No i teraz prosiłbym nagle zamilkłych antysystemowych krytyków głosowania TNT 6.09 – by przedstawili swoje dokonania rejestracyjne 15.09. Gdzie te listy pełne świadomych działaczy? Gdzie z łatwością zebrane podpisy?
Teraz przez miesiąc będzie cichutko, a potem znowu szyldy się otrzepią i będą dalej udawać realne byty, opowiadając jak to znów ho ho, uratują Ojczyznę – oczywiście przy najbliższej okazji, bo teraz tak jakoś, pewnie agenci przeszkadzali, żony miały urodziny, a krowy się cieliły (albo odwrotnie).
Powtórzę to, co pisałem przed referendum – o ile Kukiz (wcale tego niby nie chcąc) miał nadmiar kandydatów do Sejmu, to wszyscy jego krytycy razem wzięci (poza Korwinem) nie mieli nawet tylu krewnych, żeby wypełnić nimi 920 miejsc kandydackich, nie mówiąc już o co najmniej 120 tys. podpisów poparcia. JOW-y może i są niesprawiedliwe, na pewno prowadzą do dwupartyjności, ale przede wszystkim rozwiązują podstawowy dylemat chcących się ubiegać o poselstwo: skoro chciałbym walczyć o Sejm, bo wierzę w siebie – to po co, aby to zrobić, muszę jeszcze znaleźć 919 (a przynajmniej 459) innych – z tego część zapewne głupich, rąbniętych, albo nieuczciwych? JOW-y przy wszystkich swoich ewidentnych wadach – pozwoliłyby być może wejść do Sejmu interesującym jednostkom; marzenia o zorganizowanej sile, zdolnej przynajmniej do sięgnięcia po wymarzoną dotację za 3 proc. poparcia – to mrzonki.
Kręcący się po różnych szurowskich partyjkach i środowiskach najlepiej jednak widać czują się w towarzystwie sobie podobnych. Sęk w tym, że – dla jednych na szczęście, dla innych niestety, nie ma ich tylu nawet, by zapełnić listy wyborcze. Point de rêveries, Messieurs.
Konrad Rękas
Cóż, nic dodać, nic ująć.