Pozytywne nastawienie wobec Polski było widoczne już na etapie życzliwego przyjęcia wyboru prezydenta Dudy, a także pewnego życzliwego zainteresowania, jakim cieszyły się październikowe wybory parlamentarne i ich wyniki. Było to także dostrzegalne w pytaniach dziennikarzy i rozmowach z rosyjskimi politykami, którzy w pytaniach nieszczególnie nawet ukrywali swoje nadzieje: „Czy teraz się wreszcie dogadamy? Czy skończy się wtrącanie obcych i pogadamy wreszcie między sobą? Czy skoro wasz prezydent i rząd mówią to co mówią, to jest szansa, że faktycznie będzie o interesach państwowych Polski i Rosji, a nie państw ościennych?”. Niekiedy naiwność tych nagabywań była wręcz większa, niż równie życzeniowe nastawienie polskich wyborców!
Odpowiadając na te wszystkie pytania człowiek czuł się jakby mówił dzieciom, że nie ma świętego Mikołaja. Podobnie zresztą rzecz się ma z reagowaniem na samoprzekonywanie się niektórych „no przecież w końcu trzeba się jakoś z Rosją dogadać! No kto jak nie oni, sami sobie przecież zdrady nie zarzucą…”. Cóż, tak to jednak jest w polityce, zwłaszcza międzynarodowej, że sądzić trzeba raczej po faktach, niż oczekiwaniach i marzeniach. Tymczasem fakty póki co są takie, że:
· prezydent i rząd dalej sponsorują władze w Kijowie – czyli kontynuowanie wojny w Donbasie,
· MON i MSZ, nawet wbrew stanowisku innych państw NATO, starają się tworzyć fakty dokonane sprowadzając do Polski zachodnie wojska, czyli tworząc groźbę przeniesienia wojny na nasze terytorium,
· nawet na centymetr nie zmieniło się absurdalne stanowisko Warszawy wobec NordStream 2, projektu nigdy niemożliwego do zablokowania, ale który wciąż jeszcze można by jakoś wkomponować w politykę energetyczną korzystną dla Polski,
· głównym przekazem odnośnie do rozmów z Rosją czyni się kwestię smoleńską, a nie np. zakończenie wojny gospodarczej z Federacją (co można tłumaczyć ukłonem w stronę elektoratu, który przecież jednak ktoś stale pobudza i ogranicza do tego jednego tematu!),
· sterowane już przez propagandystów PiS „Wiadomości” zaostrzyły tylko ton w kwestii wschodniej, jeszcze mocniej niż poprzednio eksponując prymitywne treści à la M. Stepan (łatwa do pomylenia ze Stepanem B.). Nawet relacja z moskiewskich rozmów – sprowadziła się do eksponowania „złej woli Rosji” i domniemania prowokacji.
Oczywiście, dla chcącego wszystko da się wyłożyć na korzyść marzeń: że PiS tak makiewelicznie ukrywa samo przed sobą szykowany (a może wręcz realizowany!) zwrot w polityce wobec Rosji, że pewnie PiS jest tak wewnętrznie zróżnicowane i ma tak bujne ideowo-programowe życie wewnętrzne, że aż pojawiły się różnice zdań na tym tle. Słowem – że na pewno wszystko i tak pójdzie dobrze. Nikt jednak nie tłumaczy czemu niby i po co w ogóle PiS miałby dokonywać zwrotu w polityce zagranicznej, w dodatku niezgodnego tak z własnym programem, z nastawieniem własnego kierownictwa, a nawet z partykularnymi, plemiennymi interesami tej formacji? Z góry zaznaczam, że odpowiedź: „dla dobra Polski” uchylam cytatem z Monty Pythona – „przerywam, to zbyt głupie…”.
Optymistyczne (ale, niestety – tylko względnie…) w całej tej historii jest zainteresowanie Rosjan zakończeniem całej tej polskiej dziecinady i jakąś formą porozumienia z Warszawą. Oczywiście, w tym momencie strona polska niemal powszechnie wybuchnie oburzeniem, że przecież „to Polska chce, a w tym ambaras…, no a Rosja to wiadomo…!”. Nadal jednak starajmy się rozmawiać poważnie. Nie ma chyba ani takiego gestu, ani ruchu rosyjskiego, który nie zostałby przez decydentów III RP zinterpretowany na niekorzyść Rosjan i w takim kształcie przekazany do wierzenia Polakom. Chcą się dogadać? Kręcą! Mają propozycje? Prowokacja! Nie chcą konfliktu? Podpucha! Rozmawiają? Ha, słabi są, żądajmy więcej! W historii przypadków takich było wiele – kiedy w końcu z reguły mało zauważani z perspektywy Kremla Polacy doczekiwali się jakiejś życzliwej uwagi ze strony jego lokatorów – przeważnie rozumieli ją całkowicie opacznie, zbyt już byli zapamiętali, zaciekli, prowadzeni z zewnątrz i od środka w stronę kolejnego nieszczęścia.
Niestety, nie można zakładać, że tym razem będzie inaczej (choć byłaby to z pewnością bardzo przyjemna niespodzianka – ale tylko niespodzianka). Jak to bowiem zwykle przy takich okazjach bywa – ośmielę się bowiem koleżankom i kolegom z Polski przypomnieć, a tych z Rosji poinformować o znanej prawdzie: tu jest Polska! Co może pójść źle – to pójdzie…
Konrad Rękas