Zawsze byłem, jestem i zapewne na zawsze pozostanę zwolennikiem reprywatyzacji. Problem ten uważam za przysłowiowy papierek lakmusowy rozróżniający pomiędzy prawicą autentyczną, a prawicą fikcyjną; pomiędzy patriotami prawdziwymi, a patriotami gadającymi. Od razu zaznaczę, że sprawa ta osobiście mnie nie dotyczy, ponieważ Polska Ludowa nie zrabowała mojej rodzinie żadnej nieruchomości, wyjąwszy zafundowanie pauperyzacji, co dotyczyło jednakże wszystkich Polaków.
Dlaczego należy popierać reprywatyzację? Są ku temu dwa zasadnicze powody. Po pierwsze, problem dotyczy zasad, podstaw filozofii politycznej. Własność postrzegam jako pochodzącą z natury rzeczy, a instynkt własności jako pochodny tejże naturze ludzkiej i praktycznie nie eliminowalny. Znakomicie dowodził tego kiedyś francuski anarchista Pierre Proudhon zauważając, że jeśli rzucimy tłumowi żebraków złotą monetę, to pierwszy, który ją złapie od razu wrzeszczy „To moje!” i każdego, kto by mu ją chciał wyrwać natychmiast uzna za złodzieja.
Po drugie, reprywatyzacja ma dla Polski znaczenie socjologiczne. Przez ostatnie ćwierć wieku stworzono u nas wyjątkowo parszywą elitę własnościową, która dorobiła się swoich majątków w epoce, gdy publicznie i jawnie głoszono, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Ta elita majątkowa ma poglądy europejsko-kosmopolityczne i zwykle jest po prostu głęboko zdeprawowana i zdegenerowana. Nie będąc władnymi odebrać im tego, co wtedy rozgrabili, powinniśmy dążyć do wybudowania obok niej własnej, polskiej, narodowej elity własnościowej. Jej podstawy najprościej stworzyć przeprowadzając właśnie reprywatyzację.
Rządzący nami z woli suwerennego narodu PiS zawsze był reprywatyzacji niechętny. Zawsze dźwięczą mi w uszach słowa Jarosława Kaczyńskiego, gdy 10 lat temu był premierem, kiedy powiedział publicznie, że w kwestii reprywatyzacji winno zostać przeprowadzone referendum, aby Polacy zdecydowali czy wolą łożyć na byłych właścicieli czy na biednych rodaków. Postawa PiS jest więc jasno określona. Kaczyńskiego także. „Naczelnik” jest etatystą i najchętniej widziałby państwo w roli wielkiego właściciela wszelkich nieruchomości. To taka koncepcja Eugeniusza Kwiatkowskiego-bis, zaczerpnięta z tradycji PPS, sanacji, a więc z heglizmu.
Mimo to ze środowisk pisowskich wyszedł projekt ustawy reprywatyzacyjnej, co świadczy o tym, że kierownictwo tej partii dostrzega, że jest to wiecznie ropiejący wrzód, problem, który kiedyś trzeba rozstrzygnąć. Sprawa wydała mi się o tyle interesująca, że projekt natychmiast oprotestowała ambasada Izraela.
Zacznijmy od mankamentów projektu. Po pierwsze, pisowski projekt stoi całkowicie na gruncie legalizmu własnościowego Polski Ludowej, uznając prawomocność ustaw nacjonalizacyjnych przyjętych przez komunistów i przewidując wyłącznie reprywatyzację dóbr zagarniętych niezgodnie z komunistycznym prawem. Czyli PiS pali świeczki przed Żołnierzami Wyklętymi, a zarazem popiera komunistów rabujących im majątki. Czyż to nie jest pokraczny antykomunizm? Po drugie, projekt odrzuca fizyczne oddawanie nieruchomości. Nawet wtedy, gdy nadal pozostają własnością Skarbu Państwa lub samorządów i oddanie ich podatnika właściwie nic nie kosztuje. Po trzecie, skoro projekt nie przewiduje oddawania nieruchomości, to musi przewidzieć wyłącznie wypłatę rekompensat. Skoro zaś rozkradzione przez solidarnościowe elity Państwo Polskie, a w dodatku spętane przez socjalizm, jest ubogie, to nie ma mowy o pełnych rekompensatach. Rozczarowuje absolutnie górna granica reprywatyzacji w wysokości zaledwie 25% wartości dóbr, które podlegałyby zwrotowi.
Prawdę mówiąc, to omawiany projekt ustawy reprywatyzacyjnej nie zakłada żadnej reprywatyzacji, lecz zalegitymizowanie komunistycznego szabru, w zamian za rekompensaty w wysokości maksymalnie 1/4 ich rzeczywistej wartości, o ile majątek został odebrany niezgodnie z prawem Polski Ludowej. Ta karykatura reprywatyzacji dotyczyć będzie tylko części poszkodowanych i ich spadkobierców, w zamian zamykając im możliwość protestu na wieki wieków. Tak postrzegam rzeczywisty sens i cel tego projektu.
Teraz pozytywy. Projekt zakłada, ze o odszkodowania ubiegać będą się mogli tylko obywatele polscy. Wyklucza to z reprywatyzacji obywateli innych państw (stąd protest ambasady Izraela). Zapis ten nie wynika jednakże z antysemityzmu PiS-u. Partię tę posądzam o wiele złych rzeczy, ale na pewno nie o antysemityzm! Po pierwsze, wynika on z zasady wypłaty rekompensat. Państwo Polskie jest zbyt biedne, aby cokolwiek wypłacać, dlatego musi maksymalnie ograniczyć wysokość wypłat, a najprostszym sposobem jest ograniczenie liczby uprawnionych wszelkimi dostępnymi sposobami. Zapis ten nie jest jednak skierowany przeciwko Żydom, lecz przeciwko Niemcom, którzy uciekli z Ziem Odzyskanych. Gdyby nie wprowadzono zasady obywatelstwa, to Polska zostałaby zarzucona pozwami obywateli niemieckich, którzy czy to sami, czy też ich przodkowie, mieszkali do 1945 roku na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Bez cenzusu obywatelstwa Polska dobrowolnie wyrzekłaby się owoców zwycięstwa z 1945 roku. Zamiast Niemcy płacić odszkodowania nam, to my płacilibyśmy im. Jak napisałem, akurat o antysemityzm PiS nie posądzam i partia ta zapewne – gdyby to było możliwe – oddałaby majątki żydowskim spadkobiercom. Nie jest to możliwe, gdyż trudno sobie wyobrazić, że ustawa reprywatyzacyjna zawierałaby zapis (w istocie rasistowski), że o odszkodowania mogą ubiegać się osoby narodowości żydowskiej, a nie mogą niemieckiej. Z tego co się orientuję, projekt ustawy nie przewiduje, aby o odszkodowania mogły ubiegać się osoby polskiego pochodzenia, ale pozbawione polskiego paszportu.
Projekt ustawy reprywatyzacyjnej jest słuszny co do zakresu osób, ale kompletnie rozczarowuje co do zakresu reprywatyzacji. Jego fundamentalny błąd to brak możliwości zwrotu nieruchomości, gdy jest to możliwe. Idea wypłat finansowych automatycznie wymusza redukcję kręgu osób i wartości odszkodowań do poziomu nie akceptowalnego.
Adam Wielomski
Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!
(…)Państwo Polskie jest zbyt biedne, aby cokolwiek wypłacać, dlatego musi maksymalnie ograniczyć wysokość wypłat, a najprostszym sposobem jest ograniczenie liczby uprawnionych wszelkimi dostępnymi sposobami.(…)
Jest inna droga… wydłużyć czas spłaty do np. … 200 lat.
(…)Gdyby nie wprowadzono zasady obywatelstwa, to Polska zostałaby zarzucona pozwami obywateli niemieckich, którzy czy to sami, czy też ich przodkowie, mieszkali do 1945 roku na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej.(…)
I tak będą mogli. Są przecież obywatelami Unii Europejskiej.
(…)Bez cenzusu obywatelstwa Polska dobrowolnie wyrzekłaby się owoców zwycięstwa z 1945 roku.(…)
Ta sugestia obraża mój rozum… Gdyby Polska była zwycięzca nie straciłaby Kresów Wschodnich na rzecz ZSRR, a Śląsk przypadłby najprawdopodobniej na skutek decyzji króla Kazimierza III.
W sposobie wyznaczenia granic Polski można by się dopatrywać złej woli ZSRR, bo niemal od razu naraziła wschodnią Lubelszczyznę na działalność ukraińskich bojówek.
W ramach PS dam pewien link: https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/historia/przekonanie-%C5%BCe-w-prl-g%C3%B3rnikom-%C5%BCy%C5%82o-si%C4%99-lepiej-jest-mitem/ar-BBGbyYY?li=AA4WWV
Tu jest opis haniebnych praktyk prawdziwego zwycięzcy tej wojny:
(…)Wszyscy, nie tylko polska gospodarka, potrzebowali górników. Dowodem na to były masowe polowania na ludzi, które Armia Czerwona przeprowadziła wczesną wiosną 1945 r. na terenie Zagłębia i Górnego Śląska. Rosjanie postanowili bowiem wykorzystać zgodę zachodnich aliantów, by jedną z form odszkodowania wojennego była przymusowa praca obywateli niemieckich. Bez zwracania uwagi na narodowość aresztowano mężczyzn, w szczególności doświadczonych górników. Łapanki przeprowadzano w dzielnicach mieszkalnych, miejscach pracy, a nawet na ulicach. Złapanych przewożono do obozów koncentracyjnych w Łabędach, Mysłowicach i Oświęcimiu. Potem pakowano ich w bydlęce wagony i wywożono do kopalń na Ukrainie, Uralu, a nawet w Kazachstanie.
Śląskie władze próbowały ograniczyć ten proceder. Wicewojewoda Jerzy Ziętek, fachowiec od górnictwa jeszcze przedwojennego chowu, założył Komisję ds. Ujawniania Polaków w Sowieckich Obozach Pracy. Ocaliła ona przed wywózką setki osób. Jednak według bardzo szacunkowych statystyk Sowieci porwali w tym czasie ok. 30 tys. osób. O ich repatriację dzięki inicjatywom Ziętka władze polskie prosiły wiele razy. Z mizernym skutkiem, bo do 1956 r. powróciło do domów jakieś 20 proc. uprowadzonych. Reszta zmarła w ZSRR.
Żeby pomóc swej kolonii, Moskwa w miejsce uprowadzonych górników przysłała ok. 50 tys. niemieckich jeńców. Efektywność ich pracy z natury rzeczy musiała być jednak mniejsza od wydajności wykwalifikowanych fachowców. Nic więc dziwnego, że władze PRL szybko sięgnęły po powszechnie stosowane w ZSRR współzawodnictwo pracy. Jako osobę godną naśladowania propaganda przedstawiała Wincentego Pstrowskiego, rębacza z kopalni Jadwiga w Zabrzu. Ten reemigrant z Francji regularnie wykonywał co miesiąc 250 proc. normy. Pstrowski przypłacił życiem swoje rekordy: jego wycieńczony organizm w kwietniu 1948 r. nie przezwyciężył powikłań po usunięciu kilku zębów. Śmierć bohatera władza ludowa wolała przemilczeć.(…)
Dziękuję. Po kilkuminutowej lekturze, wiem więcej o reprywatyzacji niż z ciągłego wałkowanie tematu w wiadomościach w TVP, w których dominuje emocjonalny przekaz nastawiony na zbijanie kapitału politycznego a samo meritum jest niewidoczne i niesłyszalne.
Czy jednak takie podejście nie implikuje reprywatyzacji… na terenie Ziem Zachodnich zwanych Odzyskanymi?
To też temat nienaruszalnej własności. Czy ważne kto miał własność?
Może po prostu nie starać się zawracać ponad 50 lat historii za którą my obecni nie odpowiadamy?
(…)To też temat nienaruszalnej własności. Czy ważne kto miał własność?(…)
Co jest wszystkich to jest nikogo… wystarczy spojrzeć na tzw. majątek narodowy.