„Bury” w Hajnówce

ONR chce podobno zrobić marsz w Hajnówce ku czci „Burego”. Że właśnie ku czci tego dowódcy i właśnie w Hajnówce, to nasuwa oczywisty wniosek, że marsz ten ma być prowokacją wobec mniejszości białoruskiej, która ma za złe „Buremu”, że po wojnie krwawo pacyfikował białoruskie wioski.

W sumie, niespecjalnie zajmuje mnie ocena historyczna „Burego”. Nie uważam, by droga polityczna powojennego niepodległościowego podziemia zbrojnego była drogą słuszną. Rację mieli wszyscy ci polscy patrioci, którzy włączyli się w powojenną odbudowę ojczyzny, trafnie identyfikując niemożliwe wówczas do uniknięcia konieczności dziejowe. Godne naśladowania są te przykłady patriotyzmu, którym towarzyszy polityczna mądrość. Mądrość polityczna zaś, to między innymi umiejętność właściwej oceny rzeczywistości, dostrzeganie faktycznego zasięgu swoich możliwości, jak również trafne prognozowanie przyszłości i ewaluacja skutków własnych działań. „Wyklęci” na wszystkich tych polach zawiedli, stąd też nie uważam ich za dobry wzór patriotyzmu.

Z tego też powodu nigdy specjalnie nie interesowałem się losami „wyklętych” i nadal jest to dla mnie temat niezbyt ciekawy. Nie wiem jaki był kontekst pacyfikacji przeprowadzonej przez oddziały „Burego” i czym się on wówczas motywował.

Nie wydaje mi się jednak słuszne, spotykane niekiedy zbytnie dramatyzowanie nad tym incydentem. Partyzanci „Burego” byli nacjonalistami i wyznawali koncepcję państwa narodowego. Zaangażowanie ludności białoruskiej w poparcie dla komunizmu (przed wojną) i sowietyzmu (w czasie okupacji sowieckiej) było rozległe i opisał je w swojej książce Marek Wierzbicki1. Podłoże do tego rodzaju incydentów było więc podatne, na wojnie zaś incydenty się zdarzają. Każdy kto ma choćby elementarne pojęcie o historii wie, że jest ona rejestrem zbrodni, wojen, masakr, napaści etc. Akty nieuzasadnionej eksterminacji prymatolodzy od lat 1970. rejestrują nawet wśród żyjących w centralnej Afryce naszych małpich krewnych2. Postępek „Burego” można więc łatwo zrozumieć.

Zrozumieć, nie znaczy jednak moralnie usprawiedliwić, bo też niezależnie od kontekstu w postaci chaosu wojennego i chaosu ideowo-moralnego zaprowadzonego w Europie w „tragicznym XX wieku” przez liberalizm, komunizm i nacjonalizm, które to ideologie zamieniły ludy europejskie w wykorzenione zdziczałe masy i pchnęły je ku zbrodni, dowódca dopuszczający się czynów moralnie nagannych, nawet jeśli byłby to tylko margines jego działalności, nie nadaje się – co oczywiste – na wzór do naśladowania.

Nie należałoby też jednak przesadzać w drugą stronę, bo wśród wielu dziś prawicowców, zniechęconych – co zresztą zrozumiałe – narodową cepeliadą serwowaną nam przez PiS i Ruch Narodowy, zauważyć można perwersyjną skłonność do powtarzania haseł propagandowych rodem z PRL, w których „wyklęci” to w zasadzie zbieranina pospolitych opryszków i bandytów. Tymczasem byli to przecież błądzący (politycznie i zazwyczaj też ideowo), ale jednak polscy patrioci, którzy nie wahali się dla ojczyzny – takiej, jak ją rozumieli – walczyć, złożyć w ofierze własne życie, szczęście, często zaś nawet przyjąć męczeństwo.

„Wyklętym” należy się więc szacunek, lecz ani nie miejsce na historycznym piedestale, ani ranga ikony patriotyzmu polskiego. „Bury” mógł zaś być równocześnie zbrodniarzem wojennym i polskim patriotą (niestety, skrzywionym przez nacjonalizm). W normalnej sytuacji, powinien być osądzony i ukarany za swe zbrodnie, co nie zmienia jednak faktu, że walcząc z sowieckim zaborem i komunistyczną rewolucją, dowiódł też cnót patriotycznych – nawet jeśli zabarwionych błędną ideologią nacjonalistyczną i równie błędnymi decyzjami politycznymi.

Czym innym jest natomiast planowany marsz narodowców, który ani nie służy wychowywaniu do rozumnego patriotyzmu, ani wykształceniu dojrzałego myślenia politycznego, ani nawet obronie słusznej moralnie sprawy. Przeciwnie: utrwala wzorzec patriotyzmu politycznie ślepego, promuje infantylny sentymentalizm w myśleniu o polityce, wreszcie podnosi do rangi wzorca osobę moralnie splamioną piętnem zbrodni wojennej. Ma to mniej więcej tyle samo sensu, co odtwarzanie niegdyś przez ONR „marszu na Myślenice”. Z tego powodu, pozytywnie należy ocenić odmowę przez prezydenta Dudę objęcia swoim patronatem hajnowskiego marszu.

Faktycznym skutkiem planowanej inicjatywy może zaś być tylko jedno: narodowcy sobie pomaszerują, za kilka lat zaś dorosną i po takiej „politycznej szkole” pójdą głosować na którąś z kolejnych mutacji szkodliwej i wariackiej „prawicy niepodległościowej”. Białorusini z kolei, którym ciągle będzie się mówić, że nie są w Polsce u siebie i że są tu elementem ledwie-ledwie i to tylko warunkowo tolerowanym, rzeczywiście przestaną się zaś identyfikować z państwem polskim. Czyli powtórzy się sytuacja ze Śląska, gdzie rodowitym Ślązakom tak uparcie mówiono przez lata, że są Niemcami i że ich dialekt to efekt językowej presji niemczyzny, że wreszcie część z nich naprawdę uznała się za Niemców i zaczęła się identyfikować z państwem niemieckim.

40 tysięcy zastraszonych Białorusinów oczywiście nie jest w stanie dziś Polsce zaszkodzić, ale już Rosja lub sama Białoruś, przy zmianie na naszą niekorzyść koniunktury geopolitycznej, może ten konflikt wykorzystać jako pretekst do ingerencji w nasze sprawy wewnętrzne, jak miało to już miejsce z mniejszościami religijnymi w XVIII wieku, a z mniejszościami narodowymi w XX wieku. Nacjonaliści, jak zawsze zresztą, antagonizując wobec państwa polskiego niepolskie rodzime grupy narodowościowe, działają wobec tego państwa odśrodkowo i rozbijacko. Nie dziwne, że Piłsudski zamykał polskich nacjonalistów w Berezie Kartuskiej wraz z komunistami i nacjonalistami ukraińskimi – wszystkie te grupy nastawione były przecież na dezorganizację państwa polskiego.

Mniejszość białoruska w Polsce ani nie urządza marszów, ani nie czci pamięci białoruskich komunistów zwalczających przed wojną państwo polskie, ani Białorusinów kolaborujących z sowieckim okupantem w latach 1939-1941 i po 1944 roku, pomimo że w działania takie zaangażowanych było wielu ówczesnych działaczy białoruskich. Polacy powinni zatem uszanować wrażliwość historyczną swoich białoruskich współobywateli i nie celebrować postaci historycznych, które zapisały się w historii stosunków polsko-białoruskich jak najgorzej. Skoro domagamy się (całkiem słusznie, zresztą) od naszych ukraińskich sąsiadów by uszanowali naszą wrażliwość historyczną i zrezygnowali z podnoszenia do rangi postaci ikonicznych swojego patriotyzmu partyzantów UPA splamionych ludobójstwem na wołyńskich Polakach, to odnieśmy te same uniwersalne standardy etyczne również do naszej własnej tożsamości historycznej.

Odnieść się też powinniśmy negatywnie do samej idei prowokowania i prób zastraszania mniejszości białoruskiej, co ewidentnie musi być jednym z celów przyświecających organizatorom planowanego w Hajnówce marszu. Musimy więc wyraźnie powiedzieć, że rdzenni polscy Białorusini (czy też po prostu Rusini) są w Polsce tak samo „u siebie” jak mieszkający tu Polacy. Mają oni takie samo prawo mieszkać tu i rozwijać swoją tożsamość, jak wszystkie pozostałe żyjące w Polsce rodzime grupy narodowościowe, z samymi Polakami włącznie. Białorusini nie są wobec państwa polskiego społecznością państwotwórczą, są jednak w zamieszkanej przez siebie historycznie części terytorium państwa polskiego etnosem rodzimym. To daje im do tych ziem takie same prawo, jak innym społecznościom do zamieszkałych przez nie historycznie terenów.

Wreszcie odnieść się powinniśmy negatywnie i do samego nacjonalizmu. Pora wreszcie skończyć z łaszeniem się przez konserwatystów i tradycjonalistów do nacjonalizmu i do tradycji endeckiej. Nie ma bowiem znaczenia, że niektóre kierunki w nacjonalizmie były stosunkowo bliskie środowiskom konserwatywnym i popierały niektóre elementy tradycyjnego porządku, skoro fundament polityczno-filozoficzny nacjonalizmu jest błędny. Władza nie pochodzi od narodu, państwo nie służy do realizacji interesów narodu, naród nie powinien być ani podstawową, ani tym bardziej jedyną kategorią odniesienia przy określaniu tożsamości człowieka, lojalność wobec narodu nie powinna być lojalnością prymarną.

W rzeczywistości, władza pochodzi od Boga, którego namiestnikiem jest prawowity monarcha, monarcha ten ma być strażnikiem prawa bożego w podległej sobie domenie, podstawową kategorią tożsamości i lojalności jest dla człowieka religia, religia porządkuje zaś całą drabinę niższego rzędu tożsamości; etnicznych, historycznych, stanowych, regionalnych, gminnych, korporacyjnych, klanowych, herbowych, płciowych, a także całą mozaikę lojalności: osobistych, dynastycznych, małżeńskich, rodzinnych etc. To jest właśnie porządek tradycyjny i społeczeństwo tradycyjne. Naród to część nowoczesnego antyświata, który nie miał prawa się pojawić, a nacjonalizm to kolejne obok liberalizmu i socjalizmu kłamstwo rewolucji 1789 r. i 1848 r.

Ronald Lasecki

1 M. Wierzbicki, Polacy i Białorusini w zaborze sowieckim. Stosunki polsko-białoruskie na ziemiach północno-wschodnich II RP pod okupacja sowiecką (1939-1941), Warszawa 2000.

2 Zob. M. P. Ghiglieri, Ciemna strona człowieka. W poszukiwaniu źródeł męskiej agresji, Warszawa 2001, s. 261-278, 331-334.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “„Bury” w Hajnówce”

  1. Na Białorusi istnieje nurt badań historycznych obciążający AK odpowiedzialnością za „zbrodnie na narodzie białoruskim”, motywowane wyłącznie różnicami etnicznymi. Pokonywanie tego stereotypu zawsze prędzej czy później prowadzi do Rajsa, a fakt, że jest on obiektem kultu środowisk mieszających różne tradycje w jednym patriotycznym sosie – tylko obronę pozycji polskich bardzo poważnie utrudnia.

  2. Witam, Chciałbym odnieść się do tezy artykułu, mówiącej o „szkodliwości drogi żołnierzy wyklętych”. Chciałem zaznaczyć, iż wielu żołnierzy AK trafiło po wojnie do partyzantki z konieczoności, Zołnierze AK, którzy się ujawiniali podczas kolejnych tzw. „amnestii” trafiali natychmiast do więzień. Władze PKWN nie dały im nawet szansy włączyć się w odbudowę kraju po wojnie i normalne życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *