W siódmym niebie hipokryzji – dlaczego warto protestować przeciw „marszom równości”?

O manipulacjach używanych przez tzw. środowiska homoseksualne (propagandystów z grup LGBT) napisano już bardzo wiele. Można owe manipulacje odpowiednio kategoryzować.

Dostrzec można następujące podgatunki faryzeizmu, jakim epatują główni zainteresowani:

1/ etymologiczny – np. redefiniowanie terminu „małżeństwo”, nawet etymologicznie stanowiącego związek mężczyzny i kobiety

2/ logiczny – np. tezy przekonujące, że podobno tzw. marsze równości organizowane są po to, by zwiększyć społeczną akceptację dla zjawiska homoseksualizmu; tymczasem gołym okiem widać, iż – zapewne poprzez skojarzenie orientacji seksualnej z określonym zbiorem przekonań politycznych czy też postaw obyczajowych typu libertynizm, permisywizm, nihilizm etc. – każda kolejna parada równości nie tylko nie skutkuje wzrostem przychylności wobec jej uczestników i racji za nimi stojących, lecz wręcz coraz bardziej męczy i zniechęca Polaków do odmieńców seksualnych

3/ historyczny – np. przedstawianie się jako „oświeconych” „Europejczyków” i emisariuszy postępu przy jednoczesnym powielaniu typowo marksistowskich schematów jak choćby ten opierający się o konstruowanie dualizmu – w tym przypadku podział „kapitalistyczni ‘wyzyskiwacze’”- „’wyzyskiwana’ klasa robotnicza” zostaje zastąpiony przez dychotomię „biedni homoseksualiści” – „’homofobiczne’ społeczeństwo”; oczywiście, planem pozytywnym nie jest już budowa komunistycznego „raju na ziemi”, lecz wyzwalanie kolejnych grup społecznych z rzekomo opresyjnych struktur tradycyjnego społeczeństwa; wszystko to są jednak konstrukcje dawno wymyślone m.in. przez Antonio Gramsciego i propagandystów rewolucji 1968 roku, którzy przemieścili się ze sfery walki o ekonomiczne pryncypia i warunki bytowe do obszaru zmagań o diametralnie odmienny od zastanego kształt sfery obyczajowej

4/ semantyczny – tworzenie nowych pojęć (np. „homofobia”, swoisty „zapluty karzeł reakcji”, tyle że w tęczowym wdzianku) tudzież redefiniowanie tych, które istnieją od dawna (choćby „tolerancja” – pojęcie pierwotnie definiowane jako krytyczne przyjęcie, że coś istnieje, które próbuje się zmienić w synonimiczne względem apologii czy afirmacji; interesującym przykładem jest też chociażby jaskrawe zmodyfikowanie pojmowania słowa „równouprawnienie” – w zredefiniowanej wersji oznacza ono przyzwolenie na tworzenie klubów „gejowskich”, postrzegając – oczywiście – jako dyskryminujące tworzenie lokali „tylko dla hetero”)

5/ naukowy – właściwie pseudonaukowy; środowiska, o których mowa wielokroć podkreślają, że reprezentują ludzi takich „jak wszyscy”, nie podając żadnych dowodów na wrodzony charakter swojej orientacji – wszak nie ma żadnego genu, który determinowałby homoseksualizm; jednocześnie, korzystając z wpływów jakimi dysponują próbują poddać naukę dwojakiego rodzaju zabiegom: 1/ podporządkować „poprawności politycznej” (vide decyzja Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego o wykreśleniu homoseksualizmu z listy chorób, o której nawet ówczesny szef tej organizacji powiedział, że była podejmowana pod wpływem szermierzy political coretness) 2/ przedstawić jej ustalenia jako dyskryminujące i – wskutek tego – żądać zaprzestania ich respektowania (vide larum podnoszone zawsze po informacjach o niezbędności badania homoseksualistów pod kątem wirusa HIV; dzieje się tak, mimo iż nauka dowodzi, że wśród nosicieli jest olbrzymia nadreprezentacja „kochających inaczej”)

6/ „życiowy” – omawiana grupa pragnie przedstawić się jako składającą z ludzi takich „jak wszyscy” stosując również zabieg polegający na deprecjonowaniu jakichkolwiek postaw życiowych determinowanych przez orientację; nie przyjmuje wyników badań, również tych robionych przez progejowskie instytuty, opartych o ankiety przeprowadzane wśród samych zainteresowanych, a dowodzących o nieprawdopodobnej liczbie partnerów seksualnych, nieadekwatnej agresji czy też wykraczających daleko poza przyjętą normę relacji z małymi dziećmi; jest zaiste paradoksalne, że ci sami ludzie, którzy sami przedstawiają się jako wesołych, kolorowych i zabawowych jednocześnie nie są w stanie przyjąć jakichkolwiek dowiedzionych cech kolektywnych własnej grupy

Jest pewne, że sfanatyzowana i ciesząca się znikomym poparciem grupa nie osiągnęłaby absolutnie nic (również samej możliwości stawania w debacie jako równorzędny partner), gdyby nie opisane zabiegi.

Jak co roku przed paradą równości przez media przetoczyła się debata (słowo nieco na wyrost, gdyż mamy raczej do czynienia z artykulacjami przedstawicieli dwóch, szczelnie od siebie oddzielonych, obozów warownych; zaznaczam, że absolutnie i w żadnym wypadku nie można mówić o jakichkolwiek „racjach obu stron”!) dotycząca nadużywanych i wyzutych z treści pojęć „wolności” czy „tolerancji”, przyjmująca skonkretyzowaną formę w dywagacjach czy powinno się „legalizować” związki homoseksualne czy nie (swoją drogą, kolejna manipulacja pojęciowa; bo czy homoseksualiści są „nielegalni”, ścigani przez prawo z uwagi na taką a nie inną preferencję?).

Pozwolę sobie zwrócić uwagę na dwie powielane mantry, stanowiące kamień węgielny obecnej dyskusji, jednocześnie zaś warte opisania kolejne manipulacje.

Otóż, po pierwsze, rzeczeni, że aktywiści permanentnie, na jednym wdechu powtarzają frazes „państwo nie jest od tego, by ingerować w moje sprawy, zaglądać mi do łóżka, moralność jest moją sprawą prywatną, wszak żyjemy w świeckim państwie”. Pominę wzbierające się we mnie emocje, gdy słyszę takie wypowiedzi (jeśli bowiem państwo nie wyznaczałoby absolutnie żadnych granic moralnych, to cały świat stanowiłby zbiór zatomizowanych, nie mogących się porozumieć jednostek; dobrą metaforą jest tu zapewne wieża Babel – tak jak tam każdy mówił w innym języku, toteż zabrakło możliwości porozumienia, tak tu każdy miałby dowolną swobodę w robieniu rzeczy niemoralnych i zabrakłoby jakiegokolwiek spoiwa etycznego). Warto jedynie zaznaczyć hipokryzję polegającą na tym, że ci sami ludzie, którzy krzykliwymi, zaaferowanymi tonami mówią państwu „wara” chcieliby, by to państwo wkroczyło i ustaliło normy moralne dla nich zadowalające.

Druga forsowana teza jest podobna. Jej hipokryzja tkwi w jednoczesnym podkreślaniu, że seksualność jest sprawą prywatną i ostentacyjnym epatowaniu tą seksualnością na ulicy. Ludzie, którzy deklaratywnie życzą sobie swobody i prawa do prywatności wychodzą na ulice i naruszają w sposób nieprawdopodobny prywatność innych, zarazem swoją prywatność sprzedając fotografującym ich w zniewieściałych strojach i prowokacyjnych pozach fotoreporterom.

Podczas pikiety przeciwko paradzie równości moją uwagę zwrócił znamienny fakt – otóż, na gejowskiej platformie jechał pewien jegomość, który początkowo w sposób nienaturalny okazywał radość, nieszczery uśmiech nie schodził mu z twarzy, zaś po chwili, gdy zobaczył politycznych oponentów zaczął pokazywać środkowy palec i intymne części ciała. Cała obłuda tego środowiska znalazła w tym osobniku fantastyczną metaforę.

Jacek Tomczak

PS – I prosze mnie nie przekonywać fizyczne protestowanie przeciwko "marszom równości" tylko pomaga homoseksualistom. Bo oni i tak zostaną zauważeni i i tak – z uwagi na cały kontekst cywilizacyjno-geograficzny, w jakim się znajdujemy – i tak będzie trzeba zmierzyć się z problemem, jaki się w nich wyraża. Zresztą, od kiedy to walka z czymś pomaga temu czemuś?

[aw]

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “W siódmym niebie hipokryzji – dlaczego warto protestować przeciw „marszom równości”?”

  1. „…Zresztą, od kiedy to walka z czymś pomaga temu czemuś?…” – realna walka oczywiście – przeszkadza. Natomiast, np. burdal uliczna, która ustawia pederastów w roli ofiar, nie moze być postrzegana jako „realna walka”. Realna walka byłoby natomiast pikietowanie w milczeniu lub pikietowanie z publicznym odmawianiem Różańca na głos. Reasumując: bardzo często słusznym skądinad sprawom (np. obronie tradycyjnej rodziny, obronie przyzwoitości) nikt nie słuzy gorzej niż niekompetentnie sie zachowujący obrońcy lub „obrońcy”, tzn. de facto stronnicy strony przeciwnej . Typową strategia wolnomularzy od zawsze była „obrona wartości chrześcijańskich w sposób do tychże wartości zniechecajacy”.

  2. Walczyć należy z chorobą i jej skutkami: demoralizacją, fałszywymi postawami i poglądami, skrzywioną psychiką itd. Najlepszym sposobem walki jest profilaktyka tj. zapobieganie chorobie i jej skutkom. Wielką KRZYWDĄ wyrządzoną homoseksualistom jest wykreślenie tej CHOROBY z listy chorób i tym samym stworzenie pozorów zdrowia tej grupy nieszczęśników.

  3. Walczyć należy z chorobą i jej skutkami: demoralizacją, fałszywymi postawami i poglądami, skrzywioną psychiką itd. Najlepszym sposobem walki jest profilaktyka tj. zapobieganie chorobie i jej skutkom. Wielką KRZYWDĄ wyrządzoną homoseksualistom jest wykreślenie tej CHOROBY z listy chorób i tym samym stworzenie pozorów zdrowia tej grupy nieszczęśników.

  4. Zniszczyć przeciwnika, odizolować go, niech się boi – nie z butą patrzy nam w twarz. Tego nie było w czasie głośnych zamieszek w Belgradzie,a w Moskwie jest cała koalicja od popów i starszych kobiet do ugrupowań narodowych i skinheadów,które czynnie załatwiają sprawę z homosami, jeżeli zachciewa im się parad. Inaczej te litościwe pienia, doprowadzą do tego, co mamy pod tym względem na Zachodzie. Ale u nas zawsze, pobłażanie i tolerancja,dopóki szakal nie rzuci się do gardła,lecz wtedy będzie już za późno.

  5. Państwo powinno przestać chronić wszystkie te korowody, tzn. nie dawać im obstawy z Policji. Jeśli ktoś chce się poczuć bezpiecznie w trakcie swojej defilady, niech sobie prywatnie wynajmie ochronę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *