Dość często słyszę, że nie powinno się wspierać Aleksandra Łukaszenki, gdyż dzięki transformacji w Polsce zarabia się więcej i żyje się lepiej niż na Białorusi. To oczywiście prawda. Jednakże ci, którzy w ten sposób argumentują zwykle nie pamiętają – zapewne z racji młodego wieku – lat dziewięćdziesiątych w Polsce, w czasie których wszystko rozkradziono lub wyprzedano za kawałek rzeczywistej wartości („prywatyzacja” i „zagraniczni inwestorzy”), PKB zleciał, o ile mnie pamięć nie myli, o 40%, ludzie masowo tracili pracę i żyli na poziomie żebraków. Jako Warszawiak tego specjalnie nie odczuwałem, a moi rodzice nieźle w sumie zarabiali. Jeśli się jednak wyjedzie z Warszawy, to dosłownie straszą ruiny w których do 1989 roku coś produkowano i ludzie mieli pracę. Często widzę to szczególnie w Jeleniej Górze, gdzie mnie po takich ruinach oprowadzała rodzina, pokazując gdzie i co kiedyś produkowano. Dziś stoją tam dosłownie ruiny. Zresztą polska prowincja w wielu miejscach nie podniosła się z tamtego upadku do tej pory. Wiele firm kupiła zagraniczna konkurencja tylko po to, aby je zamknąć, zwolnić ludzi i zająć miejsce na polskim rynku. Interes się opłacił, skoro kupowano je po kilka-kilkanaście procent realnej wartości.
W sumie upadek gospodarczy trwał w Polsce trwał ok. 10 lat, dopóki „zagraniczni inwestorzy” i drobni polscy przedsiębiorcy doprowadzili gospodarkę do jako takiego poziomu, przy czym – w wyniku tych przemian – własność duża, banki i media nie są już w naszych rękach. Po obaleniu Łukaszenki na Białorusi nie nastanie epoka „Polska w 2020 roku”, lecz „Polska w 1990 roku”. Agenci amerykańskiego i niemieckiego wywiadu, lobbyści różnych Sorosów wyprzedadzą wszystko „zagranicznym inwestorom”, przy okazji budując tzw. kapitał nomenklaturowy, tak jak w Polsce w latach dziewięćdziesiątych. Słowem, gospodarka białoruska zostanie rozgrabiona przez zachodnią agenturę, własną nomenklaturę i „zachodnich inwestorów”, a przeciętni Białorusini pójdą na żebry. Za 10 lat, w 2030 roku, Białoruś ponownie osiągnie poziom zamożności z dnia dzisiejszego. Czy tego im życzymy?
Oczywiście, Białoruś potrzebuje radykalnych reform, ale aby uniknąć plagi „zachodnich inwestorów” i domowego złodziejstwa, musi się to odbyć pod kuratelą silnego państwa, a nie pod ostentacyjną nie-kuratelą elit politycznych wyznaczonych za granicą do rządzenia Mińskiem.
Adam Wielomski
(…)Jako Warszawiak tego specjalnie nie odczuwałem, a moi rodzice nieźle w sumie zarabiali. Jeśli się jednak wyjedzie z Warszawy, to dosłownie straszą ruiny w których do 1989 roku coś produkowano i ludzie mieli pracę.(…)
A ja muszę zaprosić Pana Warszawiaka do Grodziska Mazowieckiego… bo to miasto ma tyle wspólnego z ruiną co (…)Polska w ruinie(…) DobrejZmiany z Polską.
Akurat krytykowanie reform i Balcerowicza, to prosta droga do lepperyzmu, giertychizmu i kaczyzmu. Jeśli serio potraktować uwagi, że Kaczor to tylko wentyl bezpieczeństwa w systemie i on z tego oszołomstwa w duchu się śmieje, to chwała mu za to, że skutecznie kanalizuje głosy pogrobowców LPR i Samoobrony.
Mi tu akurat się rozbiega o sofizmaty w stylu:
Ło Matko! Wystarczy przekroczyć granicę WaWy są same gruzy!!!
Przecież, że w Polsce nie ma miejscowości w tragicznym stanie… w szczególności tam, gdzie był run na Złoty Pociąg.
Errata
(…)Przecież, że w Polsce nie ma miejscowości w tragicznym stanie(…) miało być (…)Przecież nie zaprzeczam, że w Polsce nie ma miejscowości w tragicznym stanie(…)
O ile sie orientuje Bialorus produkuje przede wszystkim: nawozy sztuczne, art petrochemiczne, zywnosc, traktory, samochody ciezarowe duuuze takie. Raczej nie sa to towary deficytowe na zachodzie europy wiec jezeli Bialorus przeorientuje sie na tzw zachod to nie bedzie zbyt konkurencyjna i jest na 100 procent pewne ze zaliczy tzw padake w kwestii ekonomii. Pytanie czy Bialorusini zdaja sobie z tego sprawe, jezeli tak to nie zerwa swoich powiazan z Rosja.
Czyli krótko ujmując – struktura białoruskiej gospodarki jest z d**y wzięta. Powstała ona w odpowiedzi na sztucznie sterowany i okrojony rynek, którego kształt nie był podyktowany rzeczywistymi wymogami klientów, tylko decyzjami politycznymi. To trochę tak, jakby w Laponii uprawiano winorośl stosując ogrzewane szklarnie i nawozy. Przyszliby „wredni liberałowie”, potłukli szklarnie i odcięli winorośl od dostaw nawozów sztucznych. Roślinność obumarłaby. Protekcjoniści zaczęliby jęczeć, że taki dochodowy biznes był. Tymczasem Włosi i Hiszpanie nie musieliby korzystać z żadnych szklarni, bo ich uprawy winorośli odzwierciedlałyby realne koszta i możliwości środowiskowe, które są odpowiednio niższe niż na dalekiej północy. Struktura nordyckiego rolnictwa musiałaby zostać zmieniona.
Stanisław Michalkiewicz i Rafał Ziemkiewicz już dawno porzucili wolnorynkowy liberalizm Korwina-Balcerowicza. Przeszli na pozycje “patriotyzmu gospodarczego” (PiS-izmu), narodowego protekcjonizmu i interwencjonizmu państwowego. Źródłem natchnienia panów nie jest ani Austriacka Szkoła Ekonomii, ani nawet słabiej wolnorynkowa Szkoła Chicagowska. Neoliberalizm Miltona Friedmana jest z ich punktu widzenia za bardzo radykalny. Michalkiewiczowi i Ziemkiewiczowi obecnie bliżej jest do interwencjonizmu i protekcjonizmu Angeli Merkel niż do neoliberalnych praktyk Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Po prostu sparzenie się ponad ćwierćwieczem transformacji. Ludzie ich pokroju woleliby, żeby wobec braku możliwości przeprowadzenia uczciwej prywatyzacji, zachować państwową formę własności środków produkcji, choćby i przez kolejne 30 lat, aż prawo będzie na tyle stabilne i porządne, zaś rządy transparentne, że pozwoli to na uczciwą prywatyzację. Oznacza to nie mniej i nie więcej, jak utrzymanie socjalizmu przez kolejne pokolenie. Dodatkowo zwolennicy Michalkiewicza podkreślają, że państwowe, komunistyczne molochy mogą być skuteczną przeciwwagą dla wielkich, zachodnich korporacji. 2000-hektarowe PGR-y mogłyby spokojnie równać się z rolnictwem farmerskim w USA (200 ha) i bauerskim w Niemczech (50 ha), zaś PRL-owskie blaszaki przeciwstawiłyby się zachodnim hipermarketom. Stanisław Michalkiewicz i Rafał Ziemkiewicz nie są leseferystami, tylko narodowymi-protekcjonistami, bo chcą wolnego rynku najwyżej wewnątrz kraju i uważają, że kapitał ma narodowość.
Korwin-Mikke i Balcerowicz są ekonomicznymi kosmopolitami i dużo bliżej im do libertarianizmu Austriackiej Szkoły Ekonomii. Oni chcą wolnego rynku w skali globalnej, a nie zamkniętej, “wolnorynkowej” autarkii – wolnego rynku w twardej skorupie państwowego protekcjonizmu. A o protekcjonizmie, to proszę pisać do „Gazety Polskiej” i „Naszego Dziennika”.
Pan profesor dał się nieco ponieść retoryce „rozkradactwa”, ulubionej przez demagogów z lewa, jak i z prawa. Tymczasem główną przyczyną polskich kłopotów nie jest i nigdy nie był transfer majątku od rządu do właścicieli prywatnych, a wręcz odwrotnie. A ponadto nadmierna i ciągle rosnąca ingerencja rządu w gospodarkę.
Obecnie narodowcy powtarzają te same brednie, co stare, niepogodzone z upadkiem PRL komuszyska w latach 90′. Jak się ktoś nasłuchał skrzeczenia tych szczerbatych, socrealistycznych babulinek w chustach, to słuchając obecnie wynurzeń liderów ruchów narodowych może mieć wrażenie deja vu.
Szanowny Panie Profesorze, PRL-owskiego przemysłu nie dało się utrzymać, gdyż pracował na rynek wewnętrzny lub radziecki, a zbankrutowane państwo – PRL ogłosił moratorium na spłatę zagranicznego zadłużenia – nie miało pieniędzy ani know-how, aby przestawić gospodarcze zasoby państwa na inne rynki po upadku ZSRR. Podobnie było z państwowymi bankami i sukcesem państwa było, że możliwa upadłość banków nie stała się zmorą Polaków i polskiej gospodarki. Dlatego, moim zdaniem, nie jest słuszna krytyka transformacji III RP (przy częstym przesadnym wychwalaniu osiągnięć II RP.) Białorusi desant z Zachodu nie grozi, raczej desant rosyjskich oligarchów jest bardziej prawdopodobny z nowym rosyjskim nominatem na stołku Łukaszenki. Zgódźmy się, że demokracja liberalna jest lepszym sposobem na wzrost dobrobytu ogółu społeczeństwa niż oligarchia dbająca głównie o sama siebie. W Jeleniej Górze lepiej zobaczyć teatr lub aquapark niż przemysłowe nieruchomości, których nikt na razie nie chce kupić. Tak, chroń Boże Białoruś, od rosyjskich czołgów i oligarchów.
Opinia rosyjskiego eksperta na potwierdzenie mojego poglądu, że nie powodów, Panie Profesorze, straszenia Białorusinów „zachodnimi oligarchami”, jest za to powód straszenia ich rosyjskimi oligarchami – to w aspekcie gospodarczym. A w aspekcie politycznym: czyż Rosjanie nie mają sentymentu do Brześcia nad Bugiem, dziś w pobliżu polskiej granicy ??
https://wyborcza.pl/7,75399,26259799,oligarchowie-z-moskwy-graja-o-srebra-rodowe-lukaszenki.html#S.raport%20ze%20swiata-K.C-B.1-L.1.maly
Otóż nie dało utrzymać się przemysłu jako wszystkich co do jednego zakładów, ale nomenklatura, do spółki ze „starymi kombatantami” Solidarności i zachodnim wielkim kapitałem skutecznie rozwaliła i rozkradła dziesiątki nowoczesnych zakładów, które jak najbardziej mogły po odpowiednich przekształceniach i przy odpowiedniej polityce państwa funkcjonować jako konkurencyjne dla zachodnich. Dla wielu zniszczonych przedsiębiorstw sam rynek wewnętrzny był wystarczający, wiele produkowało więcej na zachód niż na wschód. Transformacja IIIRP była złodziejska, tak samo jak z 20 lat IIRP 5 lat trwała odbudowa po wojnie światowej a kolejne 15 było cofaniem się w rozwoju do czasów feudalnych, przerwane dopiero przez Adolfa H. Problemem Białorusi jest to, że ich przemysł skutecznie konkuruje na rynkach nie tyle z przedsiębiorstwami rosyjskich oligarchów, a z zachodnimi i chińskimi. Caterpillar i Komatsu tylko czekają na uwalenie BiełAZ(którego produkcja to 1/3 światowego rynku wozideł kopalnianych), chińscy i zachodni producenci ciągników są skłonne wiele dać żeby rozwalić MTZ(10% światowej produkcji ciągników rolniczych). Demokracja liberalna nie jest sposobem na wzrost dobrobytu całego społeczeństwa, a jego klas próżniaczych, jedynie te klasy próżniacze są nieco liczniejsze niż w oligarchii.
Ten Pan (Wielomski)ma racje ! Polska do tej pory placi frycowe za pseudo-prywatyzacje. Stalismy sie jak to trafnie okresla p. Michalkiewicz – bantustanem. Nie tylko Jelenia Gora, czy inne czesci Dolnego Slaska jak Kamienna Gora, Walbrzych, Nowa Ruda czy okolice Klodzka – przeciez jak tam sie to oglada to chce mi sie plakac. Podobnie jest ciagle na Warmii czy Zach. Pomorzu(widzial ktos Trzebiatow ?) czy w dawnym kieleckiem. I ten atak cywilizacji smierci… Po co nam to bylo…
Ja chciałbym skierować oczy tych wszystkich mądrych na Warmińsko-Mazurskie. Miejsce praktycznie zapomniane przez inwestorów, gdyż bez istotnej bazy przemysłowej, biedną bazą naukowo-badawczą, kiepską infrastrukturą oraz daleko od głównych linii dostaw (na import i eksport). Nikt tu nie pędzi aby te tereny podnieść. Dawne zakłady mięsne stoją otworem dla pijaków. Dawne zakłady makaronu straszą szczurami. Nawet na głównych ulicach miast można natrafić na domy, które grożą zawaleniem, i nie widać by miasto lub prywatny inwestor chciał tutaj coś dorzucić. A kolizyjny kurs z Rosją i Białorusią jeszcze pogorszył potencjał tych ziem (na małym ruchu przygranicznym z Kaliningradem sporo tuziemcy stracili).
I zastanówcie się. Białoruś bardziej podobna jest (lokalizacyjnie, oraz jako potencjalne miejsce do inwestycji) do Warmińsko-Mazurskiego czy do Śląska…
(…)Nikt tu nie pędzi aby te tereny podnieść.(…)
A ci co polecieli kopać Mierzeję?
(…)I zastanówcie się. Białoruś bardziej podobna jest (lokalizacyjnie, oraz jako potencjalne miejsce do inwestycji) do Warmińsko-Mazurskiego czy do Śląska…(…)
Kopalni dużo nie ma, jezior też… to gdybym miał szukać na siłę to Podlasię czy Lubuskie?
To zależy gdzie. Są miejsca, gdzie firmy się pchają, głównie że względu na tanią siłę roboczą, ale też dzięki rozsądnym działaniem gmin.
@Robert – nie widać tego po wzrostach PKB w stosunku do reszty kraju ani po generalnym poziomie rozwoju.
Do tej pory nie ma inwestycji porównywalnej do rewitalizacji Stomila przez Michelina w Olsztynie, a sam Stomil i tak zbudowany przez komunę. Osobiście wątpię, aby Michelin postawił w Olsztynie taką fabrykę opon, gdyby PRL nie postawił tutaj Stomilu.
Z takich postawionych na pustym gruncie fabryk przemysłu nie-lekkiego to znam tutaj jedynie jedną fabrykę, bodajże za Bartoszycami. Fabryka skupiona na obróbce skrawaniem części maszyn. Chyba na 200 osób. Z lekkiego to w takim Barczewie Tyrolska postawiła piekarnię. Pracę dać dają, ale perspektywiczne nie są. Nie mają własnych baz naukowo-badawczych, aby móc jakąkolwiek innowacyjność wprowadzić, a dzięki temu nadawać wartość dodaną produktom. Ot pozwolić na przeżycie. Jedynym istotnym zakładem, który ma perspektywiczność oraz duże zatrudnienie i duże obroty, nadal pozostaje Michelin.
Jeżeli jednak porównany to do skali zakładów, jakie zostały zlikwidowane, oraz termin luki wraz z dużą emigracją z tych ziem, to nawet nie zasypano luki powstałej przez błędnie przeprowadzoną prywatyzację, zostawienie wszystkiego samopas bez żadnego pomysłu „co zrobić z tym regionem”. Jednak i władza ludowa nie miała pomysłu co tu zrobić, tak też i za Hitlera i za Weimarskiej republiki nie wiedziano co (pomijając „miejsce wypoczynkowe”, które jednak nie jest wydajne do tworzenia wartościowego bogactwa narodu).
Pod względem procesów rozwojowych to najgorzej w Polsce, z większych miast na wschodzie, mają Kielce. W większości statystyk są albo ostatni albo w ogonie tabeli. Nawet taki Białystok czy Augustów uzyskiwać potrafiło lepszy progres chociażby PKB per capita czy inwestycje niekonsumenckie niż Kielce.
I serio warto się zastanowić – do czego Białoruś jest bardziej podobna. Do Śląska, Wielkopolski był Gdańskiego czy do Warmińsko-Mazurskiego, Podlaskiego i Kieleckiego. I dlaczego wielki kapitał między zainwestować na Białorusi? Dlaczego nie miałby być scenariusz z czasów Jelcyna, gdzie potrafili (tak tutejsi jak i zagraniczni) kupić fabrykę, maszyny sprzedać do krajów 3 świata, potem fabrykę zamknąć i zwinąć się z dolarami?
Jak zreformować gospodarczo Białoruś? Nie wiem. Na pewno nie można na dziko jak w Polsce czy Rosji, na pewno nie można pseudosocjalistycznie jak na Ukrainie. Może wejście na giełdę z uwolnieniem części akcji a może sprzedawać na zasadzie cebuli – wpierw sektory lekkie, zobaczyc co się dzieje, potem coraz cięższe itd. Nie wiem, ale wiem, że wiara „w pełni się otworzą, zliberalizują się, przyjdzie zachodni kapitał i zrobią z Białoruś bogaty kraj” to wiara naiwna…
Bo w państwa typu Białorusi nie są państwami prawa. Taka jest różnica pomiędzy Zjednoczonym Królestwem w czasach Thatcher a b. demoludami. Żelazna Dama mogła spokojnie prywatyzować, bo UK to było państwo cywilizowane, praworządne i transparentne.
Tylko dlaczego związkowcy tej różnice nie widzieli i nie widzą… Pytam się, bo tak się składa, że rozpierduchy nasze i ich były takie same.
@Ziuk – nie. Odsyłam do prac Friedrich’a List’a, który objaśnia kiedy i jakie kraje prowadzą politykę protekcjonistyczną a jakie i kiedy przechodzą z protekcjonizmu na leseferyzm. Skracając mocno: do momentu aż kraj nie uzyska konkurecyjności, powinno prowadzić politykę protekcjonistyczną i „zwalniając protekcję” wraz ze wzrostem konkurencyjności. W oparciu o jego prace protekcjonistyczną politykę w XIX wieku prowadziły USA oraz Niemcy, dzięki czemu mogły uzyskać potencję do rzucenia wyzwaniu gospodarki brytyjskiej. Sama Thatcher do sprywatyzowania miała procentowo niewiele, w porównaniu do demoludów. Gospodarka brytyjska, mimo wszystko, była gospodarką o długich tradycjach kapitalistycznych, z rodzimą burżuazją, kapitalistami, arystokracją wchodzącą w biznes itd. Zupełnie inna sytuacja niż w demoludach, gdzie wszystko trzeba było budować niemalże na pustyni. Nie mówiąc o tym, że główne cele polityki Thatcher się nie powiodły. Uniezależnienie gospodarki brytyjskiej od Europy oraz ekspansja energetyczna UK na inne kraje. Poprawiły się standardowe wskaźniki makroekonomiczne tj. PKB per capita, wzrost inflacji czy poziom bezrobocia. Ale pozycja własnościowa, przepływy funduszy i inne parametry się pogorszyły. W tym celu polecam opracowanie „Private Island: Why Britain Now Belongs to Someone Else”.
(…)W oparciu o jego prace protekcjonistyczną politykę w XIX wieku prowadziły USA oraz Niemcy, dzięki czemu mogły uzyskać potencję do rzucenia wyzwaniu gospodarki brytyjskiej.(…)
Zaraz, zaraz… USA wybiły się na II ŚW, kiedy to UK została zmuszona do wyprzedaży technologii, bo w innym wypadku państwo to zostałoby unicestwione przez Hitlera.
@JSC – USA miała wyższe PKB per capita niż Wyspy Brytyjskie już na początku XX wieku.
A mimo to kulali w technologiach np. radarowych… Pomyśleć, że dzisiaj takie stwierdzenie brzmiałoby absurdalnie, bo obecnie jednym z filarów mocarstwowości USA to potęga naukowo-techniczna.
Wybiły się do roli imperium, choć ekonomicznie już na początku XX wieku mieli gospodarkę wielkości Anglii i Prus razem wziętych. II wojna światowa spowodowała raczej przekucie potencjału ekonomicznego w militarny.
Tyle że miały warunki to wybicia się, tj. rozbudowaną gospodarkę, z przemysłem o niespotykanych wówczas na świecie możliwościach produkcyjnych i aparat finansowy pozwalający narzucić innym krajom rozliczenia w dolarze. A warunki te powstały właśnie wskutek wcześniejszej polityki protekcjonizmu wobec własnych wytwórców
Nie wiem na ile protekcjonizmu, a na ile II wojny światowej. Wojna względnie wzmocniła pozycję USA – jako państwa zwycięskiego, które na swoim terytorium nie zaznało strat. Wrogowie leżeli w gruzach, ledwo zipiące Sowiety, Wielka Brytania wyczerpana wojną z rozpadającym się imperium, Francja – wiadomo. Pozostali sami na placu boju. Trzeba jednak zauważyć, że okres najszybszego wzrostu mieli już za sobą.
@JSC – niezbyt kulali. Elektronikę rozkręcili Amerykanie, gdyż Brytyjczycy mocno w XIX wieku wierzyli w energię węgla i gazu. Maszyny licząco-analityczne też USA przodowało. USA na przełomie XIX-XX wieku nie było taką III RP jeżeli chodzi o innowacyjność 😉
@Hans Asparger – transformacje gospodarki w czasie wojny totalnej, określa niemiecka nauka jako Kriegssozialismus. W czasie obydwu wojen światowych USA stosowało protekcjonizm, interwencjonizm, regulowanie obrotu materiałów itd. Cały New Deal to mariaż socjalizmu z wielkimi korporacjami a od tego potem wojenne rozkręcenie wzięło impet w II Wojnie. Z dużych graczy jedynie Rosja carska nie wprowadziła socjalizmu wojennego (bardziej przez układziki, kliki, wewnętrzne walki w administracji oraz władzy czy jawne i bezwzględne spekulacje „wielkich i wpływowych”) co ostatecznie przyniosło rewolucję oraz Kriegskommunismus.
Tzn. Brytole wyprzedali technologię Amerykańcom?
Jak ktoś ratuje ci dupę to się nie targujesz… zatem nie. Oddawali za frajer.
Jako ciekawostkę dodam, że USA w XIX wieku nie respektowała za bardzo patentów i własności intelektualnej. Coś jak potem na przełomie wieku XX i XXI robiły Chiny Ludowe.
Pytanie tylko, czy w owym czasie ludzie mieli takiego hopla na puncie własności intelektualnej jak obecnie? Trochę inne czasy, przejście od gospodarki agrarnej do industrialnej. Dziś raczej przechodzimy od industrialnej do usługowej, choć w różnych państwach etapy te nie musza pokrywać się czasowo.
@Hans Asperger. Mieli. Dlatego jedna fabryka w Wielkiej Brytanii odpowiadała przez długi czas za około 90% światowej produkcji pinezek lub szpilek (już dokładnie nie pamiętam, a nie chce mi się szukać konkretnie). W USA masz takiego Edisona, który miał sporo procesów dotyczących patentów (i to jest najsłynniejsza postać zw. z tym). Rosja carska respektowała prawa patentowa dotyczące np. maszyn parowych (co spowolniło industrializację tego kraju, bo musieli albo przepłacać kupując gorszej jakości od Brytyjczyków, lub przepłacać poprzez użytkowanie licencji; a takie Prusy kupiły jedną, rozkręciły i zrobiły własną a sądy pruskie bardziej nad sprawiedliwością stawiały interes Prusaków, to sobie Brytyjczycy mogli machać papierkami i pozwami).
Teza o „gospodarce usługowej” należy bardziej traktować jako mit. Tak wielki transfer populacji z sektorów produkcyjnych (czy produkcja rolna czy produkcja przemysłowa czy produkcja intelektualna) do sektorów usług, należy traktować jako zatajanie bezrobocia. W takiej Polsce najlepiej spojrzeć na wojsko. Ilość administracyjnych pracowników (bezpośrednio lub pośrednio związana z wojskiem) przewyższyła ilość żołnierzy. Do prawidłowego i skutecznego funkcjonowania armii tyle urzędników nie jest potrzebnych. A jednak jakieś „usługi świadczą”. Podobnie jest i w wielu firmach prywatnych, bo ja znam kilka firm przemysłowych, gdzie pracowników przemysłowych jest mniej niż biurowych. Przy racjonalizacji zatrudnieniu (pomijając kwestie niemerytoryczne typu kumoterstwo) to tych biurowych powinno być znacznie mniej.
Kurka, idąc za ciosem, można powiedzieć, że w takiej sytuacji niektóre państwa mogą prowadzić politykę protekcjonistyczną i leseferystyczną na przemian – przechodząc od jednej do drugiej i z powrotem. W takiej sytuacji to i USA mogłyby wrócić do protekcjonizmu, gdy Chiny staną się o wiele potężniejsze. Tymczasem Chiny – wręcz przeciwnie, według tej teorii, w miarę uzyskiwania przewagi, powinny coraz bardziej optować za leseferyzmem. Czy tak będzie? Pożyjemy, zobaczymy.