Konrad Rękas był łaskaw skomentować artykuł mojego autorstwa pt. „Legislatywa czy egzekutywa? Marek Jakubiak a dylematy dzisiejszego parlamentaryzmu i prawotwórstwa”. Na samym początku mojej krótkiej repliki dziękuję za dobre słowa o mojej skromnej osobie i odwzajemniam: zawsze miałem dużo podziwu dla inteligencji (złośliwi dodają „diabelskiej”) i dowcipu Konrada, także jego „zmysłu politycznego”. Bynajmniej nie przez kurtuazję przyznam, że cenię jego analizy polityczne, choć nie zawsze podzielam wnioski jakie wyciąga z analiz. Bardzo spodobało mi się przypisanie mojej skromnej osobie sprawstwa „absolutnie najbardziej kozackiego fikołka intelektualnego ostatniej kampanii”. Dla Marka Jakubiaka miał już znacznie mniej sympatii niż dla mojej skromnej osoby, porównując go do… Mariana Kowalskiego. Moim zdaniem porównywanie self-made man’a do etatowego „działacza społecznego” jest obraźliwe dla tego pierwszego i sensu nie ma, ale porównywać można wszystko do wszystkiego, nawet np. łódź podwodną do miasta Londyn.
Konrad, po tym jak zakończył swoją karierę polityczną u boku Andrzeja Leppera (który w przeciwieństwie do Jakubiaka był człowiekiem poważnym i merytorycznym!), obsadził siebie w roli mędrca z wieży z kości słoniowej, który znacznie więcej widzi i rozumie niż inni maluczcy. I jego felieton jest takim pomieszaniem złośliwego dowcipu (umie bawić, fakt) i takich kategorycznych ocen Mędrca z Wieży kierowanych z niemalże ojcowskim zatroskaniem dla niedołężnych intelektualnie pociech. Oczywiście, że wiele jego uwag zawartych w tekście jest trafnych, np. ocena poziomu intelektualnego posłów na sejm czy poziomu kształcenia kadr prawniczych. Znajdziemy również nadinterpretacje, np. założenie, że posłowie mają osobiście pisać teksty projektów ustaw, czego Jakubiak nie postuluje, wręcz odwrotnie. Znajdziemy również typowe dla Konrada lekceważenie stanu sędziowskiego (jak już ustaliliśmy oni widzą i rozumieją znacznie mniej niż Mędrzec z Wieży).
Konradowi Rękasowi nie jest obca nawet psychoanaliza i wskazuje, że podziw dla osoby, która osiągnęła sukces w biznesie, to wypadkowa kompleksów, podświadomy dla członków społeczeństwa postchłopskiego szacunek do „najbogatszego we wsi”, wreszcie nadzieja na to, że ta osoba nauczy jak być jeżeli nie bogatym, to choć trochę majętniejszym niż obecnie. Nie jestem psychoanalitykiem, ale jakże miłą odmianą wśród liderów prawicy jest to, że widzimy człowieka, który odniósł sukces zawodowy i jest niezależny, w przeciwieństwie do tych wszystkich „publicystów”, „studentów”, „specjalistów ds. PR”, „działaczy społecznych”, „zawodowych polityków” i przedstawicieli innych profesji, dla których sprawowanie mandatu posła oznacza oprócz zaszczytu (wątpliwego dodajmy, tutaj zgodni jesteśmy z Konradem), jeszcze istotne poprawienie ich marnej sytuacji ekonomicznej, która nie miałaby miejsca, gdyby ich talenty zostały zweryfikowane przez rynek pracy.
Kpiny z Marka Jakubiaka kończy nauczycielskim wyszydzeniem ex Cathedra (właściwie ex Turris, bo Konrad poucza nie z katedry, ale jak już ustaliliśmy z wieży) „klauzuli czechosłowackiej”, którą Jakubiakowi przypisała moje skromna osoba (nie jest mi wiadomym, aby poseł kiedykolwiek wskazywał akurat na taką formułę instytucji odwołania posła), jako historyczny przykład instytucji recall. Konrad, popadłszy w nauczycielką pozę i manierę, pyta zrezygnowany nieporadnością intelektualną interlokutorów: „. I znowu, żadnego wpływu na to by nie miały interesy partyjne, ani oligarchiczne. Na jakim świecie żyją twórcy takich pomysłów…”. Odpowiem: w świecie nauki prawa germańskiego, który dość paradoksalnie, ale jednak, wydał elity intelektualne I Czechosłowacji, wykształcone na uniwersytetach Austro-Węgier, które uchwaliły w 1920 ustawę zasadniczą państwa (fakt, z nieznośną inspiracją ustrojową zapożyczoną z III Republiki Francuskiej) , które uchodziło w przedwojniu za modelowe w Europie Środkowej, które osiągnęło rewelacyjne wskaźniki rozwoju gospodarczego, gdzie poziom życia Czechów był porównywalny do poziomu życia Szwajcarów. Konrad świata tego może nie rozumieć, gdyż niejednokrotnie wyszydzał Cesarsko – Królewską Monarchię i od zawsze postponował dorobek intelektualny świata niemieckojęzycznego, stawiając za wzór „Wielki Step”, czyli dorobek „cywilizacji” mongolskiej i jej mutacji. Sama zaś instytucja o jakiej mowa, tj. „klauzula czechosłowacka”, przypisywana jest m.in. Hansowi Kelsenowi, którego koncepcje oczywiście możemy krytykować (bynajmniej nie jestem admiratorem Kelsena), ale robić z niego głupiutkiego naiwniaka? No cóż, widocznie i on, podobnie jak Marek Jakubiak, nie zasłużył na choćby minimum uznania w oczach Konrada, bo cóż ten urodzony w Pradze a doktoryzowany w Wiedniu „wykształciuch” może wiedzieć o życiu, prawie, polityce i w końcu „Wielkim Stepie”?
Paweł Bała
…co nadal nie zmienia faktu, że w warunkach III RP rzeczona klauzula byłaby stosowana i wykorzystywana tak, jak opisałem, a nie tak, jak chcieliby p. Bała z p. Kelsenem.
No to może trzeba sformalizować program wyborczy jako kontrakt… z tym, że kłamanie w nim czy niczym nieuzasadnione jego łamanie powinno być traktowane w kategoriach zamachu stanu.