Szlęzak: Polska i Unia Europejska po 15 latach

W Polsce wielka feta z okazji piętnastu lat członkostwa w Unii Europejskiej. I zwolennicy, i przeciwnicy wstąpienia do UE wykorzystują tę rocznicę w prowadzeniu kampanii wyborczej do parlamentu europejskiego. Przy tej okazji po raz kolejny stawia się pytanie czy bilans tego członkostwa jest dodatni, czy ujemny? W zależności od odpowiedzi albo pada wniosek o dalsze pogłębianie integracji w tym przyjęcie waluty euro, albo o jak najszybsze wystąpienie z Unii. Uważam, że mam prawo wypowiedzieć się zarówno o korzyściach, jak i stratach z członkostwa w UE. Przez kilkanaście lat jako prezydent miasta średniej wielkości starałem się o pozyskanie dużych środków z funduszy unijnych. Wiem zatem jakie są tego dobre i złe strony.

Od razu przyznaję, iż uważam, że bilans członkostwa Polski w UE jest korzystny dla naszego kraju. Jednak ta korzyść polega zupełnie na czym innym niż unijne fundusze na drogi, lotniska i inne inwestycje. Chcę przy tym podkreślić dwie sprawy. Pierwsza to fakt, że te fundusze pochodziły z programów tworzonych prze unijną biurokrację i w momencie ich tworzenia nie brano pod uwagę tego, co najbardziej było w Polsce potrzebne. Z praktyki wiem, że to na przykład polskie samorządy musiały się martwić z jakiego programu skorzystać, jakie przepisy obejść, żeby unijne dotacje przeznaczyć na rzeczywiste potrzeby wsi, miasteczek i miast. Powstało duże skrzywienie w planach rozwoju zwłaszcza polskiej prowincji, którego złe skutki już tu i ówdzie widać, ale w pełni wyjdą one na wierzch za kilka lat, kiedy pieniądze z unijnych funduszy przestaną płynąć takim dużym strumieniem. Mówiąc krótko polska prowincja inwestowała w dużym stopniu pod dyktando programów unijnych, a nie pod realne swoje potrzeby. Już teraz widoczne tego skutki, to ogromne zadłużenie i wiele inwestycji na których utrzymanie samorządów nie stać.

Druga sprawa, którą również znam z własnej praktyki, dotyczy możliwości tych wszystkich inwestycji bez pieniędzy z Unii. Ponownie na przykładzie Stalowej Woli mogę stwierdzić, że przy dobrym gospodarowaniu można je było zrealizować bez unijnych środków, ale trwałoby to dłużej. Sytuację Stalowej Woli śmiało można rozciągnąć na całą Polskę. Gdyby państwo polskie przez wszystkie lata od 1989 roku było dobrze rządzone, to mogłoby ogromną część inwestycji dofinansowanych przez UE, zrealizować własnymi środkami.

To taka z mojej strony łyżka dziegciu do tej beczki miodu, którą w rządowym i opozycyjnym przekazie jest członkostwo Polski w Unii.

Na koniec tych uwag ta zasadnicza, przesądzająca o korzystnym bilansie członkostwa Polski. Pisałem już niedawno o tym, że członkostwo w UE, to był i jest dla wszystkich partii rządzących polityczny wentyl bezpieczeństwa, ponieważ niezadowolenie z nieudolnych rządów było rozładowywane głównie przez emigrację. Z tego politycznego wentyla bezpieczeństwa była druga korzyść. Ci, którzy wyjechali i znaleźli pracę, przysyłali do Polski pieniądze. Szacuje się, że było to co roku kilkadziesiąt miliardów euro. I to były te pieniądze, które Polacy wydawali jak chcieli, a nie pod dyktando unijnej biurokracji. To jest ta zdecydowanie największa korzyść z członkostwa Polski w Unii. Jednak i ona stopniowo się kończy. Co dalej? Jak już pisałem nie jestem zwolennikiem w obecnym czasie występowania Polski z Unii. Z drugiej strony uważam, że pogłębianie integracji na czele z przyjęciem euro jest również dla Polski niekorzystne, o ile ktoś chce żeby jakaś Polska jeszcze istniała.

A Państwo wolicie wystąpić czy się głębiej integrować?

Click to rate this post!
[Total: 8 Average: 4.6]
Facebook

10 thoughts on “Szlęzak: Polska i Unia Europejska po 15 latach”

  1. Słuszne uwagi. Zwróciłbym uwagę na jeszcze jeden element – powstrzymywanie się polskich samorządów przed inwestowaniem bezpośrednio przed akcesją. Częściowo motywy były racjonalne (oszczędzanie środków na wkład własny i większe przedsięwzięcia, które planowano lub przynajmniej zakładano), ale i wynikające z typowo politycznej bierności (po co coś robić i ryzykować, przyjdzie Unia i zrobi!).

    W Polakach spotęgowało to wrażenie, że bez UE po prostu nie dałoby się zbudować tych wszystkich dróg, aquaparków, hall sportowych itd. – bo przecież gdyby się dało, to by je zbudowano wcześniej, nie?

    Między innymi temu zawdzięczamy irracjonalne wysokie poparcie Polaków dla członkostwa w UE.

    1. Jest też inny powód, dla którego nie wybudowano tych obiektów. Nie były one nikomu do niczego potrzebne.

    2. Bilans członkostwa Polski w UE musi obejmować także okres przystosowawczy (zniszczenie polskiego przemysłu) oraz katastrofę demograficzną skutkującą obecnie imigracją, niskimi emeryturami. Jeżeli porównamy osiągnięcia Polski z państwami azjatyckimi to przegrywamy zdecydowanie.

  2. Przede wszystkim – UE jest bardziej wolnorynkowa od Rosji. Rosja to etatyzm, protekcjonizm i interwencjonizm a to wszystko z elementami socjalistycznego dziadostwa. Do tego dochodzi zabobonny merkantylizm. UE, mimo wszystko, bliżej do kapitalistycznych USA. PKB per capita Rosji jest niższy niż Polski, co wskazuje na to, że to Polska wybrała lepszą drogę rozwoju niż Rosja.

      1. Nic nie ma. Hans po prostu w kółko powtarza tą samą papkę, niezależnie od tego czego tyczy temat. Do tego ignoruje związki przyczynowo-skutkowe. Idąc jego tokiem myślenia – dobrze, że Niemcy dwukrotnie doprowadzili do wojny światowej, bo teraz mają dobrze i Polska powinna ich skopiować. A że w międzyczasie było 100 tys. innych czynników? To już nie ważne.

      2. Z UE ma to tyle wspólnego, że do tego klubu nie przyjmują zbytnich socjałuchów. Aby być członkiem UE, trzeba też pożegnać się ze zbyt rozbuchanym protekcjonizmem. Można powiedzieć, że UE nie pozwala na zbytni lewoskręt w kwestiach gospodarczych. I to jest dobre – chcesz korzystać z pewnych dobrodziejstw UE, to musisz pożegnać się z ekonomicznym zlewaczeniem. A w naszych realiach sytuacja wygląda tak, że 90% polskich uniosceptyków to ludzie, dla których UE jest za bardzo wolnorynkowa. PO a nawet PiS też są dla owych jegomości zbyt liberalne. Oczywiście istnieje 10% wolnorynkowych uniosceptyków przyjmujących optykę podobną do anglosaskiej, ale oni są wyjątkiem. Gdyby Polska wystąpiła z UE, można spodziewać się, że te 90% antykapitalistycznych uniosceptyków będzie miało największy wpływ na wygląd kraju. Wtedy Polska stanie się moczarowa – upodobnimy się do Białorusi, albo Ukrainy Janukowycza.

        1. „Nie przyjmują zbytnich socjałuchów”
          Przecież we wszystkich krajach UE jest pełno socjalizmu i kreatywnej księgowości! Zgodnie z danymi Eurostatu – ok 20% PKB idzie na socjal. Zgodnie z zasadami jakie miały mieć miejsce by funkcjonować w unii monetarnej to nawet Francja nie powinna być w chwili powołania Euro. Grecja nie spełniała norm wejścia już na start, ale została przepchnięta „jako kolebka demokracji”. Bezwarunkowy dochód gwarantowany przepychany jest jako koncepcja w kolejnych krajach UE oraz kolejne zastanawiają się nad własną wersją polskiego 500+! Francja zmniejszyła tydzień roboczy a i inne kraje chciały to wprowadzić (w Polsce na to zbierała podpisy parta Razem) do momentu aż sytuacja we Francji się nie pogorszyła drastycznie.
          Przecież nawet główną motywacją dla mas migrantów/uchodźców. By móc dobrze żyć, a nie pracować. Stopień ingerencji polityki w gospodarkę a gospodarki w politykę też jest gigantyczny. Niemieckie giganty przemysłowe zrobiły z polityków marionetki, co jest przedstawianie m.in. w raportach antyklimatycznym lobby w UE.

          Cała Europa funkcjonuje aktualnie dobrze nie z tego, że ma teraz tak dobry model. Funkcjonuje, ponieważ żeruje na bogactwie skumulowanym przez poprzednie pokolenia. Najlepszym przykładem tego, co mówię, jest Japonia. Pomimo tego, że od bodajże lat 90 gospodarka Japonii jest w niemal ciągłej stagnacji czy recesji, nadal ich poziom przewyższa np. Czechy, które ciągle mają wskaźniki dodatnie. I z drugiej strony mamy właśnie taką Białoruś, Rosję czy Ukrainę, które nie posiadały skumulowanego bogactwa. To zostało rozgrabione w czasach około-jelcynowskich, gdzie całą fabrykę sprzedawano za cenę 3-4 maszyn (bo ówcześni prywatyzatorzy wierzyli, że trzeba sprywatyzować jak najszybciej a cwaniacy korzystali z doktrynerstwa leseferystycznych biurokratów). Do tego w tych krajach zjawisko oligarchizacji przyspieszyło w stosunku do np. USA czy RFN. Jeszcze są potężne rodziny, które realnie mają wpływ na politykę i gospodarkę. Rockefeller, Reimann, Quandt i wiele innych nazwisk – panują w swoich krajach tak samo, jak oligarchowie na Ukrainie czy Rosji. Tylko media przemilczają ich wpływ, zaś ci co przedstawiają, są wrzucani do worka z napisem „zwolennicy teorii spisku”.

          Jeżeli w swoich przewidywaniach pomija Pan takie pojęcia jak kumulacja kapitału czy lobbing zaś system gospodarki sterowanej uznaje za wolnościową, to ja bardzo dziękuję… Przed kolejnymi przemowami proponuję zaznajomić się chociażby z terminami używanymi w naukach ekonomicznych a nie powtarzać medialne i propagandowe slogany… Straszenie Białorusią czy Ukrainą… Z powodu chaotycznej i często zmiennej polityce prywatyzacyjnej w Polsce nie wytworzyła się grupa oligarchów na wzór postradziecki. Już z tego powodu rozwój Polski bez UE nie doprowadziłby do sytuacji Ukrainy. Bez historycznej podstawy wiedzy, dlaczego i co jest gdzie, pańskie przewidywania przyszłości są mniej warte niż kępka włosów z mojej głowy…

  3. Z prostego wyliczenia kasa z unii minus składka Polski wynika, że pieniądze z Unii w ciągu tych dwóch lat wyniosły 2% PKB Polski. A to przecież nie obejmuje kosztów propagandy unijnej, kosztów biurokracji, kosztów dostosowania do norm unijnych, strat jakie poniosła polska gospodarka z powodów regulacji unijnych, i wielu innych kosztów i strat ale też i zysków, których w żaden sposób policzyć się nie da. 2% to niewiele w takim okresie. Przed wejściem do Unii Polska rozwijała się się średnio mniej więcej (raczej trochę szybciej) w takim samym tempie co po przystąpieniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *