Od dawna narastało we mnie przekonanie, że to co robi tak zwany Obóz Niepodległościowy – dziś mogący być nazwany Obozem Smoleńskim – to nie żadna polityka. Ze jest to działanie – często uzasadnione – na odruchach, fobiach i mitach. Przyznam szczerze, że najbardziej budował we mnie to przekonanie Wojciech Wencel. Wencel, który w filmie Joanny Lichockiej „ Przebudzenie” mówił, że Krakowskie Przedmieście jest tym miejscem, gdzie wybucha gorąca, patriotyczna lawa polskości.
I rzeczywiście coś w tym jest. W tym, co dzieje się w Obozie Smoleńskim więcej jest z mickiewiczowskich Dziadów, Ksiąg Pielgrzymstwa Polskiego czy narodowego mesjanizmu, niźli realnej, chrześcijańskiej żałoby czy polityki. Na marginesie, warto się nad chrześcijańskim charakterem tych wszystkich obchodów głębiej zastanowić. Dlaczego? Bo moim zdaniem chrześcijański on do końca nie jest. Te wszystkie pełne bólu i rozpaczy marsze, w którąś tam kolejną miesięcznice, są dla mnie dowodem, że ich uczestnicy dość płytko pojęli chrześcijańską eschatologię. Ból i rozpacz po stracie bliskich jest rzeczą zrozumiałą i wynikającą z naszej natury. Z czasem jednak chrześcijanin zdaje sobie sprawę, że ci, co odeszli osiągnęli już tak naprawdę najważniejszy cel swojego życia. Cel, do którego wszyscy zmierzamy, stąd też – w chrześcijańskiej perspektywie – ból rozstania ustępuje z czasem spokojnej pewności, że utraceni bliscy żyją teraz w innej, lepszej rzeczywistości. Tymczasem obchodzenie kolejnych miesięcznic wskazuje raczej na przekonanie ich uczestników, że owych tragicznie zmarłych w Smoleńsku utraciliśmy raz na zawsze. Że jest to definitywny koniec.
Wracając jednak do Wojciecha Wencla. Tym razem, w ostatnim wpisie na swym blogu, ów najbardziej prominentny poeta Obozu Smoleńskiego już bez żadnych ogródek opisuje naszą polityczną rzeczywistość językiem wprost zaczerpniętym z romantycznej literatury (tutaj). Pisze mianowicie o tych, którzy w swoim stosunku do Rosji stoją na skale polskiego romantyzmu. O Polsce, jako o trupie, po którym można skakać. O Polsce, która po Smoleńsku leżała na moskiewskim prosektoryjnym stole.
I znów ten język, te porównania, wejdą do kanonu słownictwa Obozu Smoleńskiego. Znów będą inspirować Jarosława Kaczyńskiego czy Antoniego Macierewicza do różnych politycznych wystąpień. I dobrze. Niech tak mówią. Wbrew ich twierdzeniom mamy przecież w Polsce wolność słowa. Tylko aż nasuwa się tu zdanie czczonego tak przez nich Józefa Piłsudskiego, do którego myśli i czynów tak bardzo chcą nawiązywać. Parafrazując, więc jego słowa o kurach i załatwianiu przez nie potrzeb fizjologicznych można by pod adresem Wojciech Wencla i jego politycznych przyjaciół powiedzieć tylko: Wam literaturę badać, a nie politykę robić!
Jan FIlip Libicki
www.facebook.com/flibicki
aw