W każdej partii byłby krańcowym radykałem…

„Nowa Polska cierpi więcej niż inne państwa dawne i nowe, wskutek rozbicia stronnictw i wzajemnej nietolerancji. Może teraz nad zwłokami prezydenta podadzą sobie przeciwnicy rękę, aby zapobiec rozprzężeniu, które przynosi krajowi tylko szkody. Może teraz podadzą sobie rękę…”.

Słowa te zacytował Adolf Nowaczyński w artykule będącym reakcją na zabójstwo Gabriela Narutowicza, publikowanym na łamach „Myśli Narodowej” z 23. 12. 1922 r. Pochodzą one z wiedeńskiego dziennika „Neues Wiener Tageblatt” – co autor „Małpiego zwierciadła” sam podkreślał – „przyjaznego nam zawsze”. Od siebie zaś jeden z najwybitniejszych endeckich publicystów dodawał: „A jeżeli prasa obu obozów istotnie dolewa oliwy do ognia walk i konfliktów, to niech z tej prasy w obu obozach, czerwonym i białym, ustąpią na jakiś czas z placów boju ci, co w pierwszych szeregach walczą najzacieklej i najzajadlej”. Najzacieklej jednak, co było zrozumiałe, po zabójstwie prezydenta Gabriela Narutowicza reagowała prasa związana z kierunkami politycznymi zwalczającymi endecję, dość powszechnie oskarżaną wówczas o przyczynienie się do mordu. Retoryką „spisku”, „zamachu”, „endeckich knowań” epatowały wówczas przede wszystkim pisma lewicowe i żydowskie, na czele z „Robotnikiem” i „Naszym Kurierem”.

Dobrze oddaje też ówczesną atmosferę inny cytat z łam ówczesnej prasy, stanowiący opis „medialnej nagonki” na „ideowych sprawców” zabójstwa: „Istnieje bowiem grupa ludzi złej woli, starających się za wszelką cenę utrzymać podniecenie społeczeństwa. Co chwila rozpowszechniana jest przez nich jakaś nowa, alarmująca pogłoska, pozbawiona wszelkich podstaw i rozchodzi się po mieście lotem błyskawicy. To – wiadomość o rzekomym nowym zamachu na dostojników państwowych, to znów – groźba pod adresem wybitnych działaczy politycznych, to wreszcie – usiłowanie zastraszenia lub wymuszenia”.

Sam Adolf Nowaczyński w reakcji na zbrodnię dokonaną 16 grudnia 1922 r. przez artystę – malarza Eligiusza Niewiadomskiego pisał: „Wreszcie staje się coś straszliwego, czego nie mógł przewidzieć nikt , czego nie życzył sobie ani jeden Polak przy zdrowych zmysłach, (…) coś co potępić nawet trudno, bo jest czysty obłędem, jest fatum, jest ananke, właśnie najszkodliwszym i najzgubniejszym dla tych idei, w imię których się stało, a raczej na nas jak grom z ciemnego i zachmurzonego nieba padły. Jeżeli bowiem młodzieńcze poniedziałkowe manifestacje, rozruchy, wybryki i gwałty można jeszcze wiązać z jakimś wynaturzeniem partyjnym i zarzucać obozowi narodowemu, że idąc właśnie za przykładem socjalistów pozwolił przenieść kontrakcje na teren uliczny, to za wstrząsający mord pierwszego prezydenta odpowiada kolektywnie albo cały naród, wszystkie grupy bez jednego wyjątku, albo też tylko jednostka, przypadek, fatum, psychopatia samotnika nieorientującego się i nieprzewidującego ani na sekundę, jak straszną krzywdę wyrządza Polakom w Polsce, a jaką przysługę i dobrodziejstwo temu żydostwu wszechświatowemu, które po Rosji w 1917, a teraz w 1922 r. idzie na zdobycie Polski i przypuszcza generalny, koncentryczny atak” (wszystkie powyższe cytaty pochodzą z pracy: „Z bojów Adolfa Nowaczyńskiego. Wybór źródeł. Tom I”, pod red. A. Mellera i S. Kosiorowskiego, Warszawa 2012).

Nowaczyński w późniejszym okresie zmienił co prawda swoją ocenę na temat osoby Niewiadomskiego, znamienna pozostaje jednak jego reakcja na czyn w pierwszych dniach po dokonaniu zamachu. Wpływ na późniejszą zmianę oceny, jak możemy się jedynie domyślać, mógł mieć nacisk środowisk narodowych związany z tworzeniem się legendy Niewiadomskiego.

Sylwetkę samego zamachowca przybliża m.in. wydana niedawno praca autorstwa Patryka Pleskota zatytułowana „Niewiadomski zabić prezydenta” (Warszawa 2012). Pleskot rysuje sylwetkę przyszłego zamachowca na szerokim tle historycznym. Opisuje m.in. zaangażowanie swojego bohatera w konspiracyjną działalność organizacji narodowych, przynależność do tajnej Ligi Narodowej. Pomimo zaangażowania w ruch wszechpolski Niewadomski w opinii wielu pozostawał pod wpływem innych tradycji politycznych. W następujący sposób jego osobę wspominał Jana Skotnicki – kolega Niewiadomskiego z okresu jego pracy w Ministerstwie Kultury i Sztuki: „Na kartach pamiętników Skotnicki uznaje Niewiadomskiego «za typowy produkt wychowania carskich szkół. Niewiadomski, jak wielu wychowanków tych szkół, a szczególnie uniwersytetów, był przepojony duchem nielegalnej literatury końca zeszłego stulecia, mentalnością ówczesnych rosyjskich zamachowców i ich pryncypialnością.

Ta pryncypialność była głównym źródłem jego radykalizmu. Że znalazł się on w obozie narodowym, to przypadek. Chwilowe, taktyczne hasła tego obozu przyjmował jako istotne wyznanie wiary. Niewiadomski w każdej partii byłby krańcowym radykałem. Nie próbował zgłębiać programów, pociągała go raczej ich jaskrawość. Stąd wypływało jego oderwanie od rzeczywistości, a także pozerstwo i deklamatorstwo»” (P. Pleskot, „Niewiadomski zabić prezydenta”). Bardziej pochlebna, choć w wielu punktach zbieżna, była ocena Niewiadomskiego dokonana przez Stanisława Kozickiego, jednego z najbardziej miarodajnych polityków Narodowej Demokracji: „Oskarżając nas o to, że byliśmy sprawcami śmierci Narutowicza, mogli przeciwnicy nasi nawiązywać do faktu, że Eligiusz Niewiadomski przed pierwszą wojną światową należał do Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego, a nawet do Ligi Narodowej. Poznałem go był w roku 1902 w tym charakterze. Należeli też do Ligi jego starszy brat i siostra Cecylia. Był to człowiek bardzo prawy, lojalny, energiczny i odważny; miał przy tym bardzo gwałtowny temperament i był zawsze zwolennikiem środków radykalnych. Gdy się zaczęły działania polityczne poprzedzające wojnę, Niewiadomski stał się zwolennikiem organizowania sił zbrojnych polskich i przez to zbliżył się do ideologii Piłsudskiego. Odsunął się wówczas od Demokracji Narodowej i wystąpił z Ligi” (S. Kozicki, „Pamiętnik 1876-1939”, opracowanie M. Mroczko, Słupsk 2009).

Przyczyny tkwiące u podłoża decyzji rozstania się Niewiadomskiego z obozem narodowym w następujący sposób opisuje jego biograf: „Poglądy Eligiusza okazały się po prostu zbyt radykalne, jak na szukające współpracy z Rosją Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe. Jako zwolennik działań godzących w rosyjskiego zaborcę, coraz bardziej oddalał się od poglądów Dmowskiego, a przez to i głównego nurtu Ligi. Ostateczne rozstanie nastąpiło po wybuchu wojny między Rosją a Japonią w 1904 r. Niewiadomski próbował przekonać swych towarzyszy do zorganizowania akcji dywersyjnych, mających utrudniać Rosjanom prowadzenie wojny” (P. Pleskot, „Niewiadomski zabić prezydenta”). Świadczyło to o całkowitej niedorzeczności zarzutów prasy socjalistycznej wysuwanych m.in. na łamach „Robotnika”, sugerujących jakoby przyszły zamachowiec „znany był ze swego wysługiwania się reakcji carskiej” (cyt. za: „Nie szablą, lecz piórem. Batalie publicystyczne II Rzeczypospolitej”, pod red. D. Nałęcz, Warszawa 1993).

W późniejszym okresie zbliżył się on jeszcze bardziej do obozu niepodległościowego, stając się zwolennikiem akcji legionowej Piłsudskiego. Na tle różnicy poglądów w ocenie ówczesnych działań Piłsudskiego doszło nawet w czasie wojny do incydentu pomiędzy żoną Niewiadomskiego a członkiem redakcji endeckiego „Gońca Wieczornego i Porannego” (redaktor został spoliczkowany). Na ironię zakrawa fakt, że Niewiadomski – uznawany dość powszechnie za narodowca, w czasie I wojny światowej i tuż po jej zakończeniu, w czasie walk o granice, pozostawał gorącym zwolennikiem Piłsudskiego, podczas gdy Gabriel Narutowicz podczas wyprawy na Kijów, jak pisze jego biograf, wypowiadał na przykład następujące sądy: „Pchamy się tam, gdzie nas nie chcą! – mawiał w okresie gdy wojska Piłsudskiego zajmowały Kijów. – A możemy utracić tych, którzy na nas czekają, którzy pod Niemcami zawsze pozostali Polakami” (M. Ruszczyc, „Strzały w «Zachęcie»”, Katowice 1987). Narutowicz mówiąc to myślał przede wszystkim o mieszkańcach Pomorza i Śląska. Niewiadomski w pisanej już w więzieniu pracy zatytułowanej „Kartki z więzienia” niedwuznacznie zaś wyznawał: „…bliżsi mi są duchem ci wyznawcy człowieka, którego działalność potępiam, aniżeli te zimne, bezkrwiste ślimaki, którzy mówią to, co jest niby pokrewne moim myślom” (cyt. za: P. Pleskot, „Niewiadomski zabić prezydenta”).

Kim był zatem malarz – zamachowiec? Czy był fanatycznym narodowcem, czy też może rozczarowanym pierwszym okresem niepodległości sympatykiem i zwolennikiem Józefa Piłsudskiego, czy też może bezwolnym narzędziem w czyichś rękach? Warto w tym miejscu wspomnieć, że hipotezie, podług której planowany i wykonany zamach na prezydenta miał być dziełem Oddziału II, który realizował w dużej mierze polityczne wytyczne Józefa Piłsudskiego, pozostawał do końca życia wierny narodowy ideolog i historyk Jędrzej Giertych (m. in. w pracy „Tysiąc lat historii polskiego narodu”, Londyn 1986). W swoich pracach dla udowodnienia powyższego Giertych powoływał się m.in. na relację księdza Feliksa Bolta, ówczesnego senatora Związku Ludowo-Narodowego. Współcześnie osoba Eligiusza Niewiadomskiego nie wzbudza już takich emocji jak niegdyś.

Przez niektóre środowiska jego czyn jest jednak wciąż traktowany jako koronny argument mający pogrążać tradycję obozu Narodowej Demokracji, także i dziś. Osoba zamachowca – malarza pojawia się w kontekście wydarzeń związanych ze współczesnymi aktami terroryzmu politycznego. Niewiadomski zestawiany jest z Andersem Breivikiem, a ostatnio nawet z Brunonem K. oraz Grzegorzem Braunem. Czy jednak na pewno jego osobę przypisać można bezsprzecznie do tej formacji politycznej, której jak pisał cytowany na wstępie Adolf Nowaczyński „najgorszą przysługę, najstraszliwszą krzywdę wyrządził”, niech pozostanie kwestią otwartą.

Maciej Motas

www.myslpolska.org

aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *