Co tam, panie, na prawicy?

Gdyby nie casus Nowej Prawicy i niezarejestrowanie jej list przez PKW w całej Polsce, to tegoroczne wybory można by uznać za wyjątkowo mdłe. Złamanie konstytucji przez naczelny organ państwa, stojący podobno na straży powszechności i uczciwości wyborów jest nową jakością w życiu publicznym, a w zasadzie jej brakiem. Mniemam, że jeśli zwycięży logika i praworządność, to będziemy mieli powtórkę wyborów. Oczywiście, o ile uprawniony organ do rozstrzygania protestów wyborczych dostrzeże, że na etapie rejestracji list wyborczych wolne wybory w Polsce trafił szlag.

Powtórka wyborów zadziałałaby na nasz gnuśny system polityczny wyjątkowo ożywczo, dlatego gorąco będę kibicował przyzwoitości i rozumowi tych, którzy będą rozstrzygali o tej sprawie. Natomiast zamiecenie casusu Nowej Prawicy pod dywan, oparcie się na jakiejś karkołomnej i obłudnej argumentacji prawno-proceduralnej dla utrzymania politycznego status quo, będzie nie tyle gwoździem, co kołkiem do trumny polskiej demokracji. Demokracji cokolwiek ułomnej, ale dającej dotychczas gwarancję jako takiej uczciwości.

Jeśli poronione procedury i urzędnicza beztroska zwyciężą nad duchem i racjonalną wykładnią ustawy zasadniczej, to będzie można śmiało powiedzieć, że polskie państwo dotknięte jest głęboką dysfunkcją. Dysfunkcją, która swoimi skutkami poniewiera nie tylko zwykłego obywatela , ale całe struktury społeczne liczone w tym przypadku w setkach tysięcy wyborców. Dlatego jestem wielce ciekaw, czy znajdzie skład sędziowski, który wiedziony szacunkiem dla prawa, zdrowego rozumu i przyzwoitości rozjedzie na miazgę decyzję PKW, która, jak się okazuje, par excellence postawiła się ponad obywatelami i konstytucją.

Wybory już w niedzielę. Wielu znajomych pyta mnie, na kogo głosować? Mówię, że jeśli nie mogą się oprzeć tej czynności, to zdecydowanie na prawicę. A konkretnie? – dopytują. No właśnie. Tutaj mam kłopot.

Przyjmijmy że polska prawica, to Jarosław Kaczyński, Janusz Korwin-Mikke, Paweł Kowal i Marek Jurek. Wszyscy oni zagospodarowują elektorat poczuwający się do prawicy, cokolwiek to dzisiaj znaczy. Żaden z tych polityków nigdy nie określił siebie jako człowieka lewicy, traktując prawicę jako swoje polityczne miejsce na ziemi, w którym chcą złożyć swoje kości. Przyjrzyjmy im się pokrótce.

Jarosław Kaczyński (PiS). Szef największej partii opozycyjnej z realnymi szansami na wygranie wyborów parlamentarnych i utworzenie rządu. Depozytariusz wszystkich lęków i nadziei prawicowego elektoratu. Jak mało kto potrafi roztoczyć wizję świata, który nie istnieje i wytyczyć drogę do świata, który nigdy nie będzie istniał. Jego motorem napędowym nie są idee, bo ich nie posiada. Sensem jego działania jest marsz. Wyznaje zasadę, że ten kto stoi, ten nie żyje.

Jego żywiołem jest ruch. Musi się coś dziać. Jak się nic nie dzieje, to trzeba zakombinować, by się działo. Jest w tym mistrzem. Nad jego karnie maszerującymi oddziałami z odległości wielu kilometrów widać unoszący się kurz – w jego tumanach dociera i sprawdza swoich kompanów. To znak, że ruch dokonuje się także wewnątrz, w krwioobiegu, a nie tylko w starciu z przeciwnikiem. To powoduje, że od czasu do czasu przed oddziały wybiegają różne wypłosze, którym nie wystarczyło sił i nerwów, by w kurzu dotrzymać kroku prezesowi.

Polityką prezes bawi się, przepraszam za to porównanie, jak mój pięciomiesięczny Ignaś grzechotką. Grzechocze nią na prawo i lewo, w myśl zasady, że większy ruch powoduje większy grzechot. Nie oznacza to, że prezes skupia się jedynie na samej czynności grzechotania. Co to, to nie. Prezes w odróżnieniu od Ignasia dokonuje za pomocą grzechotania wnikliwych obserwacji. To ważna umiejętność, która pozwala prezesowi unikać niebezpieczeństw. Kto w porę tego nie skapuje szybko wypada z kursu dzieła. Umiejętność odczytywania grzechotu prezesa, to elementarz przezornego pisowca. Ćwiczy się to latami.

Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że prezes jest grzechotnikiem. Zauważyć jedynie można, że grzechotnik przy nim, to jedynie skromny zaskroniec.

Janusz Korwin-Mikke (Nowa Prawica). Człowiek, któremu los sprawił psikusa obdarzając wysoce wysublimowaną inteligencją, która w starciu z polską post-socjalistyczną przaśnością zdradza cechy kompletnej niekompatybilności. Jego pech polega na tym, że większość ludzi przyznaje mu w duchu rację, ale jak przychodzi co do czego, oddaje głos na kogo innego. Niektórzy twierdzą, że to wynik specyficznej ekscentryczności Korwin-Mikkego, na którego się fajnie patrzy i słucha, ale ze względu na swoistą nieprzewidywalność i erupcyjność jego osobowości, głos wyborczy powierza się komu innemu. Ze skutkiem niekoniecznie pozytywnym, żeby była jasność. Ot, paradoks.

Szef Nowej Prawicy mógł stać się tym, kim na lewicy jest dzisiaj Palikot, gdyby zarejestrowałby listy w całej Polsce. Jak wiemy, skutecznie mu to uniemożliwiono. Sprawy, o których mówi, obraz świata jaki kreuje, mają potencjał na jakieś 5-7 proc. wyborców, oczywiście przy dobrze przeprowadzonej kampanii i umiejętnym PR. A z tym u Korwin-Mikkego jest różnie, najczęściej tragicznie. A szkoda, bo jest to osobnik nadzwyczaj wyrazisty, nie bojący się formułować poglądów zgoła niecodziennych i politycznie niepoprawnych. I tego szkoda, bo Korwin-Mikke w sejmie, to byłby prawdziwy polityczny detonator.

Paweł Kowal (PJN). Pisowiec z ludzką twarzą na wygnaniu. Uchodzi za eksperta od spraw międzynarodowych, co jest faktem, tyle że ta eksperckość dotyczy polityki zagranicznej… śp. Lecha Kaczyńskiego. Ta, jak wiemy, była polityką dość specyficzną, by nie rzec oryginalną. Czyniła wprawdzie sporo huku, zwłaszcza na odcinku wschodnio-gruzińskim, ale efektów przynosiła niewiele. Pod tym względem Kowal cały czas jest ortodoksyjnym pisowcem, choć z sympatyczniejszą twarzą. W zasadzie poza tym, że lubią go mainstreamowe media, nie da się o nim za wiele powiedzieć, bo zawsze robił za tło. Teraz postawiony z konieczności na pierwszej linii, musi dokonać jakiejś autokreacji. Na razie jej jednak nie widać.

Widać natomiast chęć zagospodarowania elektoratu Janusza Korwi-Mikkego, który poturbowany przez PKW stanął przed dylematem „straconego głosu”. Stąd paradujący w muszce Paweł Poncyliusz, stąd łabędzie śpiewy Marka Migalskiego w kierunku elektoratu JK-M, wolnorynkowa i antyetatystyczna retoryka zawarta w programie PJN, mocne akcenty prorodzinne, a właściwie pronatalistyczne, wyraźnie wyróżniające PJN od reszty prawicy. A wszystko to w sosie wolności, od której, nie wiedzieć czemu, prawica lubi uciekać. Sprawia to wrażenie przemyślanej propozycji wyborczej, sytuującej PJN pomiędzy PiS i PO, co ma w perspektywie uczynić PJN partią koalicyjną. Niestety, nie uczyni, bo PJN nie wejdzie do sejmu, choć Paweł Kowal wciąż pozostanie eurodeputowanym.

Marek Jurek (Prawica RP). Człowiek z poglądami, człowiek widzący politykę w szerokiej perspektywie, zwłaszcza cywilizacyjnej. Niestety, człowiek bez elektoratu. Jego wyborców skutecznie uwiódł i wykorzystał Jarosław Kaczyński. Jako przedstawiciel „opinii katolickiej” – jak sam o sobie Jurek mówi – jest w katolickim kraju politykiem „wołającym na puszczy”. Nie znalazł, póki co, złotego rogu, który przyciągnąłby do niego szeregi katolickie, wyrywając je Kaczyńskiemu, czyniącemu z nich – i tu ma Jurek rację – wyborczą mierzwę. Tutaj Kaczyński będzie zawsze skuteczniejszy od lidera Prawicy RP, bo do swojego „produktu” dodaje szereg bonusów, na które Marek Jurek nigdy by się nie zdecydował.

Pomysł Marka Jurka, by jego partia stała się CSU polskiej sceny politycznej, wchodzącą w trwały sojusz z CDU (PiS), w sytuacji niezarejestrowania list wyborczych Prawicy RP na terenie całego kraju, zdaje się spełzać na niczym. Jedyną szansą dla Jurka jest nieobjęcie władzy przez PiS. Kolejne cztery lata bycia w pisowskiej opozycji, zamiecione pod dywan na czas kampanii napięcia i konflikty, to ewentualne paliwo dla takiej formacji jak Prawica RP. Katolickie kotwice programowe, to wciąż atrakcyjne dla sporej części posłów PiS-u polityczne wabiki, ku którym z sympatią zezują. Pytanie tylko, czy znajdą w sobie dość odwagi, by pójść w nieznane. Lekcja PJN jest tutaj nadzwyczaj trzeźwiąca.

A co ja zrobię dniu wyborów? Nic, pójdę z dziećmi na spacer. Jako, że uważam wybory po decyzji PKW z gruntu za nieważne, nie wezmę w nich udziału. Poczekam spokojnie na protest wyborczy Nowej Prawicy. Chciałbym, żeby nastąpił wstrząs, żeby ten cały polityczny blichtr legł w gruzach, żeby się ludzie wkurzyli, żeby zobaczyli, że to co obserwujemy na scenie politycznej, to jedynie awatar, w który mamy uwierzyć i którym się mamy ekscytować. Chciałbym, żeby opadły maski. Ciągle te same, w różnych odmianach przywdziewane na zawołanie. Wystudiowane do granic obłudy. Ach jak pięknie byłoby – kasy partyjne puste, ludzie wnerwieni, a tu trzeba na szybko kolejną kampanię robić.

W takich okolicznościach jedynie Palikot by mnie niepokoił.

Maciej Eckardt
www.eckardt.pl
[aw]

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Co tam, panie, na prawicy?”

  1. wszyscy kryptopisowcy, którzy widzą co się dzieje i wstydzą się kiedyś w przeszłości bycia wiernym prezesowi bardziej niż kto inny podkreślają swoją „antypisowość”. Jest to tzw. „zakamuflowana opcja pisowska” i kiedy taki człowiek stoi nad urną i ma wybór PO i PiS to zagłosuje z zaciśniętymi zębami na pis i dalej będzie krzyczał jak to w PiSie źle. Marnym alibi jest tutaj zasłanianie się Nową Prawicą. Nawet jeśli zarejestrowałaby swoje listy to przekroczenie 5% jest raczej niemożliwe, a nawet jeśli to klub kilku posłów niczego nie zmieni i tak. Więc panowie „antypisowi” – po prostu nie przełamaliście w sobie prezesa, mentalnie jesteście od niego zależni (na co sam patrzę z podziwem i przerażeniem), PiS to wasza mentalność skrywana za parawanem słów: bojkotuję wybory, głosuje na Korwina co nigdy nie miał i nie będzie miał żadnych szans, mentalność oparta na fobiach to wasza mentalność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *