Jakub Andura: Paradygmat filozofii finalnej

Omawiając historię filozofii oraz klasyfikując jej treść w określone ramy czasowe, najważniejszym jest wyjaśnienie czynników determinujących rozwój filozoficzny, a przez to zdystansowanie się do oficjalnej wykładni „filozofii formalnej”, której hasła i klasyfikacja rozbrzmiewa z akademickich piedestałów odkąd w umysłach filozofów zatarły się fundamentalne pytania na rzecz samej powinności oraz prawidłowości ich wypowiadania. W tym wpisie postanawiam więc opisać ogólnikowo formalną wykładnię filozofii „upadłej” i przeciwstawić ją dialektycznie nowej klasyfikacji filozofii „finalnej”.

W postheglowskiej filozofii dosyć często pojawiał się motyw „końca filozofii”, który wielokrotnie był raczej zaczątkiem zwątpienia w klasyczną wykładnię filozofii niejasnych „określeń”, gdzie pytaniem było już nie operowanie słowami w celu jego wyjaśnienia, lecz zastanawianie się czy zostały one poprawnie użyte lub sformułowane. Owy kryzys pesymizmu, wycelowanego w filozofię klasyczną – czy miał swe źródła w potocznym „upadku filozofii”, czy raczej w procesie „końca filozofii”, zarysowanego przez G. Hegla?

Aby sprecyzować jasne stanowisko, by móc, w pewnym sensie, osądzić filozofię współczesną, konieczne jest doprowadzenie całej „rzeczywistości pytań” do spójnych mianowników dialektycznych, których treść jasno przekazywałaby jednolite siły wpływające na świat, a przez to pośrednio lub bezpośrednio na nas samych, co jest kluczowe, bo to człowiek jest podmiotem, który bada przymioty dociekań filozoficznych, a błędne ujęcie tych czynników – przekazuje nam fałszywy obraz „domniemanego świata rzeczywistego”.

Podając pod analizę owe „stosunki” świata i siły na niego wpływające – historia filozofii ukazuje nam najczęściej świat dwubiegunowy, gdzie kontrast zarysowuje się najczęściej na podstawie prymitywnej arystotelesowskiej logiki, na zasadzie tego co jest „słuszne” oraz tego co „niesłuszne”, gdzie najczęściej tradycyjna wykładnia dwubiegunowa pokrywała się z taką samą dialektyką „faktyczności”, czyli tego co „jest” i tego czego „nie ma” oraz moralności,

czyli to co jest dobre, a co złe. Kontekst podstawia się sam – to co „jest” musi być słuszne, przymioty rzeczywistości dzielą się najczęściej na dwa bieguny i wyjście poza nie jest nazywane, dosyć kolokwialnie – czymś nielogicznym, a więc nierealnym, fałszywym, niepewnym.

Podobnie jak dialektyzm materia/idea lub dobro/zło to równie przestarzały antagonizm, co samo pojęcie czegoś takiego jak „faktyczność”. Już samą starą wykładnię moralną przewartościował i obalił w XIX wieku F. Nietzsche w „Poza dobrem i złem” oraz zawarł w swych dziełach m.in. A. Crowley wyjaśniając podstawowe Prawa Thelemy, gdzie w Księdze Prawa opisywany jest wolitywny charakter moralności, która łączy w bardziej ezoteryczny sposób pierwiastki absolutne, obiektywne oraz subiektywne, jeśli chodzi obalenie pustego i całkowicie nieużytecznego pojęcia świata profańskiego „dobra” i „zła”.

Paradygmat logiczno-formalny

Wyjście poza schematy logiczne, zarysowane przez Arystotelesa, z trudem przychodzi filozofom, czy to klasycznym, czy współczesnym, ponieważ owy dialektyzm traktowany był najczęściej w filozofii jako dogmat z którym się nie dyskutowało, na którym budowano fundamentalne pytania filozofii, szczególnie jeśli chodziło o „fakt istnienia czegoś”, gdzie możemy dostać jedynie odpowiedź twierdzącą lub negującą (zgodnie z twierdzeniami Arystotelesa). Ich negacja jest fundamentalna, gdy chce się w jakiś sposób dookreślić w sposób rzetelny filozofię, która współcześnie leży raczej jako stos notatek, niż skończona książka, którą da się po prostu przemielić, jak postmoderniści, w ustach.

Już w XVIII stuleciu szkocki filozof David Hume próbował przełamać, jeszcze w dosyć prymitywny i uproszczony sposób, tradycję filozofii dwubiegunowej oraz jednolitej, tudzież logizującej na zasadzie dualistycznej. Hume ukazuje metodologię wnioskowania tego co jest słuszne lub nie, na podstawie tego co jest. Zagadnienie pojawiło się w literaturze metaetycznej dzięki jednemu ustępowi z „A Treatise on Human Nature”:

„W każdym systemie moralności, z którym dotychczas się zetknąłem, zawsze zauważałem, że dany autor kroczy przez pewien czas prostą drogą rozumowania i ustala istnienie Boga lub czyni spostrzeżenia dotyczące spraw ludzkich; i nagle ze zdziwieniem stwierdzam, iż zamiast zwykłych orzeczeń, jakie znajduje się w zdaniach, jest i nie jest, nie spotykam żadnego zdania, które by nie było powiązane z powinien albo nie powinien. (…) Ponieważ to powinien albo nie powinien jest wyrazem pewnej nowej relacji lub twierdzenia, trzeba zwrócić na to uwagę i to wyjaśnić; jednocześnie trzeba, żeby została wskazana racja tego, co wydaje się całkiem niezrozumiałe, mianowicie – jak ta nowa relacja może być wydedukowana z innych relacji, które są całkiem od niej różne.”

„Gilotyna Hume’a”, jak zwą owe zagadnienie, nie wpłynęła niestety na późniejsze dociekania filozoficzne, lecz dała solidny fundament pod obalanie sądów logicznych w stosunku do rzeczywistości, której złożoność nie jest taka prosta, jakby się mogło wydawać współczesnym logikom.

Błąd, ciągnący się od czasów Arystotelesa, powielił również Ludwik Wittgestein, który kreśląc w „Traktatach logiczno-filozoficznych” swoją filozofię logiki formalnej – przyjął ten sam paradygmat logiczny, co jego poprzednicy, czyli to że świat da się opisać np. w

rachunkach predykatów pierwszego rzędu (kwantyfikatorów) lub za pomocą logicznej tautologii, czy dysjunkcji zdań, co zawarł już w zdaniu „świat jest wszystkim co jest faktem”,

gdzie logiczne dociekania mają jedynie dualistyczną formę finalną. Jego wczesne prace były uznane za źródła neopozytywizmu (pozytywizmu logicznego), który, podobnie jak całe Koło Wiedeńskie, czerpał pełnymi garściami z XIX wiecznego scjentyzmu oraz empiriokrytycyzmu, który w swych źródłach prymitywizował oraz niszczył, w sposób dosyć wulgarny, filozofię klasyczną i jej osiągnięcia.

Odwrócenie się Wittgesteina od metodologii logiczno-formalnej w „Dociekaniach filozoficznych” nie jest wcale wyrazem zboczenia z „naukowego” kursu jego filozofii, a okazem głębokiego krytycyzmu jaki zastosował do sądów logiczno-formalnych, gdzie „przewartościowaniu” tj obaleniu, ulegał cały paradygmat logiczny, wcześniej tak czczony i wywyższany w „Traktatach”, co musiało być wyraźnym i trwałym impulsem do prawie całkowitego zniszczenia i porzucenia całego swojego wcześniejszego dorobku, który, tak desperacko, próbowało utrzymać przy życiu neopozytywistyczne Koło Wiedeńskie w okresie międzywojennym.

Biorąc pod uwagę autorytet, jakim może być i był Wittgestein, możemy wnioskować, że impuls ten nie był przypadkowy i paradygmat logiczny, który jest współczesnym fundamentem filozofii, nie jest okazem przemożnego braku konkurencji, pewnej bezkompromisowości, lecz wyrazem braku rewizji fundamentów całej filozofii współczesnej, czyli próby obalenia mitu/dogmatu u uniwersalności dualizmu prawda/fałsz w stosunku do odkrywania rzeczywistości, której logiczne opisanie jest, praktycznie mówiąc, niemożliwe.

Źródła filozofii współczesnej oraz genealogia jej upadku

Pełna charakterystyka filozofii współczesnej jest bardzo trudna ze względu na jej niejednorodność w stosunku do filozofii wcześniejszych tj filozofii przedromantycznych, gdzie wyraźnie rysuje się ogólnikowy wpływ danej epoki na filozofów np. oświecenie, czy renesans. Filozofia współczesna ma to do siebie, że nie wykazuje cech wspólnych, jest zarazem próbą stworzenia czegoś nowego w filozofii oraz jednocześnie rewizją filozofii wcześniejszych, głównie starożytnych lub nawet średniowiecznych (np. neotomizm).

Mając na myśli „filozofia współczesna” mówimy o prądach filozoficznych powstałych w XIX i XX wieku, co i tak nie jest wystarczającym określeniem „myśli modernistycznej”, której początku np. J. Evola i R. Guenon szukali już w epoce starożytnej, gdzie rysuje się wyraźni odstęp od Tradycji Pierwotnej, czyli od mitycznego Złotego Wieku, który jest polem odniesienia dla tradycjonalizmu integralnego, gdzie wartości niezmienne istniały poza dociekaniami naukowymi, historycznymi oraz filozoficzno-religijnymi i ucieleśniały się jasno i wyraźnie w strukturze społeczno-politycznej.

Ujmując ogólnikowo „filozofię współczesną” możemy wyrazić kilka jej tendencji m.in. do logizowania, linearyzowania oraz materializowania rzeczywistości i odnoszenia jej w sposób bezpośredni do badań naukowych oraz społeczno-politycznych. Owa „scjentyzacja” filozofii współczesnej stała się zakorzenioną prawdą uniwersalną w stosunku do wszelkich badań, gdzie zagadnienia filozoficzne podporządkowuje się nauce, a nie odwrotnie jak to było niegdyś, gdzie to nauka badała tezy pisane rękami filozofów.

Źródeł tej „scjentyzacji” możemy szukać w niepełnym zrozumieniu filozofii antycznej, którą bezmyślnie zwulgaryzował oświeceniowy racjonalizm lub późniejszy scjentystyczny neoempiryzm, który doszukiwał się „antycznej mądrości” w antropocentrycznym humanizmie. Tendencja do wulgaryzacji starożytnego humanizmu (najpierw przez renesans, a

później przez oświecenie i pozytywizm) sprowadziła filozofię na grajdołek liczących się nauk, gdzie w zmaterializowanej, modernistycznej rzeczywistości – jedynie nauki przyrodnicze są nośnikami wszelkich „prawd” dotyczących rzeczywistości, co widoczne jest szczególnie w filozofii neopozytywistów, empiriokrytyków, pragmatyków oraz personalistów.

Powiedzmy otwarcie – filozofia, a za nią religia, nie zajmowały stricte światem materialnym, lecz głównie (nie zawsze zresztą) starały się wychodzić poza ten. Świat materialny był polem do popisu dla nauki, co zresztą stawiało ją niżej od filozofii, o czym się współcześnie zapomniało. To świadczy wyraźnie, że nauka była sługą filozofii, a współczesna modernistyczna wulgaryzacja rzeczywistości odwróciła ten schemat i zepchnęła filozofię do miana „wycieraczki” dla pragmatycznych scjentystów.

Genezą tego zjawiska, całkiem zresztą młodego, była likwidacja sądów metafizycznych, uznanych z góry za „nienaukowe”, a więc i zabobonne, nienowoczesne, staromodne. Wiązało to się z silną laicyzacją oraz sekularyzacją świata porewolucyjnego (rewolucja francuska), gdzie prymat nad rzeczywistością zaczęła przybierać roszczeniowa tłuszcza z ich „nowatorskimi” materialistycznymi doktrynami – liberalizmem oraz marksizmem, gdzie wszechstronna ekonomizacja świata przebiegała w linii sprzecznej w stosunku do wieloaspektowego świata tradycyjno-konserwatywnego, gdzie „wartości materialne” odgrywały raczej role gorszące, a nie pierwszorzędne, jak w społeczeństwach burżuazyjno-proletariackim.

Usunięcie dociekań metafizycznych, wiążąca się z tym „śmierć Boga”, jak i również wszechstronna ateizacja społeczeństwa – zawiązała pętle na szyi filozofii, jak i również świata tradycyjnego. Wraz z rewolucją narodziła się „filozofia współczesna” – ostateczne dno modernistycznego świata. Nie brak w niej wątków nieco pozytywnych np. neotomizm, Koncepcja Bergsona lub Teilharda de Chardin’a, czy husserlowska fenomenologia lub irracjonalna, egzystencjalna filozofia Nietzschego, czy Heideggera. Mimo to owe ideologię filozoficzne nie miały na tyle siły przebicia, aby w jakiś sposób „zabłysnąć” i stać się podstawą współczesnego filozofowania. Bo jakim fundamentem rozumowania o świecie modernistycznym mógł być neotomizm Leona XIII, jeśli rzymski katolicyzm w XIX-XX przeżywał swój największy od czasów reformacji kryzys, podobnie jak cały „świat religijny”? Lub w jaki sposób antyintelektualna i irracjonalna filozofia Henriego Bergsona mogła przebić się w zracjonalizowanej, zatomizowanej oraz scjentystycznej rzeczywistości, w której wszelki głos przeciwko prymatowi intelektu nad intuicją był uznawany za grzech niewybaczalny?

Wraz z sekularyzacją świata – odstęp od sądów metafizycznych przesądził o zbezczeszczeniu filozofii i zastąpieniu jej, jak pięknie nazywają to współcześni pseudofilozofowie, „filozofią nauki”, która stała się tylko „logiczną analizą języka naukowego”.

Neotomizm Leona XIII i Henri Bergson przeciwko „filozofii nowoczesnej”

Pomimo, iż działa wycelowane w „nowoczesność” okazały się nietrwałe i zbyt słabe by ją zniszczyć, warto wspomnieć o samej próbie przezwyciężenia modernizmu w warunkach dosyć niebagatelnych, bo w realiach dekadenckiego i nihilistycznego świata XIX-XX wieku, czyli o tym jak wyglądała ówczesna antymodernistyczna opozycja.

Powstanie neotomizmu wiąże się z encykliką Aeterni patris ogłoszoną przez papież Leona XIII w 1879 r. W encyklice tej papież nawoływał do odnowy filozofii św. Tomasza z Akwinu, jako najdoskonalszej postaci filozofii chrześcijańskiej. Zachęcał do badań i studiów, które wydobyłyby trwałe walory tomizmu i uczyniły zeń doktrynę zdolną przeciwstawić się koncepcjom filozoficznym podważającym podstawy wiary (np. materializmowi, liberalizmowi, pozytywizmowi). Do najważniejszych przedstawicieli neotomizmu należą m.in. założyciel „Szkoły Lowańskiej” – Desire Joseph Mercier, Etienne Gilson i Jacquess Maritan.

Neotomizm, w dosyć desperacki sposób, próbował utrzymać metafizykę przy życiu utrzymując Boga jako sprawcę wszelkiej rzeczywistości i jej pierwotną genezę (tomistyczny determinizm). W neotomizmie Bóg stawał się koniecznym aktem, bez możności i formą bez materii. Rzeczy przygodne, które są jedynie odbiciem Najwyższego, cechuje brak konieczności istnienia i bycie wyłącznie materią i możnością. Wszelka zmiana bytu przygodnego polega na przejściu z możności do aktu. Akt jest dla bytu czymś doskonałym, możność czymś niedoskonałym.

Świat, jako skutek aktu stwórczego Boga, jest jego odbiciem. W jakiejś mierze świat stanowi podstawę do poznania istnienia, a nawet natury Boga. Mając na uwadze takie zjawiska, jak przyczynowość, ruch, porządek, przygodność, stopnie doskonałości, można nawet dowodzić istnienia Boga. Neotomiści zmierzali do tego, by interpretację owych zjawisk pogodzić z danymi nauk szczegółowych. W realizacji tego zamierzenia napotykali jednak ogromne trudności, toteż wielu neotomistów przyjmowało, że ich interpretacja jest „paralelna” do interpretacji naukowej.

Neotomistyczna koncepcja rzeczywistości ukazuje swoistą perspektywę życia i działania człowieka. Człowiek jest „osobą” to znaczy „substancją samoistną natury rozumnej”. Bóg powołał go do istnienia mocą specjalnego aktu stwórczego. Obecnie człowiek znajduje się w upadku, z którego podnosi go Bóg. Prawdziwy humanizm musi być więc teocentryczny, musi ogniskować się wokół faktu istnienia Boga i dążenia ku boskości. Odrębną perspektywę odnośnie humanizmu przyjęły ówczesne, wywodzące się z oświecenia, nurty materialistyczno-scjantystyczne – liberalizm, marksizm oraz pozytywizm, których pożywką był humanizm w wydaniu znacznie uszczuplonym i przeinaczonym.

Nieco inną antymodernistyczną koncepcję przedstawił Henri Bergson. Zdaniem Bergsona, życie stawia przed człowiekiem przede wszystkim zadania praktyczne, a nauka ma mu przynieść odpowiedzi pomocne w rozwiązywaniu konkretnych spraw i zaspokajaniu różnych jego potrzeb. Do badań naukowych najlepiej nadaje się intelekt (rozum). W związku z tym, że pełni on służebną rolę, rodzą się jednak pewne obawy i pytania. Czy poznanie, jakiego dostarcza nam intelekt, jest pełną i prawdziwą wiedzą o świecie? Czy przypadkiem intelekt, zaspokajając praktyczne potrzeby człowieka, nie deformuje rzeczywistości? Czy wychwytuje jego istotę? Aby znaleźć odpowiedź na nasuwające się wątpliwości, Bergson rozpatruje sposób działania intelektu, zastanawia się z operacjami, które ściśle współpracują z jego naturą i opisuje intelekt jako proces unieruchamiania tego, co jest zmienne, ponieważ wówczas przedmiot da się intelektualnie opisać. Ruch, wg Bergsona, przedstawia się jako szereg statycznych położeń, które kolejno zajmuje poruszający się przedmiot.

Charakterystyczne dla postępowania intelektu jest kolokwialne upraszczanie przedmiotów badania filozoficznego, przez co wynik badań jest ukazywany w fałszywym świetle, inaczej – prowadzi na manowce, ponieważ natura intelektu wykształciła go do analizowania jedynie

niewielu cech przedmiotów badawczych i ograniczania etapów poznawczych wyłącznie do ubogiego funkcjonowania mechanizmów rozumowych (intelektualnych), przez co rzecz poznawalna mechanizuje się, a przez to cała przyroda i świat rzeczywisty sprowadza się do materialistycznego mechanizmu. Intelekt relatywizuje rzeczy, sprowadza ich do naukowej subiektywności, dlatego zostaje potępiony i odrzucony przez Bergsona.

Nie mogąc się oprzeć ani na intelekcie, ani na percepcji (ponieważ zmysły są kontrolowane przez rozum) Bergson poszukuje źródła czystego poznania w intuicji. Intuicja stoi antagonistycznie do intelektu, posiada więc charakter czysto irracjonalny. Akty intuicyjne są faktami równie naturalnymi co rozum i zmysły, u człowieka intuicja przybiera formę „uświadomionego instynktu”, przez co pozwala przenieść się do wnętrza rzeczy, odznacza się pewną swoistością, dzięki czemu możemy poznawać w sposób swobodny różne formy i postacie bytu. Intuicją można uchwycić, w przeciwieństwie do intelektu, ruch i zmianę, ale również i stałość, wieczność oraz nieskończoność.

W psychice ludzkiej odznacza się jako „ja głębokie” jako jednorodny, ruchliwy, mieniący się wszelkimi naszymi doświadczeniami strumień świadomości, przeciwko intelektualnemu „ja powierzchownemu”, którym zajmują się behawiorystyczne nauki m.in. neopozytywistów wiedeńskich, czy empiriokrytyków.

Filozofia finalna przeciwko filozofii upadłej

Współczesne zachłyśnięcie się wszechstronnym aktywizmem oraz pragmatyzmem było kolejnym powodem początku „upadku filozofii”, a rysuje się to na zasadzie przyjmowanych kolejno po sobie paradygmatów filozoficznych, co przedstawia się następująco:

paradygmat ontologiczny (filozofia klasyczna) zajmująca się filozofią bytu, nazywana „filozofią właściwą”, reprezentowana głównie w czasach antycznych i średniowiecznych np. idealizm platoński lub tomizm.

– paradygmat epistemologiczny (filozofia poznania) zajmująca się źródłami poznania, podająca w wątpliwości formy epistemiczne np. empiryzm lub racjonalizm. Tzw. „początek upadku filozofii”.

– paradygmat lingwistyczny (filozofia języka) zajmująca się lingwistyką, gdzie krytykowane są już nie tylko formy poznania człowieka, ale i sam fakt ich przekazywania np. Koło Wiedeńskie (neopozytywizm). Tzw. „upadek filozofii”.

Pomimo sceptycyzmu filozoficznych „klasyków” wobec nowszych form uprawiania filozofii, zarysowany schemat przejścia od wygórowanych dociekań wobec bytu do samej problematyki opisu badań można poddać w wątpliwość jakoby był jedyną przyczyną „upadku filozofii”, a źródła tego fatalizmu szukał w innych sferach filozoficznego bytowania.

Rzutuje to nam na analizę całego przedsięwzięcia filozofii – gdzie do problemu podchodzono zbyt dosadnie lub zbyt prostacko, ograniczając się np. współcześnie, do samej filozofii zadawania logicznych i prawdziwych pytań, zamiast, po analizie problemu lingwistycznego, przejście do kolejnych warstw poznania filozoficznego (kolejno epistemologicznych i ontologicznych).

Recepta jest prosta – ujęcie dziedzictwa filozofii całościowo, a nie analizowanie i dociekanie na podstawie tylko jednego paradygmatu filozoficznego, bez wcześniejszej analizy przymiotów poznania, jego właściwego opisu, a finalnie – odkrycia natury bytu.

W artykule „Fenomenologia postmodernizmu”, rozdziale „Noeza i noemat – przedmiot badania fenomenologicznego”, podałem skrócony zarys poznania fenomenologicznego, które sprowadza się do samego źródła wszystkich dociekań i, jak cała fenomenologia, jest najmniej skażonym owocem z sadu „filozofii współczesnej”, żeby nawet nie powiedzieć – najbardziej wartościowym i skutecznym, gdyż odnosi się do samego fundamentu filozoficznego – czyli tego jak podchodzić do badań filozoficznych.

Filozofia upadła charakteryzuje się odejściem od korzeni filozofii klasycznej, stając się podnóżkiem rozpasanej nauki. Nowa forma filozofii może być zarazem „filozofią pokonaną” lub „filozofią przezwyciężoną” w stosunku do filozofii współczesnej i ma przejawiać się w rzeczowym podejściu i skonkretyzowanym stanowisku i metodologii działań badawczych.

Schemat działania „filozofii finalnej” rysuje się następująco (czyli to jak podchodzimy i do czego przechodzimy uprawiając filozofię), kolejno:

  1. Redukcja fenomenologiczna (bezzałożeniowe epoche w stosunku noezy do noematu)

  2. Analiza lingwistyczna (stworzenie spójnego języka, którym podmiot badania filozoficznego przeanalizuje przedmiot badawczy)

  3. Analiza epistemologiczna (zbadanie wcześniej stworzonym językiem form poznania filozoficznego i konkretne określenie rezultatów badań)

  4. Analiza ontologiczna (dokładne odkrycie i opisanie natury bytu)

  5. Analiza metaetyczna (poddanie bytu odkrytego pod analizę etyczną)

  6. Usystematyzowanie społeczno-polityczno-prawne (podpięcie wyników badań filozoficznych pod filozofię społeczną, polityczną i prawną)

  7. Badanie naukowe przedmiotów weryfikowalnych (podanie określonych pojęć, zakres których da się zbadać np. wyłącznie świat materialny, do analizy naukowej i zaklasyfikowanie wcześniejszych badań pod względem weryfikowalności. Podpunkt nieobowiązkowy i tylko opcjonalny)

Rzetelne przejście podmiotu badawczego przez te siedem podpunktów powinno wystarczyć na skodyfikowanie wystarczającej wiedzy i określenie spójnego, konkretnego schematu filozoficznego, potrzebnego do „zakończenia procesów filozoficznych”. Filozofia, zamiast stosem bezładnych notatek, stanie się dookreśloną księgą z konkretnymi wskazówkami działania. Poruszając się hierarchicznie na obszarze filozofii – musimy kroczyć od spraw fundamentalnych do rzeczy bardziej wielkich lub przyziemnych, w zależności od przybranego kursu metodologicznego: dialektycznego, dedukcyjnego lub indukcyjnego.

Podkreślając „naukowość” siódmego podpunktu, mamy na myśli nadanie nauce określonego pola badawczego, które może weryfikować, jeżeli filozofia uzna to za konieczne lub nawet możliwe, co podkreślam, ponieważ cała zabawa z „filozofią współczesną” polega na gloryfikacji badania naukowego, jako nośnika prawdy ostatecznej w stosunku od całej rzeczywistości absolutnej.

PODSUMOWANIE:

  1. Upadek filozofii rozpoczął się wraz z przesunięciem nauki wyżej od filozofii, przez co to filozofia stała się dziedziną badań schematów dyktowanych przez scjentystów, a nie odwrotnie.

  2. Do największych zagrożeń filozofii należą XIX-XX wieczne kierunki „filozofii współczesnej” – materializm, neopozytywizm, empiriokrytycyzm, pragmatyzm, personalizm oraz ogólny antymetafizyczny, ateistyczny dogmat, dzięki któremu podejście scjentystyczne jest podejściem prawdziwym i pewnym.

  3. Błędem filozofii był przyjmowany przez od czasów Arystotelesa paradygmat logiczny, który w znaczący sposób ograniczał badania filozoficzne.

  4. Filozofia nie została skończona, tylko upadła przez ducha nowoczesnego (naukowego) i da się ją wskrzesić jedynie rzetelną analizą całościową i konkretnym podejściem do badań i kategoryzacji jej osiągnięć.

  5. „Filozofia finalna” to konkretne ujęcie dziedzictwa całej filozofii i przepis na określony kierunek do którego powinna zmierzać przyszła filozofia, która nie chce umrzeć śmiercią czasu, dobita przez ducha modernizmu i postmodernizmu.

Jakub Andura

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Jakub Andura: Paradygmat filozofii finalnej”

  1. Czy ktoś wie, o co chodzi autorowi tekstu – poza, oczywiście, wyrażeniem dyzgustu wobec filozofii nowożytnej? Bo dla mnie jest to słowotok, by nie napisać: bełkot. Jeszcze najbardziej jasne jest streszczenie neotomizmu, filozofii Bergsona oraz podsumowanie (pkt. 1 i 3). Ale dlaczego zasada dwuwartościowości w logice ma być prymitywna? Co to znaczy, że „paradygmat logiczny” przyjęty od czasów Arystotelesa ogranicza badanie filozoficzne?

  2. Logika dwuwartościowa może być potraktowana jako szczególny przypadek logoki wielowartościowej albo wręcz logiki o ciągłym zbiorze wartości (np. logiki rozmytej). Jako przypadek szczególny, może być uznana za prymitywną (lub: prymitywniejszą, nadmiernie uproszczoną) względem tego bardziej ogólnego. Jesli w przestrzeni zdań wprowadzimy metrykę, to mozemy próbowac odpowiedzieć na pytanie „jak bardzo prawdziwe jest nasze zdanie?”. Wtedy możemy potraktować analize wypowiedzi podobnie, jak analizę danych empirycznych i budowę modeli: nawet, jeśli nie znamy „absolutnej prawdy”, jestesmy często w stanie powiedziec, która aproksymacja (model) jest bliższy prawdy.

  3. cd.: Obecna teoria sterowania pokazuje, ze algorytmy „logiki rozmytej” potrafia odpowiadać szybciej i dokladniej „tabele decyzyjne” oparte na logice dwuwartosciowej. To tak a propos uzytecznosci „modeli logiki” do badania rzeczywistości, a czyz badanie rzeczywistości nie jest samym sednem filozofii?

  4. @Piotr Kozaczewski. Ba, gdyby autor artykułu pisał o logikach wielowartościowych, to bym zrozumiał. O ile mi wiadomo, teoria zbiorów rozmytych opiera się na logice dwuwartościowej, za to funkcja charakterystyczna zbioru określona jest na przedziale domkniętym od 0 do 1. Mało tego: metalogika logik wielowartościowych jest dwuwartościowa. Osobiście popieram logikę klasyczną – z wyjątkiem sytuacji, gdy trzeba badać funktory modalne (ale z kolei logiki modalne to – znów, o ile mi wiadomo – są interpretacjami tzw. logik wyższego rzędu).

  5. 1. Tekst p. Andura to kolejny egzotyczny tekst o filozofii – będący niesmaczną ekspresją nienawiści do nauki (i do filozofii – bo autor przez nieuctwo nie odróżnia jej od światopoglądu). Trzeba zniszczyć naukę i …. co? Wrócić do religii egipskich kapłanów? Niestety, tam też była nauka. To może do paleolitu i totemizmu? To pewnie tam jest ta „Tradycja Pierwotna, mityczny Złoty Wiek” i bazujący na nich „tradycjonalizm integralny”: „wartości niezmienne istniały poza dociekaniami naukowymi, historycznymi oraz filozoficzno-religijnymi i ucieleśniały się jasno i wyraźnie w strukturze społeczno-politycznej”. Skoro w paleolicie nauki nie było, to siłą rzeczy wszystko istniało „poza” nią. „Wartości” są oczywiście terminem kantowskim. Ciekawym co znaczyły w paleolicie? Samo pytanie pachnie Heglowskim Duchem Dziejów, bo zakłada, że coś w ogóle znaczyły. Dla pełni obrazu inspiracji mamy również kartezjańskie idee „jasne i wyraźnie”. Typowy postmodernizm. Po co to wszystko? Przecież takie społeczeństwa istnieją nadal! W mrowiskach. Mówki już mają filozofię finalną. Ale wśród ludzi nawet Jezus Chrystus jej nie zauważał. Pewnie nie znał projektu „filozofii finalnej”. 2. Nauka tym się różni od „czystej filozofii”, że ma wyniki, wyniki te są sprawdzalne i stale przyrastają. Nauka jest zatem autentycznym poznaniem rzeczywistości a jedyny zarzut jaki się tu formułuje pod jej adresem jest taki, że nauka nie obejmuje całej rzeczywistości. Nauka jest zatem zła bo nie jest poznaniem wszystkiego, ergo nie jest Bogiem. Gratulacje. 3. Filozofia była i jest propedeutyką nauki i za swoje oderwanie od nauki zawsze płaciła wysoką cenę (bełkotu). Ani Platon ani Arystoteles nie odróżniali filozofii od nauki. U św. Tomasza z Akwinu nie tylko filozofia ale nawet teologia jest nauką a jej wzorem jest dedukcja matematyczna (zob. początek „Summy teologicznej”). To samo mamy u Newtona, który swoje dzieło tytułuje: „Matematyczne zasady FILOZOFII przyrody” (dla mniej zorientowanych: chodzi o pierwszy podręcznik fizyki klasycznej). Odróżnianie nauki i filozofii zaczął Kant (pytaniem o to jak możliwa jest nauka tj. fizyka Newtona) i Hegel (odpowiedzią czym jest a czym nie jest rzeczywistości). Potem przejęli to neotomiści, fenomenolodzy. Moim zdaniem po to, żeby uzgodnić wyniki nauki z tekstami ulubionych filozofów 4. Słowo „paradygmat:” jest wynalazkiem postmodernisty Thomasa Kuhna. Powstało jako próba wyjaśnienia FAKTU ZMIANY teorii naukowych. Jakie ma znaczenie u autora, którego nauka pozytywnie nie obchodzi a zmianę ma za upadek, wie pewnie tylko on sam. Nie wiadomo, co to ma być ten nowy paradygmat „filozofii finalnej” tak samo jak nie wiadomo jak robić „analizę całościową i kategoryzację” po odrzuceniu „paradygmatu logicznego”. 5. W zasadzie szkoda komentować, bo uwagi p. Andura są zdystansowane przez filozofię analityczną np. Arystotelesowski paradygmat logiczny został przezwyciężony przez analizy Poppera i późniejszą filozofię nauki i języka, choć bez utraty słusznej dozy racjonalizmu. Kłania się ignorancja. Trzeba się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć. 6. Do komentujących: Logika wielowartościowa jest CZĘŚCIĄ logiki klasycznej. Powstaje przez odrzucenie zasady wyłączonego środka. Związek logiki i ontologii był szeroko omawiany przez o. I.M.Bocheńskiego OP (np. „Logika i ontologia”). Kto nie zna nie powinien wcale się wypowiadać w przedmiocie. Tak się historycznie złożyło, że wybitni logicy nie znali ontologii a wybitni ontolodzy logiki, dlatego wygadują nawzajem o sobie głupoty. Chwalebnym wyjątkiem był Arystoteles. 7. Do redakcji: dawajcie więcej takich tekstów. To tylko świadczy o tym, że nie macie jakiejkolwiek formacji intelektualnej. Po prostu nic poza bajkami dla dzieci i potrzebą symulowania „głębi”. Postmodernizm przy Was to jest potężna doktryna. Nawet „Summy teologicznej” nie chcecie czytać. Pewnie bardziej wierzycie w rosyjskie pieniądze bo trudno mi wyobrazić sobie dorosłego, w miarę wykształconego człowieka z tak infantylnym pomyślunkiem.

  6. Po raz pierwszy zgadzam sie z W.Kowalikiem. Uczyc sie, uczyc sie i uczyc sie, szczegolnie, kiedy sie jest na pierwszym roku. Mania zaczytywania sie autorami nowszymi przy calkowitym zaniedbaniu powaznych studiow klasycznych w dziedzinie filozofii, historii i etymologii historycznej prowadzi wlasnie do tego, ze ludzie, ktorzy maja po 20 lat czytali juz np. Guénona, ktory atakuje chrzescijanstwo, ale nigdy nie czytali zadnego powaznego kompendium doktryny katolickiej i nawet nie wiedza, co tam jest. Kiedy sie jest studentem – trzeba studiowac. Studenci do nauki:) Zaczyna sie rodzic nowy styl filozofowania – filozofia oparta na ignorancji. Co do samego tekstu, to opowiedzialem o nim znajomemu. Dialog wygladal tak: Ja:” Wie Pan, jeden chlopiec w Polsce napisal, ze Arystoteles zamknal filozofie w schemacie logiki binarnej czy cos takiego”. On: ” I napisal, ze nie ma roznicy miedzy dobrem, a zlem i ze trzeba powrocic do poganstwa? ” Ja: ” Tak, ale skad Pan wie, czytal Pan? ” On: ” Nie, przeciez nie znam polskiego „. Ja :” To skad Pan wie ? ” On: ” Wydedukowalem – przeciez w tym szalenstwie jest konsekwencja:)” . @WK Tak, oni chca powrotu do religii egipskiej.

  7. Ale czemu akurat do religii egipskiej? „Jam jest Pan Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej Z DOMU NIEWOLI”. A dlaczego nie do religii Sumerów, Majów, Azteków, Chińczyków, Inków czy Babilonu? A dlatego, że twierdzenie o „złotym wieku” nie ma żadnej treści empirycznej: żadna historycznie znana cywilizacja nie jest mitycznym „złotym wiekiem”. Ponieważ jest treściowo puste (dowolne) może być orzekane o czymkolwiek. Ot i cała sztuczka. Jak powiadał O. Bocheński OP, rozkładające się społeczeństwo daje produkty rozkładu: zgniłki. „Zły to ptak, co własne gniazdo kala”. W Europie wydarzyły się dwie rzeczy, które się nie wydarzyły nigdzie indziej: Ewangelia Jezusa Chrystusa i powstanie nauk empirycznych a cała reszta jest wspólna. Na to właśnie srają zgniłki.

  8. „…W Europie wydarzyły się dwie rzeczy, które się nie wydarzyły nigdzie indziej: Ewangelia Jezusa Chrystusa i powstanie nauk empirycznych a cała reszta jest wspólna. …” – pełna zgoda, no, może z małym zastrzeżeniem, że Palestyna to nie Europa, ale zawsze Imperium Romanum. Ciekawe natomiast jest, czy i w jaki sposób drugie wynika z pierwszego. Moim zdaniem, chrześcijańska niechęć do niewolnictwa stymulowała rozwój techniki. Natomiast same nauki empiryczne, ciekawość świata? Czemu akurat u nas?

  9. „…Pewnie bardziej wierzycie w rosyjskie pieniądze bo trudno mi wyobrazić sobie dorosłego, w miarę wykształconego człowieka z tak infantylnym pomyślunkiem. …” – bez przesady. Nie sądzę, żeby ruskiej ambasadzie zależało na propagowaniu quasi-masońskiego bełkotu tzw. „tradycjonalistów integralnych”, w stylu chociażby Dugina, który popadł w niełaskę u Kremla. Chociaż, może być jak z żydami za Stalina: odsunąć od władzy u siebie, a zaszczepić na „terenach podbitych”, niech się cieszą z zarazy, ewentualnie wyeksportować do Palestyny, niech się cieszą Angole i Francuzi.

  10. „Natomiast same nauki empiryczne, ciekawość świata? Czemu akurat u nas?”. Jest na ten temat wiele wykluczających się teorii np. zarówno negujących jak i zakładających znaczenie chrześcijaństwa w tym procesie. Generalnie zadecydowała metoda poznania, która nie jest oczywista i której opracowanie (za pomocą prób i błędów) zabrało jakieś 2.500 lat. Bocheński OP zwracał uwagę, że decydująca była grecka idea czystej formy (prawdy) czyli poznania dla samego poznania. Np. cały buddyzm odpowiada na pytanie: jak uniknąć cierpienia a taki Arystoteles powiedziałby, że jego cierpienie wcale nie interesuje. W słynnej dyskusji z Einsteinem Rabindranath Tagore twierdził, że obiektywne poznanie nie ma sensu. To są te kulturowe różnice. Mimo to i dzisiaj nie brakuje takich co potrafią zdobyć się jedynie na szyderstwo z tak wielkiego osiągnięcia jak nauki empiryczne (a przecież wg. Akwinaty „jakie kto ma zdanie o stworzeniach, takie będzie miał o Bogu”). U nas w Polsce skandalem jest, że na studiach filozoficznych (w tym na katolickich uniwersytetach) często nie ma obowiązkowych wykładów choćby z historii nauki nie mówiąc już o zajmowaniu się jakaś nauką empiryczną. A w ramach średniowiecznego trivium i quadrivium obowiązywała delikwenta znajomość gramatyki (czyli języka łacińskiego, logiki i retoryki, dziś powiedzilibyśmy: semiotyki i ogólnej metodologii), geometrii, arytmetyki, astronomii i muzyki. I dopiero na końcu dostawał tytuł „magistra Pisma Św”. Dzisiaj filozofowie są kształceni w filozofii. Taki onanizm filozoficzny. W Krakowie wokół ks. prof. Hellera jest skupione środowisko, które ma podejście scholastyczne, tomaszowe do filozofii. Nawiązują do Bocheńskiego i koła krakowskiego. Wydali MacMullina, Petersena. Zanalizowali tradycję platońsko-archimedeiską na ogól nie wyodrębnianą przez historyków filozofii (bo ci – jak wiadomo – nie czytają prac naukowych). Wydają sporo literatury na wysokim poziomie zarówno historycznej jak i tej z bieżących badań np. po raz pierwszy w Polsce „Elementy” Euklidesa czy „Principia” Newtona. Robią tez własne nadania np. Bartosz Brożek szefuje tam projektowi „biologiczne podstawy etyki i prawa”. Teraz wyjdzie praca M. Tomasello „Historia naturalna ludzkiego myślenia” na którą czekam. To jest podejście tomaszowe: refleksja oparta o empirię a nie bujanie w obłokach o oderwanych pojęciach.

  11. „Idea czystej formy” to „dopiero” (?) Platon, czy u kogoś wcześniejszego widać jakieś ślady (zupełnie nie znam greckiej myśli „archaicznej”, jeśli tak to coś można nazwać)? Z kolei „poznanie dla poznania” to pewnie Arystoteles, czy jednak co najmniej Platon?

  12. „…A w ramach średniowiecznego trivium i quadrivium obowiązywała delikwenta znajomość gramatyki (czyli języka łacińskiego, logiki i retoryki, dziś powiedzilibyśmy: semiotyki i ogólnej metodologii), geometrii, arytmetyki, astronomii i muzyki. …” – niezły program. Dodałbym jeszcze klasyczna grecka kalistenikę, tzn. cwiczenia gimnastyczne z pokonywaniem ciężary własnego ciała (elementarz gimnastyki sportowej, akrobatyki, ale też wyszkolenia gladiatorów, a obecnie – np. specnazu i us navy seal) [ W ramach „Imitatio Christi” możnaby przeciez dążyć do odtworzenia w sobie także Jego muskulatury i sprawnosci fizycznej, a sądząc ze średniowiecznych krucyfiksów, miał On posturę wyczynowego sportowca, :-).].

  13. Ideę czystej formy należy kojarzyć z jońskimi filozofami przyrody. Oni pierwsi NIEZALEŻNIE od mitów, religii i tradycji zadali pytanie: jakie są rzeczy? To jest istotny fakt. Zadając takie pytanie zrodzili filozofię i ideę czystej formy, nawet jeśli o tym nie wiedzieli, czy tak tego nie nazywali (nazwa jest przecież umowna, ważne jest to, co robię). Platon i Arystoteles to już zaawansowane systemy. Przed nimi są Tales, Anaksagoras, Anaksymenes, Parmenides, Pitagoras, Demokryt, Heraklit i in.. Potem zaczyna się zainteresowanie człowiekiem i kulturą, sofiści, Sokrates, Platon itd. Ciekawe, że filozofia zaczynała od kosmologii, od przyrody. Nie należy kojarzyć tego z jednym myślicielem. Platońska idea, czyli zasada-przyczyna rzeczy, jest już u Talesa (jest nią po prostu woda), a Arystotelesowskie poznanie dla poznania jest już u Parmenidesa (jednia bytu i poznania).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *