Jak informuje dziennik „Rzeczpospolita”, Prezydent Andrzej Duda wziął udział w Atenach w dorocznym spotkaniu Prezydentów państw Grupy Arraiolos. Pomimo, że większość uczestników tego gremium opowiada się za odprężeniem relacji Europy i Rosji – polski prezydent miał inne zdanie. Powiedział:
„Zdaję sobie sprawę z tego, że obecni tu przywódcy mogą mieć różne poglądy, jeśli chodzi o stopień zaangażowania NATO na tym obszarze; różnimy się stanowiskami co do tego, jak silną presję powinniśmy wywierać na Federację Rosyjską, chociażby. Proszę jednak zrozumieć, że szczególną perspektywę na tę sytuację mają państwa, które Rosja nadal uważa za swoją „tradycyjną strefę wpływów”, które znajdują się w bezpośrednim zasięgu rakiet balistycznych z Obwodu Kaliningradzkiego i które obserwują u swoich granic rosyjskie ćwiczenia wojskowe, symulujące atak na swoje stolice. Nasze obawy nie powinny i nie mogą być lekceważone. Każdy powinien mieć to na uwadze, zanim skrytykuje nasze zabiegi chociażby o zwiększone zaangażowanie USA na naszym terytorium czy jeżeli chodzi o bezpieczeństwo militarne, czy także bezpieczeństwo energetyczne. Jeżeli weźmie się pod uwagę, że w wyniku zaszłości historycznych większość, czy w ogóle dostawy – jeżeli chodzi choćby o gaz – mamy po prostu z Rosji”.
Od kilku lat polskie stanowisko zalicza się do najbardziej agresywnych i nieprzejednanych wobec Rosji, co po pierwszym szoku wywołanym przejęciem przez nią Krymu – mogło wydawać się uzasadnione, to teraz już nie jest. Rysujące się na Wschodzie pokojowe porozumienie Moskwy i Kijowa, lansowane przez prezydenta Zełeńskiego, coraz głośniejsze nawoływanie do zniesienia sankcji wobec Rosji, nowa polityka Francji i Niemiec wobec Rosji, a także wiszące od lat generalne porozumienie USA i Rosji (jeden z głównych celów polityki zagranicznej Donalda Trumpa) – stawia polską „politykę” zagraniczną na przegranej pozycji. Jest to polityka anachronicznego resentymentu, coraz bardziej kuriozalna i budząca złośliwe uśmieszki nie tylko na Wschodzie, ale także na Zachodzie.
Tyrady prezydenta RP na ten temat są odbierane jako nie tylko nieprofesjonalne, ale potencjalnie niebezpieczne. Polskę łatwo bowiem jest przedstawić w roli podżegacza zainteresowanego nie w odprężeniu, ale w eskalacji konfliktu i podtrzymywaniu nowej zimnej wojny. Znajdują one potwierdzenie choćby w polskich reakcjach na rysujące się porozumienie między Rosją a Ukrainą – z polskich komentarzy przebija nie zadowolenie, ale złość na to, że na wschodzie Ukrainy nie będzie się już lać krew. Czy doprawdy nikt w Polsce nie jest w stanie zrozumieć, że prowadzimy złą i niezgodną z naszymi interesami politykę?
Jan Engelgard
Myśl Polska, nr 43-44 (20-27.10.2019)
Wszystko pieknie przedstawiacie ale problem polega na tym ze ten przekaz dociera do niewielkiej grupy ludzi ! Sprobujcie dotrzec do szerszych kregow Polakow , jak to zrobic – sa od tego spece do spraw mediow. W przeciwnym razie bedziemy cigle forpoczta rusofobii. Pozdrawiam.