Zapałowski: Dywersyjna rola PiS. Rozważania w kontekście legislacyjnego morderstwa na polskim rolnictwie

Legislacyjne morderstwo polskiego rolnictwa, które dokonuje PiS wespół z lewicą ma jeszcze jeden bardzo ważny aspekt. Otóż na skutek tych obłąkanych pomysłów w niedługim czasie liczba rolników w Polsce będzie śladowa. W ten sposób zniknie jedna z ostatnich zwartych, w miarę zorganizowanych grup społecznych w Polsce, która przywiązana jest do tradycyjnych wartości. Wszak rolnik żyje w zgodzie z naturą, z cyklem czterech pór roku i dzięki codziennej ciężkiej pracy zbiera później plony. Wbrew temu, co wmawia nam PiSowska i lewacka propaganda rolnicy szanują i dbają o swoje zwierzęta. Znam wielu rolników i wiem, że mają ogromny szacunek dla zwierząt, które hodują. Po prostu to widzę.

Unicestwienie polskiego rolnictwa jest na rękę zagranicznym żywiołom kosmopolitycznym dla których masa polskich, konserwatywnych rolników jest solą w oku: wszak oderwanym od swych korzeni i tradycji narodem łatwiej manipulować i rządzić. To po pierwsze. A po drugie zniszczenie polskiego rolnictwa oznacza przejęcie rynków zbytu przez zagraniczny kapitał korporacyjny, bo działania PiS jako podwykonawcy dyrektyw obcych żywiołów politycznych i ekonomicznych zmierzają w następującym kierunku: Polacy mają jeść mięso, ale nie od polskiego rolnika tylko od zagranicznych korporacji, na dodatek zmodyfikowane genetycznie.


To wszystko wpisuje się w dywersyjną logikę działalności partii PiS. Warto zwrócić uwagę na takie zjawisko: PiS sieje propagandę, że jest za wartościami tradycyjnymi, rodzinnymi, ale pomimo tego, że od 5 lat mają większość w Sejmie do tej pory nie zablokowali legislacyjnie możliwości uprawiania propagandy LGBT w szkołach i na uczelniach wyższych. W Polsce za rządów PiS rewolucja LGBT gwałtownie przyspieszyła: tęczowe piątki w szkołach, szczególnie w dużych miastach są normą. Propaganda LGBT szaleje na uczelniach wyższych i coraz częstsze są przypadki sekowania naukowców, którzy deklarują przywiązanie do tradycyjnych wartości. Normą jest bezkarne profanowanie przez aktywistów LGBT najświętszych symboli religijnych i narodowych Polaków. Rząd PiS jest bierny – przyzwala na to pomimo tego, że propagandowo głosi, iż jest patriotyczny i katolicki.


Przypomnę, że to rząd PiS przekazał z naszych, zwykłych Polaków podatków 20 mln zł jednej najbogatszych na świecie amerykańskiej korporacji finansowych JP Morgan na zainstalowanie się w naszym kraju, po czym JP Morgan wsparł finansowo paradę LGBT w Warszawie. Te działania PiS są zgodne z niechlubnym planem nakreślonym przez przemyski PiS: „Prowadzenie polityki w oparciu o Katolicką Naukę Społeczną Kościoła w tym przypadku nie zadziała”.

To jest wygodne dla tych, którzy chcą przeprowadzenia rewolucji LGBT w Polsce. PiS udając partię przywiązaną do tradycyjnych wartości zbałamucił elektorat katolicki i tradycyjny, który głosuje na polityków PiS naiwnie im wierząc. W ten sposób ten tradycyjny elektorat jest kontrolowany przez PiS – podwykonawcę dyrektyw zagranicznych żywiołów politycznych i ekonomicznych i w zasadzie jakikolwiek opór (z wyjątkiem środowisk skupionych wokół Konfederacji) wobec rewolucji LGBT nie występuje. Praktyka bowiem pokazuje, że PiS swą biernością legislacyjną w tym aspekcie pozwala na przyspieszenie rewolucji LGBT w Polsce. Po prostu PiS jest swego rodzaju „bezpiecznikiem” tej rewolucji – kanalizuje elektorat katolicki i tradycyjny, a tymczasem w naszym kraju pod ich rządami rewolucja LGBT szaleje sobie w najlepsze i zdobywa kolejne przyczółki.

Podobnie jest z polskim rolnictwem. PiS zbałamucił rolników, którzy zaufali partii Jarosława Kaczyńskiego. Efekt? Legislacyjne morderstwo na polskim rolnictwie. Następne w kolejce do zniszczenia przez PiS przewidziane jest polskie górnictwo. Na tym polega dywersyjna istota funkcjonowania partii PiS, że pod osłoną rzekomo patriotycznego i katolickiego rządu PiS w Polsce realizowane są skrajnie lewackie projekty z zakresu inżynierii społecznej i antypolskie działania w wymiarze ekonomiczno-gospodarczym. Dlatego postawiłem tezę, że to jest balcerowiczowska Unia Wolności bis.

Click to rate this post!
[Total: 31 Average: 4.5]
Facebook

38 thoughts on “Zapałowski: Dywersyjna rola PiS. Rozważania w kontekście legislacyjnego morderstwa na polskim rolnictwie”

  1. (…)Otóż na skutek tych obłąkanych pomysłów w niedługim czasie liczba rolników w Polsce będzie śladowa.(…)
    Trzymanie ludzi na biegospodarstwach (słowo utworzone na bazie biedaszybu) jest bardziej szkodliwe społecznie…

    (…)A po drugie zniszczenie polskiego rolnictwa oznacza przejęcie rynków zbytu przez zagraniczny kapitał korporacyjny(…)
    A właśnie, że nie bo na gospodarstwie typu jedna krowa i dwie świnie nie da się zbudować kapitału zdolnego do konkurencji… Ba! Ten (…)kapitał(…) jest tylko podkładką dla wegetacji na KRUS’ie.

  2. Dodać należałoby jeszcze haniebną (tak, to właściwe słowo) rolę najpożyteczniejszego idioty, jaką można sobie wyobrazić, odegraną przez media toruńskie w duraczeniu przywiązanych do tradycyjnych wartości ludzi, w szczególności emerytów. Prymitywne argumenty typu „jak ci się nie podoba uchwalenie 13-tej emerytury, to jej nie bierz” kierowane do starszych słuchaczy, słyszałem na własne uszy od przemawiającego na antenie RM samego Ojca Dyrektora. Głęboko zasmucająca zmiana kursu z pożytecznego na pożytecznoidiotyczny, wyraźnie zauważalna od czasu wpuszczenia TV Trwam na platformę cyfrową.

  3. „W ten sposób zniknie jedna z ostatnich zwartych, w miarę zorganizowanych grup społecznych w Polsce, która przywiązana jest do tradycyjnych wartości. Wszak rolnik żyje w zgodzie z naturą, z cyklem czterech pór roku i dzięki codziennej ciężkiej pracy zbiera później plony”.

    Nieco światła mogą rzucić na tą grupę społeczną wyniki Narodowego Testu Inteligencji 2004. Uśredniony IQ elektoratów wyglądał mniej więcej tak:

    UPR – 100,2
    UW – 100,1
    PO – 97,5
    PiS – 95,2
    apolityczni – 93,0
    SLD – 92,4
    LPR – 91,6
    PSL – 90,0
    Samoobrona – 88,3
    ZChN – 88,3

    Jak widać, partie chłopskie (PSL, Samoobrona) są to niziny społeczne, ludzie w dolnej granicy normy intelektualnej. Na antypodach znajdują się partie nawiązujące w jakimś stopniu do liberalizmu ekonomicznego – zarówno w wersji lewoskrętnej (progresywnej), jak i prawoskrętnej (thatcheryzm). Niestety, ale niski IQ to nie kwestia wychowania w biedzie i braku dostępu do edukacji, tylko dziedziczona i uwarunkowana genetycznie cecha, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Chów wsobny polskiego chłopstwa spowoduje, że będzie jeszcze gorzej – możemy mieć do czynienia z neurodegeneracją owej grupy społecznej spowodowaną odpływem inteligentniejszych osobników do miast. Pozostaną same ochłapy, pozbawione zdolności logicznego i analitycznego myślenia – taki „gorszy sort”. Niestety, ale potomstwo mogą mieć liczne, co w dłuższej perspektywie czasowej zaowocuje wylęgarnią patologii i powrotem do korzeni (raczej w korony drzew). Co więcej – jest to grupa społeczna nie tylko strasznie roszczeniowa, ale konserwatywno-socjalna. Sam prof. Wielomski stwierdził, że chłopi są na ogół jedną epokę wstecz – obecnie konserwują ustrój PRL. A to, że żyją w taki a nie inny sposób – być może brakuje im odpowiedniej mocy obliczeniowej pod kopułą, aby taki stan rzeczy zmienić. Po prostu – nie potrafią – tak samo, jak pewnych czynności nie potrafi dyslektyk.

  4. Należy gorąco kibicować temu, by ilość rolników była w polskim społeczeństwie śladowa, co odpowiadałoby aktualnemu poziomowi rozwoju gospodarki. Statystycznie ok. 11% czynnych zawodowo Polaków to rolnicy, co jest wynikiem niespotykanym nawet na Ukrainie i Białorusi, nie wspominając już o Czechach z ich 3% i pomijając państwa najwyżej rozwinięte (<2%).

    W pełni rozumiem, że rolnikom jako najmniej produktywnej grupie uzależnionej od pieniędzy podatników odpowiada obecny stan rzeczy, ale interes narodowy nie sprowadza się do interesu wybranej grupy. Dlatego powinno się wspierać wszelkie inicjatywy mające na celu likwidację skansenu z 11% zatrudnionych w rolnictwie. Niestety, "5-tka dla zwierząt" w ogóle nie działa w tym kierunku, ponieważ to KRUS i system dopłat odpowiadają za patologie w polskim rolnictwie.

    1. W zależności od kraju – socjalna i etatystyczna Francja ma nadmiernie wysoki odsetek, wolnorynkowa WielkaWielka Brytania – mniejszy. Brytole to mieszczanie i burżuje.

    2. Ilość ludzi związanych z produkcją żywności powinna być jak największa, zapewnia niezależność, o tym przekonają się wszyscy którzy rano pójdą do sklepu a tam nie będzie chlebka. Niedopuszczalna jest sytuacja koncernowej produkcji żywności bez względu na powszechność tego zjawiska. To uzależnienie będzie bezwzględnie wykorzystane.

      1. Dokładnie. Przecież ten lichwiarski system ekonomiczny oparty o kreację pieniądza z niczego zakończy się megakryzysem. Wszyscy o tym wiedzą. Wyżej piszący negatywnie o rolnikach jeszcze będą jeździć do nich na wieś i skamleć o żywność dla siebie i swoich rodzin. Jak największa ilość rolnych gospodarstw produkcyjnych powinna być utrzymywana właśnie z powodu bezpieczeństwa narodowego, nawet, jeśli trzeba by do niej dopłacać. To tak jak z wojskiem. Ono sobie w czasie pokoju stoi i trzeba permanentnie na nie łożyć miliardy, ale nikt przy zdrowych zmysłach lub nie będący obcym agentem nie stwierdzi, że wojsko powinno zostać zlikwidowane, „bo jest nierentowne”..
        I jeszcze co do rentowności w dzisiejszym rolnictwie, to nie wiem, czy jest ona na szeroką skalę w ogóle możliwa, skoro jesteśmy na wspólnym unijnym rynku, na którym funkcjonują rolnicy z innych krajów, którzy są przez swoje rządy dotowani oraz na rynku, na którym funkcjonują ponadnarodowe korporacje (głównie z USA) produkujące tanią żywność niskiej jakości (GMO i inne wynalazki – polecam w necie francuski film dok. „Żywność korporacyjna”) i które też są dotowane przez swoje rządy miliardami, lub pozwalniane z podatków, lub – gdy przynoszą straty – zasypywane są one bailoutami. W takiej sytuacji polscy rolnicy bez wsparcia rządu RP zostaliby całkowicie zniszczeni, a nasz naród zostałby uzależniony od dostaw czegoś tak podstawowego do życia jak żywność od obcych z zagranicy. Dokładnie to Zachód zrobił z Afryką Subsaharyjską, a później przejął tamtejsze rynki i złoża (za pomocą programów typu „Ropa za żywność”). Że już o głodzie w ten sposób wywołanym i milionach cierpiących ludzi nie wspomnę.

        1. Gdy dojdzie tzw. MadMax’a to żywność będzie miał niekoniecznie ten kto ją wyhodował, a ten kto np. ją zrabował… tak komuniści wykończyli Ukrainę w latach ’30.

        2. @Spostrzegawczy

          „wyżej piszący negatywnie o rolnikach jeszcze będą jeździć do nich na wieś i skamleć o żywność dla siebie i swoich rodzin.”

          Jest dokładnie na odwrót, praw ekonomii nie oszukamy.

          Wielokrotnie w różnych mediach pisano, że co najmniej 2/3 rolników nie ma żadnego kontaktu z rynkiem, co biorąc pod uwagę zatrudnienie w rolnictwie (11-12% ogółu) w pełni odpowiada poziomowi rozwoju polskiej gospodarki. Bliskie nam Czechy i Słowacja mają ten odsetek na poziomie ok. 3% i pod względem prawdziwych rolników stoimy na zbliżonym poziomie. Pozostali to kryptobezrobotni i kombinatorzy na kroplówce z KRUS i dopłat, którzy pod żadnym względem nie potrafią wyżywić siebie samych, ale Pan twierdzi, iż inni będą błagać ich o żywność… Litości. Raczej ci „rolnicy” błagają tych innych o zarabiane przez nich pieniądze.

          „Dokładnie to Zachód zrobił z Afryką Subsaharyjską”

          Afryka Subsaharyjska jako najmniej rozwinięty obszar globu ma największy odsetek rolników. Zgodnie z Pana logiką to np. Niemcy ze swoim 1% rolników (wg Banku Światowego) powinny błagać o żywność Niger, którego 75% aktywnej zawodowo ludności pracuje w rolnictwie. A tu jednak proszę, Zachód (w tym prawie bez-rolnicze Niemcy) podbił skrajnie rolniczą Afrykę…

          Potęgę zapewnia koncentracja kapitału i związany z nim efekt skali, a nie rozdrobnienie skutkujące olbrzymim marnotrawstwem ziemi, siły roboczej i pieniędzy podatników.

          1. A czyja ta potęga ? Afryka jest biedna bo Europa dotuje żywność i utrzymuje cła na gotowe produkty. Dlatego nie pijesz kawy Brazylijskiej (ten sam problem) tylko Niemiecką gdzie kawa nie rośnie. Afryka nawet importuje pomarańcze z Włoch. Jeśli chcesz być nikim w świecie wszystko kontrolujących korporacji to masz dużą szansę bo zmierzamy do tego stanu.

            1. @qwe

              Nie pisałem o żywności przetworzonej ani swobodach w handlu żywnością czy płodami rolnymi. Sednem mojej wcześniejszej wypowiedzi było to, że Afryka pomimo potężnej armii tzw. rolników nie potrafi wyżywić nawet samej siebie… A przecież zgodnie z tym, co wielu tutaj wypisuje, czarny ląd powinien wytwarzać ogromne ilości pożywienia (choćby tylko na rynek wewnętrzny) i być odporny na wszelkie kryzysy.

          2. @Fauxpas – ale tutaj chodzi o sytuację kryzysową i zabezpieczenie się przed nią a nie skupianie się na statystykach rentowności w czasach bez kryzysu. Tym bardziej, że ta koncentracja kapitału, efekt skali itp. to wszystko fajnie wychodzi finansowo w pewnym czasie, ale finalnie w sektorze rolnym doprowadza np. do pogorszenia jakości produktów – dzięki temu mięso, chleb czy jajka, które kupuje się w mieście są po prostu niejadalne. A razie kryzysu mieszkając na wsi, bez żadnego problemu nawet ci, którzy faktycznie żyją z pasożytowania na dopłatach, mogą w moment za śmieszne pieniądze kupić kilka kur, ze dwie krowy i spokojnie „wyżyją”, w przeciwieństwie do ludzi z miasta. To nie jest kwestia „praw ekonomii”, tylko tego, że w razie kryzysu, ludzie z miast zostają na łasce systemu – raczej trudno będzie im upolować na osiedlu, złowić rybę na klatce schodowej albo hodować kurę w dużym pokoju. A widmo takiego kryzysu to nie jest żadne science fiction, tylko realna opcja.

            I tak w ogóle, to bzdurą jest statystyka, że 2/3 rolników nie ma kontaktu z rynkiem. Nie ma kontaktu z oficjalnym – monitorowanym rynkiem – tu się mogę zgodzić. Szczęśliwie jest wielu rolników, którzy jak najbardziej mają kontakt z rynkiem sprzedając swoje produkty normalnej jakości bez wkładania łap przez państwo. I po stokroć wolę kupić jajka, chleb czy mięso od takiego zaznajomionego rolnika niż tę z marketu, który jest tak super produktywny dzięki efektowi skali, ale produkty są niejadalne i momentami nawet pies tego nie chce ruszyć.

    1. @Marcin Sułkowski

      I serio mamy uwierzyć, że w razie kryzysu małorolny będzie mógł uniezależnić się od zakupu żywności? Niby wyprodukuje sobie tyle mięsa, nabiału oraz warzyw i owoców, że brak dochodu nie przeszkodzi mu w niczym? Czy Pan naprawdę w to wierzy?

      1. @Fauxpas – to nie jest kwestia wiary, tylko faktów. Jak się żyje od zawsze w mieście i myśli, że schab bierze się z marketu, to nie ma się świadomości, że bez żadnego problemu jest się w stanie mając swój kawałek ziemi, który się zagospodaruje i kilka zwierząt, wykarmić swoją 4-5 osobową rodzinę. I nie mówimy tutaj o hektarach, tylko kilkunastu arach. Co więcej – dieta z całą pewnością będzie lepsza, niż przy spożywaniu dziadostwa, które jest efektem chwalonego przez Pana modelu, który owszem, jest wydajny i zgadzam się z Panem pod tym względem, ale produkt końcowy jest tragicznej jakości.

        Zresztą co by nie być jakoś gołosłownym – 5 lat temu przeprowadziłem się z Łodzi na wieś. Po tych 5 latach mam świadomość, że w razie kryzysu mam o wiele większe szanse przeżycia, niż w mieście. Wiem skąd w razie czego wziąć kury aby hodować zarówno na mięso jak i na jajka, skąd wziąć świnię albo krowę, wiem jak ogarnąć własny warzywniak, gdzie złowić rybę a w zupełnie skrajnym przypadku gdzie i jak upolować. Wiem też jak tę żywność odpowiednio magazynować w razie braku prądu, mam jak ogrzać zimą dom i mam skąd czerpać wodę pitną. I nie mówię tu o byciu preppersem-oszołomem z pawlaczem wypchanym konserwami, jakich pełno jest właśnie w miastach. Także może troszkę mniej sceptycyzmu a więcej realnego spojrzenia, bo w czasie wielu wojen to właśnie dzięki ludziom ze wsi ludzie z miasta mieli co włożyć do garnka, także raczej wątpliwe, aby i teraz ludzie na wsi nie dali sobie rady. Ogólnie widzę, że wiedzę na temat życia na wsi czerpie Pan ze statystyk, zamiast z bardziej rzetelnych źródeł.

        1. (…)I nie mówię tu o byciu preppersem-oszołomem z pawlaczem wypchanym konserwami, jakich pełno jest właśnie w miastach.(…)
          Jeśli to prawda, to oni wyjdą z tych miast uzbrojeni po zęby i te plony to prostu zabiorą… a jak to opornych zabiją.

          1. @JSC – bzdura. Jedyne, co większość z tych ludzi potrafi, to otworzyć konserwę, nosić plecak ze swoim EDC do ciepłej, biurowej pracy i oglądać jakichś oszołomów na youtube, którzy uważają, że przeżyją w dziczy jedząc pałki wodne. Byle chłop z widłami pogoni ich jak dzieci.

            1. (…)Byle chłop z widłami pogoni ich jak dzieci.(…)
              Gdyby to było takie proste to chłopi pogoniliby Narodowców z Hajnówki.

              1. Rozmawiamy o preppersach i sytuacji kryzysowej, w której broni się koniecznego do przeżycia własnego mienia a nie zwykłej zadymie, więc nie widzę sensu Pana komentarza.

                  1. Tak, właśnie z tego powodu np. w historii Kościoła są tysiące męczenników, którzy wcześniej byli zwyczajnymi ludźmi. Pan ma tendencję do wypowiadania się w taki sposób, że naprawdę trudno się rozmawia (vide poniżej, co już skwitowałem przywiązaniem do gier i filmów a Pan dalej wbrew faktom swoje).

                    1. (…)Tak, właśnie z tego powodu np. w historii Kościoła są tysiące męczenników, którzy wcześniej byli zwyczajnymi ludźmi.(…)
                      A Islamiści mają swoich szahidów…

                    2. Tym samym potwierdził Pan to, co mówię – ludzie są w stanie umierać za coś, co jest dla nich ważne (nie będę wchodził w dyskusję na temat bezsensu islamu i działań szahidów, bo nie o to chodzi) nawet w sensie subiektywnym, więc zakładanie, że nie będą bronili obiektywnej potrzeby, jaką jest pożywienie dla nich i ich rodziny, „bo Hajnówka” nie jest niczym podparte.

        2. @Marcin Sułkowski

          Cokolwiek by powiedzieć o statystyce, to biorąc pod uwagę jakość danych wejściowych i pewne warunki brzegowe, daje ona dość wiarygodny obraz sytuacji.

          „w czasie wielu wojen to właśnie dzięki ludziom ze wsi ludzie z miasta mieli co włożyć do garnka”

          Gospodarstwo rolne z oczywistych względów nie powstanie w mieście. Odbijając piłeczkę chciałoby się rzec, iż to dzięki miastowym „dobrodziejom” ludzie ze wsi mieli i mają wszelkiego rodzaju sprzęty i artykuły codziennego użytku. Jałowa przepychanka w stylu „kto jest ważniejszy na statku – mechanik czy nawigator?”. Nikt nie jest samowystarczalny.

          „także raczej wątpliwe, aby i teraz ludzie na wsi nie dali sobie rady.”

          Do tej pory nie uzyskałem odpowiedzi, zgodnej rzecz jasna z chłopskim rozumiem (statystyka to przecież jakaś naukowa fikcja), dlaczego:

          – Wszelkie kryzysy w dowolnych czasach najmocniej odbijały się na wsiach?

          – Stricte rolnicze państwa z olbrzymim odsetkiem rolników nie potrafią wyżywić samych siebie?

          – Największe zapotrzebowanie na programy dożywiania itp. w Polsce ma miejsce na terenach wiejskich?

          To zaledwie trzy najbardziej podstawowe kwestie. Podsumowując – UE i polski podatnik konserwują archaiczną strukturę wsi, która niczemu nie służy. Gdyby odciąć kroplówkę i zmienić przepisy, zaraz by się okazało, że co najmniej 2/3 tzw. rolników wylądowało w urzędach pracy.

            1. Nie każdy kryzys żywieniowy wygląda jak w Somalii, gdzie jest specyficzna „kultura”. Za dużo grania w Fallouta albo oglądania Mad Maxa. Wiara w to, że wszyscy nagle chwycą za to, co maja pod ręką i będą się tłukli jest zwyczajnie bezpodstawna. Istnieją inne sposoby, które akurat Polacy opanowali do perfekcji i co pokazali m.in. w trakcie II wojny światowej w Warszawie. Do tego człowiek szczęśliwie kalkuluje i większość woli kombinować, żeby zdobyć pożywienie i się nie narażać na stratę życia w walce.

              1. (…)Istnieją inne sposoby, które akurat Polacy opanowali do perfekcji i co pokazali m.in. w trakcie II wojny światowej w Warszawie.(…)
                II RP i to w czasie pokoju za uchybienia na tym polu groziła kara śmierci…

          1. „Cokolwiek by powiedzieć o statystyce, to biorąc pod uwagę jakość danych wejściowych i pewne warunki brzegowe, daje ona dość wiarygodny obraz sytuacji.” – tak. Pod warunkiem, że umie się ją poprawnie odczytać i uwzględnia się kontekst. A jaki on jest, to już pisałem poprzednio – dane oficjalne a stan faktyczny to dwie, różne sprawy.

            „Jałowa przepychanka w stylu “kto jest ważniejszy na statku – mechanik czy nawigator?”. Nikt nie jest samowystarczalny.” – tyle tylko, że Pan nie uwzględnia tematu rozmowy, a rozmawiamy o sytuacji kryzysowej, więc te „przepychanki” to wynik właśnie tego problemu. Nikt nie mówi o tym, że wieś niczego nie zawdzięcza miastu, ale podkreślam – to nie jest temat rozmowy.

            „Do tej pory nie uzyskałem odpowiedzi, zgodnej rzecz jasna z chłopskim rozumiem (statystyka to przecież jakaś naukowa fikcja)” – nigdzie nie napisałem, że statystyka to naukowa fikcja. Napisałem tylko, że nie jest to zbyt rzetelne źródło w tym temacie, bo faktycznie tak jest. Statystyka jest narzędziem bardzo wygodnym dla wszelkiej maści manipulantów (vide jeden z komentujących na tym portalu, który twierdzi, że homoseksualizm dotyczy wedle badań statystycznych nawet 10% społeczeństwa, co jest bzdurą) i dlatego należy się nim posługiwać w odpowiedni sposób. Czyli z naukowym warsztatem, który ładnych parę lat wyrabiałem i którego staram się od lat trzymać, a nie „na chłopski rozum” jak Pan zasugerował z sobie tylko wiadomych powodów.

            A odpowiedzi na stawiane pytania Pan ode mnie nie otrzymał, bo mi ich Pan nie postawił. My dyskutowaliśmy na inny temat – radzenia sobie w sytuacji kryzysowej. I spytał Pan wprost „czy ja wierzę”, więc merytorycznie Panu odpowiedziałem. Co do postawionych pytań – tylko jedno z nich dotyczy poruszanego tematu – pierwsze. I poproszę o źródło tych informacji oraz doprecyzowanie, o jakich konkretnych kryzysach mówimy. Bo ja mogę podać I i II wojnę światową na terenie Europy, kryzys gospodarczy XX-lecia między wojennego czy okres PRL jako przykłady, że na wsi żyło się o wiele lepiej (bezpieczniej i z możliwością wykarmienia) niż w miastach, co jest faktem (struktura zgonów w miastach i na wsi pokazuje to dobitnie). Jak Pan poda przykład Somalii z lat 90-tych czy rabowania rolników na Ukrainie w Rosji przez komunistów, to raczej ciężko będzie się rozmawiało, bo to były konkretne ruchy wymierzone właśnie w miejsca, w których jako jedynych można było ukraść potrzebne pożywienie, więc siłą rzeczy podówczas wieś musiała mieć ciężko.

            Co do drugiego – podaje Pan kraje afrykańskie, które od lat są eksploatowane przez zewnętrzne podmioty, zżerane wojnami domowymi na różnym tle przez głupią, lewicową politykę rewolucyjnego wyrzucania kolonialistów i zadaje takie pytanie? Kuriozalne. To jest właśnie bezmyślne patrzenie na statystykę: „a bo tu jest dużo rolników a się nie potrafią wykarmić, więc to duża liczba rolników jest bez sensu”. Zupełnie nie uwzględnia się innych czynników. Jak dla Pana to jest naukowe podejście, to pragnę poinformować, że tak nie jest.

            Co do trzeciego – i znów bezmyślne patrzenie na statystkę bez kontekstu i koniecznych danych. „Największe zapotrzebowanie” rozumiane w sposób ilościowy Pana dziwi, przy fakcie, że w Polsce te programy są głównie w szkołach podstawowych, a tych w miastach jest około 6000 a tych na wsi jest 8600? Do tego na wsi dzieci jest więcej w stosunku do ogólnej liczby mieszkańców niż w miastach. Należy uwzględnić też fakt, że na wsi o wiele więcej osób funkcjonuje w tzw. szarej strefie, co umożliwia niewykazywanie dochodów i zakwalifikowanie się do programów dożywiania. To też jest wyjaśnieniem Pana ostatniego akapitu, które wynika właśnie z patrzenia w statystyki, zamiast spojrzenia na fakty nie uwzględnione w takich statystykach, a kluczowe dla wniosków. Tak, ludzie rejestrują się w KRUS, nie wykazują dochodów i w tych statystykach figurują jako rolnicy, którzy nic nie robią. Ci sami ludzie jednak pracują właśnie w szarej strefie, żeby po prostu odkładać do kieszeni, zamiast oddawać państwu, które przeżera pieniądze. I tak po prawdzie, to należy tylko przyklasnąć, że nie dają się okradać. Stąd właśnie to „zapotrzebowanie”.

            1. Bo co by nie mówić, to miasto – pomimo rzekomego indywidualizmu – jest systemem naczyń silnie połączonych. To jest kolektyw zatomizowanego motłochu, gdzie współzależność jest silna, niby koszta funkcjonowania niższe, ale kosztem zwiększonego ryzyka. Na wsi ten system naczyń nie jest tak silnie powiązany, co oczywiście zwiększa koszta, sprawia pewne utrudnienia, ale daje większą stabilność.

              1. Mimo wszystko… w razie kryzysu miejskie bandy zdążą rozszabrować masę wsi zanim pojawi się koncepcja, że jednak grupy samoobrony są jednak potrzebne.

            2. „Bo ja mogę podać I i II wojnę światową na terenie Europy, kryzys gospodarczy XX-lecia między wojennego czy okres PRL jako przykłady, że na wsi żyło się o wiele lepiej”

              To bardzo ciekawe, bo wszelkie dostępne źródła podają, iż wsie i państwa stricte rolnicze oberwały szczególnie mocno ze względu na drastyczny spadek cen płodów rolnych. Sytuacja była wręcz beznadziejna u małorolnych, który nawet w okresie prosperity żyją z dnia na dzień. No chyba, że mowa o majętnych obszarnikach, ale przypominam, że takich z oczywistych względów było i jest bardzo niewielu.

              „podaje Pan kraje afrykańskie, które od lat są eksploatowane przez zewnętrzne podmioty, zżerane wojnami domowymi na różnym tle przez głupią, lewicową politykę rewolucyjnego wyrzucania kolonialistów i zadaje takie pytanie?”

              Kolonialiści w Afryce Subsaharyjskiej? Litości. To tak, jakby mówiąc o Ukrainie podpierać się np. Niemcami, bo przecież jedno i drugie to Europa.

              „“a bo tu jest dużo rolników a się nie potrafią wykarmić, więc to duża liczba rolników jest bez sensu”.”

              Polecam zapoznać się także z wydajnością produkcji rolniczej na świecie. Państwa z silnie rozdrobnionym rolnictwem, nawet pomimo korzystnego klimatu, nie powalają swoimi osiągnięciami.

              „Zupełnie nie uwzględnia się innych czynników”

              Wśród innych czynników, których nie sposób nie wziąć pod uwagę, a które zwolennicy rozdrobnienia uparcie pomijają, jest globalna nadprodukcja żywności. Odbija się ona szerokim echem w państwach rolniczych, gdy okazuje się, że wiele wytworów rolnictwa (analogicznie do prostej produkcji przemysłowej) można importować z całego globu, ale nie dotyczy to dóbr zaawansowanych technologicznie, których dostawców jest bardzo niewielu. Utrzymywanie wiejskiego skansenu przez podatników tym bardziej mija się z celem.

              „Należy uwzględnić też fakt, że na wsi o wiele więcej osób funkcjonuje w tzw. szarej strefie, co umożliwia niewykazywanie dochodów i zakwalifikowanie się do programów dożywiania.”

              Szara strefa to oczywistość w słabym państwie, ale warto pamiętać, że korzystanie z programów skierowanych do najuboższych wiąże się z reguły z pewną stygmatyzacją i dlatego nie cieszą się one powodzeniem np. wśród przedsiębiorców fikcyjnie jadących na stratach. Zresztą lamenty nad jedynym ciepłym posiłkiem w szkole nie wzięły się znikąd. Po prostu błędem jest założenie, że mając byle malutkie poletko z automatu staje się niezależnym od konieczności zakupu żywności.

              „I tak po prawdzie, to należy tylko przyklasnąć, że nie dają się okradać. Stąd właśnie to “zapotrzebowanie”.”

              Nie należy przyklasnąć, ponieważ podatnicy zmuszani są do finansowania rolniczych świadczeniobiorców nie mając kompletnie nic w zamian. Jeżeli jest Pan rolnikiem (rzeczywistym lub fikcyjnym), to nie dziwię się pochwale tej patologii, ale w każdym innym przypadku pochwała pasożytnictwa jest całkowicie niezrozumiała.

              1. „To bardzo ciekawe, bo wszelkie dostępne źródła podają, iż wsie i państwa stricte rolnicze oberwały szczególnie mocno ze względu na drastyczny spadek cen płodów rolnych.” – a czy te źródła podają również, że miasta dostały mocniej, niż wsie, co pokazuje właśnie struktura zgonów mieszkańców miast? Podają również, że spadek cen płodów rolnych wynikał z sytuacji wojennej i w przypadku II wojny światowej, konieczności uruchomienia drugiego obiegu, w którym ceny kształtowały się bardzo dynamicznie?

                „Sytuacja była wręcz beznadziejna u małorolnych, który nawet w okresie prosperity żyją z dnia na dzień.” – sytuacja u małorolnych np. podczas II wojny światowej była tak beznadziejna, że masa ludzi z Łodzi (w tym duża część mojej rodziny, dzięki czemu przeżyli) zaopatrywała się w żywność Brzezinach, Andrzejowie (jak jeszcze taka wieś była) czy Bukowcu właśnie u małorolnych, bo tych majętnych obszarników Niemcy mieli na świeczniku.

                Podałem kilka przyczyn dla „krajów afrykańskich”. Nie wszystkie dla jednego regionu.

                „Polecam zapoznać się także z wydajnością produkcji rolniczej na świecie. Państwa z silnie rozdrobnionym rolnictwem, nawet pomimo korzystnego klimatu, nie powalają swoimi osiągnięciami.” – polecam rozmawiać na temat – z całą pewnością będzie wtedy łatwiej dyskutować.

                „Wśród innych czynników, których nie sposób nie wziąć pod uwagę, a które zwolennicy rozdrobnienia uparcie pomijają, jest globalna nadprodukcja żywności.” – nijak się to ma do zacytowanego fragmentu mojej wypowiedzi, który dotyczył konkretnej kwestii.

                „Utrzymywanie wiejskiego skansenu przez podatników tym bardziej mija się z celem.” – tyle tylko, że „wiejski skansen” nie utrzymuje się z podatników, jak to Pan bzdurnie twierdzi. Figurowanie w statystykach i pobieranie części swoich dochodów z funduszy itp. nie oznacza ani, że jest to jedyne źródło utrzymania, ani że jest to główne źródło utrzymania, czego Pan nie rozumie, dalej ślepo patrząc w statystyki, które właśnie zupełnie nie uwzględniają innych czynników. To nie jest podejście naukowe – to są zwykłe brednie. A ci ludzie najczęściej są „fikcyjnymi rolnikami bez dochodów”, bo żyją z murarki, ciesiołki, dekarki, hydrauliki czy innych tego typu zajęć, dzięki którym ci strasznie cierpiący i nic nie mający z tych małorolnych ludzie z miasta mogą budować kolejne domy i redukować koszty względem fachowców z miasta, którym tak się w głowach poprzestawiało od kredytowej sytuacji na rynku mieszkaniowym, że wołają 100 zł/m2 kładzenia płytek, gdzie „małorolny”, który robi to równie dobrze, bierze połowę.

                „Szara strefa to oczywistość w słabym państwie” – szara strefa to oczywistość w państwie, które jest opresyjne pod względem regulacji, opodatkowania itp. Takowa jest sytuacja w Polsce i zamykanie na to oczu, aby ślepo patrzeć w oficjalne dane jest po prostu śmieszne.

                „korzystanie z programów skierowanych do najuboższych wiąże się z reguły z pewną stygmatyzacją i dlatego nie cieszą się one powodzeniem” – vide branie PiSowskich ochłapów przez obywateli bez względu na deklarowane dochody 😉 Pan jest oderwany od rzeczywistości jak widzę.

                „lamenty nad jedynym ciepłym posiłkiem w szkole nie wzięły się znikąd.” – jakie lamenty? Pan chyba nie odróżnia, że kwestia posiłku w szkole to nie jest kwestia głodu w Polsce, tylko niedożywienia a to jest fundamentalna różnica.

                „Po prostu błędem jest założenie, że mając byle malutkie poletko z automatu staje się niezależnym od konieczności zakupu żywności.” – Pan dyskutuje sam ze sobą a nie z tym, co ja napisałem. Powtarzam po raz ostatni i mam nadzieję, że tym razem Pan zrozumie – kilkanaście arów na wsi w razie kryzysu daje możliwość spokojnego wyżywienia 5 osobowej rodziny i to z całkiem dobrą dietą. Nigdzie nie napisałem, że „z automatu” ktoś staje się niezależny od konieczności zakupu żywności, gdy tylko posiada taką ilość ziemi. Naprawdę to nie jest „rocket science”, żeby zrozumieć, że aby coś z tej ziemi „wyszło”, to należy włożyć odpowiednią ilość pracy.

                „Nie należy przyklasnąć, ponieważ podatnicy zmuszani są do finansowania rolniczych świadczeniobiorców nie mając kompletnie nic w zamian.” – to niech się podatnicy w końcu ogarną i przestaną głosować na rozdawnictwo. A z tym „kompletnie nic w zamian” to doprawdy wyborne. Mleko do czy masło to efekt wielkich hodowli? To może proszę zapoznać się z tak podstawowym faktem, że po większości wsi jeżdżą cysterny mleczne i wożą je od „małorolnych” do zakładów mleczarskich.

                „Jeżeli jest Pan rolnikiem (rzeczywistym lub fikcyjnym), to nie dziwię się pochwale tej patologii, ale w każdym innym przypadku pochwała pasożytnictwa jest całkowicie niezrozumiała.” – nie jestem rolnikiem ani rzeczywistym ani fikcyjnym – niestety obecna władzuchna zabroniła mi zakupu ziemi rolnej tuż po mojej przeprowadzce na wieś, przez co zmuszony jestem takowej ziemi nie posiadać mimo, że chciałbym dla siebie coś porobić na niej. Fakt, że posiadam ziemię na wsi nie oznacza, że jest to ziemia rolna (niestety). Natomiast Pana definicja pasożytnictwa chybia celu – skutki upatruje Pan jako przyczyny i w tym Pana błąd. Patologiczny jest system, a że są ludzie, którzy ten system wykorzystują i umiejętnie go omijają, to naturalna konsekwencja patologicznego systemu. Nieprzyklaskiwanie temu to jest dopiero patologia.

  5. Dodałbym również, iż rzekome przywiązanie tzw. rolników do tradycji jest zwyczajnym kłamstwem lub elementem pseudointeligenckiej chłopomanii. Nie zapominajmy, że powiaty o stricte rolniczym charakterze wiodą prym w odsetku obcokrajowców, a sami rolnicy są najbardziej uniofanatyczną grupą polskiego społeczeństwa. Biorąc pod uwagę fakty rysuje się obraz rolników jako grupy, która z własnej pazerności dokonałaby podmiany składu etnicznego Polski i oddała ją pod kuratelę Brukseli.

    1. Europejska Partia Ludowa (ang. European People’s Party, EPP) – europejska partia polityczna, w skład której wchodzą głównie partie proeuropejskie, chadeckie, ludowe, konserwatywno-liberalne, liberalno-konserwatyne krajów Unii Europejskiej. Powstała 8 lipca 1976 z inicjatywy Europejskiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej wchodzącej w skład Międzynarodówki Chrześcijańsko-Demokratycznej.

    2. „Nie zapominajmy, że powiaty o stricte rolniczym charakterze wiodą prym w odsetku obcokrajowców”
      Może Pan podać źródło tych danych? Nie widziałem jeszcze Murzyna, Hindusa, Nepalczyka, Banglijczyka czy Wietnamczyka na jakiejkolwiek polskiej wsi (nie znam tez kraju na świecie, w którym imigranci osiedlaliby się na wsiach, a nie w dużych miastach). Nawet w kilkudziesięciotysięcznych polskich miastach zobaczyć osobnika z wyżej wymienionych to wydarzenie (to nieszczęście jest domeną największych miast z Warszawą na czele). Owszem, przez kilka, -kilkanaście tygodni w roku na polskich wsiach pojawiają się zbieracze z Ukrainy czy Białorusi, ale się tam nie osiedlają, bo przez większą część roku by się tam po prostu nie utrzymali nie posiadając własnych gospodarstw.
      Być może owe „powiaty o stricte rolniczym charakterze” pomyliły się Panu z gminami wiejskimi położonymi na peryferiach największych miast. Tylko, że choć oficjalnie są one wiejskie, są de facto nieoficjalnymi dzielnicami tychże miast i rolników szukać tam ze świecą. Często są to wręcz blokowiska lub gigantyczne ośrodki magazynowe jak chińsko-wietnamski konglomerat hurtowni jakim jest Wólka Kosowska pod Warszawą. I rzeczywiście pełno w takich gminach imigrantów, bo taniej tam wynająć mieszkanie, niż we wspomnianych miastach. Tylko co to ma wspólnego z rolnikami?

      „sami rolnicy są najbardziej uniofanatyczną grupą polskiego społeczeństwa”
      Jeszcze raz proszę o jakieś dane statystyczne GUS-u (nie sondaż z „GW” itp.), bo naprawdę nie uwierzę, że rolnik ze wsi jest większym uniofanatykiem od Warszawiaka, Poznaniaka, Wrocławianina, Gdańszczanina itd.

      1. @Spostrzegawczy

        „Jeszcze raz proszę o jakieś dane statystyczne GUS-u (nie sondaż z “GW” itp.), bo naprawdę nie uwierzę, że rolnik ze wsi jest większym uniofanatykiem od Warszawiaka, Poznaniaka, Wrocławianina, Gdańszczanina itd.”

        Jeśli nie żyje się we własnej bańce, to uniofanatyzm rolników nie wydaje się niczym dziwnym. Wszak korzyści z członkostwa we wspólnocie są w tej grupie widoczne gołym okiem. I tutaj zapraszam do poświęcenia chwili wyszukiwarce i wklepania w nią „…procent rolników popiera członkostwo w Unii Europejskiej”. Mnóstwo źródeł do wyboru, lecz liczby te same w granicach 80-85%.

        „Nie widziałem jeszcze Murzyna, Hindusa, Nepalczyka, Banglijczyka czy Wietnamczyka na jakiejkolwiek polskiej wsi”

        Normalnie odkrycie na miarę Nobla! No kto by się spodziewał, że do prac w najgorzej opłacanym sektorze rolnym nie ściąga się ludzi, których koszt transportu jest wyższy od płacy za cały okres zatrudnienia!

        „na polskich wsiach pojawiają się zbieracze z Ukrainy”

        Czyli jednak Pan przyznaje, że rolnicy są miłośnikami niekontrolowanej imigracji. Nie tylko nie wiemy nic o ludziach, których dla własnego zysku importują, ale przede wszystkim są to mężczyźni bez wykształcenia, czyli najbardziej kryminogenna część każdego społeczeństwa. Czy naprawdę za mało nam rodzimej przestępczości?

        „Być może owe “powiaty o stricte rolniczym charakterze” pomyliły się Panu z gminami wiejskimi położonymi na peryferiach największych miast.”

        Proszę czytać ze zrozumieniem. I znowu odsyłam do wyszukiwarki „cudzoziemcy w powiatach”. Czy np. typowo rolniczy powiat płoński to sypialnia Warszawy? Bądźmy poważni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *