Pan wicepremier Mateusz Morawiecki został dodatkowo ministrem finansów. Tym samym Jarosław Kaczyński dodatkowo zabezpieczył się przed wybiciem się na samodzielność kogokolwiek z rządu. Rywalizacja premier Beaty Szydło z wicepremierem Morawieckim o to, kto ważniejszy w rządzie jest gwarancją dla Kaczyńskiego, że to on zostanie najważniejszą osobą w państwie. A co to oznacza dla państwa? Obawiam się, że nic dobrego. Ksawery Pruszyński opisując tworzenie Centralnego Okręgu Przemysłowego napisał, że „krytyka jest lepszą formą służenia państwu niż bezzasadny entuzjazm”. Tę myśl warto odnieść do działań wicepremiera Morawieckiego. W zasadzie trzeba w jego przypadku mówić o działaniach, a nie dokonaniach. Prawdopodobnie nie jest autorem „Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”, który usilnie promuje. Tymczasem coraz częściej, już nie tylko ekonomiści, wręcz wyśmiewają ten plan. Pomysły na ingerencję państwa, tworzenie nowych centralnych urzędów gospodarczych i nierealne źródła finansowania nie przekonują do kompetencji Morawieckiego. Z jego licznych zapowiedzi zmian prawa, ułatwiających pracę przedsiębiorcom na razie nie ma prawie nic. Nie błysnął również politycznie. Kilka jego publicznych wypowiedzi było wyraźnymi wpadkami.

Mimo tego w PiS kreuję się Morawieckiego na gwiazdę i tworzy się społeczną aurę, że „plan Morawieckiego” nie ma alternatywy i jest jedynym lekarstwem na gospodarcze problemy Polski Czyżby było to na zasadzie z braku laku dobry kit, czyli Morawiecki? W PiS mają ogromny problem ze znalezieniem wybitnych polityków znających się na gospodarce i to będzie coraz większy problem. Czy Mateusz Morawiecki okaże się Nikodemem Dyzmą tego rządu? Pewne podobieństwa już są. Do rządu przyszedł z banku. Firmuje „genialny plan”, którego nie jest autorem i choć nie wiadomo czy ma szczęście na wyścigach konnych, to gotów jestem obstawić, że za rok wicepremier Morawiecki okaże się wielkością urojoną.

A Państwo wierzycie, że Mateusz Morawiecki uczyni z Polski mocarstwo gospodarcze?