Rywalizacji USA – Chiny jest dzisiaj bezsprzecznie najsilniej działającą dominantą w stosunkach międzynarodowych. Zaproszenie w latach siedemdziesiątych Chin, przez Stany Zjednoczone, do systemu gospodarki światowej doprowadziło po czterdziestu latach do wyrównania dochodu narodowego (PKB) Chin i Ameryki. W wielkościach bezwzględnych szacowanych w dolarze amerykańskim Stany Zjednoczone nadal dzierżą palmę pierwszeństwa jednak uwzględniając parytet siły nabywczej, Chiny mają już wyższy dochód narodowy (23,3 bln USD w 2018 r. ) niż USA (21,4 bln USD). Ponadto PKB Chin rośnie rocznie dwa, trzy razy szybciej niż w USA.
Przełamanie i wyhamowanie mocno wzrostowego trendu gospodarki chińskiej stanowi dzisiaj istotę amerykańskiej polityki wobec Chin i reszty świata.
Napięcia w rywalizacji amerykańsko-chińskiej, wbrew temu co mogłoby się nam wydawać, oddziałują także na Polskę i naszą bliską zagranicę. Analitycy sytuacji międzynarodowej uważają, że ewentualny kinetyczny konflikt USA-Chiny na Dalekim Wschodzie i Morzu Południowochińskim może uruchomić rosyjską akcję mającą na celu wzmocnienie pozycji Rosji na jej „limitrofach”, czyli obszarach buforowych państwa polskiego (Ukraina, Białoruś). Wydaje się, że spodziewane w najbliższej przyszłości zacieśnienie współpracy wojskowej z Niemcami oraz amerykański nuklearny parasol ochronny będą zapewniały bezpieczeństwo Polski w najbliższych kilkunastu latach. Z drugiej strony faktyczne zamrożenie stosunków z Federacją Rosyjską pozbawia Polskę możliwości większego oddziaływania na obszar buforowy państwa polskiego na Wschodzie. Pozycja Polski na Zachodzie jest tym silniejsza im bardziej Polska ma poprawne i pragmatyczne stosunki z Rosją. Racjonalne myślenie o Rosji należy do kanonów myśli politycznej Dmowskiego. Pojawiające się ostatnio w polskich analizach geopolitycznych poglądy o konieczności wykluczenia Rosji z gry o równowagę w Europie przypominają, aż za bardzo, kanony polityki piłsudczykowskiej, „równowagi” i „równiej odległości” i między wielkimi sąsiadami. Ta polityka obozu sanacyjnego, u której podstaw leżała idea prometejska o rozbiciu Rosji, doprowadziła do paktu Ribbentrop-Mołotow, a następnie do PRL.
Roman Dmowski pisał o Chinach m. in. w książce Świat powojenny i Polska (wyd. 1931 r.) i jego ówczesne opinie warte są przypomnienia. W owym czasie wojna domowa między chińskimi komunistami i nacjonalistami z Kuomintangu (1927-1948) znajdowała się w początkowej fazie doprowadzając do interwencji Japonii w Chinach i zajęcia Mandżurii (1931 r.). Dmowski oczywiście nie mógł przewidzieć zwycięstwa komunistów chińskich i późniejszych ekscesów „rewolucji kulturalnej”. Przewidział natomiast, 90 lat temu, zajęcie przez Chiny pierwszorzędnej pozycji w stosunkach międzynarodowych. Tekst Dmowskiego z 1931 r. zawarty w książce Świat powojenny i Polska komentujemy w przypisach.
Jarosław Krzan
(Prawnik i samorządowiec, mieszka w Oleśnicy. Przygotowuje monografię o polityce zagranicznej i koncepcjach polityki zagranicznej Romana Dmowskiego w latach 1893-1939).
„W r. 1904″ rozmawiałem o Chinach w Tokio[1] z nieżyjącym dziś generałem Fukushimą, zastępcą szefa sztabu armii japońskiej. Jako dowódca swego czasu ekspedycji japońskiej do Chin przeciw „bokserom”[2], znał on Chiny dobrze, żywił dla nich przyjaźń i był oficjalnym opiekunem młodzieży chińskiej, kształcącej się w Japonii. Powiedział mi on między innymi:
— Mamy w naszych szkołach wyższych tysiąc Chińczyków, z tego trzystu w szkołach wojskowych. O wiele zdolniejsi od naszych Japończyków. To wielki naród. (…).
Doświadczenie w wojnie z Japonią w końcu zeszłego stulecia, w której Chińczycy próbowali jeszcze uzbrojonych po europejsku Japończyków nastraszyć papierowymi smokami, a później obserwowanie wojny rosyjsko-japońskiej, która się rozgrywała na polach należącej do Chin Mandżurii, przekonało Chińczyka, iż pozbyć się znienawidzonych „europejskich diabłów” można tylko, nauczywszy się od nich sposobu wojowania. Ruch wtedy rewolucyjny stał się jednocześnie ruchem militarystycznym: zamiast pogardy dla żołnierki, zjawiła się ambicja wykształcenia się na dobrych żołnierzy.
Chińczycy uważali siebie za jedyny, naprawdę cywilizowany naród, i na resztę świata patrzyli, jako na barbarzyńców. W swym odosobnieniu nie wierzyli, żeby nawet w dziedzinie technicznej można było gdziekolwiek znaleźć coś lepszego, niż w Chinach. Jeszcze dziś w głębi Chin można się często spotkać z podobnymi pojęciami. Te wszakże utrwalone pojęcia podważyło częstsze spotkania się z Europejczykami, Amerykanami, a zwłaszcza praca licznych misjonarzy amerykańskich, którzy za główne zadanie mieli przygotować całe Chiny do importu towarów amerykańskich.
Raz zachwiani w swej ślepej wierze w wyższość wszystkiego co chińskie, zaczęli się uczyć w Japonii, w Ameryce i Europie. Liczba studentów chińskich, zdobywających wiedzę europejską, zaczęła rosnąć z ogromną szybkością.
Skończyło się odosobnienie Chin. Chińczyk uczy się szybko porównywać swoje z obcym i wybierać to, co lepsze. Wychodzi on ze stanu skostnienia cywilizacyjnego — wchodzi na drogę szybkiego postępu.
Po niewielu latach tej nauki Chiny dziś już mają po europejsku wykształconych wojskowych, inżynierów, prawników, lekarzy, profesorów, mają już dużą liczbą fabryk, urządzonych według ostatnich wymagań nowoczesnej techniki, i szereg szkół, w których wykładana jest wiedza europejska.
O tym, jak się uczą, najlepiej mogą poinformować europejscy wydawcy książek naukowych. Niemieccy np. księgarze przyznają, że nie mogliby wydawać swoich kosztownych książek i atlasów naukowych, gdyby nie Chiny i Japonia, bo tam idzie większość, często ogromna większość nakładu. Chiny mają więcej ludności, niż cała Europa, łatwo więc sobie wyobrazić, jaką ten nowy ruch, ten szybki postęp przygotowuje potęgę i jak z wystąpieniem jej zmieni się układ sił w świecie.
Nie widzimy dotychczas, ażeby myśl europejska brała to poważnie w rachubę. I to może jest najjaskrawszym dowodem upadku tej myśli, jej strasznej płytkości.
Inteligentny Europejczyk, gdy słyszy o postępie Chin, pociesza się, że będzie on musiał trwać bardzo długo, może setki lat, zanim da poważniejsze wyniki, jakby nie wiedział o tym, co Japończycy zrobili w ciągu jednego pokolenia. Przytoczona zaś wyżej opinia wybitnego Japończyka o studentach chińskich nie wskazuje, żeby ci byli mniej zdolni do uczenia się rzeczy nowych.
Wprawdzie Chin nie można utożsamiać z Japonią. Japonia weszła w ten okres z silną organizacją hierarchiczną społeczeństwa, z surowym kodeksem rycerskim, w którym najwyższą cnotą była lojalność, w ostatniej fazie lojalność wszystkich względem monarchy — Chiny tego wszystkiego nie mają. Ale w Chinach społeczeństwo tak samo panuje nad jednostką, tak samo umie ją zaprząc do służby dla siebie. Chińczyk w niejednej rzeczy przewyższa Japończyka. Ma on wysoko rozwinięty honor kupiecki, jest nie tylko mądrym, ale najuczciwszym na świecie kupcem — co, jak wiadomo, jest wielkim warunkiem pomyślnego rozwoju gospodarczego — jest bodaj zdolniejszym i jeszcze pracowitszym, jeszcze wytrzymalszym od Japończyka.
Japonia zaczęła swą nową karierę od triumfów wojennych — Chiny ją zaczynają od zdobyczy gospodarczych. Kto wie, czy na tej drodze nie dadzą się więcej we znaki Europie i Ameryce, niż gdyby zaczęły od czynów militarnych. Ze wzrostem potęgi gospodarczej przyjdzie potęga wojskowa i morska.
Nie przeszkodzi temu osławiona pogarda Chińczyków dla żołnierki — ta już zanika. Chińczyk dziś zaczyna się szczycić mundurem, a wojskowi odgrywają coraz większą rolę i nawet w życiu cywilnym zajmują wybitne stanowiska.
Przesadza się znaczenie wojen domowych w Chinach. O wiele więcej robi sobie z nich Europa, niż same Chiny: przy ogromie państwa, nawet w wielkich centrach echa ich często są traktowane, jako drobne, dalekie epizody lokalnego znaczenia. Nie są one czymś nadzwyczajnym w tak wielkim momencie przełomowym, w państwie tak ogromnym i tak różnorodnym, w kraju azjatyckim, który nie ma monarchy. Zresztą i Japonia zaczęła nowy okres od wojny domowej. Nie przeszkadzają one szybkiemu postępowi przemysłu i handlu chińskiego, który, gdy zdobędzie należytą siłę, jako zainteresowany w spokoju wewnętrznym i potędze na zewnątrz, oddziała niezawodnie na sprowadzenie wszystkich wysiłków wojskowych do jednego mianownika. Największą dumą dzisiejszego świata naszej cywilizacji są jego wynalazki, jego wysoka technika. Jest on przekonany, że ta wyższość techniczna zapewnia mu długie panowanie nad resztą świata. Zapominamy, że tę wyższość techniczną zaczęliśmy zdobywać dopiero kilkaset lat temu. Dziś wiemy, że do owego czasu krajem najwyższej techniki były Chiny. Niejeden wynalazek, którym się szczycimy, na długo przed Europą zrobiono w Chinach. Ludzie, którzy pracowali ostatnimi czasy na Dalekim Wschodzie, z własnego doświadczenia stwierdzają, że nie ma ludzi tak zdolnych w dziedzinie technicznej, jak Chińczycy.
Prześcignęliśmy ich w okresie zastoju u nich, a szybkiego postępu u nas. Dziś, gdy oni ruszyli z miejsca, gdy znaczna już ich liczba posiadła naszą wiedzę, gdy zdobywają ją dalej w niesłychanie szybkim tempie, obawiać się należy, że nas nie tylko dościgną, ale prześcigną. Może niezadługo zaczniemy się dowiadywać o wynalazkach chińskich w dziedzinie naszej techniki, które zakasują najsensacyjniejsze wynalazki europejskie i amerykańskie.
To, co się stało w Japonii, a co dziś dzieje się w Chinach — nie można zaś zamykać oczu na nowy ruch, ogarniający stopniowo inne kraje Azji, dla której silnym bodźcem było zwycięstwo Japonii nad Rosją — świadczy, że historii świata nie można już dalej pojmować tak, jak pojmowaliśmy ją dotychczas. Nie jest to już tylko historia narodów naszej cywilizacji i jej szerzenia się na powierzchni kuli ziemskiej. Coraz czynniejszy w niej udział bierze Azja, która szybko od nas uczy się tego, co nam dawało nad nią wyższość.
Głupotą byłoby patrzeć na to, jako na podbój Azji przez Europę, asymilowanie jej przez naszą cywilizację. Narody azjatyckie przejmują od nas naszą wiedzę, naszą technikę, ale w głębi duszy pozostają sobą. Ta dusza, kształtowana przez tysiąclecia cywilizowanego życia, zbyt jest skrystalizowana, ażeby się dała ugnieść w coś całkiem nowego. Zresztą zbyt pewna jest swej wartości moralnej i cywilizacyjnej. Myli się bardzo ten, kto myśli, że Chińczyk, któremu imponują nasze maszyny, całkiem przestał nas uważać za barbarzyńców. Tym gorzej, że nie można mu całkiem odmówić prawa do tego, bo jego cywilizacja na niejednym punkcie jest wyższa od naszej. Swego czasu inżynier Kierbedź, usłyszawszy w Petersburgu od Wittego[3], że Rosja ma misję cywilizacyjną w Mandżurii, odpowiedział:
— Ekscelencjo, chiński chłop w Mandżurii jest bardziej cywilizowany od niejednego z tutejszych dygnitarzy.
W tym szalonym pędzie, z jakim Japonia i Chiny uczą się dziś od Europy, przejmują one nie tylko naszą wiedzę, naszą technikę, ale wiele innych, nieraz bardzo złych rzeczy. Jest to wszakże pierwszy okres naśladowania, po którym i u jednostek, i u narodów następuje zwycięstwo własnego ducha; przerobiwszy to, czego się nauczył od innych, zaczyna on wykazywać własną, samodzielną, oryginalną twórczość.
W dalszej historii świata staną już przeciw sobie, biorąc z grubsza, dwie wielkie cywilizacje, posługujące się jednymi mniej więcej narzędziami pracy i walki, ale różniące się głęboko całym ustrojem duszy jednostki i duszy społecznej.
Los zdarzył, że jednocześnie z tą dobą szybkiego postępu narodów azjatyckich przypadły objawy upadku w łonie naszej cywilizacji. To, co się dziś dzieje w Europie i Ameryce, nie jest jedynie wynikiem przewrotu gospodarczego w świecie[4]. Jesteśmy świadkami obniżenia się, a raczej zwulgaryzowania umysłowości, zaniku wielu pojęć moralnych, upadku obyczajowego w szerokich sferach społecznych, zmniejszenie się energii w pracy i rozmiłowania w wygodzie, wreszcie wejścia narodów na drogę szybkiej redukcji liczebnej.
Narzędzia we współzawodnictwie dwóch cywilizacji będą te same: wynik będzie zależał od tego, jaka będzie po obu stronach liczba, jaka energia, jakie głębsze wartości duchowe.
Europa geograficznie jest półwyspem Azji. Dotychczas różne warunki się składały na to, że nie została nim politycznie i cywilizacyjnie. Dziś ciśnie się do głowy pytanie: jak się te warunki będą przedstawiały w przyszłości, i to niedalekiej ?… (…).
Rosja wtedy nie może czekać, ale musi uznać za jedno z najgłówniejszych swoich zadań umocnienie za Bajkałem swej pozycji gospodarczej, politycznej i wojskowej. Konflikt jej z Chinami, od chwili, kiedy nadzieje na zbolszewizowanie Chin okazały się złudnymi, jest konfliktem chronicznym, co chwila mogącym się przerodzić w starcie zbrojne, konfliktem, którego końca nie widać. (…). Rosja zaczyna mieć w Chinach najniebezpieczniejszego sąsiada. Gdy mowa o niebezpieczeństwie, przedstawianym przez naród czterystu milionowy[5], który wszedł na drogę szybkiego postępu, trudno sobie wyobrazić, do jakich rozmiarów to niebezpieczeństwo urosnąć może.
Gdy mowa o niebezpieczeństwie, przedstawianym przez naród czterystu milionowy, który wszedł na drogę szybkiego postępu, trudno sobie wyobrazić, do jakich rozmiarów to niebezpieczeństwo urosnąć może.
Z tego, cośmy wyżej mówili, wynika, że w Chinach rośnie olbrzymie niebezpieczeństwo dla wszystkich krajów przemysłowych świata. Przyszłość odpowie na pytanie, czy będzie to tylko niebezpieczeństwo gospodarcze. Szczęście, że Chiny leżą tak daleko od Europy. Od losów Rosji na Wschodzie, w Azji, będzie zależało, czy się one do Europy nie przybliżą.
Walka wtedy Rosji o taką ważną dla jej istnienia pozycję w Azji, przede wszystkim na Dalekim Wschodzie, może w przyszłości zdobyć istotne znaczenie dla sprawy bezpieczeństwa Europy. I może przyjść czas, że ci sami, którzy dziś marzą o rozbiorze Rosji[6], będą z niepokojem zapytywali, czy jest ona dość potężna, ażeby napór chiński wytrzymać. Zważywszy szybkie postępy Chin i jednoczesny upadek sił Europy, można dojść do przekonania, że ta chwila bodaj nie leży w zbyt odległej przyszłości.
Zdolna widzieć tylko dzisiejszą koniunkturę, myśleć tylko o sprawach dnia dzisiejszego lub najbliższego jutra, komiwojażerska umysłowość dzisiejszego świata naszej cywilizacji nie zastanawiania się nad tymi zagadnieniami i nie bierze ich w rachubę przy robieniu planów gospodarczych i politycznych, jest to właściwością światów ginących, iż żyją pod hasłem „après nous le déluge”[7]. My wszakże ginąć nie chcemy i los przyszłych pokoleń nie jest nam obojętny. Nie uczmy się tedy patrzeć na rzeczy od tamtych.”
——-
[1]Dmowski w 1904 r. przebywał w Tokio i przekonywał władze japońskie o bezzasadności wspierania przez Japończyków planów powstańczych w Królestwie Polskim w czasie wojny rosyjsko-japońskiej. Przybyli w tym czasie do Tokio Piłsudski i Tytus Filipowicz zabiegali o japońskie wsparcie dla polskiego powstania. Dmowski i Piłsudski spotkali się wtedy w Tokio. Nocne Polaków rozmowy obu przywódców na tokijskim bruku trwały 9 godzin. Ostatecznie Japończycy nie wsparli polskiego powstania w Królestwie w czasie wojny rosyjsko-japońskiej i rewolucji 1905 r.
[2]Powstańcy chińscy przeciwko rządom cudzoziemców i chińskim chrześcijanom. Pokonani przez międzynarodową ekspedycję mocarstw w 1900 r. Po stłumieniu powstania Chiny stały się półkolonią zachodnich mocarstw.
[3]Premier Rosji w l. 1905-1906. Dmowski uzyskał u niego audiencję w czasie rewolucji 1905 r. domagając się przywrócenia autonomii Królestwa.
[4]Dmowski ma na myśli Wielki Kryzys Gospodarczy (The Great Depression) lat 1929-1933.
[5]Obecnie Chiny liczą 1,4 mld ludności.
[6]Dmowski nawiązuje do obecnych na Zachodzie Europy planów rozbicia Rosji bolszewickiej i jej podziału na komisariaty Ligii Narodów. Siły finansowo-przemysłowo-handlowe Zachodu prące do rozbicia Rosji w latach trzydziestych XX wieku Dmowski nazywał sarkastycznie „komiwojażerami”.
[7]„Po nas choćby potop” – słowa przypisywane markizie de Pompadour, faworycie króla francuskiego Ludwika XV.
wielki przywódca Chin powiedział:
(o Europie)-na razie nas ten półwysep na zachodzie nie interesuje
ale też:
'czytanie zbyt wielu książek jest szkodliwe”
i pisanie tego prawnika (a mamy nadprodukcję 'prawników’, 'historyków’, 'redaktorów’, 'ludzi kultury’ a zgodnie z prawem Kopernika: zły pieniądz wypiera dobry) jest tego przykładem.
.
„Rosja wtedy nie może czekać, ale musi uznać za jedno z najgłówniejszych swoich zadań umocnienie za Bajkałem swej pozycji gospodarczej, politycznej i wojskowej. Konflikt jej z Chinami, od chwili, kiedy nadzieje na zbolszewizowanie Chin okazały się złudnymi, jest konfliktem chronicznym, co chwila mogącym się przerodzić w starcie zbrojne, konfliktem, którego końca nie widać. (…). Rosja zaczyna mieć w Chinach najniebezpieczniejszego sąsiada.””
i chyba znane jest powiedzenie:
'wróg mojego wroga jest moim przyjacielem’
i uporządkuję nieco chaos myślowy autora pozostającego pod wpływem Żarynów>Ruskie i Chinole z całą pewnością dadzą se radę jak sobie dawali radę w przeszłości i na dzień dzisiejszy
i to zarówno przywódcy Chin i Federacji Rosyjskiej dają przykład
JAK DBAĆ O INTERES NARODOWY
swoich obywateli
czego nie można powiedzieć o naszych lokalnych rulers post1989!!>WSZYSTKICH
bo od tego czasu jesteśmy w
AMERYKAŃSKIEJ STREFIE OKUPACYJNEJ
ale to 'amerykańska strefa okupacyjna’ jest w stanie „ROZKŁADU”
MAKE A BET?? Założysz się!!
Oprócz cytatu jw opinie wypowiadane przez autora są groteskowe-świadczące o braku wiedzy a Sokrates miał powiedzieć:
Ignorancja to największe zło.
Lenin w 1905 napisał: CO ROBIĆ
a dzisiaj jest to klasyczne: HOW DO czyli 'problem solving’ ale do tego trzeba KOMPETENCJI+UMIEJĘTNOŚCI
a nie tylko pisanie w trybie 'underwriting’ wg instrukcji Żarynów.
jak uzupełnienie (co do intencji autora o pisaniu o polityce zagranicznej Dmowskiego,etc,etc)
w Szkolanawigatorow.pl w lutym ukazały sie relacje Dmowskiego z wizyty w Japonii w 1904>>
.http://umami.szkolanawigatorow.pl/roman-dmowski-wsrod-jencow-w-japonii
i
.http://umami.szkolanawigatorow.pl/roman-dmowski-ex-oriente-lux
a tu>>’przyczyny’ dlaczego Dmowski i Piłsudski udali się do Japonii, czyli
CO ZBUDOWAŁO taką a nie inną pozycję Japonii:
.http://betacool.szkolanawigatorow.pl/japonia-pod-panowaniem-holendrow-wyznania-handlowego-i-nieco-pozniej
+
.http://betacool.szkolanawigatorow.pl/makowe-panienki-generaa-czyli-japonia-pod-berem-miedzynarodowki-wyznania-kredytowego-cz2
oraz przeczytać książkę:
Wojny Czyngiz Chana1194-1234 Wacława Zatorskiego
żeby zrozumieć, że 'wszystko już było’ a przypadkiem nie odkrywać tego co jest odkryte dawno
A co z ilością politologów mister Rast? Tych chyba nie mamy za dużo?
Mister Guras,
jestem człowiekiem bb wiekowym i w moich czasach – pre1989-POLITOLOGÓW nie było bo dopiero zaczęto takich produkować w okresie polskiej smuty tj.post1989.