Kijów jest nazywany „Mat` gorodov russkich” – czyli „Matką miast ruskich (rosyjskich)”. Rosjanie uważają Ukraińców i Białorusinów za swoich „ruskich” prawosławnych rodaków, którzy w wyniku „polsko-litewskiej okupacji ziem ruskich” zatracili znaczną część swej prawdziwej tożsamości – i pamięć o niej. Wydzielenie się Ukrainy i Białorusi ze wspólnej Rusi Rosjanie traktują jako tymczasowe – tak jak w Polsce traktowano powiedzmy kilkusetletnią nieobecność Mazowsza czy Śląska w granicach naszego państwa, zawsze traktując te ziemie jako polskie i uważając ich powrót do Polski jako proces nieuchronny i naturalny – choć nie wszyscy Mazowszanie czy Ślązacy musieli być z tego powodu szczęśliwi.

Między innymi dlatego Rosja traktuje i ZAWSZE będzie traktować Ukrainę i Białoruś jako swoją „strefę interesów” i NIGDY nie zgodzi się (za żadną cenę, nawet gdyby miało to doprowadzić do konfliktu zbrojnego) do przystąpienia tych krajów do NATO. Choć niemało ważny jest tu i geograficzny aspekt bliskości Białorusi i Ukrainy do Moskwy, co byłoby skrajnie niebezpieczne w przypadku wejścia tych państw do NATO („rakiety amerykańskie” zaledwie kilkaset kilometrów od Moskwy) – ale aspekt emocjonalno-historyczny odgrywa tu rolę nie mniejszą.

Oczywiście spieram się w tym punkcie z Rosjanami tłumacząc im, że dawni Rusini są po prostu przodkami wielu współczesnych narodów wschodniosłowiańskich, czyli Białorusinów, Ukraińców, Rosjan, Bojków, Łemków, Hucułów, Rusinów Zakarpackich itd.  Rosjanie są jedną z gałęzi tego pnia. I wszystkie te narody wykształciły się oddzielnie poprzez różną historię – bo powiedzmy 600-900 lat temu nie istniało żadne państwo wschodniosłowiańskie, a jedynym słowiańskim państwem w świecie była Polska. Przypomnę, że od I połowy XIII wieku po koniec wieku XV – a więc przez ponad ćwierć tysiąca lat – Ruś Moskiewska nie miała państwowości, była podległa Tataro-Mongołom, a jej kniaziowie i lokalni zarządzający byli wyznaczani przez muzułmańskiego chana (tzw. „jarłyk”). Aż do zajęcia przez Polaków Moskwy regalia na Rusi Moskiewskiej były islamskie, z arabskimi napisami, nawet przez cały XVI wiek, gdy Wielkie Księstwo Moskiewskie było bytem już niepodległym. Po zajęciu Moskwy Polacy wywieźli je do Warszawy, skąd pół wieku później złupili je Szwedzi – i po dziś dzień znajdują się w Szwecji.

I tu dotknęliśmy kolejnego wrażliwego punktu w naszych relacjach z Rosjanami. Otóż polska historiografia zupełnie niepotrzebnie wpędza Polaków w kompleksy wmawiając nam, że byliśmy wieczną „ofiarą”, którą sąsiedzi (Niemcy, Szwedzi, Turcy, Rosjanie itp.) ciągle bili i łupili. Tymczasem przecież równie często to my łupiliśmy ich… I Rosjanie mają żal m.in. o to, że wykorzystaliśmy ich „smutę” (kryzys wewnętrzny) na początku XVII wieku, zajęliśmy i złupiliśmy Moskwę, wywieźliśmy ich cara oraz patriarchę do Polski w niewolę. Car Wasyl Szujski  na kolanach złożył hołd polskiemu królowi, po czym został osadzony w zamku w Gostyninie, gdzie zmarł. Prawosławny patriarcha Rusi Michał Romanow po wieloletniej niewoli polskiej powrócił do Moskwy, gdzie został regentem, a jego syna obwołano carem. Był to założyciel dynastii Romanowów, która panowała w Rosji aż do upadku caratu w r.1917.

Rosjanie mają do nas żal o złupienie Moskwy – ale też o złupienie Kijowa. Uważają, ze Ruś Kijowska była krajem mlekiem i miodem płynącym, bogatym i o niezwykle wysokiej kulturze (co prawda, to prawda), którego świetność została przerwana przez najazd Polaków (Lachów) w 1018 roku, gdy Bolesław Chrobry splądrował Kijów, zniszczył miasto w znacznej mierze, wywiózł stamtąd wielkie bogactwa i prawie tysiąc niewolników, w tym wielu kniaziów. Przez wielu historyków rosyjskich zniszczenie Kijowa przez Polaków jest uważane za początek końca świetności wielkiej Rusi, zwanej później Kijowską. Tak więc gdy będziemy oceniać zachowania Rosji wobec miasta Warszawy – pamiętajmy i o wojakach polskich w Moskwie czy Kijowie.

Mała dygresja, ciekawostka dotycząca tych miast: Choć są to miasta stołeczne rusińskie – to zostały założone nie przez Słowian wschodnich, lecz przez przybyłe z terenów dzisiejszej Polski plemiona lechickie: Moskwa przez pochodzących z Mazowsza Wiatyczów, a Kijów przez wielkopolskich Polan, których część wywędrowała nad Dniepr… Ale to tylko dygresja, nie jest przedmiotem referatu, więcej na ten temat można przeczytać w mojej najnowszej książce „Jak stwarzaliśmy Rosję” (Warszawa 2020, Wydawnictwo FRONDA).

Podsumowując:  Dla Rosjanina słowo „Russkij” oznacza zarówno Rusina, jak i współczesnego Rosjanina. Rosjanie uważają się za spadkobierców całej Rusi, zaś Białorusinów i Ukraińców za rodaków, którzy błądzą, bo „zgłupieli” pod wpływem polsko-litewskiej okupacji. Ale historycznie Ruś jest jedna, a podziały na Ruś Kijowską, Moskiewską, Nowogrodzką, Białą, Czarną, Czerwoną, Halicką, Zakarpacką itd. – były tylko podziałami „dzielnicowymi”.

Rosjanie uważają, że po najeździe mongolskim w połowie XIII wieku nastąpił rozbiór ziem „russkich” – czyli we współczesnym tłumaczeniu ROSYJSKICH (sic!). Nie rusińskich, nie ruskich – a rosyjskich – i zawsze i wszędzie tak to określają. Rosja współczesna pretenduje do spuścizny całej Rusi… Północno-wschodnia Ruś znalazła się pod kontrolą mongolskiej Ordy, a zachodnie i południowe ziemie Rusi trafiły pod kontrolę Litwy, a następnie Polski. Pierwszą częścią Rusi, która odzyskała niepodległość była Moskwa (rolę republiki, Wielkiego Nowogrodu współcześni Rosjanie zwykle marginalizują). I Moskwa przystąpiła do jednoczenia ziem ruskich, oni to nazywają „zbieraniem ziem ruskich”. Czyli stopniowym odbieraniem nam Kresów.

Wielkie Księstwo Moskiewskie rosło w siłę nie tylko w sensie militarnym i politycznym… Po upadku Konstantynopola w 1453 roku państwo moskiewskie było JEDYNYM prawosławnym państwem. Po pomoc i wsparcie (także finansowe) przez setki lat przyjeżdżali do Moskwy dostojnicy kościołów prawosławnych z Grecji, Anatolii, Armenii, Gruzji, Serbii, Bułgarii, Mołdawii, Wołoszczyzny, Palestyny, Syrii i innych prawosławnych narodów bałkańskich i bliskowschodnich.  Moskwa poczuła się centrum, ośrodkiem świata prawosławnego – a przede wszystkim obrońcą praw osób prawosławnych w innych krajach, także w Rzeczypospolitej, a przecież w naszym kraju na wielu obszarach, szczególnie na terenach obecnej Białorusi i Ukrainy, ale także Smoleńszczyzny czy Podlasia – prawosławni stanowili bardzo znaczny odsetek ludności, czasem nawet większość – szczególnie na obszarach wiejskich. Dla Polaków byli to nasi obywatele Rzeczypospolitej – a Kijów był jednym z polskich miast wojewódzkich – a dla Moskwian (dla uproszczenia nazywajmy ich już Rosjanami, choć formalnie nazwę tę zaczęto stosować nieco później, bo za Piotra I Wielkiego) prawosławni mieszkańcy państwa polsko-litewskiego byli takimi samymi „russkimi”, pochodzącymi z tego samego świętego „russkiego”  Kijowa rodakami, znajdującymi się pod „polską okupacją”.

Rosjanie często zaznaczają, że aż do XVI wieku istniał jednolity literacki język „russkij”, którym posługiwano się w Kijowie, Moskwie, Mińsku czy Nowogrodzie. Dopiero potem – w wyniku wielowiekowej obecności Ukrainy w Polsce, a terenów dzisiejszej Białorusi – w autonomicznym od Polski (choć spolonizowanym) Wielkim Księstwie Litewskim, zaczęły się wytwarzać odrębności lokalnych gwar, z których w XIX wieku powstały języki białoruski i ukraiński. Rosjanie uważają, że języki te są gwarami rosyjskimi, powstałymi w wyniku naleciałości polskich (j.białoruski) czy polsko-turecko-tatarskich (j.ukraiński).

W XIX wieku na Litwie i Białorusi trwał konflikt pomiędzy Rosjanami a Polakami o „rząd dusz”. Do początku XIX wieku to elity wiodły prym – a elity na Białorusi były polskie.  Stopniowo jednak – co było tendencją ogólnoeuropejską – rola ludu zaczęła nabierać znaczenia, coraz ważniejsze było jego wsparcie i przekabacenie na swoja stronę. Rosjanie mówili miejscowemu prawosławnemu ludowi: Jesteście prawosławnymi Rosjanami, jak my. A Polacy to wasi ciemiężcy, panowie szlachta, wyzyskiwacze, „polskije pany”. W wyniku powstań wielu Polaków zesłano na Syberię, a ich majątki oddano Rosjanom i Żydom. Miejscowa szlachta polska na Białorusi postanowiła przeciwdziałać rusyfikacji. Mówili miejscowym Rusinom: Wy jesteście Europejczykami, jak my, mieszkamy obok siebie w europejskim państwie – Rzeczypospolitej – setki lat. Nie macie nic wspólnego z azjatyckimi Moskalami. Jesteście oddzielnym narodem: Białorusinami, braćmi Polaków, współobywatelami. W tym celu polska szlachta postanowiła utworzyć świadomość i tożsamość białoruską, której wśród ludu nie było w ogóle. Chłop białoruski na pytanie, kim jesteś – odpowiadał „tutejszy” albo w najlepszym razie „Łytwyn”.

Ponieważ ze względu na ostatnie wydarzenia „białoruskość” jest ostatnio w Polsce „na topie” – rozwinę nieco szerzej wątek tworzenia kultury i tożsamości białoruskiej.

 Polak z Wileńszczyzny Bronisław Taraszkiewicz stworzył i opublikował pierwszą gramatykę języka białoruskiego. Pierwszy w historii tomik poezji białoruskiej został opublikowany w 1891 roku w Krakowie, nosił tytuł „Dudka białoruska”, a jego autorem był Franciszek Benedykt Bohuszewicz, polski szlachcic piszący po białorusku pod pseudonimem „Buraczok”. Za największego poetę białoruskiego uważany jest Janko Kupała. Pod tym pseudonimem tworzył polski szlachcic Jan Łucewicz, s.Dominika. Znany na Białorusi jest Wincenty Dunin-Marcinkiewicz. Swoją pierwszą książkę opublikował w 1846 roku po polsku („Sielanka”), potem był „Dudarz białoruski” (1857). Utwory dla elity pisał po polsku – a dla ludu – w wówczas jeszcze gwarze białoruskiej. Dunin-Marcinkiewicz uważany jest zresztą – wraz z innym naszym wielkim rodakiem Stanisławem Moniuszką – za twórcę opery białoruskiej. Przed gmachem opery w Mińsku postawiono im pomnik. Wielu innych Polaków współtworzyło język białoruski: Jan Barszczewski czy Aleksander Sierzputowski s.Kazimierza… Demonstranci w Mińsku demonstrują dziś pod biało-czerwono-białą flagą. Jak się Państwo zapewne domyślacie – została ona zaprojektowana przez Polaka. Był nim Klaudiusz Duż-Duszewski. Choć Polak i katolik z matki i ojca – w końcowym okresie życia ogłosił, że opuszcza kościół katolicki i naród polski, został Litwinem, imię i nazwisko przekręcił na litewska modłę, zmarł w Kownie.

Napisałem o powyższym, bo dla nas Kresy to część polskiego dziedzictwa kulturowego i naszej historii. Rosja postrzega zaś Białoruś i Ukrainę jako części składowe Rusi, siebie zaś jako jej jedynego prawnego następcę i lidera. Spoiwem narodu rusińskiego, który 600-800 lat temu był pod panowaniem polsko-litewskim oraz tataro-mongolskim było prawosławie – dlatego historycznie konflikt na tych spornych terytoriach przebiegał także na tle wyznaniowym. Aleksander Sołżenicyn pisał w 1973 roku: „Rozkwitająca, mocna i pewna siebie Polska nie krócej, co do czasu i nie słabiej (niż my) gnębiła nas. W czasie Smuty Polacy ledwie nie pozbawili nas niepodległości narodowej, głębia tego zagrożenia była dla nas nie słabsza od najazdu tatarskiego, bowiem Polacy targnęli się i na prawosławie. I u siebie wewnątrz systematycznie go ciemiężyli, wpędzali w unię… Ekspansja wschodnia polski była odbierana przez społeczeństwo polskie jako normalna i wręcz godna pochwały polityka. Polacy przedstawiali się we własnych oczach jako naród wybrany przez Boga, bastion chrześcijaństwa z zadaniem rozpowszechniania prawdziwego chrześcijaństwa wśród „półpogan” – prawosławnych, na dziką Moskowię, i bycia nosicielem powszechnej kultury renesansowej”.

Gdy w XVIII wieku Rzeczpospolita znacznie osłabła po niezliczonych wojnach i zarazach, które gnębiły nasz kraj od połowy XVII wieku – Rosja postanowiła to wykorzystać i odzyskać – wg swojego mniemania – utracone ziemie ruskie. Jednym z głównych pretekstów do interwencji było „wspieranie prześladowanej ludności prawosławnej” w Rzeczypospolitej. Rosja osiągała w naszym kraju coraz większe wpływy – ale to nie Rosja była inicjatorem rozbiorów. Miała ona bowiem od pierwszej połowy XVIII wieku wpływy w całej Rzeczypospolitej – po co miałaby więc rezygnować z nich w Polsce zachodniej czy południowo-zachodniej? Poza tym caryca Katarzyna II darzyła estymą swojego byłego kochanka, króla polskiego Stanisława Poniatowskiego, a jej prawa ręka i aktualny kochanek książę taurydzki Grzegorz Potempski (w Rosji znany jako kniaź Grigorij Potiomkin) uważał się za Polaka i miał w Polsce wielkie dobra. Inicjatorem rozbiorów Polski był król Prus Fryderyk II.  Od 1768 roku Rosja toczyła wojnę z Turcją, którą wspierały Anglia i Francja. Berlin i Wiedeń zagroziły, że dołączą do antyrosyjskiej koalicji – jeśli Rosja nie wyrazi zgody na rozbiory Polski. I tak oto troje Niemców się spotkało: caryca, król pruski i cesarz Austrii – i „po niemiecku” zdecydowali o rozbiorach Polski.

Okres rozbiorów naszego kraju jest postrzegany przez Rosjan zupełnie inaczej, niż w Polsce. Przyłączenie Ukrainy i Białorusi traktują jako „zjednoczenie ziem ruskich”, a za utworzenie Królestwa Polskiego Polacy powinni być Rosji wdzięczni. Po pokonaniu Napoleona car Aleksander I stał się „wskrzesicielem” Polski, został jej królem, chodził w polskim mundurze generalskim, Polska miała swój rząd, walutę (polskie złote), wojsko, ordery (najwyższym był Order Orła Białego), nawet odrębne prawodawstwo i sądy. Aleksander I utworzył Uniwersytet Warszawski.  Nawet w tzw. guberniach zachodnich, czyli na byłych polskich Kresach przyłączonych bezpośrednio do Rosji w wielu uczelniach wykładano po polsku, np. Uniwersytet Wileński czy słynne Liceum Krzemienieckie. Polakom pozostawiono własność prywatną na byłych Kresach, konfiskowano ją tylko w przypadkach działalności antyrosyjskiej, np. uczestnictwo w „buntach” (tak Rosjanie nazywali powstania) przeciw „królowi polskiemu”.  Te prawa i przywileje Królestwa Polskiego były stopniowo ograniczane wraz z kolejnymi powstaniami, ale Polacy lojalni carowi/królowi polskiemu nie tylko nie byli prześladowani, ale zajmowali najwyższe stanowiska w państwie rosyjskim, byli ministrami, gubernatorami, generałami – bez konieczności wyrzeczenia się Polskości. Pierwszym ministrem spraw zagranicznych w historii Rosji był Polak książę Adam Czartoryski, potem jeszcze dwóch Polaków było carskimi ministrami spraw zagranicznych. Pierwszy w historii hymn państwa rosyjskiego noszący tytuł „Niech rozbrzmiewa grom zwycięstwa” skomponował w końcu XVIII wieku Polak z Warszawy, Józef Kozłowski. Wielu Polaków było zesłanych na Syberię – ale wielu wyjechało tam dobrowolnie dla kariery czy pieniędzy, wielu Polaków zbiło tam fortuny, posiadali kopalnie złota, floty, gorzelnie, fabryki. Despot-Zenowicz był gubernatorem Tobolska i całej prowincji, a najbogatszym człowiekiem na Syberii był inny Polak – Koziełł-Poklewski.  Rosjanie uwypuklają te strony – zaś polscy politycy piszą dziś historię ukazującą tylko powstania i zsyłki syberyjskie.

Przyszła I wojna światowa – i wielu Polaków wypowiedziało się po stronie Rosji. Był to np. jeden z „ojców niepodległości”, założyciel endecji i patron wielu ruchów prawicowych w Polsce – Roman Dmowski. Szansę na odzyskanie niepodległości widział w sojuszu z Rosją. Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy), który prawie spod bieguna północnego popędził do Rosji na wieść o wybuchu wojny – i zgłosił się do armii rosyjskiej jako ochotnik. Służył w tzw. gwardii przybocznej cara – czyli lejbgwardii. Został dowódcą kompanii. Z Rosji parę lat później uciekł przed bolszewikami, a nie przed Rosjanami. W carskiej armii Polacy byli – można by rzec – nadreprezentowani, Polacy stanowili ok.20% korpusu oficerskiego. Samych generałów Polaków było w armii rosyjskiej w czasie I wojny ponad dwustu, z czego 73 wstąpiło potem w szeregi Wojska Polskiego.

I tu zbliżamy się do roku 1920 i „cudu nad Wisłą”. W Polsce jest przedstawiany jako ocalenie Europy przed nawałą bolszewicką – i jako ocalenie Polski przed Rosjanami. Rosjanie zaś mówią tak:  Teren Polski został już w 1915 roku zajęty przez Niemców i Austriaków – i był „pod Niemcami” aż do końca I wojny światowej. Polska niepodległość została ogłoszona w końcu 1918 roku na terenach zajętych wcześniej przez Niemców. W tym czasie w samej Rosji trwała wojna domowa, w 1919 roku „biali” nacierali na bolszewików ze wszystkich stron. Bolszewicy słali wtedy do władz polskich depesze i poselstwa z propozycją porozumienia, oferując Polsce ustępstwa graniczne, znacznie przekraczające te, które Polska uzyskała później na mocy pokojowego Traktatu Ryskiego. Polacy jednak parli na wschód, by w 1920 roku zająć (świętokradztwo!) „matkę ziem ruskich” – czyli Kijów. Bolszewicy przystąpili do kontrofensywy i podeszli pod Warszawę, by w wyniku braku porozumienia pomiędzy frontem północnym, dowodzonym przez Tuchaczewskiego (pochodzącego ze „smoleńskich Polaków”), a frontem południowym dowodzonym przez Stalina – ponieść klęskę. Apetyt rośnie w miarę jedzenia – i być może w którymś momencie rzeczywiście Leninowi wydało się, że zajmie całą Polskę, potem proletariat niemiecki zrobi rewolucję – i komunizm rozprzestrzeni się na Europę, a potem na cały świat.. Kto wie..

Pisząc o tej klęsce bolszewików mówi się w Rosji o fakcie praktycznie w ogóle przemilczanym w Polsce. Otóż w październiku 1920 roku, gdy zawieszono działania wojenne, w polskich obozach jenieckich (np. w Strzałkowie, Tucholi, Modlinie, Wadowicach, Dąbiu, Pikulicach) przebywało ok. 150.000 żołnierzy sowieckich. Ze względu na trudne warunki i choroby, np. tyfus – niewoli nie przeżyło ok. 15% z nich. Im bardziej obwiniamy Rosjan o Katyń – tym częściej obwiniają nas o śmierć żołnierzy bolszewickich w polskich obozach jenieckich.

Bolesną kartą okresu międzywojennego jest tzw. „Operacja polska” w latach 1937-1938, gdy w ZSRR bolszewicy wymordowali ponad sto tysięcy Polaków tylko z racji ich pochodzenia etnicznego. Był to jedyny (choć niezwykle dla nas bolesny) przypadek w relacjach dwustronnych, gdy Polacy byli prześladowani tylko za swoje etniczne pochodzenie. Można było zostać uwięzionym, rozstrzelanym czy zesłanym na Syberię tylko za samo bycie Polakiem. Stalin zaczął traktować Polskę jako wroga – a będących obywatelami tego państwa  Polaków jako V kolumnę. Wcześniej liczył na porozumienie z Polską, szczególnie po zawarciu paktu o nieagresji. W 1934 roku przysłał do Polski swojego głównego propagandzistę pochodzącego z naszego kraju, Karola Radka, żyda uważającego się za Polaka. Ten miał za zadanie m.in. wysondować możliwość ocieplenia stosunków i stworzenia – być może – jakiejś koalicji przeciw Niemcom. Stalinowi sugerował to życzliwy Polakom, pochodzący z Białegostoku minister spraw zagranicznych ZSRR, polski żyd znany pod pseudonimem „Maksym Litwinow”. W 1936 roku Polska odrzuciła jednakże francuską propozycję zawarcia Paktu Wschodniego dla stworzenia sojuszu dla obrony przed Niemcami. W pakcie tym miałyby uczestniczyć m.in. Francja, ZSRR – i Polska. Rząd polski odrzucał jednak możliwość jakiejkolwiek współpracy ze Związkiem Radzieckim. Stalin usunął  Litwinowa ze stanowiska i zaczął traktować Polskę jako wroga, a Polaków w ZSRR jako V kolumnę i potencjalnych szpiegów.

Gdy opowiadałem o tym Rosjanom – i o ponad stu tysiącach ofiar „operacji polskiej” – odpowiadali mi mniej więcej tak:  „To nie była Rosja – tylko Związek Sowiecki. Na czele państwa i terroru stali dwaj Gruzini: Stalin i Beria, a nie Rosjanie. Generalnym prokuratorem ZSRR był w czasie „operacji polskiej”  Polak Andrzej Wyszyński, a nie Rosjanin. Życie straciło w latach 1937-1938 w wyniku represji stalinowskich ponad 700.000 obywateli radzieckich, Polacy nie byli jedynymi ofiarami. Mordowali nie Rosjanie i nie żołnierze rosyjscy nawet – tylko NKWD, założone wcześniej przez Polaków. Instytucja ta początkowo nazywała się Czeka (skrót od „Czrezwyczajnyj Komitet” czyli „Komisja nadzwyczajna”) i została utworzona przez grupkę komunistów Polaków, której przewodził Feliks Dzierżyński. Jego zastępcą był Wacław Mężyński s.Rudolfa. Sekretarzem Dzierżyńskiego był także  Polak, Stanisław Redens, prywatnie szwagier Stalina, a w latach 30-tych został generałem NKWD. Departamentem łączności Czeka kierował Stanisław Świderski s.Hieronima,  departamentem sanitarnym Artur Staszewski s.Karola.. W 1923 roku zastępcą Dzierżyńskiego został kolejny Polak, Józef Unszlicht, którego brat Julian był księdzem katolickim, odznaczonym polskim Krzyżem Niepodległości. „CzeKa” w 1918 roku liczyła sobie 23 osoby, w 1920 roku – 27.000 osób, a w 1921 roku -310.000. Tak rozrastał się kierowany przez grupkę Polaków aparat terroru, przemianowany po kilku latach w NKWD.

Rosjanie często podkreślają przy tym, że liczebnie najbardziej od terroru bolszewickiego ucierpiał naród rosyjski. Kiedyś zapytałem moją Mamę, która lata wojny spędziła na zesłaniu syberyjskim – czy to Polacy stanowili najliczniejszą grupę pośród zesłańców. Zdziwiła się tym pytaniem i odpowiedziała, że nie. Najwięcej pośród zesłańców było Rosjan.

Sami Rosjanie często zarzucają mi, że bolszewizm został im narzucony przez „Żydów i Polaków”. O tych pierwszych moja wypowiedź niniejsza nie traktuje – skupię się więc na kilku Polakach – działaczach bolszewickich.. Oprócz wcześniej wymienionych – Polakami byli liczni pierwsi ministrowie: ministrem zaopatrzenia był Jan Teodorowicz, ministrem pracy i rozwoju – Aleksandra Domontowicz-Kołłątaj (pierwsza w świecie kobieta-minister, współczesne feministki nazwą ją zapewne ministrantką), ministrem poczt i telegrafów był Wadim Podbielski, ministrem handlu i przemysłu został pochodzący z Łodzi Mieczysław Broński, ministrem zdrowia – Mikołaj Siemaszko. Pierwszym prezesem Urzędu Planowania ZSRR („Gospłan”) został najbliższy przyjaciel Lenina – Polak Gleb Krzyżanowski, syn Maksymiliana. Krzyżanowski był w czasie zesłania syberyjskiego drużbą na ślubie Lenina, pojmującego za żonę Polkę z pochodzenia, wychowaną pod Grójcem – Nadieżdę Krupską. Funkcję ministra finansów sprawował kolejny nasz rodak – Stanisław Strumiłło-Pietraszkiewicz, s. Gustawa, urodzony na kresowym Podolu w Daszkowcach. Używał pseudonimu bolszewickiego: Stanisław Strumilin. Szefem sowieckiej propagandy został Karol Radek, a pierwszym szefem sowieckiego Banku Centralnego – Jakub Hanecki. Pierwszym carskim generałem, który przeszedł na stronę bolszewików był Michał Bończa-Brujewicz.  Namówił go do tego brat Włodzimierz, sekretarz Lenina, kierujący pracami komitetu wykonawczego Rady Komisarzy Ludowych (rządu bolszewickiego). Nawet osobistym ochroniarzem i kierowcą Lenina był Polak Stanisław Stefan Gil (po śmierci Lenina wrócił do Polski, do rodzinnego Grodna). W latach 20-tych przewodniczącym Rewolucyjnego Trybunału Wojennego Rosji Sowieckiej był kolejny Polak – Karol Juliusz Daniszewski. W latach 1926-1931 całą radziecką flotą wojenną kierował Polak, admirał Romuald Muklewicz. Jedyne mauzoleum – poza leninowskim – wybudowano bohaterowi walk o komunizm, Grzegorzowi Kotowskiemu. Szefem uzbrojenia Armii Czerwonej był kolejny Polak – Hieronim Leonard Gubarewicz, w Rosji znany jako Jeronim Uborewicz. Krótko mówiąc – wszystkim Rosjanom, z którymi rozmawiałem, jest przykro w związku z „operacją polską”, ale tłumaczą, że na rozkaz nie-Rosjan (Stalin i Beria) wykonywało ją nie-słowiańskie NKWD, założone wcześniej (jako CzeKa) przez Polaków, a w czasie operacji polskiej w instytucji tej służyło bardzo wielu nie-Słowian, przywołują tu analogię Urzędu Bezpieczeństwa w powojennej Polsce.

W tym miejscu nie można pominąć sprawy Katynia.  Rosjanom jest przykro i często wyrażają współczucie – ale ciągle podkreślają, że rozkaz został wydany przez Stalina i Berię, a pośród bezpośrednich prawie czterdziestu bezpośrednich wykonawców rozkazu był tylko jeden Rosjanin – pułkownik Błochin („mużyckij chołop” – jak się o nim pogardliwie wyrażają). W tym samym czasie wyrok śmierci wykonano na wielu Rosjanach, wielu z nich zginęło w tymże samym Katyniu, co polscy oficerowie.

O ile jednak praktycznie wszystkim moim rosyjskim rozmówcom przykro było ze względu na ofiary „polskiej operacji” czy Katynia – o tyle nie było im przykro ze względu na wrzesień 1939, pakt Ribbentrop-Mołotow i wspólny z Niemcami podział Polski. Odpowiadają mniej więcej tak: „Sami jesteście sobie winni swoją antyradziecką polityką w okresie międzywojennym. Na zachodniej Białorusi i Ukrainie (tak nazywają nasze Kresy) większość ludności stanowili nasi prawosławni Rusini. Zamykaliście białoruskie, ukraińskie i rosyjskie szkoły, zamienialiście cerkwie na kościoły. W 1927 roku zburzyliście piękną katedrę prawosławną pod wezwaniem Aleksandra Newskiego w Warszawie. Nawet Stalin nie zburzył polskiej katedry  w Moskwie – dziś jest najważniejszym kościołem katolickim w Rosji. Blokowaliście wszelkie radzieckie inicjatywy, jakąkolwiek sowiecką obecność w organizacjach i sojuszach międzynarodowych, odrzucaliście  możliwość współpracy. Poszliście z Hitlerem na Czechosłowację –  więc skąd mieliśmy mieć przekonanie, że nie pójdziecie z nim i na nas?  W 1941 i 1942 roku wojska niemieckie stały na obrzeżach Moskwy i Leningradu. Gdyby miały wsparcie prawie milionowej polskiej armii – i gdyby wojska radzieckie nie miały zapasu terytorialnego (buforu) w postaci połowy Polski zajętej w 1939 roku – to na pewno Moskwa i Leningrad by padły. W najtrudniejszym dla nas okresie utworzyliśmy wspólnie z Polaków przebywających w ZSRR polską armię, ubraliśmy w mundury, obuliśmy, karmiliśmy czym mogliśmy w tym głodowym okresie. Moskwa padała praktycznie, my was błagaliśmy, by polscy żołnierze szli na front nas wspomóc, a po odrzuceniu Niemców najkrótszą drogą żeby szli wraz z nami wyzwalać Polskę. Odnowiliśmy relacje z rządem londyńskim, podpisaliśmy pakt Majski-Sikorski (tu mała dygresja: Iwan Majski był ambasadorem ZSRR w W.Brytanii, etnicznie był Polakiem, jego prawdziwe imię i nazwisko to Jan Lachowiecki), byliśmy gotowi uznać wasze przedwojenne granice.  A wy co zrobiliście?  Naznaczyliście dowódcą armii Niemca czystej krwi po ojcu i matce: Andersa, który zamiast strzelać do swoich niemieckich rodaków i iść najkrótszą drogą wyzwalać Polskę – wolał wyprowadzić polskich żołnierzy przez Iran do Palestyny  – by na żądanie Anglików sprowadzić tam tysiące żydów, którzy zdezerterowali z polskiej armii, by zasilić wojska tworzonego tam Izraela (np. Mieczysław Biegun z Brześcia – czyli przyszły premier i laureat nagrody Nobla Menachem Begin). A po wojnie tenże Anders zablokował wydanie Związkowi Radzieckiemu ukraińskich esesmanów, którzy wcześniej  mordowali Rosjan i Polaków. I my mamy płakać z powodu paktu Ribbentrop-Mołotow?  Sami do niego doprowadziliście taką samą polityką, jaką prowadzicie obecnie wobec Rosji”.

Ambasador Rosji w Polsce, pan Siergiej Andrejew, którego znam osobiście od lat – tak wypowiedział się na ten temat w 2016 roku na spotkaniu z polskimi studentami w Wyższej Szkole Handlowej w Radomiu: „Po napadzie Niemiec na Polskę przywództwo radzieckie wyczekiwało: gdyby Anglia i Francja wypowiedziawszy wojnę Niemcom, prowadziłyby ją w sposób prawdziwy, a ich wspólne siły wraz z polskimi przekraczały przecież potencjał militarny Niemiec, i miałyby podstawy, by liczyć na zwycięstwo – ZSRR oczywiście nie wprowadzałby swoich wojsk na tereny zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy. Dopiero po tym, jak 12 września 1939 roku rządy Anglii i Francji ostatecznie postanowiły, że nie będą walczyć o Polskę, kiedy całe polskie przywództwo polityczne i wojskowe uciekło z Warszawy i zebrało się przy granicy z Rumunią, kiedy wynik wojny był już praktycznie rozstrzygnięty i polskie państwo w istocie przestało istnieć – dopiero wtedy wczesnym rankiem 17 września Armia Czerwona przekroczyła polską granicę”.

Po wrześniu  1939 Polska znajdowała się zatem pod okupacją Niemiec i ZSRR. Do rozpoczęcia wojny niemiecko-radzieckiej i do podpisania paktu Majski-Sikorski Polaków traktowano w ZSRR wrogo. Rosjanie w dyskusjach historycznych podkreślają jednak różnicę: Niemcy mieli na celu fizyczną likwidację narodu polskiego i Polaków – Związek Radziecki takich planów nie miał i nie przeprowadzał. Zsyłki od 1940 dotknęły ok. 120 tysięcy Polaków – ale nie za samo bycie Polakami – lecz urzędników z rodzinami, policjantów, leśniczych, osadników wojskowych itp. Po podpisaniu paktu Majski-Sikorski Polskę zaczęto traktować jako sojusznika w walce z Niemcami. Byt zesłańców też się polepszył, co wiem także z opowieści mojej Mamy:  Od razu po zesłaniu na początku 1940 roku mieszkała z rodzicami i rodzeństwem w obozie z barakami i piętrowymi pryczami, otoczonym płotem z drutu kolczastego, w tzw. oddziale nr 5 nad rzeką Czułym w tajdze syberyjskiej. Od rana do wieczora pracowali za kawałek chleba przy wyrębie lasu. Po podpisaniu paktu Majski-Sikorski obóz zlikwidowano, a Polaków wypuszczono mówiąc, że muszą pozostać na Syberii, ale sami mogą sobie szukać pracy i mieszkania. Wtedy nasza rodzina przeprowadziła się do pobliskiej miejscowości Pyszkino (obecnie „Pierwomajskoje”) pod Tomskiem, gdzie znaleźli pracę w miejscowym kołchozie przy hodowli bydła.  Pracowała mama jako najstarsza z rodzeństwa ( miała już 13 lat) i jej ojciec, a młodsi bracia zbierali orzeszki cedrowe i za kopiejki je sprzedawali. Głodu już nie było.

Wielokrotnie historycy rosyjscy mówili mi, że Stalin potrzebował Polaków do pracy – i do wojska jako żołnierzy. W najtrudniejszym momencie gotów był kontynuować proces rozpoczęty paktem Majski-Sikorski, a nawet uznać przedwojenne granice.  Tworzono armię polską (Andersa). Po jej – jak to Rosjanie mówią –  zdradzie i ucieczce ze Związku Radzieckiego stosunek do Polaków się znacznie zmienił,  zerwano stosunki z rządem imigracyjnym – by stworzyć podporządkowaną sobie Polskę – a nie wrogą, jak to miało miejsce w przeszłości. Temu służyły działania mające na celu utworzenie z polskich komunistów rządu i podporządkowanego radzieckiemu dowództwu wojska.

Żołnierze Ludowego Wojska Polskiego szli wyzwalać Polskę. Żołnierze radzieccy też mieli przykazane, że mają traktować Polskę i Polaków jako sojuszników. Nierzadkie przypadki brutalnego traktowania ludności, gwałty i grabieże miały miejsce przede wszystkim na ziemiach leżących przed wojną poza granicami państwa polskiego (np. Śląsk, Pomorze, Mazury), prości żołnierze nie znali niuansów mniejszości polskiej na np. dolnym Slasku czy Mazurach,  był to swoisty rewanż za brutalność Niemców okupujących wcześniej terytorium znacznej części ZSRR – od północnego Leningradu po Kaukaz. Okrucieństwo Niemców wobec Słowian było straszne – i nigdy się nie spotkałem podczas dyskusji z Rosjanami z sytuacją, by żałowano „niewinnych, cywilnych ofiar niemieckich” 1945 roku.

W Związku Radzieckim istnieje wielki dogmat – że Armia Czerwona wyzwoliła Europę od Hitlera i faszystowskiej okupacji, ponosząc przeogromne straty, przede wszystkim ludzkie. Wszyscy żołnierze radzieccy uważani są za bohaterów, którzy wyzwolili swój kraj i Europę.  Rosjanie mówią: „To my wyzwoliliśmy Polskę. 600 tysięcy żołnierzy zginęło, by wyzwolić Polskę. A wy niszczycie ich groby”. Ja im wtedy odpowiadam oczywiście: „Wyzwoliliście spod Niemców – ale narzuciliście nam obcy, niechciany ustrój. Do służb siłowych – bezpieczeństwa i wojska – nawsadzaliście nam obcych, którzy  prześladowali i mordowali polskich patriotów. Za wyzwolenie wzięliście 200 tysięcy kilometrów kwadratowych – czyli połowę Polski. A Polska leży po drodze do Berlina – i 600 tysięcy waszych żołnierzy zginęło w Polsce nie dla jej wyzwolenia – tylko „za Rodinu i Stalina”. W Polsce dba się o groby żołnierzy radzieckich, a usuwa się pomniki, które stawiane były w każdym mieście – z sierpem, młotem lub gwiazdą”.  No i zaczyna się dyskusja od nowa: że zachodnia Ukraina i Białoruś to historycznie Ruś, że Wilno wróciło do Litwy, że dali nam (za Kresy) bogatsze i lepiej rozwinięte Ziemie Zachodnie, że żołnierze radzieccy mieli rozkaz traktowania Polaków jako sojuszników, że oni uważali, że wyzwalają Polskę – a dopiero za nimi szły SMERSZ i inne komunistyczno-bolszewickie formacje, które nasadzały komunistów na stołki, że gdyby nie wyzwolenie przez Armię Czerwoną – to Niemcy wymordowaliby wszystkich Polaków. Polska po wojnie miała niepodległość, tę samą flagę, co przed wojną, hymn, białego orła… i że Polacy są niewdzięczni. Rosjanie często podkreślają, że łączy nas braterstwo broni, że polskie armie wspólnie z armiami radzieckimi wyzwalały Polskę, że Polacy ginęli obok żołnierzy radzieckich przy wyzwalaniu Polski,  że najważniejszym Frontem dowodził Polak z Warszawy – marszałek Rokossowski, że po wojnie strefą radziecką w Niemczech zawiadywał marszałek Sokołowski z Białegostoku, że jedyną cudzoziemką, która otrzymała tytuł Bohatera Związku Radzieckiego była Polka Aniela Krzywoń, że największym w historii asem lotnictwa myśliwskiego pośród kobiet była Polka Lilia Litwiak, że Polacy jako jedyni spośród armii sojuszniczych zdobywali Berlin wspólnie z armiami radzieckimi, że Polacy jako jedyni spośród cudzoziemców maszerowali na Placu Czerwonym 24 czerwca 1945 roku podczas wielkiej Parady Zwycięstwa, dowodzonej zresztą przez Polaka, wspomnianego wcześniej marszałka Konstantego Rokossowskiego, syna Ksawerego, wysokiego urzędnika kolejowego z Warszawy (Konstanty też nie był niski, mierzył 200cm, a Żukow – 164cm).

Znany profesor rosyjski Andrej Grebieniuk, historyk, autor kilkudziesięciu książek historycznych  powiedział mi kiedyś – że w warunkach 1945 roku mogła powstać taka Polska, jaka powstała – albo żadna.

Ciekawą jest jeszcze jedna różnica w postrzeganiu najnowszej historii. W Polsce uważa się, że po II wojnie ZSRR wykorzystywał gospodarczo Polskę, że wysyłaliśmy za pół darmo węgiel czy stal… a w Rosji uważa się dokładnie odwrotnie: że to Związek Radziecki ponosił olbrzymie koszty gospodarcze – i ze względów geopolitycznych wysyłał Polsce za pół darmo ropę czy gaz…

Nie jestem adwokatem Rosji ani żadnego innego państwa – prócz Polski. W mojej wypowiedzi ani nie krytykowałem – ani nie pochwalałem rosyjskiego spojrzenia na relacje polsko-rosyjskie. Ale ponieważ znam rosyjskie stanowisko bardzo dobrze, ponieważ uczestniczyłem w tysiącach dyskusji z rosyjskimi politykami, historykami, analitykami politycznymi – dlatego właśnie próbuję niniejszym obiektywnie to stanowisko moim rodakom przedstawić, by albo zrozumieli Rosjan – lub na odwrót – by przygotowali się do merytorycznej dyskusji z nimi, mając ku temu argumenty.

Mariusz Świder

Politolog, arabista, publicysta, b. radca w MSZ. Autor książki: „Jak stwarzaliśmy Rosję”.

Click to rate this post!
[Total: 27 Average: 4.6]
Facebook

7 thoughts on “Świder: Współczesna interpretacja wydarzeń historycznych w relacjach rosyjsko-polskich z punktu widzenia Rosji”

  1. „jedynym słowiańskim państwem w świecie była Polska. Przypomnę, że od I połowy XIII wieku po koniec wieku XV – a więc przez ponad ćwierć tysiąca lat – Ruś Moskiewska nie miała państwowośc”

    Przypomnę, że państwo wasalne nie oznacza braku państwowości.
    Poza Polską państwami słowiańskimi były też np. Czechy (w ramach Świętego Cesarstwa Rzymskiego), państewka serbskie, dalmackie (np. Rep. Raguzy), Chorwacja (w unii z Węgrami) itd.

    To chyba typowo polskie podejście, że jak ktoś nie ma niepodległości to znaczy, że nie ma państwa w ogóle (chyba, że jest się pod butem Napoleona, to wówczas ma się państwowość)…

    Resztę dokończę potem.

  2. „„russkij” – czyli należący do Rusi. Słowo to w Rosji uzyskało rangę rzeczownika i oznacza współcześnie w języku rosyjskim zarówno Rosjanina – jak i mieszkańca dawnej Rusi Kijowskiej.”

    Warto wspomnieć, że Rosja zruszczyła, dla własnych potrzeb, polski przymiotnik „rosyjski” (rossijskij) określając tym terminem wszystkich mieszkańców Federacji Rosyjskiej. Podobnie jak w I RP dziś ruski to gente, rossijski to natione.

    „W 1936 roku Polska odrzuciła jednakże francuską propozycję zawarcia Paktu Wschodniego dla stworzenia sojuszu dla obrony przed Niemcami. W pakcie tym miałyby uczestniczyć m.in. Francja, ZSRR – i Polska. Rząd polski odrzucał jednak możliwość jakiejkolwiek współpracy ze Związkiem Radzieckim. Stalin usunął Litwinowa ze stanowiska i zaczął traktować Polskę jako wroga, a Polaków w ZSRR jako V kolumnę i potencjalnych szpiegów.”

    Gdyby przed II wojną rządziła endecja mielibyśmy pakt Dmowski-Litwinow przeciwko Niemcom, jak w czasie I WS. Piłsudczyzna i sanacja doprowadziła nas do takich politycznych niedorzeczności w polityce zagranicznej, że jeszcze dziś jej pogrobowcy na serio rozważają wziętą z sufitu alternatywę pod nazwą „pakt Ribbentrop-Beck”.

    Problem z Rosjanami mamy ten, że nie mogą przeboleć, że Białoruś i Ukraina istnieją dzisiaj jako odrębne państwa dzięki dziedzictwu Pierwszej Rzeczypospolitej, którą Rosjanie uważali za złożoną już przez niech samych do grobu. W ogóle Polacy w oczach rosyjskich to „zdrajcy Słowiańszczyzny” jako podlegli Rzymowi katolicy, przesiąknięci wpływami cywilizacji łacińskiej i zgubnymi europejskimi ideami wolnościowymi.

    Ocena rosyjska paktu Ribbentrop-Mołotow w aspekcie geopolitycznym jest niestety słuszna tylko czy kiedykolwiek to zrozumie nasze społeczeństwo, wychowane na piłsudczyźnie i mrzonkach federacyjnych marszałka Piłsudskiego ?

    1. A poprosilbym jeszcze o artykul jak na nasze wzajemne relacje i hisorie patrza Bialorusini i Ukraincy. Mysle ze tez paru ciekawych rzeczy moglibysmy sie dowiedziec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *