Waćkowski: 10 lat od gruzińskiego obłędu

Już za kilka dni mija 10 rocznica wyjazdu do Gruzji byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 6 sierpnia 2018 roku udała się do Gruzji delegacja polska na czele z szefem MSZ Jackiem Czaputowiczem wywodzącym się ze stajni dyplomatycznej Bronisława Geremka. W ostatnich tygodniach mieliśmy w telewizji publicznej  szaleństwo związane z Lechem Kaczyńskim. W TVP Info przez dwie godziny pokazywano uroczystości z odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego w Kraśniku z udziałem przedstawicieli najwyższych władz państwowych. Media prorządowe podróż i przemówienie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji  traktują jak świętość. Jego słowa o tym, że po Gruzji rzekomo Rosja zaatakuje Litwę, Łotwę, Estonię, Ukrainę, a na końcu Polskę w mediach przychylnych władzy są traktowane jako wielką mądrość. Media propisowskie  próbują wmówić także nieświadomym ludziom, że gdyby nie Lech Kaczyński to Rosja zajęłaby całą Gruzję. Rzeczywistość nijak ma się jednak do propagandy. Podróż Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, jego wystąpienie na wiecu  w istocie było totalnym brakiem realizmu politycznego, a nowe pokolenia polityków powinny wyciągnąć z nich wnioski jak nie prowadzi się polityki zagranicznej.

Propagandziści pisowscy wmawiający ludziom, że podróż Lecha Kaczyńskiego uratowała Gruzję przed zajęciem całego kraju przez Rosję .Udowadniają  w ten sposób totalne braki w znajomości prowadzenia przez Rosję konfliktów na obszarze postradzieckim. Działania Rosji w trakcie każdego z konfliktów sprowadzają się do wspierania obszarów separatystycznych, w którym posiadają rzeczywiste poparcie społeczne, ponieważ  utrzymywanie takiego terenu nie wiążę się z drastycznymi nakładami finansowymi. Jednocześnie tereny,  gdzie są prorosyjscy separatyści nie są włączane bezpośrednio do Rosji, ażeby blokować wejście do UE i NATO krajów z których dokonują irredenty.

W czasie wojny w Naddniestrzu rosyjskie oddziały, które wspierały prorosyjskich  separatystów, nie prowadziły  żadnego marszu na Kiszyniów. Kiszyniów w tamtym okresie był w gorszej sytuacji międzynarodowej od Gruzji  w 2008 roku. Mołdawia była wspierana w realny sposób tylko przez zmagającą się z kryzysem Rumunię. Wojska rosyjskie wspierające prorosyjskich separatystów zajęły w większości obszar należący przed 1940 rokiem do Mołdawskiej Autonomicznej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, za wyjątkiem miasta Bendery, które do 1940 roku było w granicach Królestwa Rumunii. Gdyby Rosja chciała, militarnie byłaby w stanie zdobyć całe państwo mołdawskie, jednak wiązało to by się z wysokimi kosztami. Moskwa musiałaby trzymać ogromne siły w Mołdawii, wojska rosyjskie stale byłby narażone na walki z potężną partyzantką.

Podobna sytuacja była także w pierwszych wojnach Gruzji z separatystami z Abchazji i Osetii Południowej. Moskwa wspierając separatystów nie przesunęła swoich sił w głąb Gruzji, ponieważ nie ma tam poparcia . Sytuacja nie zmieniła się kilkanaście lat później, więc po co Rosja miałaby zajmować całą Gruzję?

Ostatni konflikt na Ukrainie także pokazał, że Moskwa nie zamierza zajmować  pokaźnych terenów. Owszem zajęła Krym, obawiając się wejścia w przyszłości Ukrainy do NATO i pojawienia się tam baz amerykańskich. Rosja jednak podczas konfliktu na południowym wchodzie Ukrainy nie wykazywała chęci inkorporacji innych terenów Ukrainy. Zarówno Doniecka Republika Ludowa jak i Ługańska Republika Ludowa administruje swoje tereny zgodnie z dawnymi podziałami administracyjnymi na Ukrainie. Gdyby Rosja chciało inkorporować Donieck i  Ługańsk to po prostu by włączyła je w jeden obszar administracyjny. Siły separatystów wspierane przez Rosję nie zamierzają też maszerować na Kijów i w głąb Ukrainy. Rosji to się zwyczajnie nie opłaca skoro wspieranie Doniecka i  Ługańska wiąże się z dużymi kosztami, to co dopiero gdyby Moskwa zajęła całą Ukrainę? Federacja Rosyjska musiałaby trzymać tam ogromne siły militarne, a na Moskwę spadłyby potężne sankcję.

Prorządowi propagandziści wmawiają ludziom profetyzm słów Lecha Kaczyńskiego, jakoby po Gruzji miałaby przyjść kolej na inne kraje, w tym Polskę. Rzeczywistość polityczna nie potwierdza w żaden sposób tej tezy.

Ani Litwa, Łotwa, ani Estonia nie zostały od tego czasu zaatakowane przez Rosję. Trudno uznać żeby Moskwa bała się zaatakować kraje, których łączna siła porównywalna jest z województwem wielkopolskim. Oczywiście dochodzi do różnych konfliktów między tymi krajami a Rosją, jednak nic nie potwierdza tezy, ażeby Moskwa planowała atak militarny na  te kraje. Gdyby Federacja Rosyjska  miała takie plany to po prostu zaatakowała je zanim weszły do UE i NATO, wtedy byłoby dużo prościej przeprowadzić taki atak.

Na początku konfliktu na wschodzie Ukrainy wielu zwolenników PIS twierdziło, że teraz to dopiero słowa Lecha Kaczyńskiego nabrały na znaczeniu. Jednak i tutaj się mylą. Gdyby nie wspieranie przez zarówno  PO i PIS Majdanu, to nikt by nie ginął na wschodzie Ukrainy, a Krym nadal by należał do państwa ukraińskie. Większość polskich polityków przyczyniła się do obalenia legalnie wybranego  najbardziej propolskiego prezydenta w historii Ukrainy Wiktora Janukowycza. Janukowycz zwalczał kult UPA promowany przez przyjaciela Lecha Kaczyńskiego Wiktora Juszczenkę. Na ustawie językowej, promowanej przez Partię Regionów oprócz ludności rosyjskojęzycznej, zyskiwały także inne mniejszości, w tym mniejszość polska. Obalenie legalnie wybranego prezydenta, przemoc stosowana przez zwolenników Majdanu, dojście do władzy polityków odwołujących się do OUN-UPA doprowadziło do wybuchu wspieranej przez Moskwę rebelii  na wschodzie Ukrainy. Moskwa jednak ograniczyła wspieranie rebelii w praktyce tylko do terytorium Donbasu. Nasuwa się przy tym zasadne pytanie skoro: Moskwa nie zajęła Charkowa, Odessy to dlaczego miałaby zajmować Kraków, Warszawę? Rosja musiałby wcześniej pokonać polskie wojsko,  by potem kontrolować ponad 30 milionów skrajnie negatywnej  nastawionej do niej polskiej ludności.

Propisowska propaganda wmawia ludziom, że Lech Kaczyński zmontował wielką koalicję. W istocie poza politykami z krajów nadbałtyckich i Ukrainy żadnych innych  przywódców na wiecu w stolicy Gruzji  nie było. Litwa, Łotwa, Estonia mają siłę województwa wielkopolskiego, natomiast na Ukrainie rządził wówczas gloryfikator OUN-UPA prezydent Wiktor Juszczenko. Juszczenko za niecałe dwa lata uzyska we wyborach prezydenckich 5,45% co świadczy najlepiej , o ,,sile ‘’ przyjaciela Lecha Kaczyńskiego.

Kiedy Lech Kaczyński przemawiał na wiecu w stolicy Gruzji, prezydent Francji Nicolas Sarkozy  negocjował pokój z przywódcami Gruzji i Rosji. Lech Kaczyński od początku opowiedział się jednoznacznie po jednej ze stron i mógł być jedynie wykorzystywany propagandowo przez prezydenta Gruzji  Michaiła Saakaszwilego. Sarkozy od początku konfliktu zachowywał stanowisko względnie neutralne, co pozwoliło mu być wiarygodnym dla obydwu stron. Lech Kaczyński za to bardziej bronił integralności terytorialnej Gruzji jak sami gruzińscy politycy, w związku z tym wykluczył się z dyskusji już na samym początku. Lech Kaczyński, jak  prawie zawsze robią polscy politycy, zamiast dbać o polski interes ośmieszył swój urząd stając się narzędziem propagandowym gruzińskiego prezydenta. Integralność terytorialna Gruzji nie zasługuje na ośmieszanie państwa polskiego.

Podróż Lecha Kaczyńskiego do Gruzji nie powinna się odbyć nawet gdyby Gruzja miała w tym konflikcie 100 % racji. Polski prezydent nie powinien narażać się na niebezpieczeństwo. W sytuacji wojny, awaryjnych lądowań nie trudno o nieprzewidziane sytuacje. Obydwie strony mogłyby wykorzystać tę sytuacje do swoich celów. Prezydent Polski nie powinien narażać się na niebezpieczeństwo w sytuacji konfliktu w odległym kraju, nie mającego dla Polski specjalnego znaczenia.

Wysiłki Lecha Kaczyńskiego w konflikcie w Gruzji nie zostały dostrzeżone także przez świat.  W najbardziej znanym filmie o wojnie w Gruzji – ,,5 dni wojny’’ –  postać prezydenta Lecha Kaczyńskiego została wycięta. Tylko w napisach końcowych dla polskich widzów pokazane są fragmenty przemówienia Lecha Kaczyńskiego ze stolicy Gruzji. Heroizm polskiego polityka na rzecz obcego interesu po raz kolejny nie został doceniony przez świat.

Lekcja z wyprawy gruzińskiej Lecha Kaczyńskiego powinna zostać wyciągnięta. Żaden polski polityk nie powinien się narażać dla integralności terytorialnej obcego państwa. Polska zamiast być mediatorem w tym konflikcie opowiedziała się jednoznacznie na początku konfliktu po jednej ze stron. Poza ulicami Lecha Kaczyńskiego w Gruzji, Polska nic nie zyskała na tym konflikcie.

Kamil Waćkowski

Osoby zainteresowane wojną gruzińsko-rosyjską i udziałem w niej Lecha Kaczyńskiego zachęcamy do kliknięcia TUTAJ

Click to rate this post!
[Total: 31 Average: 4.6]
Facebook

3 thoughts on “Waćkowski: 10 lat od gruzińskiego obłędu”

  1. Polska nie ma wspólnych z Gruzją interesów obronnych i bezpieczeństwa. Sikorski -wówczas szef MSZ – odradzał prezydentowi ten wyjazd. Wizyta Kaczyńskiego w Gruzji była w stylu powstańczym, musiała w Rosji przysporzyć prezydentowi miano wroga. Podobnie arogancko antyrosyjsko wypowiadał się Kaczyński w 2009 r. w rocznicę wybuchu II WS, krytykując pakt Ribbentrop-Mołotow, niepomny, że Moskwa w l. 1935-38, czyli okresu flirtu Becka z Hitlerem, żywiła poważne obawy przed „paktem Ribbentrop-Beck”. Kaczyński nie rozumiał, że Stalin czekał aż do 17 września, aby ruszyły Anglia i Francja przeciwko Rzeszy z zachodu. Nie doczekał się. Dlaczego niby Stalin miał pozwolić, aby cały zasób państwa polskiego dostał się w łapy Niemiec i do przyszłego wykorzystania w niemieckiej agresji przeciwko Rosji ?
    Wizyta Kaczyńskiego w Gruzji oraz jego przemówienie na Westerplatte w 2009 r. pokazują jakim prezydent był słabym geopolitykiem i jak bardzo naraził wówczas interesy państwa polskiego.
    Miejmy – wbrew nachalnej pisowskiej propagandzie – tę błędną politykę Kaczyńskiego na uwadze, gdy zastanawiamy się dlaczego Rosjanie nie pozwolili mu bezpiecznie wylądować w Smoleńsku. Jemu i kilku generałom, dowódcom wszystkich polskich rodzajów wojsk. Kiedy Polacy w końcu zrozumieją bezsensownie wysokie koszty naszej polityki „powstańczej” ? Na pewno nie za rządów Kaczyńskiego i Kurskiego.

  2. „Obalenie legalnie wybranego prezydenta, przemoc stosowana przez zwolenników Majdanu, dojście do władzy polityków odwołujących się do OUN-UPA doprowadziło do wybuchu wspieranej przez Moskwę rebelii na wschodzie Ukrainy” – pisze Autor.

    Jednak nie to było powodem rosyjskiej interwencji w Doniecku i Ługańsku. Było nim odrywanie się Ukrainy, wbrew prorosyjskiej polityce Janukowycza, od rosyjsko-turańskiej cywilizacji oraz moskiewskiego protektoratu i powolny dryf Ukrainy w stronę Zachodu. Rosyjskie elity państwowe, których władza i bogactwo nie pochodzą z wolnych i demokratycznych wyborów, tylko „nie mogły zaakceptować „Małorosji” jako państwa liberalno-demokratycznego na wzór zachodni, gdyż takie państwo podważałoby legitymizację rosyjskich elit do rządzenia Rosją w sposób autorytarny nazywany propagandowo „suwerenną demokracją”. Ewentualna liberalna demokracja na Ukrainie, prędzej czy później, rozlałaby się na Rosję niszcząc fundamenty ustrojowe tego kraju, stanowiąc śmiertelne zagrożenie dla rosyjskich elit. Takie jest źródło walki rosyjskich elit przeciwko liberalnemu zachodowi naznaczone licznymi sukcesami, aby wskazać jako najważniejsze: Brexit i wybór Trumpa. Ukoronowaniem rosyjskiej polityki byłby upadek Unii Europejskiej. W takim właśnie kontekście Tusk nazwał Kaczyńskiego „jednym z liderów proputinowskiego obozu w Europie”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *