Mateusz Piskorski: Wystąpił Pan z krytyczną, ale rzeczową krytyką polityki Kremla z ostatnich miesięcy. Nazywani przez Pana „marynarkami” politycy Jednej Rosji wraz z kremlowskimi polittechnologami przegrali nie tylko wybory do Dumy Państwowej (taka była logika systemu), ale też niedawne wybory w bliskich i sojuszniczych krajach sąsiedzkich, ostatnio nawet w Osetii Południowej i Naddniestrzu. Co Pan sądzi o stosunku tych krajów do Federacji Rosyjskiej w najbliższej przyszłości?
Aleksander Dugin: Myślę, że wiele będzie tu zależało od osobistych decyzji i politycznej woli Władimira Putina. Problem polega na tym, że do niego nie docierają kompletne informacje o stanie rzeczy, otoczony jest agentami-liberałami i manipulatorami, którzy albo świadomie dążą do wywołania napięć, albo czynią to w wyniku niekompetencji, szczególnie rozeznania w skomplikowanych realiach kaukaskich. Bardzo wyraźnie widać to także na przykładzie problemów na Kaukazie Północnym, po mianowaniu tam przedstawicielem prezydenta „menedżera” Chłoponina [1]. Nie jest jeszcze za późno na uratowanie sytuacji, ale do tego niezbędne byłoby podjęcie zdecydowanych i daleko idących działań prowadzących do zastąpienia urzędników rozumiejącymi sytuację, rzeczywistymi specjalistami.
M.P.: Po Pańskim artykule pt. „Horyzonty błotnej rewolucji” podjęliśmy się poszukiwania choćby jednego nie pesymistycznego tekstu prognostycznego na temat perspektyw Rosji po wyborach. Nie znaleźliśmy, nawet tych autorstwa kremlowskich politologów. Czyżby na zapleczu Putina nie było już żadnych ideologów?
A.D.: Grupa osób w Jednej Rosji, która określa się mianem ideologów to tacy sami kleptokraci, jak ich pozostali koledzy, tyle że oni zajmują się nie kradzieżą pieniędzy (chociaż to też, jak pozostali, robią), tylko idei. Pewnie oni mogliby wysilić się na jakieś optymistyczne prognozy, ale od tego nikomu nie stanie się lepiej. Oczywiście, całą tę sytuację próbują wykorzystać siły wrogie Rosji, które widzą szansę na demontaż władzy państwowej, następnie na wywołanie kryzysu społecznego, a na koniec na doprowadzenie do rozpadu państwa rosyjskiego. Tyle, że teraz, po dymisji i odsunięciu Władysława Surkowa [2], sytuacja może radykalnie się zmienić. Czy Kreml zacznie reagować nerwowo, czy wsłuchiwać się w wołania narodu – nie wiadomo. Wszystko będzie jasne już w najbliższym czasie. Przez wiele ostatnich lat występowaliśmy z różnymi projektami i inicjatywami, które odzwierciedlały realne interesy narodu, potwierdzone wynikami badań opinii publicznej. Najwyższy czas, by zrobić z nich użytek, włączając je do spójnego programu politycznego. Nawet jeśli ktoś miałby je sobie najzwyczajniej w świecie przywłaszczyć, niech to robi, tylko niech je rzeczywiście realizuje, a nie deformuje, jak to robili przez lata kolejni urzędnicy.
M.P.: We wspomnianym tekście twierdzi Pan, że śmierć może być szybka i gwałtowna (w przypadku sukcesu „błotnej rewolucji”) lub powolna (w przypadku przetrwania obecnego systemu władzy). Ale dlaczego nie dopuszcza Pan myśli, że upadek i rozkład mogą stymulować narodziny nowego porządku? A może właśnie ta katastrofa jest niezbędna dla rozpoczęcia procesu odrodzenia?
A.D.: Nie ma już mowy o jakiejkolwiek szansie na sukces „błotnej rewolucji”. Rosyjska polityka charakteryzuje się ciągłą i wysoką dynamiką. Dziś, szczególnie po wiecu na Pokłonnej Górze, stało się oczywiste, że w Rosji działają trzy podstawowe siły społeczne i polityczne. Poza tandemem Putin-Miedwiediew i sterowaną przez Waszyngton opozycją, jest jeszcze biegun narodowy – ludzie, którzy też mają dość półśrodków i zaniechań władzy, ale jednocześnie nigdy nie zaakceptują ingerencji zewnętrznej i realizacji scenariusza „kolorowej rewolucji”. Jeśli rozpocząłby się rzeczywisty proces rozpadu Rosji, niezbędna stanie się kolejna rewolucja. Obawiam się przy tym, że byłaby ona rewolucją okrutną i krwawą, taką, jak wszystkie dotychczasowe bunty i rewolucje na Rusi…
M.P.: Jak Pan zatem postrzega możliwość realizacji projektu eurazjatyckiego w kontekście pesymistycznego scenariusza rozwoju wydarzeń w Rosji? Czy jest może jakieś inne państwo, które mogłoby stać się motorem owego projektu?
A.D.: Tylko Rosja jest w stanie zrealizować w praktyce projekt Unii Eurazjatyckiej. Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew już od wielu lat proponował rozpoczęcie tego procesu integracyjnego, ale w wyniku chciwości i braku perspektywicznego myślenia rosyjskich elit władzy, przeleżał on cały ten czas w szufladzie. Oczywiście, istnieją pomniejsze projekty eurazjatyckie i w innych krajach, nacechowane wprawdzie własną specyfiką. Mamy na przykład bardzo wielu zwolenników eurazjatyzmu w Turcji, ale warto pamiętać, że Heartland to Rosja i bez jej udziału jakiekolwiek koncepcje „eurazjatyckie” mogą mieć co najwyżej wymiar regionalnego kolorytu. W wypadku realizacji negatywnego scenariusza rozwoju sytuacji, możemy mieć do czynienia z wieloletnim dryfowaniem pomiędzy obietnicami Zachodu a istniejącą rzeczywistością. Może to się nawet skończyć całkowitą dezintegracją Rosji, do której tak usilnie dążą Stany Zjednoczone, wspomagane przez szereg innych państw. Wielka polityka nie znosi przecież próżni. Eurazjatyzm jest przeznaczeniem Rosji, którego trzeba nieustannie bronić.
M.P.: Polska teoretycznie od wyborów 2007 roku znów weszła na ścieżkę pełnego uczestnictwa w projekcie integracji europejskiej. Niektórzy sądzą, że droga ta może wieść docelowo – poprzez Unię Europejską – do znalezienia się w przestrzeni eurazjatyckiej. Ale w ostatnich miesiącach pojawiają się ogromne znaki zapytania, co do przyszłości samej integracji europejskiej, choćby w kontekście kryzysu strefy euro. Jak Pan postrzega alternatywy, przed którymi stanie Polska, szczególnie w przypadku realizacji pesymistycznego scenariusza wydarzeń w Rosji? Czy Warszawa nie znajdzie się wtedy na ślepej uliczce?
A.D.: Zastanówmy się, co do tej pory dała Polsce „zjednoczona Europa”. Wspólną przestrzeń polityczną? Militarny strategiczny sojusz pod parasolem NATO? Pewnie tak. Ale są też kwestie bardziej pragmatyczne, związane z rynkiem wewnętrznym, surowcami czy miejscami pracy. Niezależnie od tego, jak mocno w Brukseli będą starali się to ukrywać, Polska wraz całą Europą Wschodnią będzie traktowana przez swoich zachodnich sąsiadów i partnerów (Niemcy, Belgię itd.), jako państwo drugiego gatunku. Widzimy dziś ekonomiczną katastrofę Grecji i Portugalii. W kolejce do przyjęcia fali kryzysu stoją Hiszpania i Włochy. Cała UE znalazła się w bardzo trudnej sytuacji; zauważają to dziś jej krytycy, zarówno z prawej, jak i z lewej strony sceny politycznej. Na dodatek Unia w dalszym ciągu w dużej mierze pozostaje satelitą USA, choćby w planach militarnych NATO. A zatem, jeśli Polska i pozostałe kraje regionu w dalszym ciągu iść będą na smyczy Brukseli i Waszyngtonu, to faktycznie znajdą się na ślepej uliczce, i to bez możliwości odwrotu. W takim wypadku Polska będzie pełnić nadal swą rolę wschodniej rubieży UE, kupując przy tym rosyjskie surowce po europejskich cenach…
M.P.: Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że do naszej dyskusji wrócimy po wyborach prezydenckich 4 marca.
Prof. Aleksander Dugin jest ideologiem współczesnego rosyjskiego eurazjatyzmu, liderem Międzynarodowego Ruchu Eurazjatyckiego, kierownikiem Katedry Socjologii Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Państwowego im. Łomonosowa.
Fot. komentar.rs
__________________________________________________
1 Aleksander Chłoponin (ur. 1965) – w l. 90. związany z Międzynarodową Kompanią Finansową i koncernem Norylski Nikiel oraz innymi przedsięwzięciami biznesowymi Władimira Potanina i Michaiła Prochorowa, w l. 2000-2001 gubernator Tajmyrskiego (Dołgańsko-Nienieckiego) Okręgu Autonomicznego; w l. 2002-2010 gubernator Kraju Krasnojarskiego; od 2010 r. wicepremier i pełnomocnik prezydenta w Północno-kaukaskim Okręgu Federalnym (przyp. tłum.).
2 Wladislaw Surkow (ur. 1964) – pierwszy zastępca szefa Administracji Prezydenta, od 1999 r. pracownik AP, twórca projektów „Jedna Rosja”, ruch „Nasi”, członek rady Funduszu „Skałkowo” (przyp. tłum.).
http://geopolityka.org/wywiady/1312-waszyngtonska-smycz-to-slepa-uliczka
a.me.
Czy „biegun narodowy” – to narodowcy zasysani dziś do obozu kremlowskiego, czy siłowiki?