Każdy człowiek prawicy jest antykomunistą. To rzecz oczywista, bowiem nie jest możliwe być konserwatystą, konserwatywnym liberałem, reakcjonistą, tradycjonalistą katolickim, etc., a zarazem wyznawać idee komunistyczne. Pomiędzy triadą Bóg-hierarchia-własność, a triadą ateizm-egalitaryzm-zniesienie własności nie ma i nie może być żadnego kompromisu. Właściwie to trudno jest połączyć nie tylko prawicowość z komunizmem, ale wręcz i człowieczeństwo, które oparte jest na prawach natury, jakże z naukami Karla Marxa i Władimira Lenina sprzecznymi. Prawica ma charakter wybitnie prawno-naturalny, dlatego predestynowana jest do tego, aby podkreślać swoją niechęć, wręcz nienawiść (nie bójmy się tego słowa) w stosunku do ideologii komunistycznej oraz osób ją głoszących.
Polska to podobno, jak mawiał jeden były polityk, „dziki kraj”. Czy „dziki” to nie wiem, ale na pewno kraj „dziwny”. Także antykomunizm jest u nas dziwny. Jest w Polsce cała masa osób zwących się „antykomunistami”, które zioną do komunizmu całkiem uzasadnioną nienawiścią, równocześnie dziwacznie tenże komunizm definiując i pojmując. W Polsce nienawiść nie jest kierowana w stosunku do ideologii komunistycznej, lecz do ludzi będących kiedyś „komunistami”, czyli członkami i aktywistami Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, urzędnikami w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, wreszcie osławionymi pracownikami, funkcjonariuszami i agentami Służby Bezpieczeństwa. Walka z komunizmem została przeto sprowadzona i skanalizowana do walki z komunistami. Nasi antykomuniści nie zauważają jednak, że byli członkowie PZPR i pracownicy oraz współpracownicy SB niekoniecznie byli komunistami, lecz członkami aparatu państwowo-partyjnego państwa, które do ideologii komunistycznej jedynie się odwoływało, w istocie nie podejmując przecież próby wcielenia jej w życie. Po 1956 roku PRL nie był ani krajem totalitarnym (popieram w tej kwestii wzbudzającą ostatnio wielkie polemiki opinię prof. Marka Chmaja), ani komunistycznym. Była to zwykła lewicowa dyktatura, wymachująca portretami Marksa, Engelsa i Lenina.
Komuniści ideologiczni w partiach komunistycznych działali w latach trzydziestych poprzedniego wieku. Stalin uznał ich za ideologicznych ekstremistów i w większości „wyeliminował fizycznie” w 1938 roku. Ci, którzy budowali komunizm po 1944 roku, w większości nie byli ideologami, lecz karierowiczami, którzy równie dobrze mogli służyć państwu z orzełkiem w koronie, jak i bez korony, z flagą czerwoną, biało-czerwoną, a nawet niebieską. O ile w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ideowi komuniści w partii jeszcze się zdarzali, to w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych partia składała się wyłącznie z karierowiczów. W komunizm nie wierzył w PZPR i SB praktycznie nikt. Mam jednego znajomego, który w latach osiemdziesiątych w marksizm wierzył (zresztą nadal wierzy) i tenże znajomy wspominał, że wszyscy „komuniści” traktowali go jak wariata, a na zjazdach nikt nie chciał koło niego siedzieć, aby nie zostać oskarżonym o „lewactwo”.
Dlatego właśnie po 1989 roku obozy komunistyczny i antykomunistyczny tak łatwo zaczęły wymieniać się personelem. Obydwa składały się z oportunistów, którzy w nic nie wierzyli, poza grubością własnego portfela i wiarą w swoje powołanie do rządzenia Polską. Z punktu zarządzania państwem kadry byłego (nominalnie) komunistycznego państwa były zresztą bardziej interesujące, gdyż posiadały wieloletnie doświadczenie w kierowaniu. Deklarowany wtenczas antykomunizm zwykle sprowadzał się – i gdy patrzymy na PiS to widać, że zupełnie nic się w tej kwestii nie zmieniło – do usunięcia od kierowania administracją i służbami bardziej doświadczonych urzędników i oficerów „komunistycznych”, aby zastąpić ich kompletnymi amatorami z nalepką „Solidarności”, potem partii post-solidarnościowych, a teraz z nalepką „Prawa i Sprawiedliwości”. Czy oznaczało to zastąpienie „komunistów” przez „antykomunistów”? Jeśli przez „komunizm” rozumiemy wyznawanie wiary w ideologię komunistyczną, której celem jest uspołecznienie własności, to ani wymieniani, ani wymieniający komunistami nigdy nie byli. W latach osiemdziesiątych w ideologię komunizmu bardziej zresztą wierzyli działacze solidarności – znający państwo z przysłowiowego obrazka – niż stare wygi z aparatu władzy PRL. W Polsce jednak rozumiano hasła takiej wymiany jako „antykomunistyczne”, gdyż w naszym dziwnym kraju „komunizm” i „antykomunizm” utożsamiano wyłącznie z ludźmi, którzy byli albo w PRL, albo byli przeciwko niemu. W ten sposób „antykomunistami” stawali się ci, którzy wierzyli w socjalizm budowany przez solidaruchów, a „komunistami” byli ci członkowie PZPR, którzy sami rozmontowali „realny socjalizm”, na czele z gen. Wojciechem Jaruzelskim, który wprowadzając Stan Wojenny unicestwił ostatecznie resztki ideologii komunistycznej na rzecz gołej dyktatury militarnej.
Podziały komunizm-antykomunizm mają dziś charakter wyłącznie historyczno-personalny, a więc ideologicznie i doktrynalnie kompletnie nic nie znaczą. Najwięksi i najgorliwsi socjaliści chodzą dziś ze znaczkami „antykomunistycznego” PiS, a największym klasykiem praktycznego ucieleśniania zasad wolnego rynku stał się „komunistyczny” minister Wilczek.
Najgorsze jest to, że pod hasłami radykalnego antykomunizmu triumfuje w Polsce komunistyczna wizja państwa. Gorzej, Polacy chcą tegoż komunizmu/socjalizmu. Otóż, jak niedawno przeczytałem, według badań GUS ponad osiemdziesiąt procent naszych rodaków chce, żeby państwo „zmniejszało różnice między wysokimi i niskimi dochodami” oraz „gwarantowało każdemu podstawowe minimum dochodów”. Nie są to rzecz jasna postulaty komunistyczne, gdyż nie domagają się uspołecznienia własności. Są to jednak postulaty w sposób jednoznaczny odwołujący się do zasad „realnego socjalizmu” Władysława Gomułki i Edwarda Gierka. Realizują je dziś przywódcy polskiego „antykomunizmu”, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, rozdając pożyczone od bankierów pieniądze w programie 500 plus.
Adam Wielomski
Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!
Nic dodać, nic ująć, tym razem pan profesor trafił w samo sedno.
Jak zwykle wszystko wiedzący, na katedrze siedleckiej siedzący prof’an Wielomski wie lepiej niż inni, jak to było, kiedy jego jeszcze nie było.
Otóż Adasiu Wielomski, wiedz, że ludzie dostrzegają to czego Ty nie potrafisz nawet pojąć. Np Prezes Orlenu Wróbel zarobił w ciągu 2.5 roku z odprawą 20mln., podziel to na średnie dochody przeciętnego człowieka z zarobkiem 2,5tyś zł. to Ci wyjdzie 666,66[6] lat !! Kolejny po nim otrzymał za dwa tygodnie „pracy” 6 mln. odprawy. Zgodziłbym się z takimi dochodami gdyby ci panowie pobudowali te firmy od podstaw, ale oni przyszli w teczce i zasiedli na gotowym, jako te „kwiatki do kożucha”. Kulczyk za prywatyzację telekomunikacji Francuzom sprzedając po odziedziczeniu prawie darmo od skarbu państwa zarobił miliardy. A przez takich karierowiczów typu Jaruzelski, GINĘLI LUDZIE !! i nadal mamy (dzięki Bogu w opozycji) ludzi którzy nie potrafią samodzielnie myśleć, lecz są wyalienowani od potrzeb społecznych i widzą tylko własną kieszeń, nawet kosztem dobrostanu swojego państwa, liżąc pośladki po równo tym z zachodu, jak i ze wschodu. Chłopie nadmiernie wykształcony odrzuć trochę książek i przejrzyj znad okularów na oczy!!!
Panie Pupilu, przeczytaj Pan kiedyś jakąś porządną książkę, a nie tylko internetowy chłam etykietkowych „prawicowców”, a potem spróbuj Pan przeczytać jeszcze raz powyższy artykuł – tym razem ze zrozumieniem.
Podobnie jak Dom, uważam, że pan profesor trafił w samo sedno.